p r o l o g u e
Kolejny dzień wyglądający tak samo jak wszystkie poprzednie. Nie ma już siły, lecz zimny powiew porannego wiatru, który wkradł się przez uchylone okno pokoju, zmusza ją do wstania. Gdyby tylko obudziła się w nocy tak jak zwykle aby je zamknąć, teraz mogłaby spokojnie odsypiać. Jednakże nie musi - przespała całą noc. Silny ból głowy nie pozwala jej się skupić. Pociera delikatnie skronie przemarzniętymi dłońmi i strzepuje nieznośne mrowienie w nogach. Zawsze to samo. Opuszcza swój pokój, kierując się prosto w stronę kuchni. Wlewa wodę do starego czajnika i włącza go. Nie wytrzyma ani chwili dłużej bez zielonej herbaty. Siada przy kuchennym stole. Tak długo nie była w szkole ze względu na pandemię, ale wewnątrz siebie wcale nie chce tam wracać. Nie czuje się tak produktywnie jak ostatnim razem, a mimo wszystko ostatnie o czym myśli to powrót do piekielnego budynku. Zawsze była przeciętną uczennicą. Nie musi chodzić na korepetycje, odrabia prace domowe, robi znakomite notatki, zawsze pomaga innym i w zasadzie nie ma wrogów. Jednak przebywanie w szkole sprawia jej niesamowite trudności. Ciągłe uśmiechanie, bycie miłym w czasie kiedy jedyne czego chce to szybkiej, najlepiej bezbolesnej śmierci. Emocje. Wiecznie silne, wręcz nieskończone natłoki, a głowa pełna myśli. Brak perfekcji sprawiał, że z dnia na dzień nienawidzi siebie jeszcze bardziej. Chociaż wciąż słyszy od obcych, że jest dobrą osobą, nigdy nie potrafiła w to uwierzyć.
Siedzi w kuchni, gdzie wczoraj o tej godzinie było tłoczno. Weekendy zawsze takie są. Wspólne śniadanie - które wówczas musi jeść, aby swoim zaburzeniem nie zmartwić rodziny. Jednakże dziś jest poniedziałek. Ferie dopiero się zaczęły, jest jeszcze dużo wolnego czasu. Względnie wolnego. Nie lubi siedzieć i nic nie robić, za dużo wtedy rozmyśla o swoim życiu, którego tak bardzo nie lubi. Bierze łyk gorącego naparu, parząc sobie tym samym język. To nie pierwszy i za pewne nie ostatni raz, kiedy jej się to zdarza. Mija piętnaście minut, aż w końcu decyduje się udać do łazienki, aby się ogarnąć. To jedyne określenie jakiego można użyć w tej sytuacji. Staje przed lustrem powstrzymując się od płaczu. Tłuste włosy, sucha skóra, podkrążone oczy, brud pod paznokciami i chyba trochę zaschniętej śliny pod lewym kącikiem ust. Wie, że powinna była umyć głowę trzy dni temu, ale nie wychodzi teraz zbyt często z domu, dlatego nie chce całkowicie wyłysieć. I tak wypada jej znacznie więcej kosmyków niż kiedyś. Często słyszy, że wygląda gorzej, a to jeszcze bardziej odbiera jej chęci do dalszej egzystencji. W końcu, zakłada opaskę aby nie zmoczyć grzywki i nakłada maleńką ilość płynu antybakteryjnego do mycia twarzy na fioletową gąbkę, którą kupiła w zeszłym roku, ale ani razu wcześniej jej nie użyła. Zawsze miała skłonności do kupowania przedmiotów, które właściwie wcale nie były jej potrzebne, ale albo miały brokat, albo ładny kolor, albo po prostu były w dużej promocji. To zawsze skłaniało ją do wydania tych kilku złotych więcej.
Wyciera przemoczoną twarz ręcznikiem. Właściwie lekko ją nim poklepuje - wyczytała na koreańskim blogu, że właśnie tak powinno się robić, aby nie podrażnić skóry. Nie wie, czy naprawdę to coś zmieniło w jej życiu, ale zdążyła się przyzwyczaić. Umyła zęby, mimo nie zjedzonego śniadania. Nie lubi tego posiłku. Zazwyczaj z rana jest jej niedobrze, dlatego unika jedzenia. Poza tym to tylko zbędne kilka kalorii, które będzie musiała spalić ostrym treningiem pod wieczór, aby nie wyglądać jak świnka. Nałożyła na wysuszoną twarz odrobinę kremu nawilżającego, natłuszczającego, tego na pękające naczynka i jakiś specyfik od dermatolożki, aby nie wychodziły jej te paskudne pryszcze. Przez sześć lat miała z ich powodu straszny kompleks, jednakże ostatnio chyba się z niego wyleczyła. Często słyszy, że ma śliczną i gładką skórę. Zawdzięcza to tylko swojej ciężkiej pracy, licznym wyrzeczeniom, a także częstym piciem soku z ogórków oraz kiszonej kapusty. Droga do osiągnięcia piękna nie jest prosta. Tak jak całe życie. Wyciągnęła z szafki swoją różową prostownicę - lokówkę, odczekała trzy minuty. Zawsze podkręca delikatnie swoją grzywkę, nawet kiedy nie wychodzi z domu. Nie potrafi jej prosto podciąć, więc kiedy ją zakręca nie widzi tej niedoskonałości. Rozczesuje resztę włosów, ale nie może patrzeć na łój, który sprawiła sobie przy skórze głowy. Niemniej jednak słyszała, że to całkiem zdrowe dla włosów - dlatego stara się je myć podczas wolnego jak najrzadziej. Robi sobie dwa luźne warkocze dobierane. Wyglądają nawet znośnie. Najważniejsze jest to, że czuje się znacznie lepiej ze sobą kiedy widzi siebie tak uporządkowaną.
Kiedy wraca do swojego pokoju wciąż czuje niekomfortowy chłód. Po jej plecach przebiegają dreszcze. Siada na niepościelonym jeszcze łóżku i spogląda z niesmakiem na stertę ubrań leżących na krześle. W końcu musi je posprzątać. Zaczyna układać dresy na odpowiednie kupki - osobno te do prania, osobno do szafy. Kończy szybciej niż myślała. Brak ładu sprawiał, że wydawało się ich znacznie więcej. Wstaje wybierając odpowiedni na dzisiejszy dzień dres. Różowy komplet z puchem w środku. Trochę znoszony, ale to jej ulubiony domowy strój. Kiedy otwiera w nim drzwi kurierowi, nie wygląda jak ostatni lump, bo pudrowy kolor sprawia, że wygląda na bardzo przyjemną osobę. Zawsze uważała, że ubrania potrafią doskonale zdefiniować humor danej osoby, więc wierzyła w to także zakładając ten dres. Pościeliła łóżko i szybko zaparzyła sobie drugi kubek herbaty. Gotowa siada przy biurku, odpala laptopa, na którym zamierza sporządzić plan na najbliższe dwa tygodnie. Uśmiecha się sama do siebie kiedy widzi wiadomość od swojej przyjaciół. Dawno nie pisały.
Jej relacje z ludźmi były skomplikowane. Zawsze miała specyficzny charakter dlatego ciężko było jej dogadać się z ludźmi. Właściwie oni dogadywali się świetnie, ale ona czuła, że to dla niej za mało. Szybko musiała dorosnąć. Nadwydajność mentalna sprawiała, że rówieśnicy nie potrafili jej zrozumieć, co często sprawiało jej ból. Powoli odcinała się od realnego świata często śniąc i wyobrażając sobie inne życie. Tam było tak przyjemnie. Obcy widzieli w niej optymistkę, rodzina pesymistkę, a ona sama nie wiedziała kiedy jest sobą, a kiedy gra kogoś innego. W ciągu drugiej kwarantanny - drugiego ataku pandemii, zaczęła rozumieć czego tak naprawdę potrzebuje. Chociaż nie przeszła żadnego glow up'u fizycznie, poczuła się znacznie lepiej psychicznie. Nadal nie jest dobrze, ale wie czego szuka. Wie skąd na jej ciele bierze się tyle blizn.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top