Epilog/złe zakończenie

Oni siedzą na tej rozgrzanej skalę
______________
Per. Toma

-Tom,naprawdę nie widzieli żadnego sposobu...-odezwał się karmelek.

-Nie mów tak ,musi być rozwiązanie ..

-To nie ma sensu. Z nami koniec,Thomas.

-Nie nazywaj mnie tak,wiesz ,że nie lubię tego..-wtulił się we mnie-nie możesz zerwać,nie pozwalam ci na to

-To tak nie działa...poza tym..tak będzie lepiej no bo po co pozwalać aby serce ciągle krwawiło ?-powiedział pusto.

-Ale ja cie kocham-ostatni wyraz podkreśliłem.

-To już się..n-nie liczy,nasza miłość nigdy nie była sobie pisana..nigdy nie będziemy razem

-Ale ja chcę cię mieć przy sobie,nie pozwolę ci odejść !

Wstał i wżócił mnie do wody.

-Tord!-zaszkliły mi się oczy.

Zszwdł ze skały i po chwili wąchania wszedł do wody po kolana. Patrzył mi w oczy smutno ale myślami był gdzieś indziej. Kucnął .

Podpłynąłem bliżej. Ujął moją twarz w swoje dłonie i pocałował mnie. Odwzajemniłem pocałunek w obawie ,że będzie on moim ostatnim .

-Kocham cię Tord-powtórzyłem.

Uśmiechnął się gorzko i wstał. Odszedł. Pewnie wrócił do domu a ja zostałem sam.
***

Jest już późny wieczór. Pływam blisko NASZEJ PLAŻY w nadziei ,że Tord przyjdzie. Nikogo nie ma . Noc jest dziś spokojna . Wynużam się z wody i widzę idealne odbicie księżyca w tafli. Wsłuchuje się chwilę. Nic tylko szum wody i brzęczący piasek. Może jakiś ptak ?

Znów popłynąłem pod wodę. Chciałem płynąć do domu,do rodziny ,którą tak bardzo zaniedbałem. Na pewno będą źli a szczególnie mama. Zawsze była przewrażliwiona.

Płynąłem tak gdy usłyszałem plusk. Okropnie główny potężny plusk . Zacząłem się rozglądać i nasłuchiwać. Słyszę coś podobnego do charczenia. Płynę tam. Czuję jak moje serce szybko bije,co nie powinno mieć  miejsca.
Zatrzymuje się gdyż dziwny dźwięk ustał. Rozglądam się na boki. Nagle zły cisnął mi się do oczu. Łzy płyną a ja patrzę na bezwładne ciało mojego chłopaka opadającego na dno oceanu. Wokół niego jest parę bombelków. Właśnie wydobył się jeden samotny. Podpływam i przytulam go . Nie wytrzymuje . Zaczynam szlochać tak głośno jak jeszcze nigdy. Mój głos pod wodą plus rozpacz powodują ,że przypominam piszczenie kredy ścieralnej o tablice . Taki dźwięki wydaje syrena w rozpaczy. Tulę jego zimne ciało. Jego twarz nie ma wyrazu. Nie ma butów jak za pierwszym razem. Do jego stuo przyczepione są kryształki piasku .

Splatam nasze dłonie razem i podtrzymuje go. Chciałem aby ze mną został ,chciałem go mieć przy sobie każdej pory (w tym miejscu mam łzy w oczach) i od razu będę go miał . Już zawsze będzie ze mną . Pocałowałem go w usta.

-Nie bój się,trzymam cię... (już ryczę ).

Spojrzalem w górę na księżyc i dostrzegłem duszę Torda tańczącą na tafli wody. Już zawsze tu będzie i mnie nie opuści. Już zawsze będziemy razem. Puściłem dłonie ukochanego i pozwoliłem jego ciału opaść swobodnie na dno oceanu .

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top