𝑾𝒊𝒍𝒍 𝒚𝒐𝒖 𝒃𝒆𝒕?
Zszedłem na dół i zauważyłem całą rodzinę siedzącą w salonie, z dalej śpiącą brunetką na kanapie.
Usiadłem obok niej, bo to było jedyne wolne miejsce.
-To, co z nią robimy?- spytał Diego.
-Jak się obudzi, to niech sobie idzie- powiedziałem, a wszyscy spiorunowali mnie wzrokiem.- No, co? Apokalipsa, to nasza sprawa, ona będzie tylko przeszkadzać.
-Sam mówiłeś, że umie dobrze zabijać. Może się przyda?- broniła ją Allison.
-Jasne do czego?- oburzyłem się.- Nie ma mocy, będzie przeszkadzać.
-Niech zostanie!- krzyknął Klaus.- Czuję, że będziemy przyjaciółmi- poruszył znacząco brwiami.
-Dobra, róbcie sobie co chcecie. Ja wolę skupić się na apokalipsie- już chciałem wyjść z domu i szukać czegokolwiek, gdy nagle brunetka obok mnie się poruszyła.
-Witam Śpiącą Królewnę- uśmiechnąłem się sarkastycznie.
-Co?- otworzyła oczy, a gdy mnie zauważyła gwałtownie podniosła się z kanapy.
-Poznaj moją rodzinę. Też mają moce tak jak ja- wskazałem na nich, a dziewczyna odwróciła głowę w ich stronę.
-Hej- śmiało pomachał do niej Klaus.- Wódki?- wystawił do połowy wypitą butelkę w jej stronę.
-Nie, dzięki- odparła zmieszana i odwróciła się do mnie.- To mamy sobie nieźle do pogadania młody.
-Spójrz na siebie- zaśmiałem jej się w twarz, a brunetka spojrzała na swoje ciało.
-Co mi zrobiłeś?!- spytała pretensjonalnie. Było widać, że ledwo powstrzymała się od uderzenia mnie.
-Popieprzyłem obliczenia, to tyle- westchnąłem.
-Do jasnej cholery, mówiłam ci że nie chcę z tobą iść!- uderzyła mnie w twarz.
Chwyciłem się w bolące miejsce, jednak szybko jej oddałem.
-Uspokój się! Mam teczkę, możesz spokojnie wrócić do Komisji- powiedziałem.
-Gdzie ona jest?- dziewczyna natychmiast wstała z kanapy.
-W ogrodzie- rzuciłem.
Brunetka szybko pobiegła na korytarz, tak aby dostać się do ogrodu. Udaliśmy się wszyscy za nią.
Gdy dostrzegła teczkę podeszła do niej i już miała jej użyć, kiedy nagle pękła w pół, a następnie wybuchła.
-To sobie wróciłam- wywróciła oczami.- Dobrze, miło było ale już będę się zbierać- zmierzała w kierunku wejścia do domu, jednak Allison ją zatrzymała.
-Nie, zostań. Chcielibyśmy cię lepiej poznać- uśmiechnęła się do niej ciepło.
-Wybacz, ale nie mam czasu- już chciała ją wyminąć- jednak blondynka ponownie ją zatrzymała.
-Słuchaj, podobno umiesz zabijać. Chcielibyśmy, żebyś pomogła nam powstrzymać apokalipsę- powiedziała blondynka.
-Tak, umiem zabijać, ale mam inne rzeczy na głowie. Miło było, cześć!- udała się do salonu, po to aby stamtąd opuścić teren akademii, jednak gdy była przy drzwiach ja ją zatrzymałem.
-Zanim pójdziesz, opowiedz nam jak znalazłaś się w apokalipsie- rzuciłem, a rodzeństwo spiorunowało mnie wzrokiem.
-Okej- wzruszyła ramionami i teleportowała się na kanapę.
Wtedy nas wszystkich zamurowało.
-Czekaj... ty też masz moce?- zdziwiłem się.
-Tak, a teraz usiądźcie sobie wszystko wam opowiem- powiedziała i wszyscy zajęli miejsca.
Diego i Allison usiedli obok niej na kanapie, a ja, Klaus i Luther na fotelach na przeciwko.
Dziewczyna wzięła oddech, żeby zacząć mówić, gdy nagle Klaus zerwał się z miejsca.
-Stać!- krzyknął i szybko podbiegł do barku po oczywiście swoją ukochaną wódkę.- Możesz mówić- wskoczył na fotel i otworzył butelkę.
-Dobrze, to pochodzę z biednej, religijnej rodziny. Mieszkaliśmy na obrzeżach Dallas w mieszkaniu socjalnym, bo na inne nie było nas stać. Żyło nam się dobrze dopóki nie odkryłam, że mam moce- na te słowa, jakby lekko się spięła, jednak starała się nie pokazywać tego po sobie.- Miałam wtedy dziesięć lat. Byłam z mamą i dwójką moich najlepszych przyjaciółek na spacerze. W pewnym momencie pomyślałam sobie, że chcę znaleźć się przy fontannie, czyli jakieś sto metrów dalej i... się przeniosłem. Całe szczęście, na placu nie było dużo ludzi, więc tylko albo aż mama i przyjaciółki, to widziały. Dalej pamiętam jak się na mnie wtedy spojrzały...- łza spłynęła jej po policzku, jednak od razu ją wytarła i chciała kontynuować opowieść, jednak Klaus momentalnie zerwał się z fotelu i przytulił brunetkę.
-Jejciu, nie płacz, masz nas- mówił.
-Dzięki- westchnęła.-Wracając...- na te słowa Klaus zerwał się z kanapy i usiadł na fotelu- przez około trzy lata w domu cały czas były awantury. Rodzice uważali, że opętał mnie szatan i nawet wezwali egzorcystę, żeby go ze mnie wypędził- zaśmiała się sarkastycznie.- W każdym razie, to nie pomogło. Cały czas w domu były awantury, w szkole wszyscy się mnie bali, odwrócili się ode mnie. Na początku było trudno, ale potem się przyzwyczaiłam- machnęła ręką.
-Dobra, ale jak znalazłaś się w apokalipsie?- przerwał jej Luther.
-Zaraz do tego dojdę- odparła i dała kosmyk włosów za ucho.- W każdym razie pamiętam, jak pewnego dnia siedziałam w pokoju i usłyszałam rozmowę rodziców. Mówili, że chcą mnie oddać do domu dziecka czy czegokolwiek innego, byle nie musieć na mnie patrzeć. Wtedy nie wytrzymałam i poszłam do nich. Zaczęłam się po nich wydzierać i wtedy ojciec wziął mnie na ręce i po prostu wywalił mnie z mieszkania, mówiąc że mam nigdy w życiu tu nie wracać. Wtedy zrezygnowana zaczęłam chodzić po ulicach Dallas. W pewnym momencie stwierdziłam, że wypróbuję czegoś nowego. W taki o, to sposób zaczęłam przenosić się w czasie i w pewnym momencie znalazłam się w apokalipsie, czego już nie mogłam cofnąć- westchnęła ciężko.- Właśnie, skoro mam iść, to możecie wziąć, to- wręczyła jakiś przedmiot Allison, a ta spojrzała na nią zdziwiona.- Znalazłam w apokalipsie.
Natychmiast teleportowałem się obok nich i wyrwałem tę rzecz blondynce.
-Szklane oko?- spytałem się.
-Tak, niestety nie wiem gdzie ono dokładnie było.
-Dzięki- rzuciłem.
-Właśnie, jeśli można to mam pytanie odnośnie twojej historii- zaczął Diego.
Szczerze? Nie wiedziałem, że jest taki kulturalny.
-Tak?- spojrzała na niego.
- Czemu twoi rodzice nie zanieśli nas do naszego ojca, żeby cię przygarnął?
-Nie wiedzieli o nim. Rodzice pracowali, więc nie mieli za bardzo czasu na czytanie gazet i innych takich, a w domu nie mieliśmy telewizji- powiedziała.
-Dobra- wtrąciłem się.- A nie zaskoczyło ich, to że twoja matka urodziła cię nie będąc wcześniej w ciąży?- spytałem.
-Początkowo tak, ale pytali się księdza i równie pojebanych znajomych, więc ostatecznie doszli do wniosku, że to nic takiego- wzruszyła ramionami.
-Ej- nagle Klaus wstał z kanapy.- Chyba jesteś naszym Numerem Ósmym- ucieszył się.
-Może tak, może nie. Sprawdzimy, to jutro, chce mi się spać. Jest już prawie dwudziesta trzecia- odparła Allison.
-Okej, ale jeśli to nie problem to zjadłabym coś słodkiego. Pójdę do Griddy's Doughtnuts- rzuciła.
-Five, pójdzie z tobą- powiedział Luther, a ja wywróciłem oczami.
-Muszę?
-Tak- odpowiedziała cała czwórka.
-To chodź- już chciałem wyjść z domu jak cywilizowany człowiek, gdy nagle obok mnie pojawiła się niebieska smuga i brunetka zniknęła.
Westchnąłem i również się teleportowałem.
***
-Wreszcie jesteś- odparła zniecierpliwiona i weszła do kawiarni.
Zajęła miejsce przy ladzie, a ja obok niej.
-O dobry wieczór- zdziwiła się blondwłosa kelnerka w podeszłym
wieku.- Co podać?
-Czarną kawę i dwa pączki z czekoladą- uśmiechnęła się przyjaźnie.
-Dwie czarne kawy- wtrąciłem się.
-Dobrze, zaraz wrócę- powiedziała i zniknęła na zapleczu.
Ella i ja siedzieliśmy w ciszy i mieliśmy wbite spojrzenia w ścianę na przeciwko, gdy nagle usłyszałem dzwonek do drzwi. W serwetniku zauważyłem grupkę terrorystów.
-Tak szybko?- spytałem i kącikiem oka spojrzałem ja dziewczynę. Tak jak, ja wiedziała co się święci.
-Chcą z wami porozmawiać- powiedział jeden z nich.
-Nie mamy im nic do powiedzenia- wtrąciła się Ella.
-Myślicie, że chcę was zabić? Wrócić z tą myślą do domu?- spytał jeden z nich.
-Założysz się?- mężczyzna nie zdążył nic powiedzieć, bo szybkim ruchem wziąłem nóż, teleportowałem się za niego, a następnie wbiłem mu go w szyję.
Gdy zaczął się wykrwawiać, zaczął we mnie strzelać. Ja całe szczęście szybko się teleportowałem za kolejnego w wyniku czego tamten sam go zabił.
-Hej tu jestem!- nagle zauważyłem Ellę stojącą na blacie. Mężczyźni od razu zaczęli w nią strzelać, jednak ona teleportowała się za nich i wskoczyła jednemu na barana, a następnie pokierowała tak, aby ostrzelał swojego wspólnika.
Zabił go, więc został jej tylko jeden.
Dziewczyna zeskoczyła z niego, a następnie teleportowała się, to za niego to za drugi koniec pokoju przy okazji rzucając talerzem albo czymkolwiek, żeby go zmylić. Po kilkunastu teleportacjach było widać, że robi się wykończona, dlatego teleportowała się do noża i nim rzuciła. Nie wiedziałem, że ma tak dobrego cela, bo trafiła go w miejsce nad obojczykiem, czyli praktycznie od razu zaczął się wykrwawiać.
Napastnik upadł na podłogę, a ona podeszła do niego i wykręciła mu kark.
-Daj mi coś ostrego- zarządziła, a ja przeniosłem się do kuchni i wyjąłem z szafki kolejny nóż.
Wzięła go ode mnie, a następnie usiadła na krześle i blisko miejsca zgięcia łokcia zrobiła duże nacięcie, w którym zaczęła grzebać.
-Pieprzone nadajniki- powiedziała gdy wyjęła niewielką pluskwę.- Trzymaj- rzuciła mi nóż.
Zrobiłem, to samo co brunetka i wtedy opuściliśmy kawiarnię.
***
~1405 słów <3
Co sądzicie o historii Elli? haha
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top