XVII
Art od miko :3 właśnie, apropo miko, to on ma zajebiste arty u siebie na twitterze, warta do zaobserwowania osóbka<3 (@/ArtMikomi na twt)
Edited by alemqa <3
Miłego czytania!
~~~~
Przygotowania do pogrzebu zajęły Zakshotowi większość dnia poprzedniego i dzisiejszego. Na uroczystość zjawili się wszyscy członkowie mafii, a nawet paru cywili i policjantów. Knuckles, który jako pastor odprawiał ową mszę, chodził zmęczony po nieprzespanej nocy, jak i nie mniej przygnębiony od reszty członków Zakshotu. Mimo ich krótkiej współpracy, która trwała nie cały miesiąc, zdołał przywiązać się do tego niskorosłego składacza iPhone'ów. Wszystkim z ich grupy będzie brakowało tego mąciciela. Heidi chodziła cała zapłakana, a wspierająca ją ciągle Sky, była równie zasmucona. Joseph Gebbles, lepiej znany jako Silny, pojawił się na chwilę w mieście, aby przybyć na pogrzeb przyszywanego ojca, zaskakując tym wszystkich. San z Dią chodzili z posępnymi minami, David siedział nienaturalnie cicho, a Carbonara przefarbował się na biało i nawet nie jęczał, że jego żona wyzywa go od pieczar. Sama Kylie nie była specjalnie blisko Kui'a, gdyż trzymała się z dala od działalności męża, lecz również stawiła się na uroczystości. Nawet Evie było przykro.
Banksy Xylaxini wiedział, z czym liczy się niebezpieczna praca swojego kochanka, lecz nie zmieniało to faktu, że delikatnie załamał się po jego śmierci. Poprosił Erwina, już jedynego szefa wspólnej mafii, o pokojowe odejście od grupy, na co szarowłosy natychmiast się zgodził. Prosił jedynie, by starszy uważał na siebie. Zapewniał, że jeżeli zechce wrócić do Zakshotu, to będzie ponownie ciepło przyjęty. Czarnooki wspomniał, że raczej tego nie przewiduje, gdyż miał na razie w zamiarze odpocząć od planowania napadów i w zamian zająć się sztuką. Mówił coś o robieniu nocami jakichś graffiti czy plakatów, albo spędzaniu czasu pod ziemią, cokolwiek miałoby to znaczyć. Knuckles nie wnikał, tylko uszanował decyzję Xylaniego i życzył mu szczęśliwego życia.
— Erwin... czy mogę z tobą porozmawiać? Sam na sam? — zapytała nieśmiało Bunny, podchodząc do pastora. Goście powoli się już rozchodzili. Jakoś nikt nie chciał zbyt długo stać przy grobie Chak'a.
— Jasne... może chodźmy stąd? Pojedziemy sobie gdzieś, może wodospad albo Mount Chiliad...
— Możemy sobie po prostu pojeździć po mieście? — cicho zapytała blondynka.
— Jeśli chcesz, to jasne — złotooki delikatnie uśmiechnął się do niej. Wsiedli do Zentorno i odjechali w losowym kierunku, będąc odprowadzonym wzrokiem pewnego szatyna.
— Więc — zaczął rozmowę szarowłosy, mrużąc wzrok poprzez zachodzące słońce. — O czym chciałaś pogadać?
— O Kui'u — odparła niebieskooka. — Pewnie wiesz dokładnie co się wczoraj stało? — Wiedział. Jeden, prawdopodobnie ze Spadiniarzy, wbiegł do lokalu, krzycząc "arrivederci" i rzucił C4 za ladę. Nikt nie zdążył zareagować, a Kui, który jakimś cudem znalazł się najbliżej bomby, zginął na miejscu. Reszta pracowników przeżyła, lecz paru zostało ciężko rannych. Zaschnięta krew nadal była widoczna na niektórych fragmentach podłogi czy lady.
— Mhm — mruknął niewyraźnie. W pamięci nadal miał zmasakrowane ciało Chińczyka.
— Okej, nie chcę roztrząsać już tego tematu, bo sam pewnie wiesz wystarczająco dużo, ale... jest coś co muszę ci powiedzieć. Teraz, gdy nie ma ojca, czuję, że mogę, a nawet powinnam ci o tym powiedzieć. — Heidi wzięła głęboki wdech. — Po zerwaniu z Riftem, spodobał mi się taki jeden policjant. Jednak, Kui nie chciał, bym znowu była z psem. Uważał, że potrzebuję kogoś z branży, kogoś, kto mnie ochroni. Bardzo chciał, żebyś to ty został moim chłopakiem. Ja niezbyt tego chciałam, ale jemu nie przemówisz. Dlatego też sprzedał mnie policji, żebym wyleciała z EMSu i żebym więcej czasu spędzała z tobą na mniej legalnych rzeczach. Ironiczne, zważając, że przez to stałam się bardziej podatna na ewentualne zagrożenie ze strony mafii. Przez to wszystko, tamta osoba chyba ma o mnie teraz gorsze mniemanie... — westchnęła. — Nie ważne, i tak już mi się ta osoba nie podoba. Ale miałam szansę, którą mój ojciec zaprzepaścił za mnie. No i jeszcze, jako iż ojciec jest mącicielem, postanowił pomóc skłócić ciebie z Evą i często ją podpuszczał. Ona... Nie wiem. Nie cierpi mnie, nienawidzi policji, była o ciebie cholernie zazdrosna, a mimo to... Oh, Erwin, ona cię zdradzała z Montanhą.
Knuckles gwałtownie zahamował i spojrzał na lekko drżącą blondynkę. Jego twarz wyrażała pustkę. Nic. Nagle wszystko łączyło się w całość; dlaczego Kui chętnie widział jego z Bunny razem i dlaczego niebieskooka więcej mówiła do niego przy Chińczyku. Dlaczego Eva była ostatnio taka niechętna do rozmów i wspólnych wyjść. Mało spędzali razem czasu, a McCarrot często wieczorami gdzieś wychodziła. I jeszcze te słowa "Gregory? Dlaczego dzwonisz? Nie mogę dzisiaj--", gdy zadzwonił do niej z telefonu Montanhy. "Nie mogła dzisiaj", bo byli umówieni w jego domu...
— To nie wszystko — wyszeptała Bunny, nerwowo bawiąc się kosmykiem długich włosów. Sporo urosły od czasu ich pierwszego spotkania na szpitalu. — Eva... Z tego co wiem, to Eva miała ci dawać jakieś wskazówki, chciała, żebyś zauważył, coś, cokolwiek, ale ty nic... A potem postanowiła wzbudzić w tobie zazdrość i... Ale ty nic. Nie zauważyłeś i sądzę, że może ją to wkurwić. Mówiła, że chce was sprzedać policji... Groziła mi, nie chciała, żebyś wiedział... a może i chciała, bo za długo ci to zajmowało? Nie wiem, ona manipuluje strasznie... — Cichy szloch wydobył się z ust niebieskookiej i schowała twarz w dłoniach. — Ja już nie mam pojęcia, czego ona chce. Jest zazdrosna, ale i zdradza, ma cię dość, ale mówi, że kocha... I jeszcze te szantaże z jej strony...
Knuckles, który zdążył już ochłonąć i zaparkował na najbliższym parkingu, przytulił dziewczynę. Zaczął zataczać dłonią kółka na jej plecach w uspokajającym geście. Po jakimś czasie Heidi przetarła mokre oczy i uśmiechnęła się słabo do Erwina.
— Przepraszam, że nie powiedziałam nic wcześniej, ale się bałam... i jeszcze zabójstwo Kui'a... może i był trochę popierdolony, ale chciał dobrze — wyszeptała. — Przepraszam. Użalam się nad sobą, kiedy to przecież ty straciłeś wspólnika i dziewczynę.
— Heidi — złotooki zaczął łagodnym tonem. — Nie przepraszaj, nie winię cię, a wręcz rozumiem. Groziła ci, Kui wywierał na tobie presję, a koniec końców jeszcze go zabili. Nie martw się, zarówno Spadino, jak i Eva poniosą za to odpowiednie konsekwencje. Tylko... muszę to wszystko wpierw przemyśleć.
— Oczywiście — uśmiechnęła się blado. — Odstawisz mnie na aparty?
— Jasne... Nie chcesz do Sky? Jest niedaleko--
— Nie, Erwin. Dziękuję, ale na razie chyba wolałabym pobyć sama.
Szarowłosy kiwnął głową i wyjechał z parkingu w kierunku apartamentów. Odstawił Heidi, ale sam nie wysiadł. Teraz, gdy był sam, znaczenie słów blondynki uderzyło w niego ze zdwojoną siłą. On też chciał pobyć samemu, ale nie w mieszkaniu, które, bądź co bądź, kojarzyło mu się z zielonooką. Przymknął oczy, biorąc drżący oddech i udał się w losowym kierunku.
Wszystko wykonywał jak w transie i nawet nie zauważył, kiedy znalazł się na dachu budynku, który kiedyś San pokazał jemu i Gregory'emu. Co za ironia losu. Usiadł na krawędzi i zaczął rozmyślać. Ku jego zdziwieniu, praktycznie nie czuł złości, a bardziej smutek i otępienie. Uświadomił sobie, że od dawna nie czuł nic do Evy, a to wszystko było pustym przekonywaniem siebie samego. Jednakże, zdrada boli. Strata dwóch bliskich osób, w ciągu niecałych dwóch dni, boli.
Może nie kochał McCarrot, ale uznawał ją za przyjaciółkę, wspólnika, kogoś komu ufał w większym, bądź mniejszym stopniu przez tyle lat. Zdradziła go... przez jakieś popieprzone myślenie. Może miała po części rację, ale taki ruch nie jest w porządku. I teraz jej niezrozumiała vendetta odnośnie całej grupy... Czy naprawdę upadnie tak nisko, żeby rozjebać się na psach? Pewnie tylko jak zwykle kłamała, próbując zmanipulować Heidi...
Właśnie. Heidi. A raczej jej ojciec, Kui. Czy naprawdę chciał po prostu zeswatać przybraną córkę z założycielem innej mafii tylko i wyłącznie dla jej przysłowiowego dobra? Musiał wiedzieć, że Eva jest niestabilna emocjonalnie, skoro planował ją wykorzystywać. Świadomie podjął ryzyko dalszych kłopotów z nią, bądź liczył, że zmusi ją do milczenia, zanim zdąży wyrządzić komuś krzywdę. Ewentualnie, chodziło o coś więcej, coś, o czym już prawdopodobnie nigdy się nie dowie.
— Nie przeszkadzam? — Niespodziewany głos wyrwał Erwina z zamyślenia.
Podskoczył przestraszony, niemal tracąc równowagę, lecz złapały go silne ramiona. Wysoki szatyn odsunął młodszego od krawędzi i przyjrzał mu się uważnie. Zmarszczył brwi, widząc twarz przyjaciela, która zamiast jak zwykle tryskać radością i energią, ukazywała jedynie dobijającą obojętność.
— Nie — wyszeptał cicho. Nagle wszystkie emocje zaczęły wypływać na wierzch, a szarowłosy poczuł jak zaciska mu się gardło.
Słońce już praktycznie zaszło, a niedawno złoto-pomarańczowe niebo, zrobiło się granatowe, ukazując parę jaśniejszych gwiazd i nieśmiało wyłaniającą się pełnię księżyca. Stworzyło to swoisty klimat, lecz nie był on przyjemny. Wiatr nie był już orzeźwieniem, tylko chłodem i spowodował u ubranego w cienki golf pastora dreszcze. Mogły się pojawić zarówno przez zimno, jak i przez emocje. Montanha musiał to zauważyć, gdyż podszedł bliżej i kojąco położył swą ciepłą dłoń na ramieniu młodszego.
— Co się stało? — łagodnie zapytał brązowooki.
— Nic wielkiego, tylko ktoś zamordował Kui'a i dowiedziałem się, że moja dziewczyna mnie zdradziła. Z policjantem. Z tobą — wydusił, odwracając wzrok, gdyż do jego oczu napłynęły tłumione dotąd łzy. Nadal nie czuł złości. Bardziej bezsilność i żal. Było to do niego niepodobne, sam się sobie dziwił. Gdyby znajdował się w normalnej sytuacji, uznałby, że jest chory.
— Eva? — wydukał zdumiony szatyn. Gdy złotooki pokiwał głową, wciąż na niego nie patrząc, delikatnie zbladł. — Powiedziała mi, że zerwaliście...
— Jeszcze nie zdążyłem — wymamrotał pastor.
— Skąd wiesz? — zapytał cicho starszy, patrząc na niego ze współczuciem.
— Heidi — wyszeptał. — Eva ją zmanipulowała i groziła jej, a w dodatku ojciec ją sprzedał, chcąc by była ze mną. Straciłem dwie mi bliskie osoby, a sam martwię się o kolejne. W dodatku jeszcze zbliża się wojna ze Spadi-- z tymi co zabili Kui'a. A Eva... kurwa, dlaczego mnie zdradziła? Co ja zrobiłem źle? Czy naprawdę jestem takim chujowym człowiekiem, że osoba, z którą jestem trzy lata, ma jakieś chore pomysły na pseudo-test i puszcza się z pierwszym lepszym psem?! Którymi sama tak gardzi?! Dlaczego kurwa po prostu ze mną nie porozmawiała jak człowiek?! — wykrzyczał, chowając twarz w dłoniach.
Mimo prób stłumienia emocji, pierwsze łzy poleciały po jego policzkach. Z ust wyrwał się urywany szloch. Erwin poczuł niewyjaśnioną irytację i złość tym spowodowaną. Dlaczego akurat teraz? Nie powinien...
Gregory, widząc w jakim stanie jest niższy, przyciągnął go do siebie i zamknął w szczelnym uścisku. Może i nie zrozumiał za dużo z emocjonalnego monologu złotookiego, i ten poniekąd go obraził, ale nie było to obecnie ważne. Ważny, to był stan psychiczny młodszego, który jak dotąd był fatalny. Szarowłosy wtulił się w ciepłą klatkę piersiową szatyna, mamrocząc coś niezrozumiale.
Brązowooki usiadł na zimnej podłodze, przenosząc Knuckles'a na kolana i zaczął go głaskać po plecach oraz włosach w uspokajającym geście, szepcząc co jakiś czas do niego jakieś słowa otuchy. Po części liczył, że dostanie z liścia za takie traktowanie "groźnego gangstera", lecz nic takiego nie naszło. Musiało być naprawdę źle.
Po pewnym czasie zamilkł i po prostu pozwolił Erwinowi czerpać przyjemność z bliskości, ciepła i wsparcia drugiego człowieka. Złotooki nie chciał stracić nad sobą panowania, lecz emocje, które nawet nie wiedział, że w sobie tłumił wszystkie wyleciały na wierzch. Zagryzł wargę i pierwszy raz od dawna pozwolił sobie na chwilę słabości.
Czas płynął powoli. Spędzili tak kilka godzin, w jakże potrzebnym im obojgu milczeniu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top