𝒀𝒆𝒔, 𝑰 𝒇𝒆𝒍𝒍 𝒊𝒏 𝒍𝒐𝒗𝒆

Pojawiłam się przed budynkiem i zaczęłam zastanawiać się, co jej powiem, żeby odwieźć ją od tego pomysłu.

W końcu całe życie nie liczyła się z moimi uczuciami, to czemu teraz ma być inaczej?

Z takimi myślami weszłam do środka, a następnie teleportowałam się na drugie piętro, ponieważ tam znajdował się jej pokój.

Bez pukania otworzyłam drzwi.

-Ella, miło cię znowu widzieć- powiedziała z perlistym uśmiechem na twarzy.

-Ciebie również... mamo- to słowo ledwo, co przeszło mi przez gardło.

Tak była moją matką, jednak w ogóle nie traktowała mnie jak córkę.

-Co taka spięta? Usiądź- wskazała na siedzenie na przeciwko siebie.

-Po co mnie wezwałaś?- spytałam siadając.

-Mamy umówić szczegóły naszego planu zabicia Numeru Piątego, czyż nie?- upiła łyk herbaty.

-Okej- westchnęłam.

-Wszystko dobrze?- spytała widząc moje zmieszanie.

-Nie, bo go nie zabiję- zacisnęłam usta w wąską linię.

-Jak to?- uniosła się.- Zabił ci ojca, nie pamiętasz?

-Tak, ale i tak bym go nigdy nie poznała. To on cię zostawił- zaśmiałam się sarkastycznie.

-Tak, ale on miał zabić jego nową narzeczoną. Gdyby, to zrobił nie ścigałabym go za to- wyjaśniła.

-Ale ty jesteś głupia- wybuchłam śmiechem.- Skoro cię zostawił, to cię nie kocha, tak? A po śmierci jego narzeczonej raczej by do ciebie nie wrócił.

-A skąd wiesz? Dlatego wzięłam Numer Pięć na misję. Myślałam, że jest dobrym mordercą, że zabije i po sprawie- odparła oburzona.- Poza tym gdyby on ją zabił może wróciłby do mnie, bo nie wiedziałby że miałam coś wspólnego z tym morderstwem.

-Nawet nie powiedziałaś mu, co i jak. Nie wiedział, co robić, więc pretensje powinnaś mieć do siebie, a nie do niego- wzruszyłam ramionami.

-Chciałam, to załatwić szybko- uśmiechnęła się wrednie.- W każdym razie wracając. Dlaczego go nie zabijesz? Przygotowywałam cię na to.

-Bo... on dał mi coś czego mi nigdy nie dałaś- patrzyłam się na nią z kamienną twarzą.- Miłość.

-Ella, chyba nie chcesz mi powiedzieć, że...?- urwała. Najwyraźniej było, to dla niej za wiele.

-Tak, zakochałam się- odparłam bez żadnych skrupułów.

Handler wyglądała jakby zobaczyła ducha. Widząc jej reakcję wstałam i zaczęłam chodzić po pokoju. Przy okazji kontynuowałam swój wywód.

-W wieku pięciu lat nauczyłam posługiwać się bronią, a trzy lata później wysłałaś mnie na moją pierwszą misję. Jestem morderczynią z krwi i kości, nie da się ukryć. Całe życie byłam bezduszna i nie miałam uczuć, bo nikt mnie tego nie nauczył. Nie wiedziałam czym jest miłość, a on mi ją dał w odróżnieniu od ciebie. On też nie miał lekko w życiu. Ja i Five jesteśmy inni, ale... tacy sami. Także gdybym miała wybierać pomiędzy tobą, a nim, wybrałabym jego- oparłam ręce na krześle.

-Chciałam dla ciebie... jak najlepiej. On zabił ci ojca... miałaś go zabić- tłumaczyła się.

-Czyli klasyczna śpiewka? Że zniszczyłaś mi życie, dlatego bo chciałaś mnie „chronić"- zrobiłam cudzysłów przy tym słowie.- Tak naprawdę jesteś chciwa i miałaś mnie cały czas w dupie. Liczył się dla ciebie, tylko mąż i Komisja, nie chciałaś mnie. A gdy się urodziłam, to tylko po to aby być maszyną do zabijania- wycedziłam przez zęby.

-Słuchaj jestem Kierowniczką Komisji, więc co jak co ale musiałam też pracować- wstała i podeszła do mnie.- Ella, jesteś taka piękna. Zahipnotyzowałaś go swoim urokiem osobistym, wykorzystaj to. Złam mu serce tak, że się nie pozbiera, a my będziemy żyć długo i szczęśliwie- położyła mi dłoń na policzku, jednak ja brutalnym ruchem ją strąciłam.

-Nie zabiję go!- uderzyłam ją z pięści w twarz, a następnie chwyciłam za kołnierz sukienki i przygwoździłam do ściany.- Kocham go i mam w dupie, co mi każesz, a co nie! Nigdy czułam się tak szczęśliwa. Nigdy!- krzyczałam.- Dlatego ostrzegam cię, że jeśli jeszcze raz mi coś rozkażesz, to ja zabiję ciebie!

Ona na te słowa, tylko wybuchła śmiechem.

-Jesteś lepsza niż myślałam- kopnęła mnie w łydkę, w wyniku czego ją puściłam. Następnie przerzuciła mnie przez ramię, tak że leżałam na podłodze. Nim się obejrzałam trzymała mnie za nadgarstki.

-Mogłaś poznać ojca i stanowilibyśmy szczęśliwą rodzinę. On wszystko zepsuł, powinnaś go nienawidzić!- wykrzyczała.

Zepchnęłam ją z siebie i wstałam z podłogi.

Może ona jednak miała rację?

-Dobra, jak chcesz- wzięłam broń naszykowaną wcześniej na stole.- Nie mam siły się kłócić, a poza tym... zasłużył na karę- uśmiechnęłam się zawadiacko.

-Moja dziewczynka- przytuliła mnie, co odwzajemniłam.- Uważaj na siebie.

-To on powinien uważać- powiedziałam z grozą w głosie i teleportowałam się pod filharmonię, w której Vanya miała dawać koncert.

Najprawdopodobniej już się tam znajdowali, dlatego przed wejściem odbezpieczyłam broń i weszłam do środka jak gdyby nigdy nic.

Otworzyłam drzwi do sali gdzie terroryści strzelali, jednak gdy mnie zobaczyli natychmiast przestali.

No proszę, czyli jednak wszyscy wiedzą, co zaraz zrobię, nieźle.

Stanęłam na środku sali i obserwowałam jak zaskoczone rodzeństwo wychodzi zza oparć foteli.

***

*Five Hargreeves*

Byłem zaskoczony gdy zauważyłem brunetkę. Wreszcie przyszła. Ciekawe co Handler od niej chciała?

-Ella...- zacząłem, jednak ona nagle wycelowała we mnie pistolet.

Zamurowało mnie. Modliłem się, tylko, że nie chce mnie zabić. Kocham ją i mam nadzieję, że nie chowała do mnie cały czas urazy.

-Zabiłeś mi ojca!- krzyknęła.

-Co? Ale ja... kiedy?- jąkałem się.

Jakiego ojca? Przecież mówiła, że nie wie gdzie są teraz jej rodzice, a nie przypominam sobie, żebym kogokolwiek ostatnio zabił.

-Na tej randce w 1993, nie pamiętasz? Moja mama kazała ci, to zrobić- uśmiechnęłam się sarkastycznie.

Mama...? Kurwa, powinienem przewidzieć, że coś jest nie tak. Nie powinienem był zaufać jej tak szybko, ale co poradzę, że naprawdę poczułem, to coś czego nigdy nie doznałem.

-Czekaj... Handler to twoja matka?- zmarszczyłem brwi.

-Tak, a co zaskoczony?- zaśmiała się.- W każdym razie masz jakieś swoje ostatnie słowa?

Zacisnąłem usta w wąską linię, a moja paznokcie wbiły się w wewnętrzną część dłoni. Postanowiłem mówić prosto z serca, bo może się rozmyśli.

-Kocham cię i przepraszam, że ci to zrobiłem. Myślałem, że mnie kochasz jednak cały czas spiskowałaś i mnie nienawidziłaś. Także, jeśli masz taką potrzebę, to strzelaj, chociaż miej świadomość, że zaraz wszyscy zginiemy- powiedziałem z rezygnacją w głosie.

Brunetka lekko wstrząśnięta moim wyznaniem położyłam palec na spuście gotowa do wystrzału.

***

~994owa <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top