Under The Mistletoe Spell

Na dworze właśnie spadł pierwszy śnieg. Wraz ze wschodem słońca z Seulskich budynków wynurzyli się mieszkańcy, gotowi aby ruszyć na przedświąteczne przygotowania. Sklepowe półki uginały się pod ciężarem wszystkich kolorowych bibelotów, z motywem świętego Mikołaja, elfów, czasem reniferów. Sunghoon miał wrażenie że wszystkich opanował gorączkowy stan, kiedy wszyscy napotkani ludzie jak zombie rzucające się na padlinę, rozrzucali wszystko dookoła tłukąc przy okazji bombki i przewracając dekoracje. Sprzedawcy na ten widok w milczeniu sprzątali bałagan, próbując dopasować swój tryb pracy do zgiełku panującego w lokalu.

Wampir miał wrażenie że święta już dawno straciły swój urok, głównie przez konsumpcjonizm ludzi, którzy naznaczeni wojną wciąż gromadzili wszystko na zapas, co przejęły po nich ich następne pokolenia. Z roku na rok było coraz gorzej, przez to właśnie Park przestał świętować w grudniu. Jednak w tym roku musiał zrobić wyjątek, gdyż czas świąt spędzał z Jaeyunem, który postanowił że trzeba zrobić wigilię. Rzecz jasna Hoon nie był tym zachwycony, lecz widząc szczenięcy wzrok Jake'a, nie był w stanie odmówić.

Nie do końca wiedział od czego zacząć, błądził już od kilku dni między sklepami i jarmarkami, sam nie będąc pewien czego dokładnie szuka. Mimo wielu lat życia, wspomnienia świąteczne były dla niego wyblakłe i zamglone. Sam nawet nie wiedział czy kiedykolwiek miał okazję zasiąść z kimś do wigilijnego stołu. Na samą myśl o swoim braku doświadczenia w tej kwestii, zaczynał wewnętrznie bronić się przed tym pomysłem.

- Najpierw musisz zacząć od choinki. - wyszeptał pod nosem, nie wiedząc nawet gdzie może kupić choinkę.

Ruszył przed siebie, szukając w kieszeni kluczyków od auta. Kiedy już udało mu się je odnaleźć, wsiadł do środka, ściągając z dłoni rękawiczki. Odblokował telefon, wpisując w przeglądarce frazę: "Gdzie kupić choinkę w Seulu?". Właśnie w ten sposób dowiedział się że istnieje coś takiego jak farma choinek.

- I ci ludzie co roku ścinają drzewo żeby powiesić na nim kolorowe kulki? - spytał z zażenowaniem wampir, kręcąc głową. Lecz czego się nie robi dla osoby którą się kocha.

Trochę mu to zajęło, nim udało mu się wyjechać z zatłoczonego parkingu. Włączył nawigację w telefonie, po czym ruszył na obrzeża stolicy. Właśnie gdzieś tam czekało ich świąteczne drzewko. W radiu wciąż leciały, jak co roku te same piosenki jak Last Christmas lub All I Want For Christmas, a Sunghoon jak zwykle zastanawiał się jak ludziom nie więdną uszy od powtarzalnych melodii i słów. Nie żeby był jakimś poliglotą. Po prostu dla niego, każda piosenka wydawana w grudniu brzmiała tak samo.

Ledwo minął kilka ulic, a już utknął w korku. Całe rzędy samochodów na drodze jednokierunkowej rozciągały się przed nim, a końca nie było widać. W powietrzu roznosił się warkot silników spalinowych oraz niewielkie snużki dymu, które będą go otaczać do końca dnia. Również kilkakrotnie usłyszał dźwięk klaksonu, więc miał świadomość że nie tylko jego zirytowała ta sytuacja.

- Jeśli wciąż będę tutaj siedzieć, nie wyrobię się do wieczora. - skwitował wampir, wzdychając ciężko. Wcale nie miał ochoty na spędzanie wielu godzin w korku, kiedy w domu czekał na niego Jake, w kuchennym fartuchu, gotujący barszcz. Zapewne już teraz lepił pierogi, narzekając na powolność Parka.

Jak na zawołanie zadzwonił telefon, z wyświetlonym numerem Jake'a. Sunghoon odebrał natychmiast.

- Jak ci idzie? - spytał Jake, którego głos był lekko zagłuszony przez muzykę puszczoną w ich kuchni przez głośnik.

- Właśnie stoję w korku. - powiedział Hoon, po czym dodał. - Kupiłem już ozdoby choinkowe... I kilka innych rzeczy. A u ciebie?

- Już rozmrażam dorsza. - powiedział Jake, po czym w słuchawce rozległ się trzask. - Nic mi nie jest to tylko talerz. No i zrobiłem też uszka.

- Widzę że tobie idzie szybciej niż mi. - westchnął Sunghoon, widząc że samochody przed nim zaczynają ruszać. - O dobra, już chyba coś się ruszyło. Kupić ci coś jeszcze po drodze?

- Jakbyś mógł kupić cynamon, w sumie jeszcze kawę przed samym powrotem, wiesz tę moją ulubioną. - poprosił Australijczyk.

- Piernikowe latte na zimno z dodatkowym syropem o smaku krówki? - spytał retorycznie, dobrze znając odpowiedź na to pytanie. W myślach wręcz zadrżał na ilość cukru, zawartą w tym niewielkim kubeczku.

- Dobrze, ja już kończę, bo mi wrzątek kipi. - krzyknął Jake, kiedy kolejne źródło hałasu postanowiło go zagłuszyć. - Do zobaczenia wieczorem!

- Do wieczoru. - powiedział Hoon, naciskając czerwoną słuchawkę. Przeczesał dłonią włosy, po czym chwycił nią kierownicę. Mimo iż samochody poruszały się ociężale, zaczął kierować się w upragnionym kierunku. Chciał się wyrobić jak najszybciej, aby w końcu wylądować w ciepłym łóżku wraz ze swoim ukochanym.

Zimowy krajobraz roztaczał się za oknem, mimo iż jego uroku nie potrafiłby dostrzec praktycznie nikt, przez drogi, które zamiast śniegiem, pokryte były zczerniałym błotem. Budynki, przeszklone drapacze chmur też nie ocieplały wizerunku stolicy. Przyprawiały go wręcz o przygnębienie, wywołane szybkim, nieuchronnym tempem czasu. Otoczony przez nowoczesne wynalazki, nowych ludzi i sztuczną inteligencję, czuł się wyobcowany, coraz mniej będąc świadomym z czym będzie się wiązać jego dalsza codzienność, obca i sztuczna, sprawiająca że czuł się jak odludek.

W ciągu kolejnej godziny, przepełnionej drogowymi awariami, oraz dziwnym niepokojem i samotnością, w końcu dotarł na farmę choinek. Było to gigantyczne pole, na którym ściśnięci jak sardynki ludzie, wybierali choinki, po czym z pomocą sprzedawcy, ścinali je aby postawić na tydzień w salonie, aby po kilku dniach, kiedy drzewko zacznie gubić igły, wyrzucić je na śmietnik.

- Witam! Szuka pan czegoś konkretnego? - zapytał sprzedawca, uśmiechnięty starszy mężczyzna z entuzjazmem, który dla Sunghoona wydawał się aż nadto wymuszony.

- Czegoś... zielonego i nie za dużego - odpowiedział wampir, próbując ukryć swoje zmieszanie. Nie wiedział, czy powinien wybrać choinkę na podstawie zapachu, wysokości czy gęstości gałęzi, czy innych aspektów których nie znał.

Mężczyzna nie przejęty jego nieudolnością roześmiał się naturalnie, pokazując mu alejkę świątecznych drzewek.

- Dziękuję. - powiedział Sunghoon, wkraczając w alejkę. Stwierdził że nie może wybrać pierwszego lepszego drzewka. Kłóciło się to z jego poczuciem estetyki, które od zawsze było w nim silne. Wszystkie choinki wyglądały dla niego identycznie, z każdą było coś nie tak, niby - zielone, pachnące lasem i z lekkim białym nalotem śniegu na igłach, lecz jedna miała zbyt kłujące igły, druga miała za mało zielony kolor, a trzecia była niewymiarowa. W końcu jego wzrok przykuło jedno drzewko, trochę mniejsze od reszty, ale z idealnie symetryczną koroną. Wyglądało na wystarczająco małe, by zmieścić się w ich salonie, ale jednocześnie wystarczająco duże, by Jake mógł je ozdobić wszystkimi tymi kolorowymi ozdobami, które kupił.

- Poproszę to drzewko - powiedział, wskazując na wybraną przez siebie choinkę.

- Doskonały wybór! - odparł staruszek, machając ręką na młodego chłopaka z piłą, który natychmiast podbiegł, by ściąć wybraną choinkę.

Coś w sercu Sunghoona kłuło, kiedy przyglądał się jak mężczyźni pakują jego choinkę. Nie umiał tego nazwać. Było to coś jak żal, bądź melanholia. Właśnie uświadomił sobie jak wiele istnień przed tym drzewem przeminęło, o czym nie mógł pamiętać nikt, nawet on sam. Nieważne jak bardzo próbuje coś zatrzymać, wszystko go opuszcza, lecz on sam trwa, jakoby czas nie miał na niego żadnego wpływu, nie był jego częścią.

- To wszystko robisz dla Jaeyuna. - powiedział sam do siebie, próbując usprawiedliwić się sam przed sobą. Sam nie wiedział dlaczego.

Kiedy choinka była już gotowa, spakował ją na miejsce pasażera, obok siebie w samochodzie, nie chcąc jej przypadkiem uszkodzić. Z ulgą usiadł za kierownicą, po czym ruszył na podboje spożywczaka i kawiarnii. Jako że było już późne południe, z tym pierwszym nie było tak dużego problemu jak z samego rana. Niestety kiedy już dojeżdżał do ulubionej kawiarni Jaeyuna, zaklął w myślach, widząc długi rząd ludzi, oczekujących na złożenie zamówienia.

Gdy w końcu wrócił do mieszkania, na dworze było już ciemno, a wiatr brutalnie smagał policzki wampira. Gdyby był człowiekiem, z pewnością drżał by z zimna. Jake już czekał na niego w drzwiach z mąką we włosach i rękami umazanymi ciastem na pierogi. Zdaniem Parka, wyglądał przy tym wyjątkowo uroczo. Z uśmiechem wręczył mu jeszcze gorące piernikowe latte.

- Nareszcie! - zawołał z udawaną złością Jake, po pobudzającym łyku słodkiego napoju. - Już myślałem, że się zgubiłeś.

- Po tym, co przeżyłem, powinieneś być wdzięczny, że w ogóle wróciłem. Gdybym nie był martwy, już dziś bym umarł. - rzucił Sunghoon z udawanym dramatyzmem, kładąc choinkę na podłodze.

- Oj nie przesadzaj, nie mogło być tak źle. - rzekł Sim, po czym skierował swój wzrok na rozłożoną już choinkę. - Jest piękna. - powiedział, rzucając się ukochanemu na szyję, po czym wyszeptał ledwo słyszalnie. - Dziękuję kochanie, naprawdę.

Właśnie wtedy Sunghoon poczuł jak cała złość i irytacja, którą gromadził w sobie przez cały dzień, odchodzi w zapomnienie. Patrząc na radość i uśmiech Jaeyuna, robiło mu się ciepło, a on sam nie potrafił powstrzymać radości. Złożył delikatny pocałunek na jego czole, na ustach czując suchość mąki. Momentalnie kichnął, przez co Australijczyk nie mogąc się powstrzymać, roześmiał się dźwięcznie.

Kiedy już oboje doprowadzili się do względnego ładu, Jake z iskierkami radości w oczach, rozłożył na podłodze pudełka pełne bombek, lampek i innych dekoracji, które wyglądały jakby wyszły prosto z bożonarodzeniowej reklamy. Sunghoon przyglądał się temu z lekkim dystansem, nie do końca rozumiejąc, dlaczego Jake był aż tak podekscytowany.

- Wiesz, że mógłbyś pomóc? - rzucił Jake, podnosząc głowę znad jednego z pudełek i patrząc na wampira z lekkim uśmiechem.

- Pomóc? - Sunghoon uniósł brew, jakby samo słowo było dla niego obce. - Myślałem, że to twój projekt.

- To nasza choinka i nasze święta - poprawił go Jake, chwytając go za rękę i delikatnie pociągając w stronę pudełek. - A teraz wybierz coś. Co twoim zdaniem pasuje na naszą choinkę?

Hoon westchnął teatralnie, jakby cała ta sytuacja była dla niego niebywałym wysiłkiem. Nie miał serca odmówić, mimo iż nigdy w życiu nie ubierał choinki. Skierował swój wzrok na pudełko, pełne kolorowych ozdób, gdzie każda bombka wyglądała jak z innej parafii. Przeglądając zawartość z uwagą, nagle, jego uwagę przykuła jedna bombka. Zupełnie inna niż wszystkie, w kształcie gwiazdy, złota, częściowo pokryta brokatem. Wręczył mu bombkę z lekkim skinieniem głowy.

- O, znalazłeś gwiazdkę na czubek. - powiedział z uśmiechem Jake, wstając z klęczek, aby nałożyć szklaną ozdobę na sam szczyt niewielkiego drzewka. - Widzisz, masz doskonałe oko do dekoracji.

- Och, proszę cię, to tylko przypadek. - powiedział wampir, w duchu ciesząc się jak głupi do sera. Choć nigdy by tego nie przyznał, lubił kiedy ktoś chwalił go choćby za drobnostkę, sprawiało to że czuł się ważny w czyimś życiu.

Zaczęli wspólnie dekorować drzewko. Jake wciąż nucił pod nosem świąteczne piosenki, a Sunghoon raz po raz przewracał oczami, udając, że jest ponad to wszystko. Jednak z każdą zawieszoną bombką czuł, jak coś w nim mięknie. Może to była ta ciepła, domowa atmosfera, a może po prostu obecność Jake'a, który swoją energią potrafił rozjaśnić nawet najbardziej ponury dzień.

- Wiesz co? - odezwał się nagle Jake, przerywając pracę. - W dzieciństwie zawsze marzyłem o takich świętach. Pełnych światełek, śniegu i... kogoś, z kim mógłbym je spędzić. Teraz mam ciebie, więc to będą najlepsze święta w moim życiu.

Sunghoon spojrzał na niego, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Jake zawsze był taki bezpośredni w wyrażaniu swoich uczuć, co dla niego, starego wampira, wciąż było nieco obce. Jednak widząc szczerość w jego oczach, poczuł coś, co mógłby nazwać ciepłem, może nawet miłością.

- Jake... - zaczął, ale słowa nie chciały przejść mu przez gardło. Zamiast tego po prostu wyciągnął rękę i delikatnie pogładził go po policzku. - Cieszę się, że mogę spędzić te święta z tobą.

Jake uśmiechnął się jeszcze szerzej, a potem rzucił mu się na szyję w spontanicznym uścisku, prawie przewracając go na podłogę.

- Wiedziałem, że masz w sobie świątecznego ducha! - zaśmiał się, przytulając go mocno. - Nawet jeśli udajesz, że nie znosisz tych wszystkich dekoracji.

Sunghoon roześmiał się głośno. Przejrzał go,lecz mimo to dla niepoznaki przewrócił oczami. Na ten wyraz, poczuł jak za sprawą drugiego mężczyzny pada z głośnym hukiem na podłodze. Spojrzał zaskoczony, lecz nie zdążył wydusić z siebie żadnego słowa, kiedy zaatakowały go ręce Jake'a, łaskocząc po żebrach. W kącikach jego oczu zebrały się łzy, kiedy nie mógł opanować spazmów śmiechu.

- Dobra! Poddaję się! - wydyszał, oddychając z trudem.

Spojrzał na Jake'a, który wciąż siedział na nim okrakiem. W jednym momencie poczuł jego usta na swoich. Po chwili przerwał pocałunek, sprawdzając czy wampir czuje się z tym okej, po czym obdarował go kolejnym, tym razem dłuższym pocałunkiem. Hoon poczuł jak wszystko w nim mięknie, a on sam wiedział że nawet gdyby chciał, nie byłby w stanie zrobić nic, Jake mógłby zrobić z nim teraz wszystko, co wcale mu nie przeszkadzało.

- Wiesz że leżysz pod jemiołą. - powiedział Jake, wpatrując się ciepło w oczy wampira. - Staliśmy pod nią cały czas. Czyli mogę teraz całować cię cały czas, nawet całe swoje życie. - dodał gładząc dłońmi jego policzki.

- Myślę że całkiem podoba mi się ten pomysł. - odpowiedział Sunghoon.

~~~
2037 słów

Hejka moi kochani!
No i Wesołych Świąt 🎄 🎄 🎄
Tęskniłam za wami i mam nadzieję że spodobał wam się mój świąteczny one shot. Jest on powiązany w pewien sposób z książką "Bloody Revenge" i jest opowiadaniem dodatkowym do całej serii. Jeśli czytają to osoby, które nie kojarzą całego uniwersum, serdecznie zapraszam do przeczytania. A innym dziękuję za całe wsparcie, którym darzycie mnie przez te ostatnie lata. Wiedzcie że mimo mojego braku aktywności, wciąż czytam wasze komentarze i śledzę wasze aktywności pod moimi tworami. Spędźcie te święta z osobami wam bliskimi, ważnymi dla was i co najważniejsze, ODPOCZNIJCIE!

Dziękuję za wszystko!
Wasza red_glasses_

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top