Two

Obudziło mnie skrzypienie łóżka. Mam cholernie lekki sen, z którego łatwo mogłam się obudzić. W tym miejscu, z takim łóżkiem raczej nie będe się wysypiać. Znalazłam swój t telefon, który jak się okazało leżał koło mojej głowy i sprawdziłam godzinę. Było kilka minut po trzeciej nad ranem. Moje oczy powoli zaczęły przyzwyczajać się do ciemności.

Miałam strasznie sucho w gardle. W domu pierwsze co robiłam po przebudzeniu to wzięcie kilku łyków wody. Niestety tu nie było szafki nocnej obok łóżka, ze szklanką wody stojącej na niej.

Po przemyśleniu sytuacji wstałam, i oświetlając sobie drogę telefonem ruszyłam w kierunku drzwi.

Nawet, gdyby ktoś mnie przyłapał, na przebywaniu poza pokojem w czasie ciszy nocnej to wciąż jestem tu od kilku godzin, plus nie znam panujących tu zasad, więc nie było czego się obawiać.

Po wyjściu z pokoju skręciłam w prawo, na następnym zakręcie w lewo i tak na zmianę. Dałam się poprowadzić intuicji. Nie wyszło to najlepiej, ponieważ po około pięciu minutach "przechadzki" wpadłam na kogoś.

Pisnęłam krótko, a postać odwróciła się w moją stroną. Ku mojemu zdziwieniu nie był to żaden nauczyciel, ani tym bardziej jakaś dziewczyna, która wybrała się na nocny spacer.

-Jesteś chłopakiem - stwierdziłam głupio.

-Kogo się spodziewałaś? Jakiegoś mutanta, czy jak? - spytał sarkastycznie. Miał cholernie przystojny głos... Czy głos w ogóle może być przystojny?

-To piętro dla dziewczyn. Z tego co zrozumiałam chłopcom nie wolno tu przebywać. A nie wyglądasz na nauczyciela - powiedziałam siląc się, by głos mi nie zadrżał.

-Jestem niegrzecznym chłopcem - włożył ręce do kieszeni i uśmiechnął się kpiąco - mam głęboko w dupie panujące tu zasady.

-Z takim nastawieniem nie wyjdziesz stąd zbyt szybko.

-Kto powiedział, że chcę? - rozaśmiał się. I przysięgam, jego śmiech to najcudowniejszy dźwięk pod słońcem.

-Myślę, że chcesz. Co mogłoby cię przyciągąć do tak paskudnego miejsca?

-Masz rację. Nie cierpię tego budynku. Ale lepsze to niż mieszkanie z wiecznie pijaną matką, nie sądzisz? - powiedział to tonem, jakby próbował mnie do siebie zniechęcić.

-Cóż, ja sądzę, że mieszkanie z macochą, która jest odpowiedzialna za śmierć mojej mamy i non stop narzekającym ojcem jeżdżącym na wózku jest zdecydownie lepsze od tego miejsca.

Widać było, że moje słowa go nieco zdziwiły.

-Zabiłem swojego ojca - powiedział bez żadnych słyszalnych wyrzutów sumienia. - Gdyby nie to, że uznali mój atak za samoobronę, jestem nieletni a mój wujek to adwokat już dawno siedziałbym w więzieniu. Najlepiej by było, gdybyś odeszła i więcej ze mną nie rozmawiała, no wiesz, uciekła jak wszystkie inne dziewczynki.

-Ale nie siedzisz - wzruszyłam ramionami ignorując ostatnie zdanie.

-Nie ważne. Lepiej spadaj do siebie, mała.

-Nie zasnę... A tak przy okazji, wiesz gdzie mogę znaleźć coś do picia?

-Na stołówce.

-Zaprowadziłbyś mnie? - spytałam z nadzieją.

-Spierdalaj, jestem zmęczony.

-Jesteś bardzo miły.

Chłopak podrapał się po ramieniu.

-Taki mamy klimat. A teraz zjeżdżaj.

Otworzyłam już buzię, żeby coś powiedzieć, ale on po prostu się odwrócił i odszedł.

-Kutas - szepnęłam za nim.

Mimo ciągłej suchości w gardle postanowiłam wrócić do pokoju.

Cztery godziny później.

O godzinie siódmej przyszła do mnie i Meg kobieta, która wczoraj mnie odprowadziła, żeby nas obudzić. Chcąc, nie chcąc zwlokłam się z łóżka. Cudem udało mi się zasnąć po nocnym spacerze.

Wzięłam wszystkie potrzebne mi rzeczy, i jako pierwsza poszłam skorzystać z łazienki. Dopiero teraz zaczęłam się zastanawiać kto wczorajszego wieczoru brał prysznic w naszym pokoju. Postanowiłam sobie, że zapytam o to Meg przy najbliższej okazji.

-Kurwa - mruknęłam.

Nie było gorącej wody. Byłam przewrażliwiona na pukncie odpowiedniej temperatury wody.

Jak najszybciej zaczęłam się myć, i prawie się przewróciłam wychodząc spod przysznica. Wytarłam się ręcznikiem, a następnie sięgnęłam po wcześniej przygotowane ubrania, czyli czarne rurki, białą podkoszulkę i ciemnoczerwoną koszulę w kratę.

Gdy się już ubrałam chwyciłam szczotkę do włosów i zaczęłam je rozczesywać. Nie miałam tyle czasu, żeby kombinować, więc zwyczajnie związałam swoje brązowe włosy w niechlujnego koka.

Zabrałam wszystkie swoje rzeczy i wyszłam z łazienki, do której od razu po mnie weszła Meg.

Z tego co powiedziała mi dziewczyna śniadanie zaczyna się o siódmej trzydzieści. Było już ponad dwadzieścia minut po siódmej, więc jeśli nie chciałam spędzić ranka będąc głodną musiałam ją pospieszyć.

-Meg - jęknęłam. - Pośpiesz się, zaraz się spóźnimy.

-Bywa. Trzeba było szybciej się ubierać. Jeśli chcesz, to idź sama. Dogonię cię.

-Nawet nie wiem gdzie jest stołówka.

-Więc spóźnisz sie razem ze mną - odpowiedziała nieco kąśliwie.

-Nie ważne... Pójdę sama - westchnęłam, założyłam swoje czarne trampki i wyszłam z pokoju trzaskając drzwiami.

Zaczęłam się rozglądać za kimś na korytarzu, ale był pusty. Nerwowo przestąpiłam z nogi na nogę.

Tak właściwie, to nie wiem czym tak bardzo się denerwowałam. Jakiejś kary? Niby co mogliby mi zrobić? Wyrzucą mnie stąd? Przecież właśnie o to mi chodzi.

Odetchnęłam głęboko. Powinnam się wyluzować, i czerpać jak najwięcej przyjemności z pobytu tutaj. Byle tylko zrobić na złość macosze.

-Proszę, proszę. Kogo tu mamy - usłyszałam drwiący głos za sobą.

Odwróciłam się i zobaczyłam chłopaka, na którego w nocy wpadłam. Teraz widziałam go znacznie wyraźniej. Był wysokim szatynem, miał długą postawioną grzywkę, ciemne zielone oczy i jasną cerę.

-Cześć - powiedziałam. - Dlaczego nie jesteś na śniadaniu?

-Mógłbym spytać ciebie o to samo.

-Ale nie spytałeś.

-Ale mógłbym - zaśmiał się krótko. - Jestem Jack.

Tak więc to jest prawdopodobnie ten słynny Jack.

-Melanie, ale mówią na mnie Mel.

-W porządku - wzruszył ramionami.

-Zaprowadziłbyś mnie na stołówkę?

-Wyglądam ci na przewodnika, czy jaki chuj?

Przewróciłam oczami. Głupi leń.

-Jestem tu od wczoraj. Nie mam pojęcia gdzie co jest, więc byłoby miło gdybyś mi pomógł.

-Musisz sobie radzić sama, no sory.

-I tak nie robisz nic konkretnego, tak trudno wskazać gdzie znajduje się ta cholerna sala?

-Właściwie to chciałem zapalić. I nie jestem tu od oprowadzania nowych dziewcząt - zaśmiał się gorzko.

-Mógłbyś zrobić wyjątek - mruknęłam.

Wyglądał jakby chciał coś dopowiedzieć ale ktoś inny mu przerwał.

-Melanie, czy ty postradałaś zmysły? - wrzasnęła Meg. - Dlaczego rozmawiasz z nim?

-Um... Zapytałam go o stołówkę?

-Idziemy stąd - powiedziała łapiąc mnie za ręke, i ciągnąc za sobą.

-O co ci chodzi? - spytałam gdy oddaliłyśmy się na wystarczającą odległość od Jack'a.

-O co mi chodzi? Mel, nie zdajesz sobie sprawy, że właśnie poprosiłaś o pomoc największego śmiecia w tej szkole?

-Nie jest taki zły - mruknęłam.

-Owszem, jest! Nikt z zapisanych tu nastolatków nikogo nie zabił. Tylko on. Do tego podobno ćpa, pije, i pali. Podobno zgwałcił dwie dziewczyny stąd. Przynajmniej one tak twierdzą. Lepiej się trzymaj od niego z daleko.

-Każdy stąd popełnił jakieś głupie błędy, więc dlaczego tak bardzo nie chcesz mu odpuścić?

-Nikt, powtarzam nikt stąd nikogo nie zabił, poza nim. Dobra, może i kradną, palą, piją i takie tam. Ale do cholery, zabić? Nawet ja, nie potrafiłabym zabić tej jebanej sąsiadki, a co dopiero kogoś zgwałcić...

Może dlatego, że nawet nie masz czym zgwałcić - pomyślałam.

-To, że nie jest kimś dobry niekoniecznie oznacza, że jest kimś złym. Jest po prostu zagubiony.

-Melanie, jestem tu znacznie dłużej niż ty i znam tego kretyna. Po prostu obiecaj mi, że nie będziesz z nim więcej rozmawiać.

-Ale...

-Żadnych "ale". Obiecaj mi to - jej ton sugerował, że nie odpuści dopóki się nie zgodzę.

-Niech będzie - mruknęłam zrezygnowana. - Obiecuję.

Dziewczyna uśmiechnęła się triumfalnie.

1162 słowa.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top