XXI
Chyba mój ulubiony rozdział XD
Art by nykio
Edited by alemqa <3
Za ewentualne błędy przepraszam
Miłego czytania!
~~~~
Montanha nie był w najlepszym humorze. Dzisiaj musiał spotkać się z Erwinem na parogodzinną "biznesową" rozmowę. Dwa tygodnie temu, nie miałby żadnych przeciwskazań, lecz teraz zdecydowanie odsunął się od pastora. Przekazywał mu informacje, a raczej różnym Landrynom, które z czasem były coraz bardziej skryte. Poza zaufaniem, Montanha budował również majątek, gdyż Zakshot dobrze płacił. Gregory zastanawiał się, czy Erwin podjął decyzję o zatrudnieniu go jako korumpa samodzielnie, czy ustalił to z innymi, lecz koniec końców, nie było to istotne. Bardziej rozmyślał nad ich relacją i co dla siebie znaczą.
Od zerwania Erwina z Evą minęło piętnaście dni, a Knuckles praktycznie się do niego nie odzywał. Sądził, że gdy ten zobaczy go z Mią na ślubie Shelbich, wkurwi się, tak jak zawsze na widok jego patrol partnerek i skonfrontuje się z nim. Najwidoczniej się mylił. A raczej, źle przewidział jego reakcję. Domyślał się, że prawie-pocałunek z Clark został przerwany przez wybuch, za który odpowiedzialny musiał być szarowłosy. Jednak, od tego momentu, złotooki widocznie starał się od niego odsunąć. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie David pierdolony Gilkenly.
Gregory wiedział, często z własnego doświadczenia, że Erwin uwielbia zwracać na siebie uwagę poprzez flirtowanie z osobami tej samej płci. Zawsze tłumaczył, że to dla żartów, bądź by kogoś wkurwić. Jednak, jak on sam się przekonał, w niektórych przypadkach, między żartem a prawdą znajdowała się naprawdę cienka linia. Rozmyta i powoli zanikająca. Ich dwuznaczne słowa na napadach, dziwne momenty bliskości, czy drapieżne spojrzenia, dawały mu sporo do myślenia, lecz łudził się, że to tylko dziwna paranoja. Jednak, gdy raz dostrzegł ich "w akcji" w RS-ce Davida, domysły stały się gorzką rzeczywistością. Oczywiście, zajęta sobą para go nie zauważyła, a on sam nie zamierzał im tego mówić. Jednak, gorycz pozostała. Ku jego niezadowoleniu, wiedział już, że złotooki na pewno nie jest mu obojętny.
Z końcem miesiąca zbliżały się kolejne wybory na szefa policji. Montanha pewnie by w nich wystartował, gdyby nie jego rola korumpa pod przykrywką. W takiej sytuacji, najlepszą opcją byłoby pozostanie nieco w cieniu, lecz nadal będąc w High Commandzie. Otrzymał to zapewnienie od obecnego HC, więc zadowolony z obrotu spraw, obserwował kandydatów.
Capela stanowczo odmówił ponownego startowania na szefa; było widać gołym okiem, jak ogrom odpowiedzialności odbił się na jego psychice. Policja nie była lubiana w mieście, a poza tym, często odwalała krzywe akcje — przypadkiem bądź specjalnie. Dante oczywiście starał się jak mógł, samemu będąc jednym z ulubionych funkcjonariuszy, lecz i tak ponosił konsekwencje za czyny innych. Stres związany z tym stanowiskiem, wiecznie niezadowolony Sonny Rightwill, natłok pracy i durnych papierków, jak i coraz większa ilość docinków o rzekomej depresji, spowodowała, że siwowłosy policjant zamknął się w sobie i zniechęcił się do stanowiska szefa policji. Pod koniec kadencji, nawet przefarbował włosy na swój naturalny czarny kolor, co tylko podkreślało jego kiepskie samopoczucie. Spowodowało to jedynie więcej żartów o domniemanych chorobach psychicznych, które szybko ucichły, gdy Rightwill zaczął dawać zawiasy. Co jak co, ale w głębi serca, Sonny'emu zależało na Capeli.
Najbardziej obiecującym kandydatem był Juan Pablo Pisicela. Lubiany wśród funkcjonariuszy, z wieloletnim doświadczeniem, czasami nieco surowy szeryf, zdecydowanie nadawał się na to stanowisko. Posiadał autorytet, zdolności przywódcy, poczucie humoru, a ponadto był inteligentny, stanowczy i sprytny. Zdarzało mu się podchodzić do spraw zbyt personalnie i wpływało to na atmosferę w policji, lecz zależało mu na jednostce i bezpieczeństwie obywateli. Poza Jankiem, prawie nikt nie startował, a nawet jeśli, to nie mieli zbyt wielkich szans. Ludzie obstawiali, że najbliższą osobą po Pisiceli będzie Carrot, który pewnie obejmie stanowiska zastępcy szefa policji. Alex Andrews, który około półtora miesiąca temu pojawił się w jednostce na specjalne życzenie Rightwilla, miał otrzymać pozycję 02, jak i przejąć dowodzenie nad nową jednostką DTU, gdzie mieli się zajmować dochodzeniami.
Nowe odznaki miały podzielić LSPD na istniejące cztery główne grupy — San Andreas State Police, San Andreas Park Rangers, Blaine County Sheriff's Office, albo potocznie Szeryfi i "policja właściwa", czyli główne LSPD. Nowy system z jednej strony posiadał więcej sensu od starego, lecz wiele osób przyzwyczaiło się do starych odznak i byli sceptycznie nastawieni do owych zmian. Miało się też posypać wiele awansów, a zaczęły też chodzić plotki o akademii dla kadetów. Ponadto, nowa dostawa aut policyjnych miała spowodować przyrost nowych kierowców SEU, co ucieszyło wszystkich, a zwłaszcza Hanka, który od dawna pragnął mieć lepsze auto od Victorii. Wszystkie zmiany miały zajść po wyborach, których wynik miał być znany już dziś wieczorem.
Jakiś czas temu, Gregory zwierzył się Capeli z czegoś, co długo siedziało mu na sumieniu. Mianowicie, była to pamiętna kasetka z Erwinem, którą obrabował, gdy stracił stanowisko szefa policji. Po niesamowicie długim westchnieniu, Dante mruknął, że gdyby miał wywalić wszystkich, którzy dopuścili się jakiegoś wykroczenia, to nie byłoby w tym mieście policji. Uznał, że zna Grzecha i że była to chwila słabości po porażce. Na dodatek mógł to usprawiedliwić misją undercover, która, choć nie oficjalnie, to malutkimi kroczkami zaczynała swój żywot nieco wcześniej. Montanhie spadł kamień z serca, gdy usłyszał, że nie poniesie konsekwencji swego przedawnionego czynu. Capela zgodził się nie mówić tego innym funkcjonariuszom; byli znani z hipokryzji i byli skłonni wykorzystać każde przewinienie na niekorzyść nielubianego policjanta. Rozumiejąc to, niebieskooki zgodził się zostawić między nimi.
Rozmyślając nad nadchodzącymi zmianami, jak i wydarzeniami z kilku dni wcześniej, Gregory zbliżył się do umówionego miejsca rozmowy. Zapalił szluga, czekając na Knuckles'a i wyzywając siebie w myślach za powrót do nałogu. Znając życie, ten spóźni się o dobre pół godziny. Zawsze mówi, że "będzie za pięć minut", a następnie trzeba na niego czekać całą wieczność. Jednak, szarowłosy go miło zaskoczył, po raz pierwszy od dobrych dwóch tygodni. Pojawił się jedynie piętnaście minut po umówionej godzinie.
— Hej — mruknął, wychodząc z nowego Lamborghini. Starszy nie skomentował kolejnej, nowej fury złotookiego, i na powitanie jedynie wypuścił dym z ust, nie reagując jakkolwiek na obecność niższego. Ten w odpowiedzi odchrząknął, chcąc skupić na sobie uwagę szatyna. Montanha rzucił mu przelotne spojrzenie, po czym ponownie przeniósł wzrok na dym, który tworzył fantazyjne kształty w powietrzu. — A więc. Chciałem z tobą pomówić.
— To mów. — Brązowooki przewrócił oczami.
— Jak masz takie nastawienie, to mogę nic nie mówić — fuknął młodszy. Cała nadzieja na pokojową rozmowę odeszła w zapomnienie. — Zachowujesz się jak pierdolona księżniczka, co ty, w Sana się bawisz? Czy tam Hanka, to policyjny odpowiednik Thorini...
— Thorinio — automatycznie poprawił ciemnowłosy. Pastor syknął zirytowany, lecz Montanha nie dopuścił go do głosu. — Ja zachowuje się jak księżniczka? Ja ci kurwa pomagam, a ty kompletnie z dupy zaczynasz mnie ignorować, jedynie dzwonisz jak coś potrzebujesz, i jeszcze masz czelność wkurwiać się o Mię, gdy sam się pierdolisz z Davidem! — Gregory niespodziewanie wybuchł. Wszystkie emocje, które trzymał w sobie miały ujście, lecz zamiast poczuć się z tym lepiej, tylko bardziej się zdenerwował, widząc obojętną minę szarowłosego.
— Skąd o tym wiesz? — zapytał cicho.
— Jebany Sultan RS — wycedził szatyn.
— Oh. — Złotooki się ledwie widocznie zaczerwienił i opuścił wzrok. — Nie moja wina, że ten zjeb jest blacharą... Zresztą, nie ważne, chuj cię to obchodzi?! To chyba moja sprawa, co robię w łóżku. — Erwin szybko obrał defensywę.
— To było w samochodzie.
— Z kim się rucham, oesu. Co za różnica? Mnie chuj obchodzi z kim ty sypiasz.
— Ciebie to nie obchodzi? — Brązowooki roześmiał się z niedowierzaniem. — Wysadziłeś jebany sklep, żebym tylko nie pocałował Mii! — dodał zgryźliwie.
— Nie wiesz tego.
— Ale się domyślam — żachnął się policjant. — Widziałem cię.
— Kurwa mać, gdy laska ewidentnie na ciebie leci, wykonuje twoje najmniejsze polecenie i zachowuje się jak pies, to nie dziw się, że będę jej dogryzał z tego powodu. — Erwin przybrał obronną postawę.
— Leci na mnie? — Szatyn roześmiał się z niedowierzaniem. — Ona jest w związku! Kiedyś owszem, próbowałem ją poderwać, ale to było wieki temu! Ja ją specjalnie zaprosiłem, za zgodą oczywiście, by cię powkurwiać. Miała zachowywać się jak moja dziewczyna, ale nie pocałowałbym jej, a jak już, to na pewno nie w usta. Nie sądziłem jednak, że narazisz życie cywili i policjantów dla tak błahej sprawy!
— Z kim? — wymamrotał złotooki, zatrzymując się na drugim zdaniu rozmówcy.
— Z Lilly Swallow — syknął. Gdy młodszy nie odpowiedział, Montanha ponownie się gorzko zaśmiał. — Oh! I nagle wielki Erwin Knuckles, pastor pierwszego stopnia, utkał pizdę! Chyba zapiszę to w kalendarzu.
— Nie ma to znaczenia — szarowłosy odparł w końcu niechętnie. — Zachowałbym się dokładnie tak samo, gdybym wiedział o tym od początku.
— Knuckles, kurwa, co ty w ogóle-—
— Słuchaj, jeżeli zgodziłeś się na to spotkanie tylko po to, by mi wypominać stare sprawy...
— Jakie wypominać?! — uniósł się Gregory, a jego głos podskoczył o dwie i pół oktawy. — To ty nadal jesteś zakurwiałą.... kurwą. — Szarowłosy spojrzał na niego z politowaniem, ale nie chciał dalej tego ciągnąć; nie w tym celu poprosił go o spotkanie.
— Jest sprawa — mruknął, ignorując ciche parsknięcie towarzysza. — Spadino coś za bardzo się poczuwa.
— A coś nowego? — zapytał lekceważąco szatyn.
Większość ich spotkań kończyło się długimi wywodami Erwina dlaczego Spadino jest szmatą i powinien leżeć sześć stóp pod ziemią. Dla Gregory'ego, zarówno grupa Włocha jak i grupa pastora była siebie warta. Zachowywali się dokładnie tak samo, popełniali podobne przestępstwa i mieli podobnie błahe podejście do ludzkiego życia. Jednak Knuckles mógł godzinami analizować powody, dla których to jego mafia jest lepsza, nawet dla przeciętnego policjanta.
— Jeśli dostaniecie powiadomienia o jakichś strzelaninach, albo wybuchach w pobliżu All'Oro, to czy moglibyście nie powoływać SWATu? Dzięki. — Niższy zignorował komentarz towarzysza. — Druga sprawa; planujemy taki mały, niewinny napad na kasyno — wyjaśnił Knuckles. Całe zdenerwowanie Montanhy nagle zniknęło, a w jego miejscu pojawiło się niedowierzanie.
— Chyba was popierdoliło — prychnął. — Wiesz ile za to będziesz siedział? Ja też nie, ale na pewno w chuj. Pisicela już traci cierpliwość i da z siebie dwieście procent, by wam tylko dojebać.
— Chuj z tym — skwitował młodszy. — I tak to zrobimy, więc nie ma sensu próbować nas powstrzymać. Chociaż muszę przyznać, że to urocze, że się tak o mnie martwisz. — Erwin się wyszczerzył.
— A weź spierdalaj, to nie o ciebie chodzi, ty siwa pało, co ego wyjebało. — Brązowowłosy burknął kąśliwie. — To wszystko?
— Nie. To były jedynie informacje, które mają ci pomóc, żebyś orientował się w sytuacji. Teraz, to co powiem, jest ważne, okej? — Szatyn przytaknął. — Podczas ucieczki, mamy zamiar uciec motocyklami na Mount Chiliad. Dzisiaj robiliśmy małą próbę i nie jest to proste. Jakbyś mógł wydać polecenie, byście jechali w jakiejś tam odległości od nas? Albo chociaż wywalczyć, żeby nie było pomarańczowego czy czerwonego kodu? Albo po prostu miej jakąś wyrozumiałość dla nas? Jeśli będziecie jeden samochód za każdym, to czy ty możesz jechać za mną? Najwyżej zgłosisz 10-82. A, i jeszcze, jakbyś mógł nie brać SEU i--
— Zamknij się — przerwał mu starszy z dziwnym wyrazem twarzy.
— Co? Przepraszam, ja tu tłumaczę ci cały plan, a ty--
— Nie teraz — syknął, wsłuchując się w radio. — 10-9?
Szarowłosy przewrócił oczami. Nawet na statusie drugim musiał mieć włączone radio. Przyjrzał się mimice brązowookiego, która z niezrozumiałej, zamieniła się na wkurzoną, a następnie obojętną, jedynie z nikłą poszlaką zirytowania.
— 10-4... 103 do 102, nie wiedziałem. 10-2. Status pierwszy po drugim. Status siódmy za mniej więcej trzydzieści sekund. Albo trzydzieści minut, zobaczymy jak mi pójdzie — szatyn mruknął niezadowolony do radia. Pastor posłał mu pytające spojrzenie, nie rozumiejąc połowy komunikatów. Bez emocji, Montanha złapał go za rękę i zaprowadził do radiowozu. Po chwili przygwoździł go do maski i go zakuł.
— Co ty odpierdalasz? — warknął Erwin, gdy został zaprowadzony na miejsce pasażera.
— Janek chce cię zobaczyć na komendzie. Mnie też. Nie wiem, o co chodzi, ale nie rób problemów. — Szarowłosy nie odpowiedział, tylko pustym wzrokiem patrzył na ruchy Gregory'ego, który przeskoczył przez maskę i zasiadł na miejscu kierowcy. Po chwili Corvetta ruszyła. Słysząc brak odpowiedzi, starszy postanowił zadać zbędne pytanie: — Zna pan swoje prawa?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top