𝑯𝒐𝒘 𝒅𝒐 𝒚𝒐𝒖 𝒌𝒏𝒐𝒘 𝒕𝒉𝒂𝒕...?

Całą noc nie zmrużyłem oka. Oczywiście dziewczyna smacznie spała na chodniku. Całe szczęście na nikogo nie natknęliśmy się w nocy, bo jeszcze trafilibyśmy do jakiejś opieki społecznej czy czegoś takiego.

Po chwili zauważyłem, że z budynku wychodzi ten mężczyzna. Od razu zacząłem potrząsać Ellą i ku mojemu zdziwieniu od razu się przebudziła.

-Co jest?- spojrzała na mnie pytająco.

-On wychodzi, cholera- zacząłem szukać jakiegoś noża albo czegoś, czym mógłbym mu grozić.- Masz nóż albo coś?- zadałem tak kretyńskie pytanie, że myślałem, że się spalę ze wstydu.

Brązowooka wyjęła z kieszeni marynarki scyzoryk. Spojrzałem na nią zdziwiony.

-No, co?- wzruszyła ramionami.- Nigdy nie wiadomo kiedy się przyda.

Wyrwałem jej, to z dłoni, a gdy mężczyzna wsiadł do samochodu teleportowałem się do środka i przyłożyłem mu nóż do gardła. Brunetka teleportowała się na tylne siedzenie, aby dodatkowo go pilnować.

-Masz mi powiedzieć do kogo należy, to oko- wycedziłem przez zęby.

-Dobrze, powiem- przełamał się.- Sprzedaję je nielegalnie, na czarnym rynku. Cieszą się dużą popularnością.

-Masz jakąś listę?- odezwała się Ella, a mężczyzna aż podskoczył ze strachu.

-Tak, mam.

-Gdzie ona jest?- spytałem podkreślając każde słowo.

-Trzymam je w sejfie, w laboratorium- wyjawił.

Ja i Ella posłaliśmy sobie zwycięskie spojrzenia.

-Zaprowadzisz nas tam, jasne?- zrobiłem minę w stylu psychopaty, co najwyraźniej trochę go przestraszyło.

-Oczywiście- odpalił silnik, a ja przestałem trzymać nóż przy jego gardle.

Teleportowałem się do dziewczyny, żeby obgadać kilka spraw.

-Poda nam kod, spokojnie- poprawiłem marynarkę.- Boi się mnie.

-Dobra i co dalej? Skąd się dowiemy do kogo należy?- spytała.

-O, to się nie martw, wiem jak to zrobić- uśmiechnąłem się zwycięsko.

Dziewczyna wywróciła oczami, a resztę drogi spędziliśmy w ciszy.

***

Po chwili znaleźliśmy się przed budynkiem.

Ja i brunetka natychmiast wybiegliśmy z pojazdu, aby jak najszybciej załatwić sprawę, jednak zauważyliśmy, że biurowiec się pali.

Mimo wszystko i tak podbiegliśmy bliżej i wtedy doszło do eksplozji w wyniku czego odepchnęło nas tak, że polecieliśmy na ulicę.

-Kurwa- przeklnęła brunetka.

-Idealnie- wstałem z chodnika.- Kurwa, świetnie.

-Wiem, jaki masz plan?- spytała się mnie.

-A może ty łaskawie byś coś zrobiła?- odparłem arogancko.

-Dobra, wiesz co? Poszukajmy czegoś w bibliotece. Może coś jest książkach- wzruszyła ramionami.

Już chciałem nawrzeszczeć na nią, że to idiotyczny pomysł, jednak ona widząc, to kontynuowała wywód.

-Zanim coś powiesz, to może chociaż przestudiujemy książkę Vanyi? Może tam coś będzie- zaproponowała.

-Skąd wiesz, że...?- już chciałem dokończyć, jednak ona mi przerwała.

-Widziałam książkę na stole w jej mieszkaniu, więc no- odparła niewzruszona.- To jak?

-Okej, tylko minutkę- zniknąłem ja chwilę.

Teleportowałem się do najbliższego monopolowego po coś mocnego, żeby na chwilę się odstresować. Wziąłem z półki dwie butelki Whisky, a następnie udałem się pod bibliotekę. Dziewczyna tam na mnie czekała.

-No jesteś wreszcie- wywróciła oczami, gdy mnie zobaczyła.

-Masz- wręczyłem jej alkohol.

-Nie przesadzasz czasem?- uniosła do góry jedną brew.

-To samo mógłbym powiedzieć tobie- zaśmiałem się sarkastycznie.

-W sumie- wzruszyła ramionami.- Świat się kończy, to jebać- wzięła ode mnie alkohol i weszła do środka.

Teleportowaliśmy się na ostatnie piętro, bo tam znajdowały się autobiografie i biografie znanych osób.

Odnaleźliśmy dwa egzemplarze książki, a następnie usiedliśmy przy stoliku.

W pewnym momencie dziewczyna otworzyła butelkę i upiła ładnych parę łyków. Postanowiłem zrobić, to samo.

***

*Ella*

Skończyłam czytać książkę i nic nie znalazłam. W dodatku wypiłam cały alkohol, dlatego spojrzałam na Five'a, żeby wyrwać mu butelkę i trochę się napić.

Na przeciwko mnie siedział, a w zasadzie leżał totalnie pijany brunet. Naprawdę nie wiem, jak można mieć tak słabe nerwy.

Niechętnie wstałam i zaczęłam nim potrząsać. On jednak nie reagował. Wolałam, żeby tu nie zostawał, bo jeszcze ktoś zgarnie nas za nielegalne picie alkoholu.

Co z tego, że jesteśmy dorośli.

-Dobra, to jakby go tu zabrać...?- pomyślałam i wtedy zdecydowałam się na najbardziej kretyńską rzecz na świecie.

Zrzuciłam go z krzesła, tak aby upadł na podłogę, a następnie wzięłam go na ręce i udałam się na dwór.

Na zewnątrz było już ciemno, więc całe szczęście nie było dużo ludzi. Zmierzałam w kierunku akademii, bo w zasadzie nie miałam gdzie indziej z nim iść.

Będąc już prawie u celu natknęłam się na zabieganych Diego i Luthera.

-Ella?- zaskoczył się brunet gdy mnie zauważył.- Gdzie byliście i co mu się stało?

-Śledziliśmy typa od oka, nie udało się bo fabryka wybuchła, a Five najebał się w bibliotece- powiedziałam, a mężczyźni popatrzyli na mnie zdezorientowani.

Wtedy dotarło do mnie, że to co powiedziałam, nie miało kompletnie sensu.

-Dobra, nieważne. Powiem wam później, a teraz może go ktoś ode mnie zabrać?- spytałam, a Luther wziął go ode mnie na ręce.- A teraz chodźcie do akademii.

-Właśnie... niezbyt- zaczął Luther.

-Bo?- rozłożyłam ręce.

-Gdy was nie było napadło na nich dwóch terrorystów i najprawdopodobniej, to oni porwali Klausa- powiedział.

-Co?- zdziwiłam się.- Klausa? Kurwa, trzeba go znaleźć.

-Spokojnie, moja przyjaciółka go namierzyła. Za niedługo powinni być- odezwał się Diego.

-Świetnie, a co z Five'm?- spytałam.

-Chodźcie, chyba wiem co z nim zrobić- pokazał Diego gestem ręki, żebyśmy szli za nim.

Po drodze opowiedziałam im o wszystkim, co ja i Five zrobiliśmy i doszliśmy do wniosku, że dalej jesteśmy w dupie. W międzyczasie musiałam słuchać przechwałek Diego o tym jak, to on przestępców pokonał i, opowieści Luthera o tym jak Allison go nie kocha.

Czyli w skrócie, nic się nie zmieniło.

***

Po jakiś dziesięciu minutach znaleźliśmy się pod miejską siłownią. Spojrzałam pytająco na nożownika, jednak on to zignorował i udał się na zaplecze, a my za nim.

-Tadam!- krzyknął uradowany Diego, kiedy otworzył drzwi do kotłowni.- Moje prywatne królestwo.

-Okej- westchnęłam.- Połóż go tu, Luther- zarządziłam, a blondyn zrobił to, co kazałam.

-Diego!- nagle w pokoju zjawił się jakiś mężczyzna.- Przyszła do ciebie jakieś pół godziny temu wiadomość od jakiejś Klacz, czy jak jej tam, że masz być w motelu.

Przejęty brązowooki wyrwał mu kartkę z ręki.

-Cholera Patch!- krzyknął przerażony i natychmiast wybiegł z pomieszczenia.

***

*Chwilę później*

*Narrator*

W zawrotnym tempie Diego Hargreeves zjawił się w motelu.

Liczył, że przytuli swoją ukochaną oraz, że zobaczy Klausa, jednak się mylił...

Zamiast tego ujrzał leżącą na podłodze kobietę, niejaką Patch.

Natychmiast podniósł jej martwe ciało z podłogi i zaczął płakać. Nie mógł uwierzyć w, to że ona tak po prostu została zabita.

Dotknął broni i dokładnie ją obejrzał. Zauważył, że to, ta sama którą znalazł podczas zamachu w sklepie.

Połączył fakty i doszedł do wniosku, że to ci sami ludzie ją zabili.

I chyba nawet przypuszczał kto może za tym stać...

***

~1061 słów <3

Maraton w piątek <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top