2 | To tylko sen, prawda?

Przebrałam się w roboczy uniform i wyszłam na sklep. Dzisiaj była moja kolej obsługi ekspresu do kawy. Kiedy tylko weszłam usłyszałam jak Jason mnie woła, więc podeszłam do niego.

- Co jest?

- Twoja kolej. - Podał mi notatnik.

Rozejrzałam się po kawiarni. Dwa stoliki były zajmowane przez potwory, czyli moja tura do obsługi.

- Zrób podwójne cappuccino.

Kiwnął mi tylko głową, a ja poszłam obsłużyć stoliki. Moi współwięźniowie, znaczy współpracownicy, należeli do tych ludzi co bali się potworów, więc umówili się ze mną, że oni obsługują ludzi, a ja potwory. Dla mnie ten układ był perfekcyjny, ponieważ nie lubię ludzi. Nigdy nic im nie pasuje. A od potworów zawsze uzyskam nawet mały uśmiech czy podziękowanie. To wystarczy, żeby poprawić mi humor.

Jakoś dwie godziny później, kiedy zadzwonił dzwonek odwróciłam się do drzwi. Zobaczyłam małego koziołka oraz dziewczynkę z długimi brązowymi włosami. Oboje usiedli przy wyspie. Kiedy moja koleżanka chciała iść ich obsłużyć, położyłam rękę na jej ramieniu.

- Ja się tym zajmę. W końcu potwory to moje poletko. - Kiwnęła głową i zajęła się czyszczeniem.

Podeszłam do dwójki i oparłam się o ladę.

- W czym mogę pomóc, kochaneczki?

Zaśmiałam się kiedy zobaczyłam naburmuszoną minę Frisk oraz całego czerwonego Asriela. Widać było jak na dłoni, że koziołkowi podoba się dziewczyna, ale miała ona tą samą przypadłość co jej siostra. Po prostu nie potrafiła tego dostrzec, a ja nie byłam tą, która powinna jej to mówić.

- Lea, skończ juuuuuż.

- Brzmisz jak dziecko.

- Bo nim jestem. - Na jej twarzy pojawił się chytry uśmieszek.

- Tu masz rację. Więc co cię tutaj sprowadza, dzieciaku?

- Nie mogę przyjść spędzić z tobą czasu?

- Nie żartuj. Zazwyczaj pojawiasz się ze 2 godziny później jak już się wyszalejecie. Gadaj co planujecie. - Ostatnie zdanie skierowałam do Asriela. Był on trochę wiarygodniejszy od Frisk. Taka zaleta potworów. - Więc?

- Frisk chciała pożyczyć pieniądze na lunch.

- Azzy! - Frisk od razu zrobiła się czerwona. Próbowała się ukryć w tym gąszczu na swojej głowie, ale nie wychodziło jej bo miała je spięte.

- Chyba pora je ściąć. - Powiedziałam, chwytając jeden z kosmyków.

- Mnie się takie podobają. - Powiedziała, wyrywając je z mojej ręki. - I nie zmieniaj tematu. Dasz tą kasę?

- Jak mogę odmówić takiemu słodziakowi. - Powiedziałam ironicznie i wyciągnęłam z portfela pieniądze. Zanim jednak Frisk zdążyła je chwycić, cofnęłam rękę.

- Co znowu? - Brzmiała jakby została zesłana na jakieś męczarnie.

- Musisz coś dla mnie zrobić.

- No?

- Przejdziesz się do Grillby's. Nie miałam czasu zrobić sobie czegoś do jedzenia.

Chwyciła pieniądze i ruszyła w kierunku drzwi.

- Robisz się coraz bardziej leniwa. Zaczynasz mi kogoś przypominać.

- Nie martw się. Jego poziomowi nie dorównam.

Wyszli ze sklepu. Wróciłam do przerwanego zajęcia.

Frisk bardzo zmieniła się przez te lata. Zapuściła włosy i nie planowała ich ścinać. Zaczęła też swobodnie mówić, choć czasem woli po prostu pokazać co ją trapi. To jest taka nasza mała tajemnica. Język, którego większość po prostu nie zna. Oprócz tego nasza więź trochę osłabła. Frisk jest już nastolatką i ma prawo do własnego życia. Ale ja po prostu nie potrafię jej puścić, po tym co się stało w podziemiu. Boję się, że to wszystko może się powtórzyć.

Niedługo potem Frisk przyniosła mi jedzenie, a sama zmyła się do domu. Dzisiaj miała iść nocować do Dreemurów, więc mogłam sobie pozwolić na mały odpoczynek.

Dwie godziny przed końcem mojej zmiany zadzwoniła do mnie. Bardzo mnie to zdziwiło, co nie zmienia faktu, że odebrałam.

- Co się stało?

- Mamy nowych sąsiadów. Zamieszkali po drugiej stronie korytarza i zapraszają nas na kolację. Co ty na to?

- Nie miałaś przypadkiem iść do Asriela?

- Azalea, ludzie czekają na...Przestań się opieprzać! - Do pomieszczenia wszedł Cole, mój szef.

Westchnęłam cierpiętniczo.

- Jeśli sądzisz, że masz czas, to czemu nie. Ja i tak nic dzisiaj nie robię.

- To kiedy będziesz?

- Możemy do nich wpaść o 20:30.

- Ok, przekażę. Miłej pracy.

Rozłączyła się. Zrobiło mi się cieplej na sercu. Wpatrywałam się w słuchawkę do momentu, aż Cole znowu mnie nie opieprzył. Wróciłam do roboty z nową energią.

Kiedy wybiła 20 opuściłam pracę. Na szczęście dzisiaj to nie ja zamykałam, więc nie było problemów. Szybkim krokiem wróciłam do domu. Na szczęście nie musiałam szukać kluczy, ponieważ Frisk była tak łaskawa, że mi otwarła drzwi.

- Ludzie czy potwory? - Było to pierwsze pytanie jakie zadałam, kiedy pozbyłam się płaszcza.

- Może jakieś cześć.

Jak na życzenie, podeszłam do niej i mocno wyściskałam. Próbowała się wyrwać, ale byłam silniejsza.

- Mówiłam ci, że tego nie lubię.

- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.

- Potwory.

- Co planujesz zrobić z nocowaniem u Asriela?

- Przełożyliśmy to na jutro. Asgore po mnie przyjedzie, więc nie musisz się fatygować.

- To żadna fatyga. Lubię przebywać w ich towarzystwie. - Powiedziałam, zamykając się w pokoju. - Promieniują dobrą energią!

- Tu się zgadzamy.

Usłyszałam jej kroki. Ściągnęłam ubrania i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej białe rurki, czarny sweterek z dekoltem w serek oraz błękitną apaszkę. Wyszłam z pokoju, akurat kiedy Frisk opuściła łazienkę. Poszłam się wyperfumować i lekko poprawić makijaż. Nie był on jakiś mocny, bo nie lubiłam się malować. Po prostu lekko podkreśliłam oczy i usta.

- Powinnaś się skończyć malować. - Zobaczyłam Frisk w drzwiach. - Wyglądasz lepiej bez tego wszystkiego.

Zaśmiałam się.

- Tak zrobię. Dzięki za radę.

Założyłyśmy buty i ruszyłyśmy do naszych sąsiadów. Frisk zapukała do drzwi. Usłyszałyśmy głośne „otwarte" i weszłyśmy do środka. Wszędzie leżały jeszcze pudła, ale mieszkanko wydawało się bardzo przytulne. Rozejrzałam się. Stawiałam, że to jakieś rodzeństwo, ponieważ nigdzie nie widziałam damskich ubrań. Kiedy weszłyśmy w głąb zobaczyłyśmy gospodarzy. Poczułam jak serce mi staje.

Na początku zamarłam, później zaczęłam się powoli cofać, a na koniec odwróciłam się z zamiarem ucieczki.

- Lea, gdzie ty...?

- Zapomniałam wyłączyć żelazka. Zaraz wrócę.

- Ale ty...

Wybiegłam z domu i teleportowałam się na swój balkon. Poczułam jak łzy zbierają się pod moimi powiekami i po chwili wypływają. Zsunęłam się po ścianie i schowałam głowę pomiędzy nogami. Zaczęłam szlochać.

Dlaczego? Dlaczego teraz...kiedy przyzwyczaiłam się, kiedy dałam sobie już spokój.

Naszymi nowymi sąsiadami byli Sans i Papyrus.

Nie wiem ile czasu spędziłam na balkonie, ale jak na siebie, to ogarnęłam się dość szybko. Wróciłam do domu i pozbyłam się tapety z twarzy, a później stałam już przed ich drzwiami.

Wzięłam głęboki wdech i zapukałam do drzwi. Otwarła mi Frisk.

- Szybko się ogarnęłaś. Zazwyczaj zajmuje ci to o wiele dużej.

- Haha, bardzo śmieszne. Teraz tylko pytanie czy nie obrażą się.

- Przyjęli to niesamowicie spokojnie. - Przyjrzała się mojej twarzy. - Na serio lepiej ci bez makijażu.

Rozczochrałam jej włosy.

- Dzięki dzieciaku. A teraz chodź, muszę przeprosić ich za swoje zachowanie.

Kiedy tylko weszłam głębiej oba szkielety spojrzały na mnie, a później na siebie i znowu na mnie. Zaśmiałam się cicho pod nosem, przez co na ich czaszkach też pojawił się uśmiech.

- Przepraszam. Po prostu...spodziewałam się wszystkich, ale nie was. Był to trochę silny szok.

- CZŁOWIEKU, NIE MASZ ZA CO NAS PRZEPRASZAĆ!

Zaśmiałam się, a później znów poczułam, że płaczę. Papyrus od razu do mnie podbiegł.

- CO SIĘ STAŁO, CZŁOWIEKU!? BOLI CIĘ COŚ!?

Przytuliłam go mocno i zaczęłam się śmiać przez łzy.

- Tak cholernie tęskniłam. Myślałam, że was więcej nie zobaczę.

Po chwili do misia dołączyli Sans i Frisk.

Byłam wtedy najszczęśliwsza na świecie. W tamtym momencie mogłam umrzeć.

Spędziliśmy naprawdę miło czas. Przy kolacji opowiedzieliśmy sobie co się działo u nas przez te 3 lata. Frisk zachowywała się tak jak dawniej. Wiedziałam, że nie tylko mnie brakowało tych dwóch głupków.

Po kolacji postanowiłyśmy wrócić do domu. Wymieniliśmy się jeszcze numerami telefonu, a później wróciłyśmy do domu.

Wzięłam szybki prysznic i udałam się do swojego pokoju. Przebrałam się w koszulkę i długie spodnie i udałam się do kuchni nalać sobie wina. Musiałam dojść do siebie po tym co się stało.

Nie rozumiałam dlaczego teraz, kiedy już nauczyłam się bez nich żyć. I na domiar złego mieszkają prawie obok nas.

Dlaczego ja mam takie szczęście?

- Żyjesz? - Głos Frisk obudził mnie z letargu.

- A wyglądam jakbym? - Zaśmiałam się kiedy zmarszczyła brwi. - Jednak potrafisz się zachować.

- O czym ty gadasz? Ja zawsze zachowuję się jak człowiek.

- I właśnie to jest problem. - Mruknęłam pod nosem, ale Frisk i tak to usłyszała.

- O co ci chodzi!? Jeśli coś ci nie pasuje to powiedz!

- To nic.

- Więc nie komentuj! - Frisk odwróciła się na pięcie.

- Właśnie to mi przeszkadza! - Uniosłam głos. Nieczęsto mi się to zdarza i staram się być spokojna przy Frisk, ale wtedy nerwy mi puściły. Odwróciła się do mnie, a na jej twarzy widniało niedowierzanie. - Odkąd wróciłyśmy z podziemia jesteś chamska i wredna! Próbuję robić wszystko, żebyś miała godne życie, ale tobie wciąż jest mało! Wolałam, kiedy nie mówiłaś. Wtedy przynajmniej się kłóciłyśmy.

Odłożyłam kieliszek i minęłam ją w drzwiach. Zanim jednak weszłam do pokoju, usłyszałam za sobą jej doniosły głos:

- Przepraszam bardzo, że chcę mieć własne życie! Jeśli tak bardzo ci przeszkadzam, to dlaczego nie odeślesz mnie do mamy!? Nie potrzebuję twojej pomocy! Poradzę sobie!

- Nie wątpię.

- Dlaczego nigdy we mnie nie wierzysz!?

- Bo jesteś człowiekiem, a to jest nasz największy atut! - Warknęłam, otwierając drzwi do pokoju. - Jak chcesz to wracaj do matki. Nikt Cię tu nie trzyma.

Zatrzasnęłam za sobą drzwi i opadłam na łóżko. Wpatrywałam się tępo w sufit, aż czegoś nie usłyszałam.

Znowu zepsułaś.

- Dzięki za dobre słowo. Wiesz jak pocieszyć. - Usiadłam na łóżku i spojrzałam w lustro wiszące na ścianie, naprzeciw mnie. - Czego znowu chcesz?

W lustrze była mała dziewczynka w swetrze zielonym jak trawa, o włosach brązowych jak ziemia oraz oczach czerwonych jak krew jej ofiar. Raczej nie muszę jej przedstawiać.

Przyszłam ci zatruć życie.

- Czyli wiele się nie zmieni. - Powiedziałam, wstając i podchodząc do wyłącznika.

Co robisz?

- Idę spać. Jak chcesz to idź pilnować Asriela.

Zgasiłam światło i położyłam się w łóżku. Przewracałam się na boki, ale nie mogłam sobie znaleźć dogodnej pozycji.

Zapowiadała się kolejna długa noc.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top