9 | Ucieczka
Od tamtego incydentu minęło sporo czasu. Od tamtej chwili nie widziałam się z Sansem ani razu. Za to widziałam go często w towarzystwie Katii. Wtedy to zrozumiałam, że to co było kiedyś już nie istnieje. Że powinnam iść na przód. Ale to także nie było wyjście. Dla mnie nie było przyszłości. Moją przyszłością była śmierć z rąk Chary. A dzień ten zbliżał się nieubłaganie, wielkimi krokami.
Z dnia na dzień czułam się coraz gorzej. Słabłam. Czułam to i widziałam. Moje drugie oko zaczęło nabierać czerwonego koloru, a wytrwałość zaczęła się zmieniać w nienawiść.
Musiałam zacząć działać i to szybko. Kiedy Frisk była nocować u Dreemurów podjęłam kroki. Postanowiłam zrobić jedyną rzecz, która powinna zapewnić Frisk bezpieczeństwo.
Kiedy byłam pewna, że nikt mnie nie obserwuje, nikt z moich przyjaciół, udałam się do urzędu stanu cywilnego. Wyjątkowo miałam szczęście, ponieważ nikogo nie było.
Frisk została częścią Dreemurów. Były małe problemy, ponieważ oni nie byli obecni, a jest to mus, ale udało nam się jakoś to obejść, kiedy wytłumaczyłam kobiecie swoją sytuację. Oczywiście z pominięciem tego, że opętał mnie duch zmarłego dziecka.
Kiedy wszystko się udało ogarnęła mnie ogromna ulga. Nie czułam smutku, że muszę opuścić swoją malutką siostrzyczkę. Cieszyłam się, że będzie mogła mieć w końcu normalną rodzinę i że wszystkie jej troski znikną.
Wtedy to poczułam jak ogarnia mnie słabość. Oparłam się o fasadę, a ludzie stojący niedaleko mnie podeszli mi pomóc.
- Nic Pani nie jest? - Powiedział mężczyzna, pomagając mi stanąć prosto.
- Nie. Ale dziękuję za troskę. Poradzę sobie.
- Na pewno nie chce Pani się udać do lekarza?
- Nie, dziękuję. - Powiedziałam, ruszając w drogę powrotną.
Może jednak istnieją jeszcze dobrzy ludzie...wyjątek potwierdza regułę.
Udałam się do domu, żeby zebrać swoje najpotrzebniejsze rzeczy oraz coś do jedzenia.
Myślisz, że się ode mnie uwolnisz? To się mylisz.
- Nie. Chcę uwolnić Frisk od ciebie.
Co dzięki temu zyskasz? Zawsze mogę przejąć ciało i wrócić tutaj.
- Dopóki mam jeszcze trochę siły, będę walczyć. Prędzej umrę, niż pozwolę Ci zranić Frisk.
Da się zrobić. Wiesz, że twoje martwe ciało też mogę kontrolować?
Nie odezwałam się więcej. Zebrałam kilka ubrań i trochę jedzenia o dłuższej dacie ważności. Nic więcej mi nie było potrzebne tam gdzie planowałam iść. Żadne pieniądze czy telefon.
Zostawiłam wszystko na stoliku i wyszłam z domu. Pech tak chciał, że Sans wychodził w tym samym momencie.
Jak przez ten cały czas nie widziałam go...Dlaczego dziś!?
- heya.
- Cześć. - Zamknęłam drzwi i odwróciłam się, żeby odejść.
- co cię ugryzło? - Szkielet ruszył za mną.
- Nic. Muszę coś szybko załatwić. Pogadamy później. - Zaczynałam panikować.
A co jak się nie odczepi?
- mogę cię zawsze...
- NIE!...To znaczy nie kłopocz się... - Zaśmiałam się spanikowana. - Do zobaczenia.
Teleportowałam się.
Sans
dziwnie się zachowuje...nie ważne. Jak będzie chciała pogadać to na pewno komuś powie.
odwróciłem się z zamiarem udania się na miejsce spotkania.
Azalea
Dobrze, że za mną nie poszedł.
Odetchnęłam głęboko i ruszyłam w głąb góry, którą tak niedawno cieszyłam się, że jest mi dane opuścić.
Szłam tym samym stromym zboczem co kilka lat temu. I tak samo jak tamtym razem potknęłam się. Jednak tym razem nie było nikogo, kto chwyciłby mnie.
Upadłam kalecząc sobie kolana o ostre kamienie. Kiedy podniosłam się zobaczyłam, dużo czerwonych plamek na kolanach. W tamtym momencie żałowałam, że nie wzięłam żadnych medykamentów. Ale nie było już sensu wracać. Po pierwsze dlatego, że moje działania mogły do tego czasu zostać odkryte. A po drugie dlatego, że od kiedy potwory opuściły Podziemie, magia która w nim istniała, zniknęła tak samo jak one. Nie było żadnej możliwości, żeby prze-teleportować się taki kawał drogi bez dodatkowego boosta magii.
Szłam po tak bardzo mi znanych korytarzach i ścieżkach. Kiedy zobaczyłam tak dobrze mi znaną złotą komnatę, zawahałam się.
- Boisz się. - Widziałam jej odbicie w oknie.
- Kto normalny by się nie bał?
- Nie jesteś normalna.
- Wiem. - Posłałam jej mały uśmiech i ruszyłam dalej.
Chciałam przebyć ten odcinek jak najszybciej, żeby te przeklęte wspomnienia nie rozbudziły się w moim umyśle. Ale nie zawsze chcieć to móc. Wspomnienia bardzo szybko powróciły do życia. I nie wątpię w to, że Chara maczała w tym odrobinę swoje palce.
Kiedy wszystkie te obrazy zaczęły przewijać w moim umyśle, łzy zebrały się pod moimi powiekami. Przyspieszyłam jeszcze bardziej, chcąc opuścić to przeklęte miejsce raz na zawsze.
- Szczęśliwa. - Warknęłam, ocierając spływające łzy.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. Uwielbiam twoją gorycz. Jest zawsze połączona z wściekłością.
- Robi mi się niedobrze kiedy tylko cię słyszę.
- Przyjemność po mojej stronie.
Szłam dalej. Minęłam Wodospad oraz to miejsce, w którym tyle razy się spotykaliśmy z Sansem. Polanę echo kwiatów na której dowiedzieliśmy się co do siebie czujemy. W tamtym momencie znów ogarnął mnie wszechmocny smutek.
To, że wyznaliśmy sobie nasze uczucia praktycznie nie zmieniło naszej relacji. Sans nie został dla mnie nikim więcej niż przyjacielem. Dlatego też nie mam prawa być zła na niego.
Nim się obejrzałam stałam przed dużym drewnianym domem, a gdzie nie spojrzał wszędzie było biało. Nie musiałam otwierać drzwi. Dom został otwarty, ale wszystko co było wewnątrz pozostało na swoim miejscu. Żaden człowiek nie odważył się wejść do Podziemii.
Udałam się do pokoju, który kiedyś należał do mniejszego szkieleta. Było to jedyne miejsce, które w podziemiu pozwalało mi się całkowicie uspokoić. Chociaż było tam niesamowicie zimno, to przynajmniej było to miejsce, które bardzo dobrze znałam.
- Zamarzniesz na śmierć. Nie żeby mi to jakoś przeszkadzało.
- Nie martw się o mnie. Poza tym, tak jak mówisz, wyjdzie Ci to na dobre.
Wyciągnęłam z plecaka grube ubrania i kiedy je na siebie narzuciłam, położyłam się na materacu i zamknęłam oczy, ponieważ zmęczenie zaczęło ponownie opanowywać całe moje ciało.
Frisk
Miałam wracać od Dreemurów, kiedy ktoś zapukał do drzwi. Ciocia Toriel otworzyła drzwi. Zobaczyłam mężczyznę ubranego w czarny garnitur.
- Czy zastałem Frisk xxx? [nie każcie mi jeszcze wymyślać nazwiska. Jak chcecie możecie podrzucić jakieś, to wykorzystam]
Wyjrzałam, żeby spojrzeć na niego zaciekawiona. Kiedy tylko mnie dostrzegł, kiwnął mi głową na powitanie. Nie rozumiałam co się tak naprawdę działo.
- W czym mogę Ci pomóc, młody człowieku? - Toriel uśmiechnęła się przyjaźnie do mężczyzny.
- Kazano mi to przekazać. - Wyciągnął w kierunku cioci Toriel jakiś pakunek. - Jak zgaduję Pani Dreemur? - Wyciągnął jeszcze kopertę. - To miało trafić do Pani rąk.
- Ale co to?
- Niech Pani sama sprawdzi. Życzę miłego dnia.
I tyle go widzieli. Ciocia zamknęła drzwi i ruszyła do salonu. Poszłam w jej ślady i usiadłam na kanapie obok, żeby móc zobaczyć zawartość koperty.
Zobaczyłam zdziwioną minę kozicy i zerknęłam jej przez ramię na papiery. Widniało na niej imię Lei, moje oraz cioci Toriel.
- Co to takiego? - Wujek Asgore wszedł do pokoju i spojrzał na dokumenty. Kiedy tylko je odczytał jego brwi zeszły się, tworząc na czole zmarszczkę. - Rozmawiałaś z nią ostatnio?
- Nie. Ale data sugeruje, że zrobiła to dzisiaj. - Oboje spojrzeli w moim kierunku.
- Co się stało? - Widząc ich miny zaczęłam się obawiać, że coś mogło się stać Lei.
- Ustalałaś coś ostatnio z Azaleą, moje dziecko? - Zapytała Toriel spokojnym głosem.
Tak. Ale jest to coś czym raczej nie powinnam się z wami dzielić...Przynajmniej na razie.
- Nie. Co się stało? - Coraz bardziej się niepokoiłam.
Spojrzeli po sobie i podali mi dokumenty. To co zobaczyłam sprawiło, że z moich oczu popłynęły łzy.
Dlaczego to zrobiła!? Obiecała, że mnie nie zostawi...Obiecała.
Dokumenty zawierały wzmiankę o adopcji. Moja siostra oddała mnie pod opiekę Dreemurów, zrzekając się praw do mnie. Obiecała, że mnie nie zostawi, że się mną zaopiekuje. Dlaczego kłamała?
- Nie płacz, moje dziecko. - Ciocia Toriel mnie objęła i otarła łzy.
- Obiecała... - Załkałam, wtulając się w jej puszystą sierść.
- Może to jakieś nieporozumienie? - Powiedział wujek Asgore. - Twoja siostra kochała Cię zbyt mocno, żeby Cię porzucić od tak.
- Co się stało!? Co się dzieje!? - Asriel zbiegł po schodach, prawie się przewracając.
Kiedy mnie zobaczył od razu podbiegł i mocno mnie przytulił. To odrobinę poprawiło mój humor.
- A co jest w tej paczce? - Zapytał wujek, podnosząc ją do góry. Oderwałam się od Asriela i cioci i zabrałam paczkę od wujka.
- Sprawdźmy.
W środku znajdował się duży plik pieniędzy oraz list. Zostawiłam pieniądze i wyciągnęłam list.
„Wiem, że to co tutaj przeczytasz nie spodoba Ci się i żałuję, że nie mogę Ci tego osobiście powiedzieć, ale musisz mi wybaczyć.
Więc zacznę od tego co pewnie Cię najbardziej nurtuje. Dlaczego oddałam Cię pod opiekę Toriel. Mam małe problemy i muszę się z nimi uporać. Nie dałabym rady w tym samym czasie zajmować się tobą, więc postanowiłam tą sprawę rozwiązać w ten sposób. Kiedy wrócę, wszystko wróci do normy. Jednak na razie nie liczyłabym na to.
Zostawiam Ci wszystkie oszczędności, które udało mi się zebrać. Tam gdzie się udaję nie będą mi one wcale potrzebne.
Mam nadzieję, że poradzisz sobie i że kiedy następnym razem się zobaczymy, będziesz silną i dzielną dziewczyną.
Kocham Cię,
Azalea"
Dreemurowie patrzyli na mnie z wyczekiwaniem. A ja tylko wybuchnęłam płaczem. Ciocia od razu mnie przytuliła, a wujek odczytał na głos list.
- Musimy z nią porozmawiać. - Powiedziała stanowczo ciocia. - Tak nie powinna się zachowywać odpowiedzialna dorosła.
- Dzwoń do niej. - Powiedział wujek, wrzucając na siebie kurtkę. - Jedziemy do Waszego domu.
Szybko ubrałam się i wybrałam numer do Azalei. Nie odbierała. Przez całą drogę próbowałam się do niej dodzwonić, ale nie odbierała.
Kiedy już dotarliśmy do domu i otworzyłam drzwi moim oczom ukazał się pliczek pieniędzy leżący na stoliku, a obok niego telefon mojej siostry.
Wtedy dopiero poryczałam się nie na żarty. Nawet Asriel nie był w stanie mnie uspokoić. To był koniec. Bez telefonu nie było z nią kontaktu, a bez tego wszelkie szanse na odnalezienie jej malały diametralnie.
Po chwili usłyszałam jak ktoś puka do drzwi. Zobaczyłam Sansa i Papyrusa. Kiedy wyższy szkielet mnie zobaczył od razu podszedł do mnie chcąc mnie pocieszyć. Niesamowicie się umęczył, ale udało mu się lekko podnieść mnie na duchu.
- CO SIĘ STAŁO CZŁOWIEKU!? - Szkielet szczerze się o mnie zamartwiał.
- Lea, o-ona...
- Ta dziewczyna porzuciła ją i zniknęła. - Ciocia była wściekła.
Sans spojrzał na nią nie dowierzając. Później przeniósł swój wzrok na mnie, szukając potwierdzenia, które otrzymał.
- to nie w jej stylu. - Powiedział niższy z braci.
- Też nie chcę mi się w to wierzyć, ale fakty mówią same za siebie.
- może zaszła jakaś pomyłka? dzwoniliście do niej?
Wybrałam jej numer. Już po chwili usłyszeliśmy muzykę płynącą z jej telefonu.
- MUSIMY JĄ ODNALEŹĆ!
~~~~~~~~~~~~
1757 słów
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top