12.

Teraz musimy na chwilę skupić się na Pauli - było nie było, jest jedną z dość ważnych w tej historii osób. A ważną dlatego, że w obecnej chwili była niesamowicie przygnębiona faktem, że Tad, najnormalniejszy człowiek w Gravity Falls, nie zadzwonił - a przecież obiecał!

Razem z Wendy siedziały w knajpie "U Tłustej" nad talerzami kawowych naleśników, których sekretnym składnikiem jest kawa. Po spędzeniu pół dnia przy pickupie, obie zgodnie stwierdziły, że należy im się odrobina przyjemności. Ale nawet pyszne jedzonko nie było w stanie poprawić humoru brązowowłosej. Dźgała widelcem w puszyste ciasto i wpatrywała się w nie bez życia.

Wendy pocieszająco położyła dłoń na ramieniu przyjaciółki.

- Pewnie nie ma czasu, zadzwoni na pewno.

Polka podniosła wzrok na rudą.

- Mhm, już to widzę... - westchnęła dziewczyna. - A wydawał się taki miły...

Corduroy nie była zbyt dobra w pocieszaniu złamanych serc, o czym dobrze wiedziała. Na szczęście sytuację uratował grubszy jegomość o przesympatycznej twarzy i lekko głupawym uśmiechu. Podszedł do dziewczyn i uniósł rękę w powitalnym geście.

- Hej miśki! Mogę się do was dosiąść?

- Jasne! - ucieszyła się rudowłosa, a Paula podniosła wzrok z lekkim zainteresowaniem.

Jegomość spojrzał na brązowowłosą i spoważniał.

- Wendy, twoja przyjaciółka ma sercowego doła. Trzeba jej pomóc! - zawyrokował momentalnie.

- Skąd wiesz, że to sercowy dół? - zapytała Paula z zaskoczeniem.

Mężczyzna położył dłoń na swoim sercu i spojrzał przed siebie.

- Miłość sprawia, że czujesz się jakby ktoś cię zmielił w maszynce. A potem chcesz to wszystko odkręcić, ale się nie da.

Wendy zaczęła się głośno śmiać, a Paula uniosła kąciki ust, rozbawiona. Niestety, chwilę później zbladła jak ściana. A wszystko za sprawą przyjaciółki.

- Oh, Soos, ty to zawsze wiesz, co powiedzieć! - stwierdziła ruda ze śmiechem.

- Chwila moment, SOOS?! - Polka czuła, jak zaczyna panikować.

- To moje imię, o ile wiem - mężczyzna wzruszył ramionami. - A co, jestem sławny? Może chcesz autograf, przemiła przyjaciółko Wendy? - zarzucił żarcikiem.

- A...ale ty...

Do stołu podeszła starsza kobieta z jedną opadniętą powieką. Wcześniej przedstawiła się jako właścicielka knajpy, a zwała się Leniwa Klucha.

- Dzień doberek właścicielu Tajemniczej Chaty, kawka i naleśniki jak zawsze? - zapytała Soosa.

Mężczyzna uśmiechnął się jak dziecko.

- Oczywiście! W końcu jestem poważnym biznesmenem i wspieram lokalny biznes! - dodał tonem bohatera, co wywołało chichot ze strony staruszki.

Wendy zerknęła na Paulę i prawie zapluła się kawą na widok jej przerażonej miny.

- Ej Soos, Paula zaraz nam tu odleci na Księżyc... - stwierdził ze śmiechem. - Chyba jest onieśmielona.

- E... Tak? Księżyc jest bardzo daleko. I nie masz odpowiedniego skafandra... Chociaż pan Stan może ma jakiś w laboratorium, nie wiem!

Polka bardzo powoli wypuściła wstrzymywane do tej pory powietrze i spróbowała dyskretnie wytrzeć spocone dłonie w spodnie.

- I co, trzymasz się jakoś?

Wendy zdecydowanie bawiła się zbyt dobrze.

- Tak tak, trzymam jako tako, bywało gorzej...

- Oh. Jestem taki straszny? A może brzydko pachnę?

Soos niuchnął się pod pachą.

- Nie! Wszystko w porządku! - zawyrokował.

Leniwa Klucha przyniosła porcję naleśników dla Soosa, a Paula wykorzystała moment, żeby mu się przyjrzeć.

Właściwie jedynym, co wzbudzało w niej paniczny strach był fakt, że Soos jest jej szefem. Tak, rozmawiała z nim już wcześniej. Ale nie była przygotowana na żadną prywatną rozmowę! Może i sprawiał wrażenie mężczyzny, który chętnie każdemu pomoże, ale to nie zmieniało faktu, że była jego pracownicą!

Co prawda przez tuszę miał taki bardziej misiowy, łagodny wygląd. No i prawie cały czas się uśmiechał, nie wywyższał się, i wyglądało na to że żył na dobrej stopie z prawie każdym. Może nie będzie tak strasznie?...

Wobec takich wniosków, odetchnęła swobodniej i chwyciła sztućce, zabierając się za swojego naleśnika.

- Ej, miśki... Wy też dostaliście jakiś cynk od pana Stana, że wieczorem mamy naradę w kuchni? - zapytał Soos konspiracyjnie.

- Tak tak, dostałyśmy - powiedziała Paula szybko. - Co prawda od kogoś innego, ale wiemy.

- Hmmm... Podobno Mabel uwolniła Billa - dodał ciszej.

Dziewczyny spojrzały na siebie porozumiewawczo i skinęły głowami.

- Więc zostałeś wtajemniczony. To sekret, Soos - dodała Wendy, patrząc mężczyźnie prosto w oczy.

- Umiem dochować sekretu i będę milczał jak grób! - obiecał, wykonując gest zamykania ust na kluczyk i wyrzucając ten nieistniejący kluczyk za sobą. - Kiedy to się stało?

- W noc po przyjeździe Pauli i bliźniąt - ruda oparła się nonszalancko o kanapę w luzackiej pozie. Jedno ramię przerzuciła przez oparcie, drugim zaczęła gestykulować. - Dipper chciał się pozbyć Billa, Mabel nie chciała mu na to pozwolić, bla bla bla... Koniec końców Mabs dopięła swego i tak sobie żyje z demonem w głowie.

- Oh. Opętał ją?

- Nie - wtrąciła się Paula. - Nie opętał, doszli do porozumienia, szefie.

Soos dopiero teraz połączył fakty i lekko otworzył usta.

- Nie nazywaj mnie szefem poza pracą, tutaj jesteście moimi miśkami! Ziomkami! Kumplami! Mów mi po imieniu, jeszcze nie przywykłem żeby ktoś się zwracał do mnie per "szefie" - powiedział, choć widać było, że mu miło dzięki wspomnianemu tytułowi.

- Wracając, doszli do porozumienia i póki co nic nie wybuchnie - zapewniła Wendy, kiwając głową entuzjastycznie.

- Zastanawiam się tylko, po co mam być na tym spotkaniu, skoro dowiedziałem się z drugiej ręki...

- Oj Soos, przecież dobrze wiesz, że pan Stan traktuje cię jak syna! Nie mógłby cię trzymać z dala od tak ważnej sprawy - rudowłosa uśmiechnęła się z rozczuleniem, przypominając sobie istotę relacji przyjaciela.

Oblicze mężczyzny pokraśniało, a w jego oczach pojawiła się duma i wdzięczność.

- Nie ma lepszego człowieka niż pan Stan! Od zawsze był wobec mnie w porządku, ale czy na pewno uważa mnie za syna?...

- Wiesz, skoro jego nieczułe i twarde jak głaz serce postanowiło ci zaufać z rolą Pana Tajemnicy, nie ma innej opcji!

- Dzięki, Wendy. Umiesz podnieść człowieka na duchu!

Paula z zaciekawieniem przysłuchiwała się rozmowie. Oczywiście nie była typem, który lubił podsłuchiwać, ale skoro dwójka mówiła o takich sprawach przy niej, nie miała zbyt wielkich wyrzutów sumienia.

Czyli co, Soos był kimś w rodzaju przysposobionego syna pana Stana? Tyle z tego zrozumiała. Nic dziwnego, że dostał awans na zastępcę właściciela! Poza tym chyba świetnie się do tego nadawał, skoro żyli  ze sobą w dobrych relacjach.

Paula nie wiedziała, że gdyby Soos się nie nadawał, Stan nie ryzykowałby losów swojego biznesu.

Soos wygląda trochę jak taki koleś, który pragnie ocalić świat przy pomocy dobroci i dobrego uśmiechu. Nazwałbym go Smileman.

W dodatku to byłby chyba ten typ, który nosi gacie na rajtuzach, odezwał się Delta.

Paula zwalczyła w sobie oburzenie i rozbawienie i pokiwała głową na boki.

Ja tam wolę nie pisać fanfików o swoim szefie, nie wiem jak ty, Dell.

Oj, niektórzy mają taki fetysz. Albo przegrywają zakłady.

Kto niby tak robi?

Siła Wyższa, odparował Delta.

Miał szczęście, że siedział w głowie Pauli. Inaczej spotkałoby go coś wyjątkowo niemiłego.

- Dobra miśki, wypijmy naszą kawkę i zbierajmy się na to całe zebranie! Nasza obecność może zmienić losy świata!

Bardziej fanfika, stwierdził Delta.

Jakiego fanfika?

Shhh. Ty nic na ten temat nie powinnaś wiedzieć. A teraz pij tę kawę! Będziesz się lenić szybciej!

Paula powstrzymała się przed przewróceniem oczami i dopiła swoją kawkę.

-+-+-

Rodzina Pines siedziała jak na gwoździach. Znaczy, każdy w mniejszym i większym stopniu. Taka Mabel na przykład zabawiała rozmową Pacyfikę i Gideona, którzy próbowali zwalczyć dyskomfort spowodowany przez jej lśniące, złote oko. Ford i Dipper nie odzywali się za wiele, a Stan po prostu miał wszystko w głębokim poważaniu. Tym bardziej, że po kuchni krążył krab Washington i co jakiś czas go zaczepiał, próbując namówić na szybką partię pokera.

Do kompletu brakowało już tylko #PaulaSquad, oczywiście z Dellem na czele. Tak więc kiedy drzwi Tajemniczej Chaty się otworzyły, a w wejściu do kuchni stanął uchachany bóg matematyki - tym razem bez czegokolwiek, co skrywałoby jego trzecie oko - siedząca przy stole ekipa nieco się ożywiła. Blondyn wszedł dziarsko do pomieszczenia i rąbnął w stół butelką piętnastoletniej whisky.

- To na zakończenie spotkania! - oznajmił wesoło, zupełnie nie robiąc sobie nic z faktu, że Paula odczuwała głęboko przeszywający ją cringe.

- Czy każdy znalazł sobie odpowiednie miejsce? - zapytał Dell, rozglądając się po wszystkich.

Wendy siedziała na szafce obok zlewu, Soos usiadł obok pana Stana, cała reszta starała się siedzieć mniej czy bardziej przy stole.

- Świetnie! Łapcie poduszki! - powiedziała Mabel, rozdając wspomniane przedmioty.

Zebrani spojrzeli na nią, jakby właśnie im oznajmiła, że zamierza zmienić płeć.

- Po co to? - zapytał podejrzliwie Dipper.

- Jeśli chcesz jednocześnie rozmawiać ze mną i Spadającą Gwiazdą, nie ma problemu - odezwała się ciemnowłosa nieswoim głosem.

Ci, którzy nie słyszeli Cyferki od siedmiu lat, drgnęli niespokojnie. Takiego wydania jeszcze nie mieli okazję ujrzeć, i trzeba było przyznać że wprawiało ich to w głębszy dyskomfort niż sam widok demonicznego oka.

- Okej okej, rozumiem - mruknął bliźniak.

- Wszyscy leżą na podusiach? Wygodnie? - zagadnął Dell, zacierając ręce. - No to siup, chodź tu do nas, Bill!

Nikt nie odczuł momentu uśpienia. Jedyną oznaką, że do tego doszło, było nagłe wyblaknięcie kolorów otoczenia - ściany straciły jasną żółć, stół wydawał się wykonany z jakiegoś szarego drewna, wszystkie dodatki miały jaśniejsze i ciemniejsze natężenie szarego. Brakowało tutaj tylko Christiana Grey'a, żeby dodał coś od siebie do tych pięćdziesięciu odcieni.

I nagle błysnęło, a nad Mabel pojawił się Bill.

Nie zrobił wielkiego wejścia, jakiego spodziewali się zebrani. Żadnych wrzasków czy anomalii. Prawie jak zwykłe "puff".

Co jednak było ciekawe, Dell - przed chwilą w formie młodego mężczyzny, teraz lewitował nad stołem jako trójkątny byt.

- Nie rozkazuj mi, Delto - powiedział demon nonszalancko, jednak w jego głosie czaiła się groźba. - Następnym razem mogę ci pokiereszować twoje idealnie wymierzone kąty.

- Odezwał się równoramienny - parsknął Dell, uśmiechając się nieco z wyższością. - Ja jestem aż równoboczny. A tego o sobie nie możesz powiedzieć.

- Chłopaki, spokój! - zarządziła Paula, przerywając początek dyskusji. - Mieliśmy coś obgadać, ale na pewno nie wasze różnice w długościach...

- To chyba ich wersja "porównywania rozmiaru" - mruknął Gideon w stronę Dippera.

Ciemnowłosy skrzywił się przez grzeszne myśli, jakie pojawiły mu się przed oczami. Przyrzekł sobie, że przed snem wykąpie się w wodzie święconej.

Paz zachichotała i uderzyła białowłosego w ramię.

- Weź, bo zaraz w ogóle zaczną się rozmowy o stosunkach boków i tak dalej...

- Bardzo zabawne! - przerwał Dell, przewracając okiem. - Nie moja wina, że bogowie i demony to odwieczni wrogowie. Trochę jak dziki i rolnicy, płaskoziemcy i Kopernik...

- Feministki i mężczyźni - dodał Bill.

No, wreszcie towarzystwo lekko się uśmiechnęło! A przynajmniej Stanley, który roześmiał się rubasznie przez te porównania.

- Dobre, dobre... - skomentował. - Nerdzie, powinieneś trochę się rozchmurzyć. Wyglądasz, jakby jakiś wielki gwóźdź wbijał ci się w zadek!

W istocie, Ford czuł się co najmniej niekomfortowo, widząc więcej niż jeden lewitujący trójkąt na raz. A fakt, że jeden z nich był Billem Cyferką, tylko pogarszał jego humor.

Demon odwrócił się w stronę sześciopalczastego i zaparł się dłońmi pod boki.

- Szóstak! Kopę lat! Czy mi się wydaje, czy twój nos jest taki jakby większy?

- Jedyne, co mi się powiększyło, to chęć żeby cię unicestwić! - odparował Ford.

- I wada wzroku - dodał jego brat ciszej.
Mabel parsknęła śmiechem, skupiając na sobie uwagę zebranych.

- Wybaczcie, po prostu... Tak jakoś mi weselej. Spodziewałam się, że ktoś z kimś się co najmniej pobije...

Bill i Delta przez chwilę patrzyli na Mabel, po czym zaczęli mierzyć się wzrokiem.

- Chcesz się bić?! - zapytał agresywnie Dell.

- Cho na solo! - odparł Bill.

- Trzeba było nie wywoływać wilka z lasu... - skomentował to Washington.

Paula strzeliła facepalma. A właściwie nie facepalma, bo uderzyła głową w stół.

- Delta, obiecuję ci... Pewnego dnia cię zamorduję...

Podczas, gdy nadnaturalne byty krążyły wokół siebie niczym zawodnicy na ringu, Soos wstał walnął otwartą dłonią w blat. Wszyscy na niego spojrzeli.

- No - uśmiechnął się dobrodusznie. - Dowiedzmy się, po co jest to całe zebranie!

- Właśnie, im szybciej zaczniemy tym szybciej otworzymy tę whisky - dodał Stan, zacierając ręce. - Znaczy się, chciałem powiedzieć, że szybciej skończymy.

- A ja już chciałam robić zakłady - westchnęła Mabel, przewracając oczami.

- No dobra. Skoro was już tu wszystkich zebrałem, to pozwolę sobie zacząć... A z tobą, Bill, policzę się później - dodał, patrząc na demona.

- Twoje nastawienie pewnego dnia wyjdzie ci na minus, Delto - skomentował Bill, po czym grzecznie oparł ramiona o głowę ciemnowłosej.

Jakoś nikt nie skomentował zachowania Cyferki, chociaż Dipper miał ochotę zabić go samym wzrokiem. Pacyfika i Wendy wymieniły porozumiewawcze spojrzenia oprawione niewielkimi uśmieszkami, co jeszcze bardziej zezłościło bliźniaka.

Dell spoważniał. Podleciał w miejsce obok zegara, skąd miał dokładny widok na wszystkich zebranych. Odchrząknął i zaczął.

- Wszyscy szanujemy swój czas, więc nie zabiorę go wam zbyt wiele. A stety niestety jesteście kluczowymi postaciami w tej historii, więc musicie wiedzieć co się święci. Skoro już panowie Pines wyszli z szoku spowodowanego widokiem ich ukochanego arcywroga a cała reszta odzyskała zdolność logicznego myślenia, przejdźmy do konkretów! Dzisiaj w nocy na miasteczko spadł popiół. Dipper i Ford zrobili swoją nerdowską magię i wykminili jak wygląda ktoś odpowiedzialny za anomalię... Tak, bałwanku?

Gideon skrzywił się na dźwięk nowego przezwiska, ale nie miał zamiaru wykłócać się o to z bogiem matematyki.

- Wiadomo w ogóle, z czym mamy do czynienia? Człowiek, duch, wiedźma, szaman?...

- Demon - odezwał się Bill. - Dokładniej demon nocy.

- Zajebiście... - odezwała się Wendy. - Czyli wychodzi na to, że to kolejna mordercza siła z manią władzy?

- Dokładnie tak! - potwierdził entuzjastycznie Bill. - Z tym, że on w międzyczasie przejął wygląd człowieka i żyje sobie wśród was jak gdyby nigdy nic!

- My wiemy, jak wygląda jako demon... - zaczął Dipper.

Delta otworzył szeroko oko i spojrzał na stół. Na blacie pojawił się hologram przedstawiający kwadratopodobną istotę w meloniku.

- Nie wiemy, jak wygląda jako człowiek, więc może zechcesz nas oświecić, Bill?

Demon roześmiał się i poprawił łokcie na głowie Mabel. Ta była zaskoczona - bliskość Cyferki powodowała u niej niepokój i obawę, w tej chwili jednak odczuwała jedynie przytłumiony spokój i opanowanie.

- Chciałbym, ale nie mogę! Nie w tym momencie przynajmniej, muszę go dopaść przed wami!

- Znowu te twoje gierki, Bill! - wkurzył się Ford, wstając od stołu. Oskarżycielsko wycelował palcem w demona, drugą rękę zaciskając w pięść. - Mógłbyś nam pomóc, ale jak zwykle dbasz tylko o swoje interesy! Komu to ma pomóc?!

Delta przewrócił swym jedynym okiem.

- Spodziewałem się takiej reakcji ze strony Billa, bo piekielna duma nie pozwala na bratanie się z ludźmi w celu pozbycia się zagrożenia... A nie oszukujmy się, ten drugi demon jest największym zagrożeniem właśnie dla niego.

- Jak to? - zapytała Mabel, podnosząc głowę, by spojrzeć na swego towarzysza umysłu.

- Czy ty się o niego martwisz?! - zdenerwował się Dipper, stukając palcami w stół. - To nasz wróg, czego się po nim spodziewałaś?!

Bill dolewitował do ciemnowłosego i nachylił się w jego stronę, zakładając ręce za siebie.

- Sosenka jak zawsze wygadany i wszystko o wszystkich wie! Chyba po drodze zgubiłeś kilka punktów IQ. Ten, kto umie logicznie myśleć, powinien od razu zauważyć pewną zależność...

- Skoro on zna nas, a my będziemy wiedzieć kto nam zagraża... Będzie próbował się nas pozbyć? - zapytała milcząca póki co Wendy.

Bill klasnął w ręce.

- BRAWO! Wygrałaś w Kole Fortuny! Twoją nagrodą jest świadomość, że jesteś mądrzejsza niż Sosenka, Paczko Lodu!

- Czyli... Po prostu nie chcesz sprowadzić na nas niebezpieczeństwa... - powiedziała zdumiona Pacyfika.

- Nie nie, chcę i to bardzo! Ale nie mogę, bo umowa ze Spadającą Gwiazdą trochę mi to utrudnia... Poza tym czytelnicy mieliby mało zabawy, gdybym wszystko wam powiedział!

- Eee... Panie Cyferka... - odezwał się Soos, podnosząc rękę jak w przedszkolu.
Jego niepewność trochę rozczuliła Paulę, która coraz mniej patrzyła na niego jak na szefa, a jak po prostu na uprzejmego człowieka, któremu się zasłużenie poszczęściło.

- Co jest, Pytajniku?

- Czy to oznacza, że jesteśmy w jakimś fanfiction?

- Nie powinniśmy udzielać wprost takich informacji! - wtrącił oburzony Delta.

- Chyba się z tobą zgodzę w tej kwestii. Najwidoczniej powiedziałem parę słów za dużo... - stwierdził Bill. - No dobra, kontynuuj, Delto!

- Skoro demon jest w formie człowieka, możemy założyć, że ludzie będą po jego stronie. Oczywiście zakładając scenariusz, gdzie dojdzie do jakiejś większej konfrontacji... Sorry Bill, ciebie będą chcieli spalić na stosie za sam fakt bycia Billem. Ja sam jeden dałbym radę, ale skoro możemy zagarnąć do pomocy... Pozwólcie, że wam przedstawię...

Błysnęło ponownie tego wieczora. Obok Delty pojawiło się coś na kształt kolejnego trójkąta, a raczej odwróconej litery V. Ramiona bytu lśniły srebrem, a pomiędzy nimi lewitowało - jakby inaczej - oko. Pod okiem widniał uśmieszek, kropka w kropkę jak u Della.

A, no i na końcówkach ramion miał zawieszony gruby srebrny łańcuch, przez co wydawało się, że ciężar ściąga go w dół.

- To mój młodszy brat, Lambda.

Lambda rozejrzał się po zebranych, nie wiedząc do końca, jak zacząć. Wyglądało na to, że cała reszta towarzystwa czeka na to, aż wreszcie się odezwie. Wreszcie skupił spojrzenie na Billu i otworzył usta w lekkim szoku.

- Whoa! To jest ten Bill Cyferka?! Gościu, jesteś moim idolem! Gdybym miał rękę, to bym ci ją uścisnął!

Tia. Całkiem niezłe pierwsze wrażenie. Szczególnie, że głos Lambdy był z natury spokojny, łagodny i nieco spłycony, jakby mówił przez telefon. Demon zaniemówił w szoku, Ford cały zesztywniał, a reszta towarzystwa wybuchnęła śmiechem.

- Nie sądzę, żeby podawanie mu dłoni skończyło się dobrze... - powiedział Dipper.

Lambda spojrzał na ciemnowłosego.

- Hmmm... A ty pewnie jesteś Dipciak. Delta, miałeś rację, on naprawdę ma minę wiecznie wkurzonego borsuka!

Komentarz ponownie rozbawił towarzystwo. Uwagę młodszego boga przykuła jednak Paula, przyglądająca mu się z lekkim zainteresowaniem i rozbawieniem.

Przypatrywał jej się przez dłuższą chwilę, aż w końcu mruknął z aprobatą. Odwrócił się w stronę swojego starszego brata i poruszył sugestywnie brwią.

- Niezłą istotę wyrwałeś! Daję jej mocne osiem na dziesięć!

Paula lekko otworzyła usta ze zdziwienia, Delta zrobił odgłos jakby się czymś zakrztusił, a reszta wybuchła śmiechem.

- Lubię go! To będzie mój ziomek! - powiedziała Wendy, krzyżując ramiona z uśmiechem na twarzy. Odsunęła krzesło i zaczęła się na nim bujać.

- Tak swoją drogą, skoro Delta jest bogiem matematyki, to ty jesteś...? - zapytał Ford, taksując wzrokiem młodszego boga.

- Lambda. Bóg mechaniki i patron warsztatów samochodowych. Pomagam dzieciakom w zawodówkach.

Ruda aż pisnęła z radości.

- Musimy się spotkać!

- Nie lubię go - mruknął Dipper, dostrzegając w srebrnym bóstwie konkurencję.

- A kogo ty lubisz, Bro-bro? - zapytała Mabel ironicznie.

- Bill jest demonem więc nie, Dell jest bogiem więc nie, a Lambda odbija ci dziewczynę, na którą masz crusha... - powiedziała Pacyfika nonszalancko. - Źle sobie dobierasz towarzystwo, Dipper.

- Wracając do tematu, zanim mój durny braciszek mi przerwał... - Dell posłał znaczące spojrzenie drugiemu bogowi. - Zadaniem Lambdy będzie obserwacja świata magicznego.

- Nie zapominaj, że mam na swoich usługach armię demonów z innego wymiaru, Delto - wtrącił Bill.

- A co do ciebie, Bill, jest jeszcze coś, co trzeba rozważyć...

Zebrani zamilkli jak jeden. Przez kuchnię nie przetoczył się żaden dźwięk, w oczekiwaniu na sugestię boga matematyki.

- Prawdopodobnie nie będziesz tym zachwycony i wątpię, że zgodzisz się na takie rozwiązanie, ale trzeba pomyśleć o tym, co dalej. Dobrze wiem, że demony stosują różne nieczyste zagrywki, więc i tym razem może być nieciekawie. Póki jesteś w umyśle Mabel, masz przewagę, bo nie można cię wykryć. Ale gdy ten drugi dowie się, gdzie jesteś...

- Przyjdą po nas - zakończyła ciemnowłosa, szerzej otwierając oczy.

- Dokładnie. Jest jedna ryzykowna opcja, która daje większą możliwość ochrony, a jednocześnie nie ograniczy twoich mocy...

- Tak tak, wiem do czego zmierzasz... - Bill zaparł się pod boki. - I masz rację, niezbyt mi się to podoba.

- Ale o co dokładnie chodzi? - przerwał Soos, starając się nadążyć za tokiem myślenia wyższych bytów.

- Chodzi o formę człowieka - odparł demon, przewracając okiem. - Oczywiście nie jest to takie proste i fajne, jak się można spodziewać!

- To znaczy? - zainteresował się Gideon.

- Aby przemienić demona w człowieka, czy raczej "nadać mu formę", trzeba czegoś więcej niż układ - odpowiedział szybko Dipper, wyciągając z wewnętrznej kieszeni kamizelki mały notatniczek. Szybko go zaczął wertować, aż natrafił na to, czego szukał - co obwieścił skinieniem głowy. - Potrzeba osoby, która zgodzi się w umowie ofiarować swoją krew, nie oczekując nic w zamian. W dodatku nie może podjąć decyzji pod wpływem impulsu, żywiąc urazę do demona czy ze strachu.

- Krótko mówiąc, ktoś musiałby mnie lubić na tyle, żeby się zgodzić. A nie należę do zbyt przyjemnych istot, więc zgodnie możemy założyć, że to nie wypali!

- Dlatego musimy tylko nad tym pomyśleć. No i wtedy Bill będzie szybciej wykryty, to właśnie wspomniane ryzyko... Oczywiście do rytuału potrzeba odpowiedniej osoby, a tak się składa, że Dipciak...

- A czy ja się na to zgodziłem?! - oburzył się ciemnowłosy.

- Zawsze możesz mieć na sumieniu życie siostry, rodziny i przyjaciół - wtrącił Lambda.

Dipper zamilkł. Zacisnął ręce w pięści i wpatrywał się w swój notesik, jakby chciał odnaleźć odpowiedź. Co powinien zrobić? Czemu najtrudniejsze decyzje należą zawsze do niego?

- Dobra, niech wam będzie. O ile znajdzie się ktoś, kto nie będzie się ciebie bał, Cyferka - dodał, łypiąc na demona spode łba.

Bill roześmiał się głośno, bez humoru.

- Sam w to nie wierzę! Możemy już skończyć ten cyrk? Muszę coś zrobić dla Spadającej Gwiazdy.

- Co takiego niby? - zainteresował się Ford.

Mabel i Bill spojrzeli po sobie i równocześnie udzielili takiej samej, przepełnionej sarkazmem odpowiedzi.

- Spalić najbliższe miasto i uczynić z ludzi niewolników!

Ponownie zrobiło się cicho.

- To był żart, mam nadzieję? - zapytał Stanley poważnie.

- Oczywiście, że to żart!

Tym razem oprócz dwójki, odezwał się również Dipper. O ile Mabs i Bill byli rozbawieni, bliźniak brzmiał, jakby nie przyjmował do świadomości innej opcji.

- Skoro to koniec zebrania... Może wszyscy się obudzimy i zaprzyjaźnimy z whisky? - zapytał Delta z lekkim uśmieszkiem.

- No, i to się nazywa zakończenie! - skwitował Washington krótko i konkretnie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top