13.
Bycie demonem jest niesamowicie wygodne. Nikt nie oczekuje od ciebie dobra, z góry zakładając, że jesteś najgorszy. I w większości przypadków ludzie się nie mylą! Przecież o to chodzi - jesteś złem, zachowujesz się jak zło. Nic cię nie ogranicza, ani podrzędne moralne rozterki, ani wymagania świata naokoło. Istniejesz jak chcesz, robisz co chcesz i tyle w temacie.
Dlatego kiedy też na jakiś czas zrobisz coś względnie... dobrego, czy może raczej odczuwalnego jako niekoniecznie złe, ludziom nagle zaczyna odwalać. Ale w sumie Bill się tym nie przejmował, było mu to na rękę.
W karierze zdarzyło mu się kilka razy być takim właśnie neutralnym bytem, ale były to sytuacje jednorazowe. Za to teraz czuł, że chce zrobić coś potwornie, obrzydliwie wręcz złego...
I, na zachętę, miał do tego przyzwolenie samej Spadającej Gwiazdy!
Znalezienie mężczyzny nie było trudne. Nazywał się Mark Carter, wyglądał jak sprasowany worek kartofli z łysą głową i nosił na środkowym palcu jakiś śmieszny sygnet ze skorpionem. Co jeszcze było warte odnotowania to fakt, że jego myśli były tak kosmate, że Bill musiał używać sekatora do utorowania sobie drogi przez jego głowę. W sensie, ścinał te wymyślone kudły i przeklinał się za to, że nie wziął ze sobą piły łańcuchowej.
Za ścianą włosów pojawiły się szuflady ze wspomnieniami. Przejrzał sobie na szybko kilka z nich i to mu wystarczyło, żeby wyrobił sobie zdanie o niedoszłym oprawcy Mabel.
Carter był chciwy, łasy na pieniądze i spragniony młodych ciał. I to bynajmniej nie po to, żeby je opętać.
Dla demona cała ta „cielesność” była bardziej ciekawostką naukową niż przedmiotem zainteresowania. Różne rzeczy w życiu robił i w ciekawe układy wchodził, ale propozycje, jakie Carter składał dziewczętom były... Nie „złe”, bo zło było pojęciem względnym. Nie „paskudne”, bo Bill dokładnie wiedział co paskudne być może. Były natarczywe, przesadzone, a w odczuciu młodych ludzi - na pewno niemoralne i bezsprzecznie zatrważające.
Nawet demony umieją rozpoznać co jest poprawne moralnie. To, że ignorują wydźwięk większości czynów, nie znaczy, że nie zdają sobie sprawy z ich wielkości. Zdecydowana większość trzyma się jednak z dala od trzech rzeczy: krzywdzenia zwierząt (bo to jest zwyczajnie nieopłacalne i mało prestiżowe... Znacznie lepiej opętać człowieka), drobnych złośliwości (jeśli mówimy o działaniach innych niż w wyniku charakteru) oraz ingerowania w cielesność. To trochę jak uciekanie się do najłatwiejszego sposobu złamania psychiki, a istoty, które to zrobiły, nie cieszą się zbyt wielkim szacunkiem wśród mrocznych bytów.
I tego właśnie Bill nie odczuwał do człowieka, w którego mózgu spokojnie sobie grzebał. Mark po prostu był niewyżyty, niezaspokojony... A to wzbudzało w Cyferce czystą pogardę.
Znalazł parę wspomnień, których nie chciał widzieć. Odszukał też i takie, które go zainteresowały - w tym to, o którym Mabel opowiadała Dipperowi feralnego wieczora na ławce w parku. I musiał przyznać z niemałą satysfakcją, że dziewczyna ugodziła w dumę i samoocenę mężczyzny. Niezaprzeczalnie wzbudziła jego podziw - zwłaszcza, że Carter wracał dość często do tego zdarzenia, sądząc po zużyciu szuflady.
Ale ale, to nie była pora na tego typu rozważania! Bill miał do wykonania zadanie.
Kiedy więc wyczuł, że człowiek wchodzi w fazę REM, odszukał jego sen i z lubością zagłębił się w zakamarki wyobraźni.
O czym mógł śnić ktoś taki, jak on? Odpowiedź sama się nasuwała na myśl. Dlatego demon bez większego pardonu przerwał miłosne podboje Marka przy pomocy jakże cudownego, starego triku - zmiany scenerii.
Mężczyzna zamiast widoku ponętnej młodej brunetki, miał przed sobą groteskową dziewczynę zbudowaną z ziemi i leśnego runa, a on sam, dostrzegłszy zmianę, rozejrzał się z zaskoczeniem.
Nagle znalazł się w środku ciemnego, gęstego lasu. Kobieca postać rozsypała się w pył, a on stał pośrodku niewielkiej, leśnej polanki, porośniętej gęsto pokrzywami.
Podskoczył oparzony liśćmi trujących roślin. Usiłował znaleźć sobie drogę do wyjścia, ale dreptał w miejscu.
I tutaj Bill postanowił się pojawić, bo co to za radość z nękania, jeśli nie może się ujawnić?
- Akuku! - zawołał radośnie, pokazując się w swojej trójkątnej formie.
Mężczyzna zaprzestał ucieczki i spojrzał na demona rozszerzonymi w szoku oczyma. Jego ręce drżały lekko, a twarz mu pociemniała z gniewu.
- Czym ty jesteś?! - zawołał.
Cyferka roześmiał się, łapiąc się teatralnym gestem za miejsce, gdzie człowiek miałby brzuch. Udał, że ociera łezkę.
- Ah, Mark Carter! Wiesz, że dość o tobie głośno w Oregonie? Taka jedna urocza dziewczyna ma z tobą dość nieprzyjemne wspomnienie. Więc pomyślałem, że odwiedzę cię w jej imieniu! Podoba ci się ten pomysł? Bo mi bardzo!
Instruktor jazdy lekko zmarszczył brwi, przyglądając się demonowi badawczo. Po chwili wahania otworzył usta, ale Bill nie pozwolił mu nic powiedzieć.
- E-e! Nie udzieliłem ci głosu! Tak na dobrą sprawę, w ogóle nie potrzebujesz ust, skoro musisz mnie słuchać!
W tym momencie mężczyzna zorientował się, że nie może znaleźć warg. Spanikowany zaczął wydawać z siebie przytłumione dźwięki, czym tylko rozbawił Billa.
- Śmieszny jesteś! Aż nie mogę się doczekać, aby ujrzeć, jak pięknie uciekasz przed moimi pieskami!
Trójkątny pstryknął palcami. Początkowo nic się nie działo, Carter rozglądał się zdezorientowany, czując nagły przypływ adrenaliny. Wydawało mu się, że między drzewami coś się przemieszcza, ale było zbyt nieuchwytne, aby to dostrzec. Raz miał wrażenie, że ujrzał przerażająco długi, jakby szczurzy ogon. W powietrzu unosił się smród zgnilizny i czegoś jeszcze, jakby duszna woń rozpaczy. Gdyby miał usta, już dawno by zwymiotował.
- Nie myśl sobie, że widzimy się tylko ten jeden raz! Moje pieski nie pozwolą ci uciec. Bardzo długo nie jadły, bo nie mogły znaleźć wystarczająco obleśnego człowieka. Gratuluję, przykułeś ich uwagę! Czuj się wyróżniony!
Mark rozszerzył oczy w najprawdziwszym strachu. Tak, to było coś, na co Bill czekał. Aż przeszedł go dreszcz, gdy pomyślał o cierpieniu, jakie czekało nędznego kolesia... Prawie mu współczuł.
Prawie.
- Gdybyś się zastanawiał, kto był tak uprzejmy, że mi ciebie wskazał... Domyśl się! Jesteś ponoć taki, jak to ująłeś, "zaradny"! Więc z chęcią poobserwuję, jak przeżyjesz najbliższe tygodnie. I gdybyś mnie pytał, tak, możesz się obudzić... To tylko sen! Sny nie są prawdziwe!
W oczach Cartera pojawiły się łzy. Cyferka pomyślał, że zachowanie mężczyzny było co najmniej żałosne na tym etapie. Zabawa jeszcze nawet się nie zaczęła, a on już był bliski zmoczenia się w majty i paranoi! Jeśli tak dalej pójdzie, zemsta przebiegnie szybciej, niż by tego chciał... To oznaczało, że musiał dać z siebie wszystko, musiał zwiększyć jego poczucie zagrożenia do maksimum.
Przysunął się do niego na tyle blisko, że Carter mógłby go dotknąć, gdyby podniósł rękę. Ale nie mógł tego zrobić, sparaliżowany strachem.
- Patrz, musisz jakoś sobie poradzić! - powiedział nonszalancko Bill, machnąwszy laską.
Przed nimi pojawiła się rozległa mapa lasu, na której widok Mark zbladł jak papier.
- Nie rób takiej miny, to tylko mały fragment mapy! A teraz słuchaj uważnie. W lesie jest kilka źródełek. Większość to błoto, no i nie gwarantuję że nie kryją się w nich niespodzianki. Do jednego raz wrzuciłem trochę cyjanku więc może być zatrute, pech chciał że nie pamiętam do którego! Gdybyś chciał jeść, to biegają tutaj jakieś wiewiórki czy coś. Nie dam sobie uciąć ręki, że są bezbronne. Kojarzysz "Muminki"? Tam było coś co się nazywało "Buka". No, to w porównaniu z tym, co lubi sobie łazić po tym lasku, Buka to najsympatyczniejsza postać pod słońcem! Nie zalecam też chodzenia po ciemku, ale to już twój wybór. A, no i byłbym zapomniał...
Przed Carterem pojawił się scyzoryk. Niewielkie ostrze zalśniło złowrogo w promieniach zachodzącego słońca, i gdy mężczyzna już podnosił dłoń, by je wziąć, nożyk upadł w gąszcz pokrzyw.
- Niebawem będziesz coś musiał przekąsić, a podejrzewam, że chcesz odzyskać swoje usta. No, to ja znikam! Paputki!
W tym momencie los człowieka przestał go interesować - zajrzy do niego za chwilę... I raczej nie sam. W tym czasie Carter powinien się wystraszyć... Nie musiał go uświadamiać, że nawet jeśli się obudzi, wróci do lasu za każdym razem, gdy ponownie zaśnie.
Ah, piękne jest czyste szaleństwo, napędzane strachem przed nieznanym... Tylko jedna osoba poradziłaby sobie w takiej sytuacji i Bill doskonale o tym wiedział, bo właśnie do tej osoby wracał, by zdać jakże przyjemny raport z przebiegu misji.
-+-+-
Mabel spadała.
Spadała w ciemność, nieprzeniknioną jak otchłań rozpaczy. Wokół widziała tylko mrok, i obawiała się, że lada moment uderzy w ziemię czy jakiekolwiek inne nieprzyjemne podłoże.
Tej nocy nie widziała ani długiego korytarza, ani swojej podświadomości. Dlatego ten koszmar od razu skojarzył jej się z oryginalnymi mocami Billa... Widocznie chciał się zabawić jej kosztem, przerazić jak to miał w zwyczaju, ale skoro tak... Gdzie był?
- Cóż za nadzwyczajny rozwój wydarzeń!
Ciemnowłosa spojrzała w bok. Jak na zawołanie, demon pojawił się i spokojnie spadał obok niej. Z tym, że on wyglądał na bardziej wyluzowanego.
- Nie patrz tak na mnie! - odparł, widząc konsternację na jej twarzy. - Wiem, co ci chodzi po głowie i muszę cię rozczarować! Sama sobie wybrałaś koszmar na dzisiejszą noc. Tym razem miałem z tym tyle wspólnego, co Szóstak z hazardem.
- Czyli... To wszystko to po prostu moja wyobraźnia? - zapytała zaskoczona.
- Jak najbardziej!
Bill otworzył jakąś książkę, która znikąd pojawiła się w jego rękach. Udał, że przewraca strony i szuka czegoś z wyjątkowym skupieniem. Może miałoby to jakiś efekt, gdyby nie trzymał jej do góry nogami. Mabel, widząc zachowanie demona, nawet się lekko uśmiechnęła.
- Według sennika wujka Billa, spadanie oznacza utratę pewności siebie! Wątpisz w siebie, Gwiazdo?
Dziewczyna poczuła, że powoli uchodzi z niej lęk. Zdołała nawet zapanować nad drżącymi dłońmi, skupiła się na czymś innym niż fakcie, że zaraz spotka się z twardą nawierzchnią.
- Właściwie to nie... Może odrobinkę.
- A cóż to takiego się stało? Dotarło do ciebie wreszcie, że bratasz się z demonem? Że czyha na ciebie zagrożenie?
- Raczej nie wiem, co jeszcze mogę zrobić, żeby ci pomóc z tym drugim demonem... To sprawia, że czuję się...
- Zagrożona? - Cyferka roześmiał się wariacko.
W tym momencie dziewczyna wylądowała na trawie, pośród gęstego lasu. Nie odczuła uderzenia, ot, jakby podskoczyła i wylądowała na tyłku. Nadal wpatrywała się w Billa, który zanosząc się śmiechem podleciał do najbliższego drzewa i oparł się o nie dłonią.
- Jesteś bezpieczna, Gwiazdo. Na tyle, na ile możesz być, mając w swojej głowie demona. Ale, dość już tego dobrego! Przybyłem, by przekazać ci dobre wieści!
Mabel wreszcie rozejrzała się wokół. Nad lasem dojrzała promienie zachodzącego słońca, drzewa były jednak zbyt wysokie, by mogła powiedzieć coś więcej.
- Gdzie jesteśmy?
- Powiedzmy, że... Zrobiłem pewną sztuczkę. Pamiętasz nasz drugi układ, prawda? Więc! Stwierdziłem, że dam ci trochę... Swobody, tak to ujmę. Las, który widzisz, jest dokładnie tym samym, jaki widzieliśmy z okna tarasu w naszym pokoju. Skopiowałem kawałek, w którym właśnie jesteśmy, do świadomości naszej ofiary...
Mabel nie wierzyła własnym uszom. Bill z jakiegoś dziwnego powodu wplątał ją w swój plan, ale chyba nie miał złych zamiarów... Z każdym zdaniem zaczynała się zastanawiać coraz bardziej nad jedną, szczególną kwestią.
Do czego to wszystko zmierzało?
"Nasz" pokój? "Nasza" ofiara? To brzmiało tak... Inaczej. Jakby demon zaakceptował jej towarzystwo. Znaczy, wiedziała o tym już wcześniej, ale teraz odczuła to na własnej skórze.
- Mów dalej - powiedziała, mimowolnie się uśmiechając.
- Pomyślałem, że chciałabyś kontrolować poczynania naszego gościa, może coś dorzucić od siebie. Miej jednak świadomość, że nie użyczam ci swojej mocy, wszystko będziesz robić sama.
Bill szybko wtajemniczył ją w atrakcje, jakie czekają Cartera. Dziewczyna słuchała uważnie i z zainteresowaniem, co jakiś czas zadając niecodzienne pytania. Demon odpowiadał na nie z niepodobną mu cierpliwością.
Miał zamiar coś sprawdzić... Jeśli jego przypuszczenia by się potwierdziły, być może byłby w stanie zaoferować Mabel coś więcej niż tylko układ. Póki co sprawiała wrażenie żądnej wiedzy, początkującej pani świata - a to wywołało w nim o dziwo miłe wspomnienie (a tych nie miał zbyt wiele). Pamiętał jak sam zaczynał swoją demoniczną drogę, jak kierował się instynktem i własnymi doświadczeniami. Nie miał mentora ani nikogo, kto mógłby nim pokierować.
Gdyby tylko Mabel zechciała... Być może mógłby pokazać jej prawdziwe możliwości panowania nad snami.
- Ta czerwona kropka w oddali to twój cel - poinstruował Cyferka, wskazując jaśniejący wśród drzew punkt. - Będziesz go widziała zawsze, bez względu na odległość. Nie musisz się martwić, że się ukryje lub zniknie, to już wyższy poziom mocy.
- I mogę zrobić wszystko, co chcę? - zapytała podekscytowana.
Bill westchnął, jakby musiał coś tłumaczyć opornemu na słowo "nie" dziecku.
- Tak, co ci tylko przyjdzie do głowy! Czy to wszystko?
Dziewczyna wstała z ziemi, otrzepała się i zaczęła pocierać o siebie dłonie, uśmiechając się leciutko.
- Wiesz... W sumie mam jedną prośbę.
- A cóż to takiego?
- Wspomniałeś, że po lesie chodzą twoje psy... Może mogłabym je zobaczyć?
Bill westchnął ponownie. Ciemnowłosa była przekonana, że trójkątny się nie zgodzi - jednak i tym razem spotkało ją spore zaskoczenie.
- Muszę cię jednak uprzedzić, są zmiennokształtne. To, co zobaczysz ty ma się nijak do wizji, jakie podsuwa sobie Carter.
Po tych słowach Bill wzniósł się nieco w górę... Klasnął parę razy w ręce i zawołał głośno.
- PIESKI, PIESKI, PIESKI!
Mabel słyszała tupot wielkich łap, przybliżający się coraz bardziej. Spomiędzy drzew wyskoczyły najpierw dwa szybkie, ciemnobrązowe psy, niesamowicie wysokie i smukłe. Gnały tak szybko, że wyglądały niczym rozmazana, brązowa smuga.
Tuż za nimi pojawił się wielki, czarny wilk. Był potężny, najeżony i wyglądał, jakby coś przerwało mu ekscytujące łowy. Tuż za nim pojawił się pies o trzech głowach, bliżej nieokreślonej rasy. Był jednak umięśniony bardziej niż reszta, choć odrobinę mniejszy niż czarny poprzednik.
I tak cała czwórka zaczęła skakać i piszczeć przed Cyferką, merdając przy tym radośnie ogonami. Mabel dostrzegła, że każda głowa była opatrzona parą jasnych, złotych oczu, lekko jarzących się w ciemności.
- A teraz pieski, SIAD! - zarządził Bill.
Zgraja posłusznie usiadła na trawie, wywalając jęzory z paszczy i dysząc ciężko.
- Jakie one są urocze! - wyrwało się Mabel.
Bardzo chciała podejść bliżej, ale zastanawiała się, czy było to rozsądne. Bill, jakby odczytując jej intencje, skinął na nią ręką.
- Podejdź, Gwiazdo. Niech każdy cię obwącha, mniejsze szanse, że cię zagryzą. Ten trójgłowy to Cerber.
Ciemnowłosa podeszła do Cerbera i z zaskoczeniem podała mu rękę. Trzy nosy zaczęły ją tracąc i lizać, jedna z głów nawet lekko uszczypnęła ją w palec, jakby chciała się bawić.
- Ten wielki, czarny, to Fenrir.
Dziewczyna podeszła do kolejnego. Położył łeb na ziemi, wpatrując się w przybliżającego się człowieka. Nie dało się nie zauważyć jego merdającego ogona.
- A te dwa to najmłodsi członkowie sfory, Cayenne i Chilli. Cenię je sobie ze względu na szybkość i umiejętność polowania.
Pieski zaczęły cieszyć się na widok Mabel. Obwąchały ją i obszczekały w przyjacielski sposób. Ciemnowłosa zdziwiła się, że ktoś pokroju Billa mógł w ogóle mieć tak sympatyczne zwierzaki. Nawet Cerber wydawał się przemiły, a przecież miał trzy paszcze pełne ostrych zębów!
- One są takie kochane... - rzuciła beztrosko.
- I mordercze. Nie zapominaj, co jest ich prawdziwą misją!
Mabel wyprostowała się i zacisnęła ręce w pięści. Spojrzała w kierunku czerwonego światełka z wyrazem determinacji w ciemnych oczach. Psy znieruchomiały, obserwując, jak podnosi dłoń w tamtym kierunku.
- Brać go, pieski - powiedziała cicho.
Sfora wystrzeliła jak z procy. Cztery ujadające istoty ruszyły na polowanie, słuchając swojej nowej pani.
Cyferka aż zaklaskał z wrażenia.
- Pierwszy raz widzę coś takiego! Chyba masz dar przekonywania!
Dziewczyna zerknęła na demona. Stała wyprostowana, emanując dumą i samozadowoleniem, a przy tym wydawała się nawet nieco... okrutna. Wiatr rozwiał jej długie włosy, a ona sama zadrżała z zimna. Zerknęła na Billa pytająco, po czym nie uzyskawszy żadnej reakcji, z uśmiechem pstryknęła palcami. Jej ramiona pokrył długi, czarno-czerwony płaszcz.
- Masz dwie opcje, Bill. Albo pozwolisz mi samej chodzić po tym lesie... albo będziesz patrzył, jak to ja staję się najgorszym koszmarem dla tego oblecha.
Decyzja Cyferki mogła być tylko jedna. Za nic nie mógł przegapić, jak uczuciowa, pozytywna Spadająca Gwiazda robi godne uwagi show z dala od ludzkich oczu...
-+-+-
Sprzątając puszki po energetykach Dipper zastanawiał się, jak długo jeszcze będzie musiał martwić się o wszystko, co się działo. Od momentu, gdy dowiedział się o istnieniu innego demona nowe informacje dochodziły do niego jak zza grubej ściany. Miał wrażenie, że błądzi po omacku w poszukiwaniu jakichkolwiek wskazówek. Przecież to było niedorzeczne, że jego rodzona siostra z własnej woli zawarła pakt z ich najgorszym wrogiem, a teraz okazało się, że słusznie!
Ten fakt zrobił na nim największe wrażenie, niestety niekoniecznie dobre. Jego szósty, siódmy i ósmy zmysł podpowiadały mu, że za tą pozornie uprzejmą otoczką kryje się większe zło. Miał prawo przypuszczać, że zachowanie Billa w stosunku do Mabel jest podejrzane. Czy właśnie tak zdobywał zaufanie Forda prawie czterdzieści lat temu?
Dipper wziął śmieci i skierował swoje kroki w stronę wyjścia z Chaty. Po drodze minął kuchnię, w której Mabel trajkotała wesoło z Wendy. Z ich rozmowy usłyszał jedynie, że Paula nadal jest lekko przygaszona a Tad nie odzywa się do niej, choć obiecał.
Uśmiechnął się w głębi duszy. Skoro jego siostra miała siłę na plotki, rzeczywiście nie mogło być aż tak źle. Jedyne, co na ten moment go pocieszało, to fakt, że Mabel póki co nie stała się żadna fizyczna krzywda. Choć i to w jego mniemaniu było podejrzane...
A co, jeśli Bill i ten drugi tak naprawdę są w dobrej komitywie? Co, jeśli odstawiają tę szopkę, żeby osiągnąć swój własny cel i wspólnie przejąć władzę? Chłopaka przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
Musiał coś zrobić... Wczorajsza rozmowa odcisnęła na nim piętno w postaci kolejnej zarwanej nocki. Zapisywał wszystkie możliwe scenariusze, każde rozwiązanie jakie wpadło mu do głowy, ale przecież nie pomyślał o najbardziej oczywistym...
A gdyby tak przechytrzyć Billa podczas rytuału nadania ciała? Gdyby tak przypadkiem użył niepoprawnego kręgu? Gdyby tak... Pozbył się go raz na zawsze?
Kiedy otwierał śmietnik, uśmiechał się zdecydowanie zbyt szeroko. Ten uśmiech został zauważony przez Della, który zakradł się niezauważenie i nachylił nad Dipperem, praktycznie dotykając swoją twarzą jego ucha.
- A CO TAK CIESZYSZ PUCHĘ?! - krzyknął.
Dipper wrzasnął, podskoczył i prawie wpadł do kontenera na śmieci. Był tak zaabsorbowany knuciem, że nie zwrócił uwagi na to, co działo się wokół niego. Przeklął się w myślach za brak ostrożności.
- A TY CZEMU SIĘ DO MNIE ZAKRADASZ?! ŻYCIE CI NIE MIŁE?!
- Nie możesz zabić czegoś, co składa się z pierwotnej energii świata i matematyki - odparował Dell, po czym rozwiązał kucyk.
Włożył sobie między wargi gumkę do włosów, potrząsnął głową i zaczął lekko przeczesywać długie, lekko falowane blond włosy.
- Robisz pokaz mody przy śmieciach? Masz gust - sarknął Dipper, odwracając się na pięcie.
Delta oczywiście ruszył za nim.
- Stfirrdziłm, żż fpadn - wymamrotał, nadal trzymając przedmiot między zębami.
Ciemnowłosy zerknął przez ramię.
- Nie jedz, jak do mnie mówisz. Ledwo co cię rozumiem normalnie, a ty mi jeszcze utrudniasz - powiedział lekko zirytowany.
Bóg matematyki wreszcie związał włosy w kucyk i uśmiechnął się wesoło.
- Ktoś tu albo nie spał, albo spał za krótko! Zawsze jesteś taki nerwowy z rana, Dipciak?
Ciemnowłosy wszedł do kuchni, oczywiście z Dellem idącym tuż za nim. Mabel pomachała wesoło do boga, dając bratu czas na zrobienie sobie kawy.
- O, a ta z kolei wypoczęła! - skomentował blondyn radośnie. - Jak się spało, Mabs?
- Cudownie! - odparła z uśmiechem. - Chcesz może coś do picia? Kawę, herbatę?
- Napiłbym się rumu, ale jeszcze nie ma dziesiątej... - odparł bóg i usiadł przy stole. - Co tam, tak w ogóle? Jak wrażenia po wczoraj?
Dziewczyny spojrzały po sobie i wzruszyły ramionami. Uwadze Della nie umknęło jednak zachowanie chłopaka, który widocznie się spiął i nie tracił spojrzenia z ekspresu do kawy, jakby samym wzrokiem mógł sprawić, że espresso zrobi się szybciej.
- A wiesz... To nie jest nic, z czym byśmy sobie nie poradzili - stwierdziła ruda. - Nie takie rzeczy już się rozwiązywało!
- Na przykład walka z jednorożcami - dodała Mabel z chichotem. - Te były wredne i paskudne... Tęczowe konie pełne dobroci od siedmiu boleści...
- A jak z tobą, Dippy? - odezwała się Wendy, zerkając w stronę bliźniaka. - Na pewno masz nieco inne odczucia niż my, biorąc pod uwagę swój fach!
- Jakoś to będzie... - stwierdził beznamiętnie, podchodząc z kubkiem kawy do stołu.
- Oj, coś kręcisz! - Wendy założyła nogi na stół i zaczęła bujać się na krześle. - Znamy cię wystarczająco długo, Dip!
Chłopak jęknął i schował twarz w dłoniach.
- Nie podoba mi się to - wymamrotał. - Ten cały rytuał to jedna wielka ściema, takie mam wrażenie...
Zanim jednak ktoś zdążył skomentować te słowa, do kuchni weszła Melody. Było to dość niecodzienne, bo zwykle obawiała się wchodzić do mieszkalnej części budynku - no i nie zostawiłaby swojego stanowiska przy kasie bez opieki.
- Mabel, mogłabyś skoczyć do Pauli i udzielić jej parę wskazówek? Chyba się biedaczka za bardzo przejmuje, a obecność kogoś bliskiego na pewno by jej pomogła...
- Jasne, zaraz...
- Już lecę!
Dell zerwał się z miejsca i praktycznie wybiegł jak oparzony. Dziewczyny spojrzały po sobie z minami "na ploty", co wprowadziło Dippera w lekki dyskomfort. Wiedział, co się szykuje.
- Coś jest na rzeczy! - stwierdziły równocześnie i roześmiały się, wstając od stołu.
A Dipper został sam ze swoimi myślami.
Tak. Musiał wymyślić jakiś wiarygodny, dobry plan. W końcu nie po to został egzorcystą, żeby teraz odpuszczać...
Z tą myślą dopił kawę i ruszył w kierunku pokoju Forda. Być może tam znajdzie odpowiednie zapiski...
-+-+-
Co się działo na sklepie? Ano to, że Paula prawie się rozdwoiła. Nie dość, że ogarniała wszystkie półki, które nie lśniły tak od czasów zakupu, to jeszcze stała na kasie obsługując nielicznych przejezdnych, doradzając im w wyborach i naciągając - ekhm, namawiając - na kupno większej ilości pamiątek.
W tym momencie wszyscy zainteresowani, czyli Dell, Paula oraz Wendy stali w wejściu, obserwując poczynania Polki w niemym szoku.
Jako pierwszy odezwał się bóg matematyki.
- W sensie... Robisz to wszystko sama?... - zapytał z lekką konsternacją.
- To będzie dwieście czterdzieści pięć dolarów, doliczyć reklamóweczkę? Oczywiście, Dell, przecież masz oczy!
Turysta wziął swoje zakupy i wyszedł, mrucząc pod nosem coś o rozboju w biały dzień. Blondyn podszedł bliżej, stanął na środku sklepu i rozejrzał się.
- Kawał dobrej roboty! - stwierdził.
Przez drzwi wejściowe wszedł Soos, ubrany w garnitur Pana Tajemnicy. Spojrzał na podłogę i uśmiechnął się do swojego odbicia.
- Widzę w podłodze drugiego Soosa! Cześć Soos - przywitał się, machając do podłogowej wersji siebie. Podniósł głowę i spojrzał na Paulę. - Już jesteś? Mogłaś przyjść za godzinę...
- Jestem zwarta i gotowa, szefie! Wszystko gra!
Wielkolud spojrzał w stronę grupki przy wejściu i uśmiechnął się niewinnie.
- Cześć miśki! Co robicie?
- Na ten moment podziwiamy Paulę - powiedziała Wendy. - W całej mojej karierze nie zdarzyło mi się, żeby mi się chciało tak bardzo, jak jej...
- To ona wszystko sama?... - zapytał nowy szef, rozglądając się po pomieszczeniu. - Kurczę piórko, pan Stan będzie zadowolony!
Ruda posłała swojej przyjaciółce pełen pochwały i dumy uśmiech.
Jeśli tak miały się potoczyć kolejne dni, nie było mowy o żadnym zwolnieniu czy gafie. Póki co wszystko zapowiadało, że będzie dobrze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top