10 | Powrót

Sans

- A masz pomysł, gdzie moglibyśmy ją znaleźć? - spytał asgore.

nagle wpadłem na pewien pomysł. nie wiedziałem ile był wart, ale co szkodziło spróbować?

- mam pomysł. - od razu odwrócili się w moim kierunku.

- MÓW, BRACIE!

- wróciła tam, gdzie wszystko się zaczęło. - powiedziałem, mając zamiar teleportować się do podziemia.

- A co jeśli poszła gdzieś indziej? - dzieciak wyglądał na zmartwionego.

- tak czy inaczej ją znajdziemy. - odpowiedziałem, czochrając ją po głowie. poprawiłem jej tym odrobinę humor. - idę to sprawdzić.

- Idę z tobą. - powiedziała frisk.

- nie. to nie jest bezpieczne.

- Sans, ale ty... - tori wyglądała na zmartwioną.

- wiem. ale poradzę sobie. sprawdźcie inne miejsca. jeśli ją znajdę, zadzwonię do was.

- SA...

nie słyszałem co mówił, bo teleportowałem się niedaleko wyjścia. od razu obudziły się wszystkie wspomnienia sprzed trzech lat. te złe i te dobre. ruszyłem do środka, żeby sprawdzić czy moje przypuszczenia są prawdziwe.

pokonałem całe podziemie, które było po brzegi wypełnione wspomnieniami. kiedy stanąłem przed domem, w którym spędziłem tyle czasu, na mojej czaszce pojawił się uśmiech. pchnąłem drzwi i o dziwo okazały się otwarte. przeszedłem się po nim całym, chłonąc te wszystkie widoki brakowało mi tego. na sam koniec udałem się do swojego pokoju. wszystko było takie jak wtedy, oprócz tego że na łóżku leżała skulona dziewczyna.

zguba się znalazła.

wziąłem dziewczynę na ręce i ruszyłem w drogę powrotną na powierzchnię. planowałem z wyciągnąć informację, kiedy tylko się obudzi. po drodze zadzwoniłem do frisk, żeby się nie martwiła.

Azalea

Obudziłam się, a wokół mnie była tylko ciemność. Postawiłam krok do przodu i od razu tego pożałowałam, ponieważ potknęłam się i runęłam na ziemię. Od razu zaklęłam z bólu i ponownie, tylko tym razem ostrożniej, zaczęłam się posuwać do przodu. Cały czas byłam przyklejona do ściany, żeby móc odnaleźć włącznik światła. Kiedy w końcu mi się to udało, a pomieszczenie ogarnęła światłość, myślałam że się ucieszę.

Jednak zamiast szczęścia w moim sercu zawitało przerażenie. Byłam w pomieszczeniu, którego myślałam, że nie będzie mi dane więcej zobaczyć.

Był to pokój w którym zamieszkiwałam w domu matki.

Ruszyłam biegiem do łazienki. W swoim odbiciu zobaczyłam, że opaska jest wciąż na swoim miejscu.

Co tu się stało?!

Chwyciłam za nią i zerwałam z twarzy. Moim oczom ukazało się czerwone oko. Po chwili moje odbicie zmieniło się, przekształcając się w Charę.

- Co ja tu robię!?

- Ty mi powiedz. - Jej uśmiech był przerażający. Nie pamiętałam nic, a nagle jakimś cudem znalazłam się w mieszkaniu matki.

- Gadaj. - Mój głos nie znosił sprzeciwu.

- Nie pamiętasz? - Uśmiechnęła się słodziutko. - Zrobiłaś reset.

Nie.

Usłyszałam jej opętańczy śmiech.

- Co teraz zrobisz? Obiecałaś komikowi, że wszystko się ułoży, a sama to zepsułaś.

Teleportowałam się do wyrwy. Bez zastanowienia rzuciłam się w dół. Biegłam przed siebie nie zwracając na nic uwagi. Kiedy wpadłam do Snowdin od razu skierowałam się do domu szkielebraci.

Nie pukałam. Od razu pchnęłam drzwi, tak że prawie odleciały. Kiedy tylko to usłyszał, Sans spojrzał na mnie zdziwiony.

- dlaczego tu jesteś?

- Nie wiem co się stało?! Byliśmy na górze, a teraz jesteśmy tutaj. Sans pomóż. - Byłam przerażona.

Przecież Chara nie miała kontroli nad Frisk. Nie mogła zrobić resetu. Chyba, że...O nie.

O tak.

Spojrzałam na swoje odbicie. Chara była tak szczęśliwa jak nigdy dotąd.

- chcesz pomocy? - Zaśmiał się zbijając mnie z tropu. - po tym co zrobiłaś? myślałem, że jesteś po naszej stronie!

Sans był wściekły. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie. Czułam nienawiść, która była skierowana w moim kierunku.

- A-ale Sans. Ja nic nie...

- to powiedz dlaczego tutaj jesteśmy!?

- Sans...

Pożegnaj się.

- Co...?

W tym momencie w mojej ręce pojawił się nóż. Potrzebowałam postawić tylko dwa kroki, żeby nóż zagłębił się w klatce piersiowej szkieleta. Spojrzał na mnie, a na jego twarzy widniało niedowierzanie, które bardzo szybko zmieniło się w smutek.

- zapłacisz za to.

I zniknął. Pod moimi powiekami pojawiły się łzy, a z ust wydobył się szloch. Kiedy moje ciało zostało uwolnione z mocy tego demona opadłam na kolana i zaczęłam płakać.

- Sans...Sans...SANS!

Zerwałam się z mocno bijącym sercem. Zaczęłam się chaotycznie rozglądać po pokoju.

Byłam we własnym domu, a wokół mnie stali moi przyjaciele. Kiedy zobaczyłam Sansa ponownie się poryczałam.

- co się stało!? - Sans od razu do mnie podbiegł.

Objęłam go nie zważając na nic i zaczęłam ryczeć.

- Tak się cieszę, że żyjesz. - Wtuliłam się w niego mocniej. Kiedy pierwszy szok minął szkielet także mnie przytulił.

- to tylko zły sen.

Sans

- to tylko zły sen.

nawet po moich słowach dziewczyna nie przestała płakać. trzymała się mnie jak tonący brzytwy. wszyscy w pokoju przyglądali się dziewczynie, a najbardziej frisk. czułem jak bardzo dzieciak chciał się znaleźć na moim miejscu.

- Co się stało, moje dziecko? - tori była bardzo zmartwiona całą sytuacją. kiedy zobaczyła jak niosę przemarzniętą dziewczynę o mało nie zemdlała. teraz czekała z niecierpliwością, tak samo jak inni, na odpowiedź dziewczyny.

Azalea

Nie chciałam odpowiadać na pytanie potworzycy. Nie mogłam. Nie mogłam pozwolić, żeby ktokolwiek dowiedział się o Charze. Frisk patrzyła na mnie tak jakby widziała ducha. Bardzo szybko się pozbierałam i puściłam szkieleta. Posłałam mu mały uśmiech i odwróciłam się do Frisk z otwartymi rękoma, czekając aż mnie przytuli.

Kiedy zrozumiała o co mi chodzi od razu do mnie doskoczyła. Wtuliła się we mnie tak mocno jakby miała mnie nigdy więcej nie zobaczyć.

- Nigdy więcej tego nie rób! - Zaczęła płakać jak małe dziecko.

- Nie zrobię. Obiecuję. - Objęłam ją mocniej.

Frisk zaczęła się uspokajać. Już wiedziałam, że nie obędzie się bez pytań. Wzięłam wdech i odpowiedziałam na pytanie Tori.

- Nic takiego. Chciałam tylko sobie coś poukładać. Ale jak widać nie jest mi to dane. - Westchnęłam. - Jutro pójdziemy do cywilnego i przepiszemy Frisk na mnie.

- Wiesz co chciałaś zrobić!? - Undyne wyglądała jakby chciała mnie zabić. - Jeśli nie dasz mi dostatecznego wytłumaczenia, to cię walnę.

- Uwierz, że nawet jeśli chciałabym, to nie mogę Ci powiedzieć. Dlatego proszę, żebyś zostawiła to w spokoju.

- jeśli nie my, to kto?! - Sans był zły. Bardzo zły.

- Nikt.

Nastała chwila ciszy, którą przerywał tylko hulający za oknem wiatr. W tym momencie Papyrus zrozumiał, że nie chcę o tym rozmawiać i ruszył do działania.

- CZŁOWIEKU PEWNIE JESTEŚ ZMĘCZONA. POWINNAŚ ODPOCZĄĆ. CHODŹ BRACIE. JUTRO POROZMAWIAMY.

Byłam bardzo wdzięczna szkieletowi. Moi przyjaciele szybko sczaili o co chodzi i pożegnali się, zostawiając mnie i Frisk same w domu.

- Co się stało!? Dlaczego nic nie powiedziałaś?

- Chara. Jest zbyt silna. Nie daję rady już jej kontrolować. Jeśli zniknę, ona Cię nie zrani.

Dziewczynka ponownie zalała się łzami.

- Ale ty nie możesz zniknąć. Nie chcę cię stracić. Nie chcę.

Westchnęłam i objęłam ją, mocno przytulając.

- Pakuj się. Każę ci uciekać, uciekasz. Rozumiesz? - Usłyszałam mruczenie. - I zabierasz ich ze sobą. Pierwszym kogo będzie chciała zabić będzie Sans.

- Czemu? - Uniosła na mnie wzrok. - Nie we mnie?

- Chce nam zadać jak najwięcej bólu nim to skończy. Tylko, że ty wciąż masz możliwość resetu, więc ona nie może wiele zrobić...Chyba, że cię zabije. Wtedy to inna sprawa.

- Nie pozwolę ci.

- Mam nadzieję. A teraz wynocha mi stąd. - Powiedziałam, odsuwając ją ode siebie i posyłając jej uśmiech. - Jestem zmęczona i muszę odpocząć.

Frisk opuściła pokój, a ja przykryłam się po sam nos kołdrą i zaczęłam odpływać.

Nie powstrzymasz mnie.

Zobaczymy.

...

Przez następne parę tygodni panował względny spokój. Chara zniknęła, a ja w końcu odzyskałam choć część sił. Znów mogłam zacząć cieszyć się życiem. I nawet krzywe spojrzenia moich ludzkich „przyjaciół" nie były w stanie wyprowadzić mnie z równowagi.

Siedziałam w pokoju i przygotowywałam się do wyjścia do pracy. Miał być to dzień jak każdy inny. Nagle poczułam jak obezwładnia mnie bezsilność.

- Nacieszyłaś się życiem? Teraz moja kolej.

Zaczęłam walczyć. Po chwili moje nogi przestały działać i upadłam na ziemię. Chara próbowała mnie podnieść, ale nie dawałam jej się.

Słysząc huk, Frisk przybiegła do pokoju. Widząc mnie na podłodze od razu ruszyła w moim kierunku.

- Nie! - Jęknęłam z bólu. Czułam jakby mnie rozrywano od środka. - Uciekaj! JUŻ!

Nie musiałam powtarzać. Zniknęła w drzwiach, a po chwili usłyszałam trzask zamykanych drzwi wejściowych. Mogłam odetchnąć z ulgą.

- Ah! - Zwinęłam się, kiedy kolejna fala bólu zalała moje ciało.

Nie zapomniałaś o czymś?

Mój oddech był ciężki i rwący. Ale nie przestawałam walczyć.

- Jak długo masz zamiar się opierać? - Zapytała, o zgrozo, moim głosem. - Prędzej czy później i tak stanie na moim.

Chyba zemdlałam. Kiedy odzyskałam świadomość byłam już w domu szkielebraci, a moje ciało nie należało do mnie.

Na powrót pojawiłam się w tym czarnym bezkresie. Widziałam to co widziała Chara, a jednak byłam tylko obserwatorem.

- Jeśli teraz oddasz mi władzę nad swoimi zdolnościami zakończę to szybko.

- Nie ma mowy! - Zasłoniłam rękami klatkę piersiową, wewnątrz której znajdowała się moja dusza. - To, że masz moje ciało nie za wiele ci daje. Masz naczynie, ale brakuje ci zasobów żeby go używać. Nie oddam ci tego, co może cię doprowadzić do moich najbliższych.

- Jakie słodkie. Bleh. Wytropię ich bez twojej pomocy, ale będą dłużej cierpieć.

...

Dotrzymała słowa. Wszyscy ukryli się w podziemnym laboratorium Alphys. I właśnie w tym momencie stałam, Chara stała, naprzeciw nich. Sans stał na przedzie, zupełnie jakby chciał chronić resztę. Tak jakby sądził, że może powstrzymać mnie.

- Miło cię widzieć znów, komiku.

- cała przyjemność po twojej stronie. - Nawet nie starał się ukrywać niechęci, którą odczuwał.

- Ułatwiasz mi sprawę. Wykończę najpierw ciebie, a później zajmę się resztą. Ciekawe jakie to uczucie trzymać na rękach umierającą ukochaną osobę. Ty już wiesz. A co jeśli to właśnie ty go zabijesz?

Te słowa były do mnie. Nie marnując kolejnej sekundy zaatakowała. Czerwony sztylet pojawił się w moim ręku i ruszyłam na Sansa w pełnym pędzie. Czas jakby zwolnił. Widziałam jak unoszę nóż do góry, żeby zadać śmiertelną ranę. A Sans wciąż stał.

Zebrałam resztkę sił jaka we mnie drzemała i jednym silnym ruchem odrzuciłam Charę. Przetoczyła się kilka razy, a ja w końcu odzyskałam władzę nad sobą.

Zatrzymałam się raptownie i opadłam na kolana. Wciąż dzierżąc broń w dłoni brałam głębokie oddechy, a z moich oczu zaczęły płynąć łzy. Zacisnęłam mocno szczęki, żeby żaden jęk nie wydobył się z moich ust. Ból wręcz rozdzierał mnie.

- Lea! - Frisk rzuciła się w moim kierunku.

- Nie! Uciekaj! Uciekajcie, zanim stracę kontrolę! Nie powstrzymam jej drugi raz. To zbyt wiele nawet jak dla mnie. Jej nienawiść jest zbyt głęboka. Moja dusza już nie jest tylko moja. Uh! - Ugięłam się pod kolejną falą bólu. - Nie wracajcie po mnie. Mnie już nie ma. Zaopiekujcie się Frisk.

Zanim Chara wytrąciła mi kontrolę teleportowałam się. Pojawiłyśmy się na klifie. Pod nami szumiało morze, a niedaleko stała góra Ebott.

- Po co nas tu przywlekłaś? - Chara nie kryła złości.

- Żeby to zakończyć. - Chwyciłam z wisiorek, który znajdował się na mojej szyi od niepamiętnych czasów i jednym szarpnięciem zerwałam go z szyi. - Przepraszam, ojcze.

- Co tam szepczesz?

- Piękny zachód, prawda?

- Co ty...?

Zanim zareagowała ruszyłam pędem. Po chwili już spadałam w dół urwiska, pędząc na łeb na szyję w stronę wzburzonych fal.

- Zapłacisz mi za...

Nie wiem co powiedziała. Wraz z uderzeniem w wodę, wszystko zamilkło.

~~~~~~~~~~~~~~~~~

Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni. Obiecuję to skończyć, ale nie wiem kiedy może się to stać

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top