𝒀𝒆𝒔, 𝒕𝒉𝒂𝒕'𝒔 𝒕𝒓𝒖𝒕𝒉
Nagle spadłem na stolik. No może nie do końca, bo pod sobą zauważyłem Ellę.
Wstaliśmy ze stołu i podeszliśmy do zszokowanego rodzeństwa.
-Gdzie byliście?- spytała Allison.
-Nie ma za co- Ella wręczyła im kartkę na, której było napisane "chronić: Harold Jankins".
-Kim do cholery jest Harold Jankins?- spytał Diego.
-Nie wiem, dlatego musimy się tego dowiedzieć- poprawiłem marynarkę.
-A skąd wiecie, że to on wywoła apokalipsę?- dopytywała Allison.
-Byliśmy w Komisji. Zabiliśmy Kierowniczkę i wzięliśmy tę kartkę- wyjaśniła brunetka.
-Dobra, nieważne musimy iść odnaleźć tego Harolda- zarządził Diego.- Kto idzie ze mną?
-Chwila, chwila- odezwała się ponowie Allison.- Tak po prostu pojawiliście w naszym salonie i mamy teraz szukać jakiegoś Harolda Jankinsa? Skąd w ogóle wiecie, że to jest prawda?
Jej słowa bardzo mnie zdziwiły, dlatego postanowiłem wszystko jej wytłumaczyć.
-Zadaniem Komisji jest dopilnowanie, żeby apokalipsa się wydarzyła. My z kolei musimy ją powstrzymać. Dlatego, gdy mają kogoś chronić, my musimy zabić. Właśnie, stąd wiemy, że się nie mylę- wyjaśniłem.
Kobieta popatrzyła na mnie zmieszana.
-Komisja nadzoruje czasoprzestrzeń. Stąd wiedzą, co wywoła zagładę- dopowiedziała Ella.
-Chwila. Jak, to „nadzorują czasoprzestrzeń"?- spytała krzyżując ręce na piersi, a Luther i Diego westchnęli.
-Po prostu nam zaufaj- westchnąłem.
-Mam wam zaufać?- prychnęła.- Już raz się nie udało, czemu teraz ma się udać? Mam zostawić Claire, bez pożegnania?- spytała ze smutkiem.
-Uda nam się, bo ja i Ella tu jesteśmy. My wiemy, co robić- zapewniłem.
-Właśnie, jak się uda to ją z nami zapoznasz- dziewczyna zdobyła się na lekki uśmiech.
-Dobra, to idziemy- odparła pewnie Allison, wychodząc z salonu.
Wszyscy w czwórkę wyszliśmy z akademii i wsiedliśmy do samochodu nożownika.
-Ma ktoś jakiś pomysł jak go znaleźć?- spytał Diego.
-Jedźmy wszyscy na komisariat. Typ, musi być gdzieś zarejestrowany- zaproponowałem.
Numer Dwa odpalił silnik i pojechaliśmy pod wspomniane wcześniej miejsce.
***
-Wiecie jak się tam dostać?- spytała Allison, będąc już na miejscu.
-A Diego tam, aby przypadkiem nie pracuje?- spytała Ella.
-Dokładnie, byłem tam wiele razy- pochwalił się.
-W kajdankach- wytknęła Allison.
-Mogę się tam teleportować- odezwałem się.
-Nie wiesz gdzie, to jest. Ja pójdę- powiedział zdeterminowanie brunet i opuścił samochód.
Chwilę siedzieliśmy w ciszy. Ja patrzyłem się w okno, jednak kącikiem oka spojrzałem na koszulkę Elli na, której była plama krwi. Chciałem się zapytać, co się stało, jednak nagle odezwała się Allison:
-Muszę coś załatwić, chodźcie, ze mną- opuściła samochód.
Idąc za nią zauważyłem, że Ella trochę kuleje.
-Wszystko okej?- spytałem.
Dziewczyna spojrzała na mnie zdziwiona.
-Tak, pewnie- uśmiechnęła się nerwowo i szła dalej za blondynką.
Allison podeszła do publicznego telefonu i zaczęła do kogoś dzwonić. Ella oparła się o elewację budynku, a ja stanąłem obok niej.
-Myślisz, że Komisja da nam spokój?- spytała mnie nagle.
-Oni aż tak łatwo nie odpuszczą- odpowiedziałem.- Dobrze, że mamy tych dwóch debili z głowy.
-Właśnie, fajnie ich załatwiłeś- pochwaliła mnie.
-Dzięki- rzuciłem patrząc się na ulicę.- A co chciała od ciebie Handler?- spojrzałem na nią.
Na te słowa dziewczyna jakby się spięła.
-Nic, spokojnie- machnęła ręką.
Nagle zjawił się Diego.
-Mam- powiedział i wręczył Allison kartotekę.
Kobieta otworzyła ją na pierwszej stronie i o mało, co nie zwaliło ją z nóg.
-O kurwa...- zasłoniła usta ręką- to chłopak Vanyi- powiedziała z niedowierzaniem.- Trzeba jechać pod jego dom.
-Wiesz gdzie mieszka?- spytał zdziwiony Diego.
-Tu jest adres, idioto- pokazała palcem na jedną z linijek.
-Nieważne- odparł zmieszany.- Chodźcie.
***
W czasie drogi Allison uparcie przeglądała kartotekę. Dowiedziała się, że wcześniej siedział w więzieniu za zabicie ojca.
Cholera, Vanya nieźle się wpakowała.
Nim się obejrzałem byliśmy już na miejscu.
-Facet nie wygląda na seryjnego mordercę- próbował nawiązać rozmowę brunet.
-Nie trzeba wyglądać na mordercę, żeby nim być- skwitowała kobieta.- Spójrz na nich- wskazała na mnie i Ellę.
-Dzięki- odparła brunetka.
-Dobra, to jak tam wejść?- zapytał Diego, podchodząc do drzwi.
-Ja wejdę tylnymi- oznajmiła Allison.
-Do zobaczenia w środku- powiedziała Ella i teleportowała się do domu.
-Trzymaj się- poklepałem go po ramieniu i również zniknąłem.
Ella, Allison i ja znaleźliśmy w salonie. Chcieliśmy już zacząć czegoś szukać, gdy nagle usłyszeliśmy huk i dźwięk wybijanej szyby. Szybko podbiegliśmy w stronę źródła dźwięku i zauważyliśmy Diego leżącego na podłodze w odłamkach szkła.
-Mogłeś iść ze mną tylnymi drzwiami- powiedziała blondynka.
-Poza tym były otwarte- zauważyła Ella.
-Trudno- wstał z podłogi.- Zrobiłem, to po bohatersku.
-Chodźcie czegoś szukać- zarządziła Allison i poszła po schodach na górę.
Pozostali, łącznie ze mną przeszukiwali wszystkie pokoje na dole.
Wszedłem do pierwszego lepszego pomieszczenia. Znajdowało się w nim łóżko, obok niego komoda, a na przeciwko biurko, ze stertą niepoukładanych papierów. Już chciałem do nich podejść, jednak z góry usłyszałem krzyk Allison.
-Ej, chodźcie tu!
Natychmiast teleportowałem się na górę. Po chwili dołączył do mnie Diego, a obok niego zjawiła się Ella.
-Patrzcie na, to- kobieta pokazała na półkę.
Były tam figurki z naszymi podobiznami. Statuetki miały wypalone twarze albo wyrwane kończyny.
-Cholera, co za psychopata- skomentowałem.
Nagle Ella upadła na podłogę.
Natychmiast wszyscy uklękliśmy przy niej i zauważyłem, że na jej mundurku jest coraz więc krwi. Podniosłem koszulkę, a w dolnej części brzucha zauważyłem ranę postrzałową najprawdopodobniej po akcji w Komisji.
-Ella, Ella- wołałem, lekko nią potrząsając.
-Nie przestawajcie... jesteście tak blisko- wyszeptała i zemdlała.
-Jezu, Ella!- natychmiast wziąłem ją na ręce i zbiegłem na dół po schodach.
Wybiegłem z domu, a za mną udali się Diego i Allison. Dziewczynę, położyłem na tylnym siedzeniu samochodu.
-Dobra, ja siadam z Allison z tyłu, ty prowadź- z zamyślenia wyrwał mnie dowódczy ton Diego.
Wpakowaliśmy się do samochodu i wtedy wcisnąłem gaz, byleby być jak najszybciej pod akademią.
***
Gdy dojechaliśmy na miejsce, szybko opuściłem pojazd i ponownie wziąłem nastolatkę na ręce. Szybkim krokiem wszedłem z nią do domu. Od razu zawołaliśmy Grace.
-Jak, to się stało?- spytała.
-Nieważne, wyjaśnimy później- spławiłem ją.
-Zanieście ją do jej pokoju, ja zaraz przyjdę- zarządziła i zniknęła gdzieś w korytarzu.
Zaniosłem ją na górę i położyłem na łóżku. Chwilę później zjawiła się Grace i kazała nam opuścić pomieszczenie.
Bardzo zmartwiłem się stanem dziewczyny, nie wiem za bardzo czemu. Wcześniej mnie nie obchodziła, a teraz co?
Allison, Diego i ja staliśmy pod drzwiami jej sypialni i czekaliśmy aż Grace wyjdzie. Bałem się najgorszego...
-Five, powiesz nam czemu tak zareagowałeś?- spytał brunet.
Nie dawał za wygraną.
-Nieważne. Ja nie wypytywałem cię o Patch- wzruszyłem ramionami, a on wbił wzrok w podłogę.
Gaszenie go tekstami o Patch było prostsze niż sądziłem.
***
*Dwie godziny później*
Nareszcie Grace wyszła z pokoju brunetki.
Wszyscy wstaliśmy z podłogi, aby usłyszeć odpowiedź na pytanie, które przez cały ten czas chodziło nam w głowie.
Czy ona przeżyła?
-Wszystko z nią dobrze, teraz śpi- uśmiechnął się robot.
-Mogę do niej wejść?- spytałem.
-Jasne- odpowiedziała otwierając mi drzwi.
Wolnym krokiem wszedłem do pomieszczenia i usiadłem na krześle obok łóżka.
Dziewczyna miała głowę odwróconą z moją stronę. Była bardzo blada, a jej włosy były porozwalane na wszystkie strony. Była przykryta kołdrą, jednak ręce miała na wierzchu.
Gdybym jej nie znał pomyślałbym, że to mała dziewczynka, a nie seryjna morderczyni z nieciekawą historią.
-Five, idziesz?- z zamyślenia wyrwał mnie głos Allison.
-Idźcie beze mnie, chcę z nią zostać- przyznaję, że to zabrzmiało co najmniej dziwnie, ale ktoś musiał przy niej czuwać.
-Dobra, widzimy się rano- powiedziała i zniknęła za drzwiami.
Dalej patrzyłem się na dziewczynę i poczułem ukłucie w sercu. Gdybym jej tu nie przeniósł, nie walczyłaby teraz o życie. W Komisji, miałem ją ochronić, bo to był mój pomysł z przyjęciem oferty Handler.
W dodatku, od kilku dni czuję z nią... jakaś silną emocjonalną więź. Ona jako jedyna wie przez, co przeszedłem i mnie rozumie, bo przeszła przez, to samo. Jesteśmy inni, a... tacy sami.
Chwyciłem ją za zimną dłoń, a w moim oku pojawiła się łza. Szybko ją wytarłem i... czułem, że muszę jej coś powiedzieć.
-Ella... przepraszam za wszystko. Przeniosłem cię tu wbrew twojej woli i... walczysz o życie, bo nie ochroniłem cię w Komisji. To moja wina, przepraszam... Tak, przepraszam, bo... nie chcę cię stracić. Jesteś jedyną osobą, której mogę zaufać, nikt inny mnie tak nie zrozumiał i tyle dla mnie nie zrobił jak właśnie ty- wyszeptałem.
Dalej trzymałem ją za dłoń i po chwili zauważyłem, jak jej powieki się otwierają.
-Five?- powiedziała zachrypniętym głosem.
-Ella- na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
-Słyszałam, co mówiłeś. Przez chwilę myślałam, że to sen, jednak później zaczęłam słyszeć cię coraz głośniej i poczułam czyiś dotyk- wyjaśniła.
-Przepraszam, jeśli cię obudziłem- odparłem zawstydzony.
-Five- położyła mi dłoń na kolanie.- Nie masz mnie za, co przepraszać, ale... to wszystko co mówiłeś to prawda?- spytała.
Chwilę zawahałem się czy przytaknąć, jednak doszedłem do wniosku, że skoro za dwa dni kończy się świat, to nie mam nic do stracenia.
-Tak, to prawda- skinąłem głową.
-Bo... ja czuję, to samo- lekko się spięła.- Ty jako jedyny mnie rozumiesz i obdarzyłeś uczuciem, którego nie umiem nazwać. Nigdy tego nie czułam, nikt mi tego nigdy nie dał- w jej oku pojawiła się łza.
-Kocham Cię Ella- poczułem jak łza spływa mi po policzku.- Myślałem, że nie umiem się zakochać, ale nauczyłaś mnie czym jest miłość oraz wypełniłaś pewną pustkę we mnie.
-Też Cię kocham Five- kolejna łza spłynęła po jej bladym policzku.- Dałeś mi miłość i dzięki temu czuję się bezpieczna.
Nagle nie wiedzieć czemu uklęknąłem przy niej i moja twarz zaczęła przybliżać do jej twarzy. Ona nie protestowała, tylko patrzyła się głęboko w moje oczy. Po chwili moje usta znajdowały się coraz bliżej jej ust i... pocałowałem ją.
Jej ramiona objęły mnie. Zrobiłem, to samo, nie przerywając pocałunku.
Po jakiś dziesięciu sekundach odłączyliśmy się od siebie i z niedowierzaniem patrzyliśmy sobie w oczy.
-Five... położysz się obok mnie?- spytała nieśmiało.
-Pewnie- uśmiechnąłem się lekko do dodania jej otuchy i położyłem się obok dziewczyny.
Nie mogę uwierzyć w, to że... naprawdę się zakochałem.
Dałeś mi miłość i dzięki temu czuję się bezpieczna.
To zdanie cały czas siedziało mi w głowie.
Kto by przypuszczał, że czysta nienawiść zmieni się w prawdziwą miłość.
Z takimi przemyśleniami zasnęliśmy wtuleni do siebie, a twarze mieliśmy zwrócone do siebie.
***
~1682 słowa <3
Muszę przyznać, że wiele kosztowało mnie napisanie tej sceny. Myślałam nad tym bardzo, żeby wyszło romantycznie, więc piszcie czy mi się udało haha <3
No i takim o to sposobem mamy Felle moi drodzy <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top