𝑰 𝒋𝒖𝒔𝒕 𝒌𝒏𝒐𝒘 𝒊𝒕
Znaleźliśmy się przed dużym budynkiem, czyli zapewne tą całą Komisją.
-Zapraszam za mną- pokazała gestem ręki.
-Okej- zaczęła gdy weszliśmy do budynku- wchodząc na piętro są wszelkiego rodzaju pokoje. W tym tutaj- wskazała na jedno z pomieszczeń- pracownicy zajmują się wszelkimi rodzajami spraw. Jest, to bardzo ważne zadanie, ponieważ bazują na tym nasi mordercy- oznajmiła.- Tu z kolei- powiedziała kiedy doszliśmy na koniec korytarza- są wysyłane zgłoszenia do zabójców, za pomocą tub pneumatycznych. Wyznaczone przez nas osoby muszą jak najszybciej zabijać, aby ofiary za bardzo nie zmieniły biegu naszej historii. A teraz zapraszam, do biura musimy omówić kilka kwestii- otworzyła drzwi do jakiegoś pokoju.
Usiadłem na krześle przed nią i kontynuowała swój wywód.
-Przedstawiłam ci wszystko, co najważniejsze, ale muszę jeszcze dodać, że nasza praca polega przede wszystkim na zaufaniu, czyli nie możesz mieć przed nami tajemnic. Oprócz tego, nie masz możliwości ucieczki, dopóki ja o tym nie zdecyduję- wyjaśniła, a ja westchnąłem.
W sumie czego się spodziewałem?
-Okej, rozumiem- skinąłem głową.
-A teraz trzymaj- wręczyła mi jakieś klucze, a ja spojrzałem na nią pytająco.- To klucze do twojego biura. Drugie piętro, drzwi mają tabliczkę z twoim imieniem- oznajmiła.- Idź się przebrać i zejdź do mnie.
Opuściłem pomieszczenie i udałem się do wyznaczonego pokoju.
Wszedłem do środka. W pomieszczeniu znajdowało się biurko, kanapa oraz stolik kawowy.
Na biurku znalazłem elegancki garnitur. Wziąłem go i poszedłem do łazienki się przebrać, a następnie ponownie udałem się do jej biura.
***
Zapukałem do drzwi, a po usłyszeniu „proszę", wszedłem do środka.
-O Numerze Piąty, miło cię znowu widzieć- przywitała się ciepło.- Mam dla ciebie twoją pierwszą misję- wręczyła mi jakiś świstek.
Zabij blondynkę w okularach (1993).
-Dobra, ale po co mam zabić niewinną kobietę?- spytałem.
-Zmieni przebieg historii, a chyba na tym nam zależy, czyż nie?- patrzyła się na mnie wyzywająco.
-Dobra, zrobię to- odparłem.
-Jak miło- uśmiechnęła się i postawiła przede mną jakąś walizkę i broń.- To jest teczka przeniesie się tam- odparła widząc moje zmieszanie.
-Dzięki- powiedziałem gdy wszystko mi wręczyła i od razu zniknąłem z jej biura.
***
Znalazłem się przed okazałą restauracją w 1993 roku. Od razu w oczy rzuciły mi się balony w serca oraz różowe dekoracje.
Aha, czyli są walentynki, super.
Czyli na pewno nikogo nie zdziwi widok faceta wyglądającego jak pedofil z bronią w ręku.
Poprawiłem garnitur i wszedłem do środka. Rozejrzałem się po pokoju i zauważyłem z grubsza opisaną mi kobietę, siedzącą przy stole. Rozmawiała z jakimś mężczyzną, radośnie się przy tym uśmiechając, czyli najprawdopodobniej byli na randce.
Zająłem miejsce przy stoliku jak najbliżej nich i starając nie rzucać się jakoś za bardzo w oczy obserwowałem ich.
-Dzień dobry, co podać?- nagle od tyłu ktoś mnie naszedł.
Odwróciłem się i zobaczyłem kelnera, przyjaźnie uśmiechającego się do mnie.
-Nie, na razie dziękuję. Czekam na moją żonę- odparłem zmieszany.
-Dobrze, jak się zjawi to wrócę- odparł radośnie i odszedł.
Chwilę później mężczyzna wstał z miejsca i udał się do toalety. Wtedy doszedłem do wniosku, że to idealna okazja.
Rozejrzałem się po lokalu. Wszyscy byli zajęci sobą, więc wyjąłem broń, odbezpieczyłem gdy nagle usłyszałem czyiś krzyk.
-On ma broń!
Wszyscy zaczęli krzyczeć, a spanikowana blondynka odwróciła się do mnie.
Nagle z łazienki wybiegł spanikowany mężczyzna.
Od razu wystrzeliłem. I wszystko byłoby okej, gdyby nie fakt, że nie postrzeliłem jej, tylko jego, bo mężczyzna zdążył ją osłonić.
Chciałem dokończyć robotę, jednak widząc nadbiegającą ochronę i kelnera dzwoniącego na policję, chwyciłem teczkę i teleportowałem się do Komisji.
***
Znalazłem się przed budynkiem i zacząłem zastanawiać się jak jej o tym powiem.
W końcu zawaliłem misję i, to dosyć poważnie.
W ogóle zastanawia mnie, to dlaczego tak od razu bez żadnego sprawdzenia mnie czy czegokolwiek, wysłała mnie tam.
W zamyśleniu udałem się do jej biura.
-I jak poszło?- spytała od razu gdy mnie ujrzała.
-Zabiłem nie tę osobę, co trzeba- unikałem wzroku.
-Czyli?- uniosła się.
-Zabiłem jej partnera, a nie ją- westchnąłem.
-O Boże- schowała twarz w dłoniach.- Dałam ci jedno proste zadanie.
-Wiem, ale czemu wysłałaś mnie od razu, tak bez żadnego sprawdzenia mnie?- spytałem.
-W tej chwili, to ja powinnam zadawać pytania- podeszła do mnie.- Czemu go zabiłeś?
-Już w nią celowałem, kiedy on pojawił się jakby znikąd- wyjaśniłem.
-Rozumiesz, że teraz zmieniłeś przebieg całej historii?- zapytała retorycznie.
-Tak, wiem- odparłem.
-Dobrze, więc chyba muszę cię jeszcze zapoznać z Komisją. Za szybko ci zaufałam- odparła załamana.
-Okej, ale czemu było to dla ciebie takie ważne?- zadałem pytanie. Zależało mi na tym, bo to jak się zachowała jest co najmniej dziwne.
-Nie twoja sprawa, a teraz muszę odpocząć- opadła na fotel i pokazała na drzwi, co było dla mnie oznaką, że mam niezwłocznie opuścić ten pokój.
***
Udałem się do swojego biura, a następnie położyłem się na sofie i wbiłem wzrok w sufit.
Wiedziałem jedno: muszę jak najszybciej stąd uciec. Kierowniczka wydaje się być nieobliczalna i może jestem zbyt pewny siebie, ale uważam, że sam byłbym w stanie powstrzymać apokalipsę.
Dobra, tylko nie wiem jak stąd zwiać. Teczki nie wezmę i tak po prostu nie ucieknę, to wymaga grubszego zastanowienia.
Nagle moje powieki zaczęły się zamykać i nie zauważyłem kiedy zasnąłem.
***
~881 słów <3
Witam wszystkich żywych!
Wyrobiłam się przed egzaminami i rozdział jest wcześniej <3
Wiem, że akcja rozgrywa się za szybko, ale pod koniec fanfiction wszystko się wyjaśni ;)
I spokojnie, Five długo dziadem nie będzie hahaha <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top