𝑵𝒊𝒄𝒆 𝒕𝒐 𝒎𝒆𝒆𝒕 𝒚𝒐𝒖 𝒕𝒐𝒐

*Trzy tygodnie później*

Przez ten czas trochę się zadziało. Między innymi zostałem mianowany najlepszym mordercą Komisji oraz opracowałem sposób na, to jak wrócić do domu. Czekałem, tylko na odpowiednią okazję.

Siedziałem w swoim biurze i pracowałem nad jakąś sprawą, gdy nagle usłyszałem pukanie do drzwi. Poszedłem je otworzyć i w progu zauważyłem uradowaną Handler.

-Witam Numerze Piąty, wyszykuj się i zejdź na dół do biura muszę ci kogoś przedstawić.

Zaskoczony, opuściłem pomieszczenie. Zastanawiałem się kto, to może być.

Otworzyłem drzwi do biura Kierowniczki, a w rogu zauważyłem kobietę wyglądającą mniej więcej na mój wiek.

Znałem skądś te włosy i oczy. Kobieta do złudzenia przypominała mi dziewczynę z apokalipsy, tylko tak po czterdziestu latach.

-Poznajcie się- odparła białowłosa, a uśmiech dalej nie schodził jej z twarzy.

-Five Hargreeves- wystawiłem dłoń do brunetki.

-Dziwne imię- zaśmiała się pod nosem.

-Dobrze, fajnie że się już poznaliście. To chciałabym wam powiedzieć, że od dzisiaj będziecie pracować razem- uśmiechnęła się promiennie.

Szczena mi opadła. Byłem jedyny w swoim rodzaju, a teraz mam działać z jakąś lafiryndą?

-Ale po, co mi ona?- spytałem chamsko.

-Przyda ci się pomocnik- dotknęła mnie w nos, a ja zmarszczyłem brwi.

-Dobrze, mam dla was zadanie- położyła na biurko stertę kartek.- Posegregujcie, to latami w biurze któregoś z was- zarządziła i pokazała na drzwi.

Niechętnie wzięliśmy stertę kartek, a następnie opuściliśmy pomieszczenie. Nie tracąc czasu od razu otworzyłem drzwi do swojego biura.

-Połóż, to tu- zarządziłem.- Bierzmy się od razu do pracy.

Wziąłem jedną stertę papieru i zacząłem porządkować. Pracowaliśmy w niezręcznej ciszy, co było trochę nudne, dlatego postanowiłem ją przerwać.

-Jak masz na imię?- spytałem.

-A co ci do tego?- rzuciła, przeglądając dokumenty.

-Ciekawy jestem. A co jak będziemy mieć razem misje, więc chyba muszę to wiedzieć, nie?- wzruszyłem ramionami.

-Jeżeli, to twój sposób na podryw, to marnie ci wychodzi- wywróciła oczami.

Podszedłem do niej.

-To normalne pytanie.

-Ella- uśmiechnęła się sarkastycznie.

-Dzięki- rzuciłem.- W teorii też mógłbym wyśmiać twoje imię.

-Ale tego nie zrobisz, bo...- rozłożyła ręce.

-Nie jestem mściwy, tak jak ty- zaśmiałem się sarkastycznie, a ona wywróciła oczami.

***

Minęło około czterdzieści minut, a moja ciekawość była niezaspokojona.

Ella pojawiła się nagle, nie wiadomo skąd. Chciałem wiedzieć o niej coś więcej.

-Słuchaj skoro zrobiło się nudno, to może zagramy w taką grę w której ty możesz zadać mi trzy pytania, a ja tobie- wypaliłem.

-Mamy pięćdziesiąt osiem lat- zauważyła.- A poza tym, ja się nie nudzę.

-Okej, ale chcę zobaczyć tylko z kim mam do czynienia.

-Jesteś żenujący- zaśmiała się.- Jeśli myślisz, że cokolwiek ci o sobie powiem, to się mylisz.

-Tak? To gdybyś nie miała nic do ukrycia byś się tak nie broniła- zagiąłem ją, ponieważ przestała szukać czegoś w papierach.

Wyprostowała się, a jej brązowe tęczówki spoczęły na mnie.

-Nie muszę ci się spowiadać.

-Pracujemy ze sobą, a chciałbym na przykład wiedzieć jak znalazłaś się apokalipsie- patrzyłem na nią wyczekująco.

-Nie chcę o tym mówić- wzruszyła ramionami. -A ty jak się znalazłeś? Nieświadomie zaczęła zabawę.

-Chciałem zacząć przenosić się w czasie. Zbuntowałem się ojcu, który mi to odradzał- oznajmiłem.- Masz rodzinę?

-Niestety nie- wzruszyła ramionami.- A ty masz kogoś jeszcze oprócz ojca?

-Tak, ale dość dawno się nie widzieliśmy. Umiesz zabijać?

-Nigdy nie próbowałam. Wiesz może kto lub co wywołało apokalipsę?

-Nie- odparłem krótko i przewróciłem kartkę na drugą stronę.- Wiesz, że nieświadomie zagraliśmy?

-Wiedziałam, chciałam dać ci tę satysfakcję- uśmiechnęła się sztucznie.

Po tych słowach nasza rozmowa się zakończyła, a ja wiedziałem jedno. Muszę jak najszybciej stąd uciec. Już miałem plan, ale ona mi przeszkodziła.

Idiotka, musiała się pojawić się akurat teraz?

***

Po jakiejś godzinie brunetka wyszła z papierami z biura, czyli najwyraźniej już skończyła. Dobrze się składa, bo ja w zasadzie też.

Udałem się do biura Handler i położyłem papiery na jej biurku.

-Cudownie, mam dla was kolejną misję na jutro, jednak na razie macie już wolne. Dobranoc- rzuciła, grzebiąc w kolejnej stercie papierów.

Ella wyszła z biura, a ja teleportowałem się do siebie i położyłem na kanapie.

Zacząłem patrzeć się w sufit i zastanawiałem się, co ciekawego tym razem dla nas przygotowała. Może tym razem zabijemy grupę osób? Co jak, co ale Ella mogłaby się tym razem wykazać. Zamknąłem na chwilę oczy i nawet nie pamiętam kiedy zasnąłem.

***

Obudziło mnie głośne pukanie do drzwi. Natychmiast wstałem i poszedłem je otworzyć.

W progu zauważyłem mocno zirytowaną Handler.

-Nie gadaj że dopiero wstałeś!- krzyknęła.- Miałeś być gotowy godzinę temu. Ubieraj się w to- wcisnęła mi elegancki garnitur do rąk.- Pospiesz się. Ella już na ciebie czeka- wyszła z pokoju.

Nikt nie mówił o jakiej godzinie mam się zebrać. Albo mówili, ale ja jak zwykle tego nie zarejestrowałem.

Szybko się przebrałem i udałem do jej biura.

-No wreszcie!- powiedziała zirytowana białowłosa.

Spojrzałem się na brunetkę stojącą w rogu pokoju. Była ubrana w czarną koronkową sukienkę oraz czerwone szpilki. Wyglądała jak kopia Kierowniczki.

-Dobra, jaka jest ta misja?- spytałem.

-Musimy iść dzisiaj na imprezę w 1963 roku w Dallas i zabić na niej ojca solenizantki.

-W urodziny?- zaśmiałem się cynicznie, a obie kobiety spiorunowały mnie wzrokiem.- No dobra- wzruszyłem ramionami i sięgnąłem po broń leżącą na stole.

-Chodź, nie mamy dużo czasu- odparła poddenerwowana brunetka i szybkim krokiem opuściła pomieszczenie.

***

Znaleźliśmy przed okazałą restauracją. Od razu w oczy rzuciły mi się różowe serpentyny na zasłonach oraz wieńce w kwiaty.

-Schowaj broń, zapewne będzie stał gdzieś obok solenizantki. Zachowuj się normalnie, nie wychylaj się ani nic, bo mogą się skapnąć, że nie byliśmy na liście gości- poinstruowałem, a ona skinęła głową.

Dostojnym krokiem wszedłem na salę, udając że podziwiam wystój wnętrza. Ona postanowiła zrobić, to samo.

Chwilę później nalałem sobie alkoholu do kieliszka i upiłem łyka. Chciałem wtopić się w tłum i nie wyglądać jakbym planował morderstwo.

Brunetka spojrzała na mnie zaskoczona.

-Mamy misję- już chciała mi, to wyrwać, jednak odsunąłem rękę.

-Staram wtopić się w tłum i szukam kandydata na potencjalną ofiarę, więc tak na dobrą sprawę to ty najmniej robisz- uśmiechnąłem się zwycięsko.

Pokazała mi środkowy palec i nalała sobie szampana do czystego kieliszka.

-Ty idź tam, może kogoś wypatrzysz. Bądź w gotowości- zarządziłem i poszła na drugi koniec sali.

Chwilę później zauważyłem jak zza rogu wychodzi pewna rodzina z na oko ośmioletnią dziewczynką.

Ona i jej rodzice byli wystrojeni jak szczury na otwarcie kanału, więc chyba to byli oni.

Wtedy obróciłem się do Elli i dałem znak, że ma się już szykować.

Ze środkowej kieszeni marynarki wolnym ruchem wyjąłem pistolet. Cały czas patrzyłem się na nią.

Stosowała się do moich zasad, czyli jednak umie się ogarnąć.

-Zebraliśmy się tutaj, aby uczcić ósme urodziny mojej córki, Anabell- zaczął przemowę ojciec.- Chcielibyśmy bardzo podziękować za przyjście...- coś tam mówił, jednak ja koncentrowałem się na misji.

-Dzień dobry, podać coś do picia?- nagle od tyłu ktoś do mnie zagadał.

Szybko ze strachu upuściłem broń i kopnąłem ją pod stół.

Dzięki Bogu jej nie odbezpieczyłem, bo mogłaby wystrzelić.

-Um... nic, dziękuję- odparłem, a mężczyzna odszedł.

Schyliłem się po nią pod stół. Spojrzałem na Ellę i ona również była w trakcie spławiania kelnera.

-Boże, jakby nie mogli dać chociaż spokoju na pięć minut!- pomyślałem.

Gdy czułem, że moment ataku już się zbliża, spojrzałem na brunetkę która patrzyła się ze skupieniem na rodzinę. Szybko wziąłem ze stołu pierwszą lepszą przekąskę i rzuciłem nią tym z głowię, po to aby się do mnie odwróciła.

Kobieta jak wyrwana z transu spojrzała na mnie, a ja zacząłem odliczać na palcach. Gdy moje palce pokazywały cyfrę trzy, odbezpieczyła broń, a gdy pokazałem zero, natychmiast zaczęliśmy strzelać.

Wszyscy zaczęli krzyczeć i uciekać. Ludzie byli w takiej panice, że wpadali na siebie, czasem nawet na stoły i krzesła.

Bez chwili namysłu podbiegliśmy do naszej ofiary i wystrzeliliśmy w tym samym czasie, przez co mężczyzna od razu zsunął się na podłogę i zaczął się wykrwawiać.

Muszę przyznać, że ma dosyć dobrego cela, bo to ona trafiła go prosto w serce.

Natychmiast rzuciliśmy się do drzwi, jednak stała przy nich ochrona, więc w panice pobiegliśmy na górę (w zasadzie ona biegła, ja się teleportowałem).

Zauważyłem okno na końcu korytarza. Przeniosłem się do niego i je otworzyłem, żeby zobaczyć jak tu jest wysoko.

Da radę.

-Chodź już!- krzyknąłem do brunetki, co dopiero doczłapała się na górę.

Kobieta podbiegła do okna i już mieliśmy wychodzić, gdy nagle pojawiła się ochrona.

Trzech na dwóch, nieźle.

Wziąłem wazon stojący na oknie, a następnie teleportowałem się za jednego z nich i rozbiłem go na jego głowie. Na chwilę go, to ogłupiło, więc zacząłem go bić.

Brunetka podeszła do kolejnego i w zasadzie robiła, to samo.

Ze względu na, to że nasze bronie zostały gdzieś na dole, musieliśmy sobie jakoś radzić.

Szybko wyeliminowałem tego pierwszego i wziąłem się za kolejnego. Był dużo lepszy niż tamten. Rzucał się na mnie, jednak ja cały czas się teleportowałem. Wiedziałem jednak, że moja moc niedługo się wyczerpie więc stanąłem pod jednym z okien.

-Tu jestem!- krzyknąłem, gdy mężczyzna był obrócony do mnie tyłem.

Podszedł do mnie szybkim krokiem, a następnie przerzucił przez ramię, tak że ja omal nie wypadłem. Teleportowałem się za niego, a następnie wypchałem go przez okno.

Odwróciłem się na chwilę, żeby zobaczyć jak idzie Elli. Jej napastnik leżał związany na podłodze.

-Chodź trzeba stąd spadać- rzuciłem.- Teczkę zostawiłem za budynkiem, chodź- pobiegłem w stronę schodów, a ona za mną.

Poszliśmy za budynek i faktycznie się tam znalazła. Złapałem ją i przenieśliśmy się do Komisji.

***

~1541 słów <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top