𝑾𝒉𝒐 𝒊𝒔 𝒔𝒉𝒆?

Wyszliśmy z kawiarni na dwór i wtedy coś sobie przypomniałem.

-Wiesz... jest jeszcze jedna osoba, której ci nie przestawiłem- zacząłem.

-Czekaj, macie jeszcze kogoś w rodzeństwie?- spytała.

-Tak, chodź- chwyciłem ją za rękę i znaleźliśmy się przed starą kamienicą.

Weszliśmy do środka, a następnie udaliśmy się na drugie piętro. Zapukałem do drzwi, a otworzyła nam je Vanya. Na mój widok, była bardziej niż zszokowana.

-Hej- rzuciłem.

-O Boże Five, to naprawdę ty? Bardzo tęskniłam- przytuliła mnie, a ja lekko zmieszany odwzajemniłem to.

-Świetnie, możemy wejść?- spytałem, a dziewczyna od razu się ode mnie oderwała.

-Tak, chodźcie- zaprosiła nas do środka.

Mieszkanie było niewielkie i w starodawnym stylu. Ja i Ella byliśmy tak padnięci, że usiedliśmy na kanapie.

-Ładnie masz- rzuciłem.

-Dzięki, coś do picia?- spytała grzecznie.

-Czarną kawę- powiedziałem.

-Dwie- sprostowała Ella.

Vanya przeszła do kuchni, która była połączona z salonem. Zrobiła nam napoje i wróciła do nas, siadając na fotelu na przeciwko.

-Właśnie, a kim ona jest?- zapytała patrząc się na brunetkę.

-Ella, partnerka Five'a w Komisji- wystawiła do niej rękę.

-O Boże, co ci się stało w ramię?- zaniepokoiła się Vanya.- Idę po apteczkę- natychmiast zerwała się z miejsca.

-Weź tego więcej!- krzyknąłem.

Po kilku sekundach wróciła z niewielkim pojemnikiem i zaczęła opatrywać Elli ranę. Gdy w miejsce nacięcia przyłożyła wacik z wodą utlenioną, dziewczyna cicho syknęła.

-Jak, to się stało?- spytała przejęta Vanya.

-Bo wiesz, w Griddy's Doughnuts wpadła grupa terrorystów i zaczęli w nas strzelać. Musieliśmy się jakoś bronić- odparłem.

-I oni wam, to zrobili? To bardziej wygląda jakby ktoś grzebał w tej ranie- spojrzała zdziwiona na Ellę.

I wtedy opowiedzieliśmy jej wszystko o Komisji, o tym że za osiem dni jest koniec świata, a na koniec Ella opowiedziała jej swoją historię, bo najwyraźniej doszła do wniosku, że Vanya również powinna o tym wiedzieć.

-Jejku, bardzo mi przykro- spojrzała ze współczuciem na brunetkę.

-Spoko- rzuciła bezbarwnie.

-A macie coś, co może to powstrzymać?- dopytywała.

-Tak- odparłem i wyjąłem szklane oko z kieszeni marynarki.- Rano się tym zajmiemy.

Numer Siedem odwróciła głowę, aby spojrzeć na stojący na stoliku budzik.

-Cholera, jest już trzecia w nocy- rzuciła.- Nie chciałabym was wyganiać, ale mam o ósmej korepetycje i...- już chciała dokończyć, jednak jej przerwałem.

-I tak mieliśmy już wychodzić- odparłem i chwyciłem Ellę za ramię.- Dobranoc- pożegnałem się i trzasnąłem drzwiami.

Wyszliśmy na dwór. Chciałem się teleportować, jednak nie miałem już na to siły, podobnie jak brunetka, dlatego byliśmy zmuszeni iść do akademii.

Było już trochę zimno, z nieba padał lekki deszcz, a latarnie skąpo oświetlały ulicę. Dodatkowo w oddali słyszałem syreny policyjne.

Szliśmy w ciszy, patrząc się na drogę. Z odległości na pewno wyglądaliśmy jak para dzieci, jednak wolałbym się zabić niż być z nią w związku.

Nagle brunetka, nie wiedzieć czemu się zatrzymała.

-Coś nie tak?- spytałem.

-To zabrzmi dziwnie, ale mogę u was zostać?- spojrzała mi w oczy.- Masz spoko rodzinkę, a w zasadzie tylko ty jesteś przeciwko.

Zmieszałem się trochę. Z jednej strony jej nie chciałem, ale czemu? Wziąłem ją z dnia zamachu, to w zasadzie mam za swoje. Poza tym ma moce i w miarę ogarnia życie, więc w sumie...

-Dobra- rzuciłem patrząc się przed siebie.- Umiesz zabijać, masz moc i jesteś w miarę ogarnięta, więc czemu nie- podszedłem do niej.- Poza tym dałaś mi, to oko więc może wiesz coś więcej i niedługo to z ciebie wyciągnę- dotknąłem ją w nos.

-Dzięki, lepsze to niż nic- wzruszyła ramionami i zaczęła iść w stronę domu.

Gdy weszliśmy do środka, zaczęliśmy skradać się na górę, do pokoi, jednak w salonie zauważyliśmy Allison, Luthera i Klausa.

-Wy nie śpicie?- zdziwiłem się.

-Nie- odparła Allison.- A słyszeliście może o ataku w Griddy's Doughnuts?

-Tak, zaatakowali nas, musieliśmy się bronić- odparła bez chwili namysłu Ella, a ja strzeliłem sobie ręką w czoło.

-Czekaj, kto w was strzelał?- dopytywała Allison.

-Uciekliśmy z Komisji, chcą nas dorwać- rozłożyłem ręce, a cała trójka otworzyła szeroko oczy.- Znaczy mogą mieć problem, bo wyciągnęliśmy nadajniki.

-Gdzie ten pajac z nożami?- spytała nagle Ella.

-Pojechał prowadzić śledztwo- wyjaśnił Klaus.- Nie chciał mnie ze sobą zabrać- zasmucił się.

-Dobra, to dobranoc- odparła Ella i ziewnęła.

-Chodź pokażę ci pokój- zaproponowała Allison i zniknęły za ścianą.

***

*O tej samej porze, po drugiej stronie miasta*

*Narrator*

Była godzina trzecia w nocy, gdy nagle pod pewien motel podjechała taksówka. Wysiadło z niej dwójka odświętnie ubranych ludzi. Wzięli swoje bagaże, czyli po jednaj walizce i opuścili pojazd.

-Jesteś pewna, że to tu?- zapytał mężczyzna.

-Taki adres podała- wzruszyła ramionami.- Podobno ukrywa się w tym mieście.

Po tych słowach oby dwaj weszli do środka się zarejestrować.

-Dobry wieczór, w czym mogę pomóc?- spytał na oko dwudziestokilkuletni student.

-Mamy tu rezerwację, na dwa pokoje- zaczęła brunetka.

Mężczyzna zaczął szukać czegoś w komputerze.

-Przykro mi, ale rezerwacja jest tylko na jeden pokój- westchnął.

-A są chociaż pojedyncze łóżka?- spytała już lekko zirytowana kobieta.

-Pewnie, chociaż- spojrzał się na nich dwuznacznie, głupio się uśmiechając, jednak widząc, że im do nie jest śmiechu momentalnie spoważniał i dał im wręczył im klucze.

Wspólnicy odeszli i udali się do wyznaczonego pokoju. Gdy weszli do środka i zaczęli się rozpakowywać, a ze strony mężczyzny padło dość nietypowe pytanie.

-Przypomnij mi jaką mamy misję?

-Kurwa, zaś?- westchnęła ciężko.- Mamy zabić Numer Pięć, Hazel.

***

~871 słów <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top