christmas miracle (part one)
- Bardziej w lewo – Przechyliłam lekko głowę, znowu zaciskając usta. – Jeszcze trochę. Chris, wyciągnij tę rękę, bo tak nic nie zdziałamy – Jęknęłam zrezygnowana, gdy dosłownie sekundę później kabel wypadł Jacobowi z ręki i ciąg lampek opadł na podłogę.
- Złaźcie stamtąd, bo nie mogę na to patrzeć – odezwała się blondynka obok mnie, na co chłopcy tylko wywrócili oczami, zeskakując na podłogę. – Minnie, nasza kolej.
Skinęłam głową, z pomocą Jacoba wdrapując się na blat barku, za którym spędzałam większość popołudni tego roku szkolnego. Zagryzłam język w skupieniu, wspinając się na palce i próbując zachować jakąkolwiek równowagę, żeby nie spaść. Koniuszkami palców zaczepiłam kabel o haczyk przy suficie. Przekręciłam lekko głowę, łapiąc spojrzenie Diany i obie przesunęłyśmy lekko zaczepienia, żeby ostatecznie niemo sobie przytaknąć i wrócić na podłogę.
- Już możemy się odezwać? – szepnął Chris, a drugi chłopak wzruszył ramionami. My wyłącznie parsknęłyśmy śmiechem, oglądając swoje dzieło. – Nigdy nie zrozumiem, jak rozmawiacie telepatycznie.
- Masz zbyt mały móżdżek, żeby to pojąć – Diana poklepała go po policzku, po czym zabrała swoją torbę ze stołka. – Ale jesteś dobrym kierowcą, więc możesz mnie zawieźć do domu. Miś, potrzebujesz jeszcze czegoś? – zwróciła się do mnie, ale Jacob ubiegł mnie w odpowiedzi.
- W zasadzie to nie, ale dzięki, że pytasz kochana – Posłał jej buziaka w powietrzu, na co tylko wywróciła oczami.
I pomyśleć, że jeszcze rok temu była w nim zadurzona po uszy.
- Z resztą sobie poradzę, więc luz. I tak wielkie dzięki za pomoc – Pozwoliłam, by dziewczyna przytuliła mnie na pożegnanie, co po chwili zrobił też Chris i razem opuścili bar. Wyciągnęłam spod lady ścierkę, żeby wytrzeć miejsca, po których chodziliśmy i spojrzałam kątem oka na bruneta, wciąż siedzącego na stołku. – Ty nie idziesz do domu?
- Nie spieszy mi się, więc pomyślałem, że pomogę – Wzruszył ramionami. – Przy okazji mogę cię odwieźć.
- Chce ci się? – Uniosłam brew, na co skinął głową. – W sumie dla mnie wygodniej, dzięki. Weźmiesz mój telefon i napiszesz tacie, żeby nie przyjeżdżał?
- Pewnie – Sięgnął po moją komórkę, gdy ja zajrzałam do kolejnych ozdób, których miałam użyć. – Dużo jeszcze zostało?
- W godzinkę się wyrobimy raczej – uznałam, zerkając przelotnie na zegar i westchnęłam przeciągle.
Było już dawno po dziesiątej, co oznaczało, że męczyliśmy się już prawie trzy godziny, odkąd tylko zamknęłam lokal. Czas mi okropnie przyspieszył, właściwie nie tylko tego wieczoru. Na dobrą sprawę pewnie nie zauważyłabym, że przyszedł grudzień, gdyby nie przypomniały mi o nim zakurzone pudła ozdób, które tego popołudnia przyniosła mi Debby, to jest przyjaciółka mojej mamy, która stwierdziła, że przechodzimy na „ty", odkąd zaczęłam u niej pracować.
Wzięłam kolejny zwój lampek i wdrapałam się na kanapę przy jednym ze stolików. Wygrzebałam z pudełeczka pinezki, przyczepiając je w taktycznych miejscach i zaczepiłam o nie kabel, formując świecącą choinkę.
- Ty to jednak kreatywna jesteś momentami – rzucił Jacob gdzieś z tyłu, na co parsknęłam cicho.
Odsunęłam się, obserwując wnętrze, żeby przemyśleć kolejne kroki. Pod sufitem wisiały girlandy ze światełek, wokół wielkiej tablicy z aktualnym menu zawiesiliśmy łańcuch przypominający gałązki choinkowe. Sama choinka stała natomiast w rogu, wciąż nieubrana, bo ledwo zdążyliśmy przynieść ją z zakamarków zaplecza i oczyścić z kurzu. Ścianę przy stolikach ozdabiały czerwone kokardy i plan ze świecącymi kształtami spodobał mi się na tyle, że zamierzałam nad częścią z nich umieścić coś podobnego. Ladę ozdabiała skarbonka z bałwankiem, której magiczna moc miała przynieść mi dużo napiwków oraz tabliczka życząca wesołych świąt, do których został lekko ponad tydzień.
Sama knajpka nie należała do największych, dzięki czemu zawsze panowała tam przytulna atmosfera, ale nie była też mała, stanowiąc jeden z najbardziej lubianych lokalów w okolicy. Sama bywałam w niej tysiące razy i zaraziłam nią wielu znajomych, tym samym rozkręcając biznes, zanim na dobre dołączyłam do personelu.
- Diana pisze, że jesteście jutro zwolnieni z pierwszych lekcji, więc cytuję, olej to wszystko i maszeruj do łóżka, wpadniemy po ciebie o ósmej i dokończymy ten kicz przed otwarciem – odczytał Jacob z mojego telefonu, kończąc to niewinnym uśmiechem.
- Na pewno tego o kiczu nie dodałeś sam? – Uniosłam lekko brew, ale wyłącznie uniósł obronnie ręce. Westchnęłam, przecierając twarz dłońmi. – Sama nie wiem, wolałabym to zrobić dzisiaj.
- Daj spokój, jest późno, a ty wyglądasz na cholernie zmęczoną – Uniosłam kciuki w górę, uśmiechając się niezręcznie, czym tylko wywołałam u niego pełne politowania spojrzenie. – Poważnie, Minnie, mogę cię stąd wynieść.
- Pas, idę po klucze.
Zniknęłam na zapleczu, skąd zabrałam wszystko, czego potrzebowałam i jeszcze raz rozejrzałam się po pomieszczeniu. Zgasiłam wszystkie światła i zamknęłam za nami drzwi, by wreszcie usiąść w samochodzie Jacoba i odetchnąć.
- Za bardzo się przejmujesz, ogarniecie to we trójkę rano i tyle – rzucił beztrosko, na co tylko machnęłam ręką. – W najgorszym wypadku Diana zostawi cię samą z Chrisem.
- Niezbyt zabawne – burknęłam, a on westchnął przeciągle. – Błagam, nie zaczynaj.
- Ale w tym tygodniu jeszcze nie pytałem!
- Bo jest poniedziałek? – rzuciłam sarkastycznie, jednak pokręcił głową z dezaprobatą, kompletnie ignorując moje sprzeciwy.
- A więc jeszcze ci nie przeszło to na Chrisa? – spytał, dosłownie tonem ciekawskiej ciotki, na co jęknęłam zrezygnowana. – Uznam to za „nigdy".
- Jeszcze miesiąc temu to tobie nie przeszło i leciałeś na mnie – Wystawiłam oskarżycielsko palec w jego stronę, ale tylko wywrócił oczami.
- Dobra, ale minęło momentalnie, gdy przelizaliśmy się na imprezie halloweenowej.
Przez dłuższą chwilę łączyłam w głowie jego wypowiedź, marszcząc brwi.
- Ale my się nie przelizaliśmy. Nawet nie byliśmy na tej samej imprezie w Halloween – rzuciłam wreszcie, a on uchylił usta, patrząc na mnie zdezorientowany. – Patrz na drogę.
- Czekaj, poważnie?
- Ty byłeś u kumpla z drużyny, a ja u znajomej z gimnazjum – powiedziałam powoli, żeby na pewno to przyswoił. – Także...
- Przeszło, to przeszło, nie drąż tematu – burknął, a ja mimowolnie parsknęłam śmiechem na jego obruszenie. – Tobie nawet to nie wyszło.
Bez słowa pogłośniłam muzykę, która oczywiście obfitowała w świąteczne kawałki. Jacob posłał mi znaczące spojrzenie za moją ucieczkę od odpowiedzi, ale udałam, że tego nie widzę. Tak było zdecydowanie łatwiej.
Sytuacja moja i Chrisa była jednocześnie prosta i cholernie skomplikowana.
Wiecie, jak to jest z przygodnymi, wakacyjnymi relacjami. Czasami wychodzą świetnie, przykładowo tak, jak w przypadku Diany, która spędziła idealne wakacje na Hawajach z nowopoznanym tam chłopakiem marzeń.
My mieliśmy nieco trudniej. Znaliśmy się od dziecka i kilka głupich zbliżeń sprawiło, że nasza przyjaźń stała się, nie chcę powiedzieć niezręczna, ale słabsza. Powstał między nami dystans, żadne z nas nie potrafiło już podjąć tego tematu, który stał się swego rodzaju tabu, a rzeczy, które były dla nas naturalne, takie jak chociażby długie spojrzenia, czy momenty sam na sam stały się peszące, dlatego unikaliśmy ich mniej lub bardziej świadomie.
W towarzystwie było lepiej, swobodniej, może dlatego, że Chris chyba nie był świadomy, że pozostała dwójka wie o wszystkim. Niemniej uczepiliśmy się tego, jak mogliśmy, z czym właściwie nie było dużych problemów, bo Diana była z nami właściwie zawsze, a jeśli nie ona, to Jacob, który wcisnął się do naszej paczki po wakacjach, kiedy to poniekąd się do mnie przyczepił. Ale to już mniej istotne.
- Dzięki za podwózkę – powiedziałam, ściszając radio, ale tylko ponownie spojrzał na mnie znacząco. Posłałam mu buziaka w powietrzu, zatrzaskując za sobą drzwi auta.
***
- Ktoś tu się nie wyspał – Wyłącznie wywróciłam oczami na komentarz Chrisa, gdy rano wpakowałam się na tylne siedzenie jego samochodu. Diana momentalnie walnęła go w ramię i odwróciła głowę, żeby na mnie spojrzeć.
- Rozchmurz się, zaraz zrobisz nam wszystkim kawę, włączymy sobie świąteczną muzę i będziemy ubierać choinkę.
- Powiedzmy – parsknęłam, ale w odpowiedzi posłała mi uroczy uśmiech, na który nie mogłam nie odpowiedzieć. Miałam zdecydowanie zbyt miękkie serce.
Jingle bells uparcie grało z radia, a ja patrzyłam za okno, chłonąc klimat porannych promieni słońca. Szczerze przywykłam, że śnieg raczej nie miał w zwyczaju pojawiać się w naszym mieście, dlatego nadrabiałam jego brak wszystkimi możliwymi ozdobami, piosenkami, czy filmami, których maratony robiłabym każdego dnia, gdybym tylko nie siedziała do nocy w pracy.
Niemniej nie narzekałam, bo naprawdę to lubiłam, a w tym okresie mogłam też beztrosko paradować z uszami renifera lub czapką mikołajkową i wręcz wmuszać w klientów choć namiastkę świątecznego nastroju.
Kiedy dojechaliśmy, wyskoczyłam z auta jako pierwsza, otwierając przed resztą drzwi budynku i położyłam torbę z bluzą na ladę.
- Plan jest taki... - zaczęłam, ale przyjaciółka szybko mi przerwała.
- Ty rób, co tam musisz, on zaczyna ubierać choinkę, a ja lecę szybko do drogerii naprzeciwko, żeby bić się z przypadkowymi laskami o mój ulubiony tusz na promocji – Uśmiechnęła się niewinnie, a my z chłopakiem spojrzeliśmy po sobie. – Tylko na moment, to sprawa życia i śmierci.
- Cokolwiek – westchnęłam, a ona zaklaskała w dłonie, od razu wybiegając z lokalu. Pokręciłam głową z rozbawieniem.
Zapadła cisza, Chris faktycznie zaczął przenosić pudła z ozdobami, a ja, nie mając lepszego pomysłu, podłączyłam telefon do głośników, puszczając świąteczną składankę, żeby zabić niezręczny nastój. Przysunęłam sobie stołek, wdrapując się na niego i zaczęłam ścierać czarną tablicę, która robiła za spis aktualnej oferty.
Słyszałam, jak chłopak zaczął podśpiewywać cicho, więc odwróciłam głowę w jego stronę. Podrygiwał do muzyki, próbując rozplątać łańcuchy i jakoś mimowolnie uśmiechnęłam się, patrząc na tę scenkę. Po chwili uniósł na mnie wzrok i po prostu odwzajemnił uśmiech. Tak zupełnie naturalnie, jak tylko on potrafił, przynajmniej jeszcze te kilka miesięcy temu, a George Michael śpiewał nam gdzieś w tle.
This year to save me from tears I'll give it to someone special.
Niepewnie wróciłam spojrzeniem do swojej pracy, mimo że wciąż czułam na sobie jego wzrok. Czasem naprawdę chciałam zacząć ten drażliwy temat, nawet tylko po to, żebyśmy dłużej pogadali. Tęskniłam za nim i nienawidziłam tej wewnętrznej blokady, przez którą się tak oddaliliśmy.
Once bitten and twice shy, I keep my distance, but you still catch my eye.
Jakoś mimowolnie uniosłam kącik ust, słuchając piosenki, jednak szybko pokręciłam głową sama do siebie i wzięłam do ręki kredę. Zagryzłam język, w skupieniu pisząc kolejne nazwy i ilustrując je doddlami. Świąteczna oferta oznaczała szereg smakowych kaw, herbat i gorących czekolad, których robienia nie mogłam się już doczekać, dodawanie pierniczków do każdego zamówienia i mnóstwo innych przysmaków, które oddawały tradycje z różnych kultur.
- Prawie wyrwałam jednej lasce doczepy – zaczęła Diana od wejścia, machając nam dwoma opakowaniami kosmetyku. – Ale wygrałam. Teraz mogę ubierać choinkę.
***
Ogarnęliśmy wszystko przed dziewiątą, kiedy to przyszła Debby i przybiła mi taktyczną piątkę, oznaczającą zmianę warty. Nie zmieniało to jednak faktu, że pięć lekcji zasypiania później, musiałam tam wrócić i przy okazji zaserwować pozostałej dwójce lunch, bo postanowili, że będą mi towarzyszyć podczas dnia.
Jednym z największych plusów tej pracy było to, że mimo naprawdę dobrego całodniowego ruchu i ciągłej obecności przynajmniej kilku gości, nigdy nie byłam mocno zabiegana. Owszem, trafiały nam się godziny, jak i całe dni szczytu, ale zazwyczaj nie było problemu, żebym między kolejnymi zamówieniami pogadała sobie z przyjaciółmi lub sama coś zjadła.
Zmarszczyłam brwi, gdy drzwi otworzyły się gwałtownie i Jacob szybkim krokiem podszedł do nas, opadając na wolny stołek przy barze.
- Chris, chyba na pewno przelizałem się z twoją byłą na imprezie halloweenowej – rzucił na wstępie, a my tylko spojrzeliśmy po sobie zdezorientowani, zanim wpadła mi do głowy rozmowa z wcześniejszego dnia.
- Czekaj, pomyliłeś mnie z Tess? – Uniosłam znacząco brwi, tym razem zwracając uwagę wszystkich na siebie.
- Moment, myślałeś, że przelizałeś się z Minnie? – parsknęła Diana, a chłopak widocznie się zmieszał.
- Nie, po kolei. Skoro byłeś w stanie je pomylić, to skąd wiesz, że to była Tess? – spytał wreszcie Chris.
- Nie wiem, ale wydaje mi się, że tak.
- Jak głęboko wsadziła ci język? – Wytrzeszczyłyśmy z Dianą oczy, słysząc to pytanie z ust chłopaka, jednak on nie wydawał się wcale wzruszony. Jacob zastanowił się, po czym otworzył buzię, a my odwróciłyśmy się wymownie, słysząc tylko, jak Chris coś mamrocze.
- Nie, to nie ona.
- Ale była mocno wstawiona.
- Wódka?
- Chyba wino i rum.
- To jednak ona. Przy takim alkoholu robiła się dystyngowana – parsknął, jakby nigdy nic biorąc gryz kanapki. Jacob zmarszczył brwi, patrząc po nas, ale tylko wzruszyłyśmy ramionami, wciąż będąc mocno zdegustowane tematem.
- Czyli nie jesteś zły?
- Czemu miałbym?
- Bo to twoja była?
- Daj spokój, minęło już sporo czasu. Jedyne co mnie z nią łączy to sentyment – Zakrztusiłam się swoim sokiem, słysząc, jak dosłownie cytuje moje słowa z dnia, gdy w wakacje rozmawialiśmy o miłości. Chłopaki wytrzeszczyli oczy, a Diana zaczęła klepać mnie po plecach, ale tylko machnęłam ręką, próbując się szybko uspokoić.
- Minnie, sernik na stolik szósty – Usłyszałam Debby z kuchni, zanim ktokolwiek z nich zdążył się odezwać.
- Stolik piąty, zaraz wracam! – rzuciłam szybko, lecąc po zamówienie.
- Szósty! – krzyknął za mną Jacob, ale tylko posłałam mu wymowne spojrzenie.
To była jedna z najbardziej niezręcznych chwil w mojej karierze.
Postawiłam talerz przed odpowiednim klientem, życząc smacznego i dla pewności, że zdążą zmienić temat, przeszłam się, wycierając kilka stołów. Kiedy wróciłam, zdecydowanie mówili o czymś innym, dlatego bez słowa oparłam się o blat, próbując wybadać sytuację.
- Czyli w skrócie nie będzie szkolnej imprezy świątecznej? – spytał Chris, a ja zmarszczyłam brwi.
- Bo?
- Nie każcie mi mówić wszystkiego jeszcze raz – westchnął przeciągle Jacob. – Po prostu dyrektor sobie coś ubzdurał i nie pozwala zrobić tego w szkole, a ja jestem w dupie, bo już naobiecywałem i będzie wielki ból, jakim to okropnym przewodniczącym jestem.
- To zmieńcie miejsce – wtrąciła Diana, wzruszając ramionami, na co chłopak wywrócił oczami.
- Świetny plan, daj znać, jak znajdziesz jakiekolwiek.
Zacisnęłam usta, przez chwilę zastanawiając się nad sensem swoich myśli i bez słowa odbiłam się od lady, kierując na kuchnię. Słyszałam gdzieś za sobą głosy przyjaciół, ale zignorowałam ich. Przybrałam swój proszący uśmiech i zastukałam we framugę drzwi, a Debby uniosła na mnie wzrok.
- Czegoś potrzebujesz, Minnie?
- Właściwie mam takie małe pytanko, trochę propozycję – Złożyłam ręce, na co kobieta zaśmiała się ciepło, pokazując mi gestem, że mam kontynuować. – Moglibyśmy zrobić tu imprezę świąteczną? Obiecuję, że wszystko sama ogarnę i wyjdzie ci to na duuużą korzyść.
- Na ile osób?
- A czy to takie istotne...
- Żadnych strat i nienaganny porządek na otwarcie następnego ranka – zaznaczyła po chwili myślenia, a ja posłusznie pokiwałam głową. – Tylko dlatego, że znam cię od dzieciaka i ci ufam. I zadbaj, żeby miał ci, kto pomagać, bo się zaharujesz na śmierć, znając ciebie.
- Jasne jak słońce. Czyli zgoda? - spytałam dla pewności, a kiedy skinęła głową, mimowolnie zaczęłam skakać z radości, czym tylko ją rozbawiłam.
Posłałam jej jeszcze buziaka w powietrzu i od razu wyleciałam z pomieszczenia. Po drodze zgarnęłam z półki opaskę z czapką mikołajkową, którą założyłam na głowę i wróciłam do lady, uśmiechając się szeroko do całej trójki.
- Niech ktoś ją przetłumaczy, bo nie rozumiem – burknął Jacob, ale Diana pokręciła głową.
- Tym razem i ja nie rozumiem.
- Możemy zrobić imprezę tutaj! – pisnęłam cicho, podskakując w miejscu, a oni przez chwilę po prostu patrzyli na mnie w szoku. Wywróciłam oczami. – Zero entuzjazmu, mam was dość.
Jacob momentalnie podniósł się z miejsca i podleciał do mnie, przytulając mnie mocno, a ja zaczęłam się śmiać.
- Ratujesz mnie, Minnie, poważnie – rzucił, podnosząc mnie i okręcając dookoła. Uśmiechnęłam się szeroko, gdy odstawił mnie na ziemię i przybiłam piątki Dianie i Chrisowi, którzy wystawili do mnie ręce. – To teraz termin. Piątek?
- Stary, wiesz, ile ona będzie miała z tym roboty? – parsknął Chris, a ja uniosłam znacząco brew. – A ta mina nie zwiastuje niczego dobrego.
- Widzimy się w czwartek po zamknięciu w kuchni, kochani – Posłałam im uroczy uśmiech, przechodząc do kasy, żeby obsłużyć nową klientkę.
- Właśnie o tym mówiłem – burknął gdzieś z tyłu, na co tylko pokręciłam głową ze śmiechem.
***
Kiwałam się do zdecydowanie prześladującego mnie w tym tygodniu „Last Christmas", wlewając roztopioną czekoladę do kubka. Próbowałam nowych sposobów na napoje, czekając, aż reszta łaskawie się pojawi.
Czas wciąż uciekał mi zbyt szybko, a upływ dni ogarniałam głównie przez zmienianie cyferek w liczniku do świąt, który zrobiłam na tablicy. Zerknęłam na zegarek, marszcząc nos, bo znając realia, całość musiałaby zejść nam przynajmniej do północy.
- Jesteśmy! – krzyknęła od progu Di, posyłając mi szeroki uśmiech i zatrzymała się w pół kroku, patrząc na szereg szklanek na ladzie. – A ty co?
- Nudziłam się, więc trochę eksperymentowałam – Wzruszyłam ramionami, dostawiając tam kolejny napój, który właśnie skończyłam szykować. – Zasada jest taka, że próbujecie każdego i wybieracie mi specjał przyszłego tygodnia.
- Wchodzę w to – rzucił od razu Chris. Pokręciłam głową z rozbawieniem, dopiero przenosząc wzrok na siatki, które postawili na stole.
- Co przynieśliście?
- Pomyśleliśmy, że trochę ułatwimy ci zadanie i zaczęliśmy w domu, kiedy jeszcze pracowałaś – zaczął Jacob, dosiadając się do degustacji. – Mamy sałatki i inne takie – przerwał, biorąc łyk ze szklanki, która stała przed nim. – Ale to jest zajebiste.
- Punkt dla piernikowej – rzuciłam bardziej do siebie, a on energicznie pokiwał głową. Uśmiechnęłam się lekko, odwracając znów do przyjaciółki. – Czyli co właściwie zostało?
- Słodkości, bo to zdecydowanie twoja działka – Przytaknęłam jej słowom z lekkim zwątpieniem i wskazałam drogę do kuchni. – O nie, najpierw też chcę popróbować.
- Typowo. Zacznę od babeczek – westchnęłam ostatecznie, sama kierując się do drugiego pomieszczenia. – I macie to potem pozmywać!
Szczerze mówiąc, gdyby kilka lat temu ktoś powiedział mojej mamie, że znajomi będą się mną wysługiwać w kwestiach cukierniczych – jestem pewna, że zgięłaby się ze śmiechu, bo szczytem moich umiejętności kulinarnych było niespalenie budyniu, co de facto wciąż nie zawsze wychodziło. Niemniej jednak w okresie świątecznym pomagałam jej, jak mogłam, bo pieczenie wydawało mi się wtedy tak magiczne, że samo siedzenie w kuchni wydawało się przyjemne.
Nawet tego wieczoru, początkowo samotnie, czułam ten nastój. Zaczęłam podejrzewać, że to może po prostu wymieszanie zapachów mandarynek, czekolady i przyprawy do piernika, ale wciąż nie umniejszałoby to klimatu całości.
Diana dołączyła do mnie jako pierwsza, podkręcając muzykę i śpiewając do łyżki. Zaśmiałam się, gdy wystawiła do mnie drugi sztuciec, ale przyjęłam go, dołączając do piosenki. Trąciłam ją biodrem, kiwając głową na miskę z ciastem, na co wywróciła oczami z rozbawieniem, ale wzięła się do pracy.
Pozostała dwójka przyszła chwilę później, bez zbędnych komentarzy dołączając i do chórków, i do pieczenia. Właściwie przez większość czasu, moja robota ograniczała się do krążenia między nimi i pomagania każdemu po kolei z tym, z czym akurat walczyli, jednak chłopaki dość szybko mnie przegonili, twierdząc, że świetnie sobie poradzą. W odpowiedzi tylko uniosłam brew z politowaniem, ale według życzenia, dołączyłam do Diany, wyrabiając z nią masę, która miała niedługo stać się ciasteczkami. W sumie taka opcja o wiele bardziej mi odpowiadała, bo z przyjaciółką miałam zdecydowanie więcej zabawy i mam wrażenie, że przynajmniej w naszej sytuacji szło to o wiele szybciej.
Spędziliśmy nad tym dobre kilka godzin, ale zdecydowanie nie żałowałam, bo miałam świetny humor, chociaż zmęczenie już zdecydowanie brało nade mną górę. Ustawiałam miski zabezpieczone od góry folią spożywczą na półce, żeby nikomu nie przeszkadzały do czasu imprezy, słuchając, jak reszta szykuje się już do wyjścia.
- Coś czuję, że jutro przed południem się w szkole nie pojawimy – parsknęła Diana. – Jacob, a może ty mnie dzisiaj podrzucisz? – spytała dość głośno, a ja odwróciłam się w ich stronę nieco zdezorientowana.
- Świetny plan. Chris, odwieziesz Minnie, prawda? – rzucił szybko, nawet nie czekając na odpowiedź żadnego z nas. – Super, to pa!
Stałam przez chwilę z uniesionymi brwiami, wyłącznie patrząc na miejsce, gdzie zniknęli.
- Nie wiem, o co chodzi, ale to zdecydowanie nie było dyskretne – parsknęłam wreszcie, przenosząc wzrok na chłopaka, który momentalnie mi przytaknął. – Jak coś to luz, mogę zadzwonić po tatę.
- Nie no, nie wygłupiaj się, Minnie. Chyba jakoś damy radę przeżyć pół godziny we dwoje, nie? – Uśmiechnął się lekko, na co odpowiedziałam tym samym. – Pomóc ci w czymś?
- W zasadzie chyba wszystko już zrobione – Zastanowiłam się chwilę, rozglądając się jeszcze orientacyjnie. – Możesz przynieść siatki, bo chyba zostały po tamtych naczyniach, a ja tylko szybko posprzątam.
Skinął głową na moje słowa, znikając gdzieś za framugą, a ja chwilę pokręciłam się po pokoju, ogarniając wszystko. Ostatecznie złapałam szczotkę, z zamiarem zamiecenia jeszcze na szybko podłogi, ale tuż za drzwiami zatrzymałam się, wpadając na Chrisa. Chciałam tylko przeprosić i go wyminąć, ale gdy uniosłam wzrok, jakoś mimowolnie się zawiesiłam, zresztą on też, bo staliśmy jak idioci, patrząc się na siebie tępo.
Chwila zdecydowanie zbyt się przedłużyła i byliśmy w kropce, bo udawanie, że nic się nie stało, byłoby już równie niezręczne, co stanie tam nadal. Mój wzrok, szukając ucieczki, powędrował gdzieś za niego, a właściwie nad niego, bo wciąż był ode mnie nieco wyższy. Mimowolnie przeklęłam pod nosem, widząc jemiołę, przyczepioną do sufitu, a Chris momentalnie oprzytomniał i spojrzał tam gdzie ja. Powtórzył moje słowa, po czym znów zwrócił się do mnie, widocznie chcąc coś powiedzieć, ale chyba sam nie wiedział co.
- W zasadzie całkiem czysto tu jest – rzuciłam szybko, próbując wyrwać nas z tej niezręczności, a on pokiwał energicznie głową.
- To ja pójdę zagrzać samochód.
- Super, ja lecę po klucze – Odwróciłam się, wpadając znowu do kuchni i odetchnęłam głęboko, czując, jakby dosłownie spadł ze mnie ciężar. Przez dłuższą chwilę stałam oparta o ścianę, żeby na pewno się uspokoić i dopiero złapałam pęk, wychodząc na salę. Uniosłam wzrok na jemiołę i pokręciłam głową z niedowierzaniem.
Pytanie tylko, czy najpierw zrobić krzywdę Dianie, czy Jacobowi.
***
Pomijając na chwilę fakt, jak bardzo zakochana byłam we wszystkich możliwych ozdobach, potrawach, piosenkach, filmach, czy czymkolwiek innym, co tylko mogło się z tym czasem kojarzyć – najlepszą świąteczną atmosferę tworzyli ludzi.
Byłam totalnie zachwycona tym, jak dużo osób przyszło na naszą imprezę i jak wiele z nich miało czapki Mikołaja, tematyczne sweterki, czy po prostu stroje pod kolor wszystkiego. Sama też się dopasowałam, ubierając czerwoną spódniczkę i czarną bluzkę, a Diana odwrotnie, przy czym obie miałyśmy wysokie buty, rogi renifera na głowie i totalny ubaw z zabawy w organizatorki. Nasi chłopcy natomiast nie bawili się wcale gorzej, robiąc za ochroniarzy i sprzedając na wejściu symboliczne bilety.
Nie wyglądało to zdecydowanie jak typowa impreza licealistów. Muzyka ograniczała się do świątecznych kawałków, jednak nie brakowało chętnych ani do śpiewania, ani do tańczenia. Z alkoholu zamiast typowej wódki królowały grzane wino, likiery i różne nalewki i myślę, że było przez to też nieco spokojniej, bo ludzie faktycznie nie przyszli tam, żeby się nawalić, tylko spędzić czas w dość rodzinnej atmosferze. Jemioła, którą wcześniej przewiesiłam, zdecydowanie zaczęła spełniać swoją funkcję i naprawdę rozczulało mnie patrzenie na to, co się wokół niej działo.
- Uwaga, teraz hit! – pisnęła jakaś dziewczyna, która akurat stała przy laptopie, z którego puszczaliśmy muzykę na głośniki. Po chwili rozbrzmiały pierwsze dźwięki „Shake up Christmas".
Di usiadła na stołku, a ja na blacie naprzeciwko niej. Dosłownie cała sala zaczęła tańczyć lub chociaż podrygiwać i śpiewać, przynajmniej pierwszą połowę, bo gdy zaczął się tekst drugiej zwrotki, wszyscy po kolei odpadali przez szybkość słowotoku. Słuchałam tej piosenki zbyt wiele razy w swoim życiu, więc nie przerywałam, a przyjaciółka tańczyła ze mną, dodatkowo klaszcząc.
Usłyszałam głos gdzieś niedaleko, który cały czas mi wtórował i uniosłam brew, gdy zobaczyłam Chrisa, idącego w naszą stronę. Przypomniały mi się wszystkie ogniska, na których razem darliśmy się do różnych piosenek, nawet gdy reszta miała już dość i uśmiechnęłam się szeroko, gdy stanął obok, wciąż śpiewając, a ludzie wokół nas klaskali, dołączając do nas dopiero na refrenie.
Cała sala znów rozbrzmiała śpiewem, a my co chwilę patrzyliśmy na siebie, po prostu płynąc z muzyką i posyłając sobie uśmiechy. Nie byliśmy jakoś bardzo muzyczni, ale w kwestii takiego śpiewania dla zabawy zawsze świetnie się dopełnialiśmy. Chyba dlatego to było tak naturalne, że w pewnym momencie objął mnie ramieniem, gdy razem wyciągaliśmy długie noty, kończąc je potem śmiechem.
Zdecydowanie było dobrze.
Impreza trwała w najlepsze, piosenki się zmieniały, chociaż zdarzało się też zapętlanie jednej po kilka minut. Chodziłam z tacą babeczek i pierniczków, rozdając je ludziom, mimo że Jacob ciągle szwendał się gdzieś obok i próbował wyjeść połowę, za co obrywał po łapach.
- Chwila uwagi! – krzyknął gdzieś w połowie zabawy, wchodząc na lekkie podwyższenie z boku lokalu. Widziałam po nim, że te nalewki nieco mu weszły, zresztą sama nie byłam dużo lepsza, ale u mnie ograniczało się to do ciągłego rozbawienia. – Póki jeszcze jestem w stanie to powiedzieć, dziękujemy wszystkim za przyjście i cieszymy się, że tradycja świątecznych imprez nie została pogrzebana, mimo zmiany miejsca. À propos tego, chyba warto tu podziękować za ogarnięcie lokalu pracownicy miesiąca i wszystkich innych też, bo jest tu praktycznie jedyna – Wywróciłam oczami. – Ale też zdecydowanie niezastąpiona! Dzięki Minnie!
Posłałam mu buziaka zza baru, gdy po sali przeszedł aplauz. Zachęcił mnie gestem, żebym do niego dołączyła, ale zaprzeczyłam. Momentalnie za mną pojawiła się Diana, wypychając mnie siłą do niego, na co tylko pokręciłam głową ze śmiechem.
- Dzięki. Skoro już o lokalu mowa, to zapraszamy znacznie częściej, atmosfera jest świetna, jedzenie też...
- I obsługa cudowna! – krzyknęła blondynka, puszczając mi oczko.
- Tak czy inaczej, póki faktycznie jeszcze ogarniamy, a przynajmniej część z nas – Spojrzałam znacząco na Jacoba, a po ludziach przeszedł śmiech. – To skorzystam z okazji i w imieniu całej paczki organizatorskiej życzę wam wesołych świąt, spędźcie ten czas cudownie, z tymi, których kochacie, a teraz bawcie się jak najlepiej i korzystajcie z tej nocy – Uśmiechnęłam się szeroko i podeszłam do laptopa, pogłaśniając muzykę, gdy ludzie bili standardowe brawa.
Wróciłam do przyjaciół, którzy siedzieli przy ladzie i westchnęłam przeciągle.
- Momentalnie wytrzeźwiałam z tego stresu, poważnie – rzuciłam, a oni oboje parsknęli śmiechem.
- Szybki szot – Diana podsunęła mi kieliszek. Zmarszczyłam brwi.
- Myślałam, że to się sączy.
- Uznaj to za wyjątek i magicznego szota, którego nie musisz popijać, bo ma dobry smak – Posłała mi uroczy uśmiech, stukając się ze mną kieliszkiem. Wzruszyłam ramionami, opróżniając zawartość.
- A teraz czas to wytańczyć – Posłałam przyjaciółce zdezorientowane spojrzenie, gdy Chris pociągnął mnie w stronę prowizorycznego parkietu, ale ona tylko pokiwała dumnie głową.
Posłałam mu uśmiech, gdy mną okręcił. Zastanawiałam się, czy jego zachowanie to kwestia alkoholu, czy bardziej alkohol to wymówka, którą mógłby się zasłonić w razie potrzeby.
Piosenka dopiero się zaczęła, więc chwilę próbowałam wyłapać, czego słuchamy i przysięgam, że miałam ochotę walnąć głową w ścianę, rozpoznając w niej cover „Last Christmas".
- Ta piosenka zdecydowanie nas prześladuje – parsknęłam, a chłopak pokiwał głową z rozbawieniem.
Mimowolnie się uśmiechnęłam. Lubiłam patrzeć, jak był tak wesoły. Jak nie przestawał się uśmiechać, był tak totalnie wyluzowany i płynął razem z muzyką, jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie. Cieszyłam się, że ten wieczór dla nas obojga był taki swobodny, że wreszcie bawiliśmy się razem bez zbędnej niezręczności.
Ledwo wróciliśmy do Diany, a ta podskoczyła na krześle, zaczynając mówić.
- Słuchaj, ta piosenka cholernie do ciebie pasuje – Zmarszczyłam brwi, gdy ogarnęłam, że mówi do Chrisa. – No patrz, w ostatnie święta uganiałeś się za swoją ex! Przecież to jest żywcem...
- Nie szukaj mi drugiego dna w piosenkach świątecznych – Zagroził jej palcem, na co tylko pokazała mu język. – Wiem, że czujesz się samotna, bo twój Romeo siedzi na Hawajach, ale nie przelewaj tego na moje dawne życie uczuciowe.
- Mój Romeo, jak to określiłeś, życzył mi dzisiaj miłej zabawy i znalezienia fajnej randki – parsknęła, a my spojrzeliśmy po sobie. – Tęsknię za nim.
- On chyba też, jak życzy ci randek – rzucił Chris, a ja momentalnie walnęłam go w ramię, bo to było nie na miejscu. – Ała? No, ale serio, w jakiej wy relacji jesteście?
- Otwarty związek na odległość? – Przechyliła nieco głowę, bawiąc się pierniczkiem, którego trzymała w dłoniach. – Zabawna sprawa. W sumie chodzę na randki średnio raz w tygodniu, więc nie narzekam.
- Co? – spytaliśmy jednocześnie, bo chyba nigdy nic o tym nie wspominała.
- Oj, dłuższa historia, kiedyś do tego wrócimy, bo dzisiaj mamy się bawić – Złapała nas oboje za ręce, machając nimi, po czym poruszyła sugestywnie brwiami. – To co? Jakieś świąteczne trio jak za starych dobrych czasów?
I wiedziałam, że wybrała „Mistletoe", tylko żeby nam dopiec, ale nie mogłabym się wtedy wkurzać. Byli moimi ulubionymi ludźmi na świecie. Razem z Jacobem, który w połowie przybiegł do nas, żeby zaśpiewać chórki.
***
- Było super – przyznał jakiś chłopak, zakładając kurtkę przy wyjściu, po czym pomachał całej naszej grupie. – Wesołych świąt!
- Wzajemnie! – krzyknęłam, powoli znosząc naczynia do kuchni. Ludzi coraz bardziej ubywało, zresztą nic dziwnego, bo było już koło pierwszej w nocy, jak nie później.
- A gdyby posprzątać to rano, jak się wyśpimy? – spytał Jacob leniwie, na co tylko trąciłam go biodrem, gdy przechodziłam obok. – Powiedz, że to zły pomysł.
- Świetny, o ile wstaniesz, przyjedziesz tu i zrobisz wszystko przed otwarciem, bo to, że ja mam wolne, nie znaczy, że lokal jest zamknięty – Przez chwilę patrzył na mnie zdezorientowany, ale ostatecznie westchnął, pomagając sprzątać.
- Na razie wszystkim, wesołych! – Przelotnie przytuliłam na pożegnanie kilka osób z naszej klasy, na co posłali mi jeszcze uśmiech.
Czułam się naprawdę dobrze i o dziwo nawet nie byłam zmęczona, mimo tylu godzin na nogach. Impreza się udała, co podbudowało mnie na tyle, że wcale nie traciłam humoru. Kochałam to uczucie.
- Ziemia do Chrisa – Diana pstryknęła mu przed twarzą, na co ten dopiero uniósł na nią wzrok niechętnie. – Może byś pomógł?
- Siedziałem tak dziesięć minut i nikt mnie nie zauważał, musiałaś to zmienić? – burknął oburzony, ale faktycznie podniósł się i wziął od niej ścierkę, żeby wytrzeć stoły.
Mimowolnie podskoczyłam, słysząc głośny hałas z kuchni, przeplatany z głosem Jacoba.
- Pierun bombki strzelił, ja stąd wychodzę! – krzyknął, a ja westchnęłam przeciągle, chcąc iść do niego, ale przyjaciółka powstrzymała mnie ręką.
- Załatwię to.
Wyłącznie skinęłam głową na jej słowa, biorąc się za zamiatanie podłogi. Wszyscy inni zdążyli już wyjść, więc na sali zostaliśmy tylko we dwójkę z Chrisem. Muzyka wciąż cicho grała w tle, ale po tylu godzinach w hałasie było to aż nierealnie spokojne. Słyszałam też gdzieś w tle jego kroki, ale niezbyt się tym przejmowałam, skupiając tylko na swojej pracy, dopóki nie wpadliśmy na siebie plecami.
- Wybacz – rzuciłam szybko, podnosząc na niego wzrok i mimowolnie parsknęłam, gdy znowu zobaczyłam nad nim jemiołę. Podążył za moim wzrokiem, po czym znów spojrzał na mnie. Nie było tak niezręcznie, jak wtedy. Właściwie czułam się na tyle swobodnie, że nie miałabym problemu z tym, żeby go zwyczajnie wyminąć, tylko że zanim zdążyłam to zrobić, on pochylił się i mnie pocałował.
To chyba miało być szybkie. Właściwie tego chyba miało w ogóle nie być, nie wiem. Ale skoro już się zdarzyło i wszystko, co do niego czułam, uderzyło mnie w ułamku sekundy, to brnęłam w to dalej, przytrzymując go dłuższą chwilę.
Chciałam myśleć, że skończy się to lepiej niż w wakacje. W końcu były święta.
Odsunęłam się nieco, patrząc na niego niepewnie. Uśmiechnął się, ja też się uśmiechnęłam i tak staliśmy, dopóki nie parsknęliśmy śmiechem.
- Przysięgam, że zrobię ci krzywdę, jak po tym znowu nie będziemy gadać przez... - Zamyśliłam się chwilę, już widząc jego spojrzenie pełne politowania. – Cztery miesiące?
- Powiedziałaś, że mamy spędzać święta, z tymi, których kochamy – Złapał mnie delikatnie za dłoń, a ja uniosłam brew. – Właśnie to robię.
Zawiesiłam się na moment.
- Czekaj, czy ty...
- Tak – przerwał mi, a ja przez chwilę patrzyłam na niego tępo, wreszcie uśmiechając się lekko. – Nie sądzę, że cię tym zaskoczę, bo po tylu latach raczej zdążyłaś to zauważyć, ale jesteś najbliższą mi osobą na całym świecie. I to – Zaznaczył wolną ręką przestrzeń między nami. – To dużo więcej niż sentyment. Żałuję tylko, że trochę długo nam to zajęło – zaśmiał się, a ja spojrzałam na nasze dłonie, wciąż nie mogąc pozbyć się uśmiechu z twarzy. – Co myślisz?
- Że chyba nigdy niczego bardziej nie chciałam – rzuciłam cicho, przechylając lekko głowę, na co uniósł kącik ust. Wspięłam się lekko na palce i przytuliłam go, czując, jak mocniej mnie obejmuje. – Tęskniłam za tym.
- Wiedziałam, że jemioła zadziała! – Spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo, słysząc krzyk Diany z kuchni.
- Widzisz, zawsze mówiłam, że święta są super – Szturchnęłam go lekko łokciem, a on wywrócił oczami rozbawiony. – Na pewno chcesz się pakować w związek ze mną na chwilę przed maratonem świątecznych filmów?
- Po dziewięciu latach przyjaźni nic już nie jest mi straszne – Dał mi szybkiego buziaka w usta, wracając do ścierania stołów, zanim zdążyłam się obruszyć. – Teraz już się mnie nie pozbędziesz!
Prychnęłam cicho i odwróciłam się, o mało nie schodząc na zawał na widok pozostałej dwójki, jakby nic stojącej w drzwiach kuchni z miską ciastek. Spojrzałam na nich pytająco.
- Ja bym powiedział, że to był świąteczny cud – powiedział wreszcie Jacob, a Diana natychmiast mu przytaknęła. Uniosłam brew z rozbawieniem, ale mimowolnie uśmiechnęłam się pod nosem.
Zdecydowanie był.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top