XIII
lekkie spóźnienie, ale jest! :D
Jak na razie odczucia nowego sezonu?
Ja nadal jedynie ubolewam nad wyglądem Grzecha ;-; chociaż podobno ma coś poprawić zaraz, więc jest nadzieja.
co się właśnie stało, jeansy ma ogarnięte i mu włosy zniknęły kurwa XDDDDD Kek
nie mogę idę dalej oglądać XD ehh piękny kontent
Art od ilinxx_
Edited by alemqa <3
Wreszcie rozdział który mi się w miarę podoba peepi
Miłego czytania!
~~~~
Gregory siedział jak na szpilkach. Przyglądający mu się Pisicela, już kilkukrotnie go upomniał, żeby się uspokoił, ale nie potrafił. Czuł, jakby udzieliło mu się ADHD pastora. Jednak jego nerwowe zachowanie miało uzasadnienie. Został wezwany do biura szefa bez uprzedniego wytłumaczenia, o co chodzi. Spodziewał się najgorszego. Na sumieniu wciąż miał wczorajszą kasetkę. Czy Capela się o tym dowiedział? Czy Erwin go zdradził? Czy wywalą go z roboty?
Wprawdzie dużo funkcjonariuszy dopuszczało się jakichś przewinień, takich jak ignorowanie sygnalizacji świetlnej, odpuszczanie przestępcom różnych przewinień, zmienianie wyroków czy zapalenie blanta. Jednak napad z bronią na sklep i obrabowanie go, nie należał do aktywności, na które można było olać. Gregory chociażby zdegradował i zawiesił funkcjonariusza, który dopuściłby się do rabunku głupiej kasetki, a jednak bał się pomyśleć do jakich wniosków dotarliby wyżej położeni policjanci, gdyby dowiedzieli się o jego wybryku. Może przymknęli by na to oko, a może starali by się o lotę. Montanha nie był niczego pewny, a jego umysł tworzył same czarne scenariusze.
W końcu, przez drzwi biura wszedł do pomieszczenia siwowłosy szef policji.
— Dzień dobry Janek, Grzechu. Skoro już tu jesteście, to możemy przejść do rzeczy — zaczął, zasiadając na krześle, wpierw upewniając się, że nikt ich nie podsłuchuje. — Pamiętasz naszą niedawną rozmowę o Knucklesie? — zapytał, nie patrząc nawet szatyna.
— Owszem... — Montanha odparł, ukrywając niepewność, pod maską opanowania i spokoju.
— Myślę, że ten plan można powoli wdrażać w życie. Chcę, abyś został naszą wtyką policyjną, Montanha.
Wypowiadając te słowa, Capela zerknął znad biurka prosto w oczy Gregory'ego. Niebieskie tęczówki skrzyżowały się z brązowymi, zawierając niemą zgodę.
Montanhie kamień spadł z serca. Jego wcześniejsze zachowanie mogło zdobyć zaufanie szarowłosego, a gdyby wygadał się o tym policji, to ma wymówkę, że tylko wykonywał polecenia szefa policji. Zresztą, kto by uwierzył kryminaliście? Dlaczego w ogóle się o to martwił?
— Zgoda, oczywiście, że zgoda, rozmawialiśmy o tym wcześniej — natychmiast potwierdził, uśmiechając się. Może dzięki złapaniu takiego przestępcy jak Knuckles zaplusuje sobie u policjantów? Może wygra następne wybory?
Przez następne parędziesiąt minut, High Command omawiał szczegóły planu, jak ma to całe przedsięwzięcie wyglądać i co zrobić w wypadku ewentualnych problemów. Montanha również utwierdził w przekonaniu Pisicelę, że jego ostatnie zachowanie względem pastora było uzasadnione i zamierzone, wmawiając mu, że starał się powoli zdobywać jego zaufanie. Zresztą, brązowooki sam w to wierzył. Albo chociaż próbował. Tak czy inaczej, High Command mu ufał. Gregory mógł odetchnąć z ulgą.
Tymczasem, Erwin myślał nad planem działania odnośnie Panacleti'ego. Siedział w swoim Zentorno na parkingu Burger Shota, bawiąc się palcami, stukając o kierownicę, bądź przeglądając bezmyślnie Twittera. Zastanawiał się, jak ma przeprowadzić rozmowę z Włochem, tak, by przystał na ich warunki. Jego niepoukładane myśli przerwało buczenie telefonu. Wiadomość od Laboranta.
SMS o treści "Mamy go" zdecydowanie ożywiła Knuckles'a, który prawie zasypiał w wygodnym samochodzie, oczekując na życiodajną kawę. Michael Quinn, znany lepiej pod przydomkiem Laborant, niedawno dołączył do szeregów Zakshotu, idealnie wpasowując się w ich grupę i łapiąc z nimi dobry kontakt. Labo od początku wykazywał zainteresowanie napadami, a zwłaszcza porwaniami, lecz jak na razie większość swojego czasu poświęcał odkryciu przepisu na niebieską metamfetaminę. Dotychczas szło mu to dość opornie, lecz i tak zrobił w tym większy progres niż ktokolwiek inny z całego miasta.
Złotooki natychmiast się podniósł i wszedł przez główne drzwi do prawie pustego o tej godzinie lokalu. Przeskoczył przez ladę, ku widocznemu niezadowoleniu Nicollo. Nie zwracając uwagi na niepochlebny wzrok Carbonary, uchylił drzwi na zaplecze i prześlizgnął się przez nie.
Wchodząc do pomieszczenia minął czarnowłosego mężczyznę, szkicujacego jakiś, jeszcze bliżej nieokreślony plan. Mężczyzna uniósł wzrok znad kartki papieru, nad którą siedział skupiony od parudziesięciu minut i posłał pastorowi szczery uśmiech, który został szybko odwzajemniony.
Banksy Xylaxini był partnerem Kui Chaka nie tylko pod względem miłosnym, ale i biznesowym. Zazwyczaj nie brał aktywnego udziału w akcjach; jako znakomity artysta, rysował czytelne i szczegółowe szkice planów, napadów, bądź ucieczek. Odkąd zaczął pomagać z planowaniem, coraz więcej ich akcji kończyło się sukcesem.
Nicollo wcześniej stojący za ladą, wszedł za pastorem i oparł się o ścianę, patrząc na Erwina z nikłym zaciekawieniem. Złotooki odwrócił wzrok od Xylaniego i odchrząknął, skupiając na sobie uwagę reszty towarzyszy. Stojąca nieopodal blondwłosa dziewczyna uśmiechnęła się na jego widok i podeszła do niego, wręczając mu filiżankę parującego napoju.
— Właśnie miałam po ciebie iść... proszę bardzo, o to kawa — powiedziała niebieskooka.
— Dziękuję Heidi — Knuckles posłał dziewczynie mały uśmiech, przyjmując napój. — Słuchajcie, Labo napisał, że mają Spadino! — oznajmił podekscytowany.
— Gdzie? — natychmiast zapytał Nicollo.
— Typowo, winiarnia. A propos, trzeba będzie powiedzieć Dii, żeby ogarnął jakąś nową miejscówkę do tortur. Mimo tego, że nie jest na napadach, interesuje się takimi rzeczami — rzekł Erwin, po czym upił łyk gorzkiej americano. Skrzywił się, gdyż niemal się poparzył, więc chwilowo odłożył naczynie na bok. Podniósł wzrok na współpracowników, którzy wpatrywali się w niego wyczekująco — No to co? Idziemy — zadecydował.
Knuckles wyszedł z Burger Shota, nie czekając na resztę. Wiedział, że i tak za nim podążą. Kiwnął głową w kierunku Evy, dając jej do zrozumienia, że chce, żeby z nim pojechała. Blondynka niechętnie podążyła za swoim chłopakiem, lecz ostatecznie nie zaprotestowała i zachowała neutralny wyraz twarzy.
— Coś nie tak? — złotooki zapytał, gdy znajdowali się sami w miodowo-pomarańczowym Zentorno.
— Nie — odparła krótko, patrząc za okno pędzącego pojazdu.
— Przecież widzę, że coś jest nie w porządku — mruknął niezadowolony szarowłosy. Czuł, że dziewczyna coś ukrywa, nie wiedział tylko co. W sumie to nie wiedział, czy chce wiedzieć, czy nie.
— Jest wszystko ok — syknęła blondynka, nie chcąc kontynuować owej wymiany zdań.
Knuckles westchnął ze słyszalną frustracją i ledwo powstrzymał się od wywrócenia oczami. Wiedział, że nic od niej nie wyciągnie. Zrobił sobie mentalną notatkę, by przyjrzeć się bliżej działaniu i zachowaniu jego dziewczyny. Od kilku dni coś mu nie pasowało i miał zamiar się dowiedzieć co. Erwin upił kilka łyków kawy, którą zabrał ze sobą z Burger Shota, odpływając myślami do nadchodzącego spotkania.
Niedługo potem, zaparkowali auto w wyznaczonej lokalizacją. Wszyscy wyszli z pojazdów, a następnie, po kolei przedostali się przez wejście. Po krótkiej chwili, cała grupa operacyjna znajdowała się w środku. Knuckles przywitał się kiwnięciem głowy z Laborantem i Davidem, którzy czekali na nich wraz z porwanym.
Szarowłosy mierzył z pogardą przywiązanego i zakneblowanego Włocha. Panacleti musiał się mocno szarpać, gdyż z jego ciasno związanych sznurem nadgarstków, leciały strumyki krwi.
Pastor gładkim krokiem zbliżył się do ciemnowłosego i odkneblował go. Włoch zaczerpnął powietrza, lecz nie odezwał się do nich ani słowem. Lustrował niewysokiego szarowłosego stojącego przed nim. Toczyli bitwę na wzrok przez parę minut, dopóki owe zajęcie nie znudziło się Erwinowi. Wyprostował się. Złote oczy z chłodnym spokojem wpatrywały się w lekko pochylonego bruneta.
— Wiesz dlaczego się tu znajdujesz? — Knuckles zapytał zimnym głosem.
Spadino jedynie splunął w odpowiedzi. Stojący w kącie Carbonara spojrzał spod oka na Erwina, niemo pytając o pozwolenie na uderzenie mężczyzny, lecz ten jedynie posłał mu ostrzegawcze spojrzenie. W końcu uzgodnili, że Włochowi ma włos nie spaść z głowy. A to, że sam sobie poranił nadgarstki, to jego sprawa.
— Nie chcemy konfliktu — Spadino prychnął z niedowierzaniem. Niewzruszony tym Knuckles kontynuował. — Kulturalnie nie chciałeś z nami porozmawiać, to cię do tego zmusimy. Nie wyrządzimy ci żadnej krzywdy, jeżeli będziesz współpracował — zapewnił.
— Nie dam wam żadnych informacji — Włoch warknął gniewnie. Erwin podszedł do niego i dał mu mocno z liścia. Zielonooki cicho sapnął, gdy mocny ból rozprzestrzenił się po jego twarzy. Jak na drobne ciało Knuckles'a miał dużo siły. Na jego lewym policzku widniał czerwonawy ślad po uderzeniu.
— Radziłbym nieco grzeczniej, panie Panacleti — mruknął Erwin, próbując opanować się i nie wyrządzić mężczyźnie więcej krzywdy. Wprawdzie samo zachowanie Spadino nie było specjalnie chamskie, lecz szczera nienawiść do jego osoby, sprawiała, że nawet sposób w jaki trzyma łyżeczkę od herbaty potrafiłby go wkurwić.
— Co chcesz?
— Pakt o neutralność. Pokój.
— I robisz to porywając mnie? — parsknął brunet. — Śmieszny jesteś, Knuckles — złotooki zacisnął szczękę, lecz zignorował komentarz Włocha.
— To ty tu jesteś na przegranej pozycji, nie ja — ostrzegł go szarowłosy. — Myślę, że wojna pomiędzy nami, nie przyniesie korzyści ani mi, ani tobie. Sądzę, że nasza propozycja jest dość atrakcyjna. Jeśli się nie zgodzisz... no cóż, będziesz pierwszą ofiarą tej wojny — zagroził przerażająco spokojnym głosem.
Ciemnowłosy zastanowił się nad propozycją młodszego. Może i całe to porwanie było dla niego znieważające, ale rzeczywiście, zawarcie pokoju jest dobrą opcją. Nie chciał zbyt łatwo się zgodzić, ale z drugiej strony, nie chciał umierać w taki żałosny i głupi sposób. Przymknął oczy.
— Niech wam będzie — westchnął. Nie podobało mu się to wszystko, ale nie miał zbyt dużo do gadania.
— No i git! Nie można było tak od razu? — Erwin uśmiechnął się, wiedząc, że wygrał.
Ostrożnie podszedł do Spadino i nachylił się nad nim, rozwiązując jego ręce. Jego towarzysze stali za nim, gotowi do strzału, gdyby Panacleti próbował jakoś zrobić Knuckles'owi krzywdę. Po incydencie na mszy z niewiernymi, z paru tygodni temu, Zakshot był wyczulony na takie rzeczy. Wszystko jednak przebiegło bezproblemowo. Do czasu...
Gdy mężczyźni podpisywali ostateczne dokumenty i uzgadniali końcowe układy, Laborantowi zadzwonił telefon. Dyskretnie go wyjął, a po krótkiej rozmowie z kimś na drugim końcu linii, głośno odkaszlnął, skupiając na sobie uwagę obecnych w pomieszczeniu.
— Chase dzwonił i przekazał mi, że policja kręci się w pobliżu. Zaraz pewnie tu zajrzą — powiedział, poprawiając maskę.
— Kurwa — wymamrotał pod nosem Knuckles.
— Pewnie mnie szukają — mruknął Spadino. — Collins was widział, gdy mnie porywaliście — dodał, patrząc krzywo na Laboranta, który wzruszył ramionami.
— Zamknijcie się wszyscy. Musimy spierdalać — pogonił ich Carbo.
— Racja. Poradzisz sobie? — Erwin zwrócił się do Panacleti. Ten kiwnął głową w potwierdzeniu. — Zajebiście. Wy wszyscy jedźcie. Nico, tu masz kluczyki do Zentorno, odstaw je z Evą na aparty.
— A ty? — zdziwił się milczący dotąd David.
— Ja muszę to ogarnąć — skrzywił się delikatnie, patrząc na podejrzanie wyglądające pomieszczenie. Zdecydowanie muszą znaleźć nowe miejsce do tortur.
Ludzie zaczęli wychodzić z winiarni. Nicollo zawahał się jeszcze, lecz posłusznie wyszedł, widząc zaciętą minę szarowłosego. Nie zwlekając dłużej, złotooki zaczął pospiesznie chować w rozmaitych skrytkach nielegalne przedmioty i maskować krew Spadino. Szło mu to bardzo opornie. Przez niewielką dziurę w drewnie, widział zbliżające się niebiesko-czerwone światła. Wymamrotał pod nosem wiązankę przekleństw. Był w dupie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top