1




Zerkam ponownie na kartkę i marszczę brwi w poważnej konsternacji.

"Chwila. Czy ty mnie właśnie informujesz, wyprowadź mnie z błędu, jeśli się mylę, że mam zabić Louisa Tomlinsona? Syna Franka Tomlinsona właściciela pojebanie gigantycznie firmy?"

"Tak, żeby po nim pyłku nie zostało. Zrozumiano, Styles?"

Wzdycham ze znużeniem, przechylając się na obrotowym krześle.

"Jeśli muszę."

"Wiesz co się stanie, jeśli nie wykonasz zlecenia."

Wraz z jego słowami w moim gardle rośnie gula wielkości pięści. Zaciskam szczękę i potakuję w wyrazie zrozumienia.

Jebany Dan. Mógłbym go zajebać i największy problem przestałby istnieć. Tak jak zazwyczaj nie lubię się znęcać nad ofiarami, tak przy nim nie szczędziłbym małego pokazu.

"Kto zlecił zabicie?" pytam w drodze do drzwi.

Nie chcę znać żadnych detali; tylko podstawy. Przede wszystkim z tego względu, że nie potrzebuję wyobrażać sobie jego historii ani niczego co mogłoby pobudzić ostatki mojej empatii.

"Celine Tomlinson."

"Czyli?"

"Siostra Louisa."

Siostra? No i kurwa zaciekawił mnie.

Uderzam się mentalnie w twarz, gdy zadaję następne pytanie.

"Dlaczego?"

Dan wzrusza ramionami i przytrzymuje mi drzwi w mało subtelnym geście, żebym usunął się z jego oczu.

"Nie obchodzi mnie to."

***

W mojej pracy kieruję się kilkoma zasadami i przestrzegam ich jak ognia.

Na pierwszym miejscu podchodzę do zlecenia zadaniowo, co oznacza, że nigdy nie wiążę się emocjonalnie z ofiarą. Osoba na którą ktoś wymierzył wyrok jest dla mnie tylko imieniem i nazwiskiem oraz celem. Po co mi wiedzieć czy ma rodzinę? Pewnie ma, podejrzewam, że będzie im smutno znaleźć go nieżywego w kałuży krwi z podziurawioną klatką piersiową.

Po drugie, zawsze załatwiam zlecenie w ciągu tygodnia. Czym szybciej dostaję wypłatę tym szybciej mogę polecieć na Malediwy i opierdalać się na słonecznej plaży.

Po trzecie, zrobię wszystko by pozbyć się celu, najczęściej wybierając opcję, która jest najmniej bolesna. Nie jestem sadystą, na miłość boską. Najchętniej to nikogo bym nie zabijał. Ale nie wybiera się swojego obecnego wcielenia, więc równie dobrze mogę po prostu podporządkować się losowi.

Jak zabić Louisa? Tradycyjnie? Czy może...

Przeglądam się w ostrzu kieszonkowego noża. Jest to wyjątkowy przyrząd, wręcz sentymentalny, gdyż  dostałem go od ojca, gdy miałem 14 lat. Lubię nim zabijać ofiary, ale muszę poczuć w kontakcie z tą osobą, że to odpowiedni sposób. 

Czasami wolę postrzelić. Czasami udusić. Jak będzie tym razem?  Dowiem się na miejscu.

Podchodzę do barku. Na skraju marmurowego blatu Diana przygotowała dla mnie whiskey z pełną szklanką lodu. 

"O której przygotować kolację?" pyta, postukując długimi paznokciami o butelkę trunku. 

"Nie wiem kiedy wrócę." uśmiecham się do niej zdawkowo. Popycham drink w jej stronę. "Będzie lepiej jak udasz się wcześniej do domu. Dzięki."

Żwawym krokiem szarżuje do sypialni. 

Plan wygląda następująco;  udaję się na innowacyjny pokaz nowego urządzenia elektronicznego firmy Gear, którą Louis, we własnej osobie, ma przeprowadzać. W sali będzie około 10 tysięcy ludzi, głównie dziennikarzy i fotografów. Do morderstwa musi dojść daleko od gapiów, co pozostawia z opcji ubikację, garderobę lub hotel. 

Celine przysłała na mój adres strój firmy Gear, plakietkę z pseudo imieniem i wytyczne co do rozmieszczenia korytarzy oraz pokoi. 

Zapowiada się wielkie wydarzenie, myślę. Ciekawe czy Louis ma przeczucie, że dzisiaj jest jego ostatni dzień tego życia.

Przebrany w garnitur umaszczony w szaro- białe trójkąty; logo firmy Tomlinsona, czarne, lakierowane buty oraz co najważniejsze, nóż, pistolet oraz portfel mieszczącym dodatkowe, ważne akcesoria, wychodzę na patio swojej willi.

Odpalam energicznym ruchem papierosa, po czym ruszam w stronę samochodu.

Mam nadzieję, że pójdzie szybko.

I sprawnie.

***

Słyszę go zanim widzę. Jego zapach rozdziera nozdrza intensywnością. Odwracam się powoli, gdy zatrzymuje się niedaleko mnie na czerwonym dywanie, by udzielić wywiadu. Okrąża go tabun fanów, na co reaguje wprawioną ignorancją. 

Wygląda.... szykowanie. Przystojnie, gdybym miał oceniać go w kategorii do pieprzenia- ale nie oceniam, bo to nie mój cel przygody. Po prostu mam oczy. 

Kręcę na samego siebie głową. Ogarnij się, boże. 

Chociaż trudno oderwać wzrok od jego smokingu, uwydatniającego pośladki. Już nie mówiąc o delikatnie nastroszonych włosach oraz szczęśliwych oczach, podkreślonymi zmarszczkami od śmiechu.God damn it, że musisz być seksowny Tomlinson. Niech cię kurwa szlag trafi.

Może mógłbym go zabić w czasie seksu....

Nim dokończę myśl, dzieje się coś niespodziewanego. Konstrukcja pod którą stoi Louis, zaczyna niebezpiecznie zwisać i opuszczać się prosto na niego. Nie myślę, gdy reaguję na to zdarzenie, rzucając się w jego stronę, odpychając na bok, by ocalić przed nieszczęśliwym wypadkiem. 

W momencie jak udaje mi się ochronić go swoim ciałem, spada olbrzymi, metalowy kawałek sufitu. Dziennikarz przeprowadzający jeszcze minutę temu wywiad  zostaje przytrzaśnięty, czemu towarzyszy rozdzierający krzyk bólu.

Louis Tomlinson zasłania dłońmi usta i spogląda mi prosto w oczy.

I och. Kurwa. Ma burzliwie błękitne tęczówki. Zaciskam wargi, mój oddech zdecydowanie przyspiesza, a serce zaczyna się niestosownie zachowywać. 

Czemu ktoś by chciał go zabić? Byłyby z niego piękne dzieci.

"Gdzie są twoi ochroniarze, gdy są potrzebni?" pytam w zatrważającej ciszy, nadal przygniatając go do ziemi. "Powinieneś ich zwolnić."

"I zatrudnić ciebie w zamian?" pyta chrapliwym głosem. Marszczy brwi, po czym wtóruje w rozładowującym napięcie śmiechu. "Uratowałeś mi życie."

Kurwa, że co? Miałem ci je odebrać

Co ja zrobiłem? Czemu- czemu ja...? Co się wydarzyło

Nagle do mnie dochodzi. Spokojnie, spokojnie, Harry, to wypadek przy pracy, zdarza się, tak?

Do końca tej nocy ta piękna twarz przestanie wyrażać emocje. Na wszystko przyjdzie czas.

"Um." wydobywa się ze mnie. Podnoszę się na równe nogi i obserwuję jak cały team Louisa zbiera się wokół niego i otula w opiekuńczym geście. 

Odsuwam się na bok, hiperwentylując się i powtarzając jak mantra, że spierdoliłem

Moje dłonie pocą się z nerwów. 

To się nie zdarza, mój profesjonalizm na to nie pozwala

Porywam kieliszek szampana z tacy kelnera. Ulatujące bąbelki z trunku pryskają mi w twarz, ale jedyne co widzę, jedyne co wżera się w moją duszę, to te cholerne, błękitne oczy. 

_______________________________________________________________________________

Wczoraj przyszedł mi do głowy luźny, nowy pomysł na historię. Dajcie znać jakie towarzyszyły Wam emocje i czy kontynuować pisanie ;) 

- dballbsuddy 



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top