1.

Mijała właśnie trzecia godzina jazdy w tym wielkim, pustym autobusie, kiedy wreszcie coś zaczęło się dziać. Coś na tyle ciekawego, że przykuło uwagę obojga bliźniąt Pines. Do tej pory nie musieli martwić się o prywatność, hałaśliwych pasażerów i inne wątpliwe przyjemności związane z jazdą komunikacją miejską – ale miało się to zmienić.

Pojazd zatrzymał się na jednym z przystanków, drzwi otworzyły się boleśnie powoli, a kierowca – który notabene nigdzie się nie spieszył – z rozbawieniem patrzył, jak do środka pędem wbiegła zadyszana dziewczyna. Parę jasnobrązowych kosmyków uciekło z jej niedbale związanego koka, na czoło wystąpiły kropelki potu a twarz zaczerwieniła się z wysiłku, kiedy wreszcie rzuciła na ziemię dość sporą, wyglądającą na ciężką torbę podróżną. Z ledwością łapała oddech, jakby właśnie uciekła zaopatrzonemu w maczetę Usainowi Boltowi.

- W jedną... Stronę... Do Gravity Falls... - wysapała.

Kierowca zmierzył nową pasażerkę zaciekawionym spojrzeniem, wydając bilet. Dziwny akcent dziewczyny od razu zwrócił uwagę zarówno jego, jak i Mabel oraz Dippera, obserwujących z zainteresowaniem rozgrywającą się przed nimi scenę.

- Panienka nietutejsza, huh? - zagadał kierowca, przyjmując zapłatę.

Dziewczyna spojrzała na mężczyznę nieco nieprzytomnie, zamrugała i roześmiała się z zażenowaniem.

- Co? A, tak. Nie jestem stąd. Właściwie nawet nie z Ameryki. Z Polski.

Jej oddech nieco się uspokoił, przez co akcent przestał być aż tak słyszalny.
Dziewczyna ze stęknięciem zarzuciła sobie torbę na ramię i ruszyła ku rzędom wolnych miejsc.

W tym momencie Mabel zaczęła machać w kierunku nieznajomej, radośnie się przy tym szczerząc.

- Hej, cześć! My też jedziemy do Gravity Falls, poznajmy się!!

Dipper westchnął w myślach. Nawet nie zdążył szturchnąć siostry w bok. Pozostało mu w milczeniu znosić jej nadzwyczajną zdolność ufania każdemu nieznajomemu i pragnienie międzyludzkich kontaktów. On nigdy nie był tak otwarty.

Dziewczyna spojrzała na nich z zaskoczeniem i z lekką niepewnością usiadła na miejscu przed bliźniętami. Torbę rzuciła na siedzenie obok. Dopiero potem uśmiechnęła się nieśmiało do dwójki.

Mabel wstała i oparła się ramionami o oparcie przed nią. Na jej twarzy gościł szeroki uśmiech, ukazujący rządek równych zębów - skutek noszenia aparatu przez jakieś trzy lata.

- Jestem Mabel! A to mój brat bliźniak, Dipper! Lubię brokat i swetry, i poznawanie nowych ludzi! Miło mi cię poznać! Zostaniemy przyjaciółkami?!

- Paula, miło mi... - podała rękę każdemu z osobna, przy czym Mabel prawie porwała ją do przytulasa. Zdecydowanie, Mabs pozwalała sobie na zbyt wiele w stosunku do obcych.

Pierwsze wrażenie było dość... dziwne. Chociaż dwójka była rodzeństwem, całkowicie się od siebie różnili. Oczywiście, z twarzy byli niesamowicie podobni, ale już sam ich ubiór zwiastował różnice charakteru.
Mabel - mimo gorącego dnia - miała na sobie sweter koloru błękitnego ze wzorkami małych, goniących się świnek, prawdopodobnie ręczna robota, precyzyjna i staranna. Ale to ten uśmiech nadawał całej jej postaci swego rodzaju iskierki, jakby promieniała szczęściem dla samego faktu lśnienia. No i podskakiwała z podekscytowaniem, jakby zarażała szczęściem wszystkich naokoło.

A siedzący obok niej Dipper... Chłopak miał na sobie dość dziwny bezrękawnik koloru czarnego oraz t-shirt. Co przykuwało uwagę, to zrobiony białym tuszem tatuaż, pokrywający większą część ramion chłopaka. Mityczne, trudne do rozszyfrowania symbole nachodziły na wierzch dłoni i znikały pod materiałem rękawków. Siedział ze skrzyżowanymi rękoma i patrzył spod byka.

No i Paula, Paula Belt. W swojej koszulce z napisem "I hate math" wykonanym przy pomocy cekinów. Z opaską we włosach, powstrzymującą niesforne kosmyki przed dostaniem się do skrzących się wesoło, piwnych oczu. No dobrze, może i czaiło się w nich niewyobrażalne cierpienie spowodowane przez matematykę, ale i tak lśniła w nich radość!... A może jednak szaleństwo?...

W porównaniu z dwójką wydawała się taka... Nijaka. Jakby ktoś specjalnie stworzył ją niczym nie wyróżniającym się ziemniakiem.

Mówiłem, że Gravity Falls to specyficzne miejsce. Ale nie spodziewałem się, że będzie ciekawie ledwo wejdziesz do autobusu!, usłyszała dziewczyna w swojej głowie.

Wewnętrznie przewróciła oczyma, nie chcąc wyjść przy nowych znajomych na szurniętą wariatkę, która słyszy głosy.

Dell, na litość bogów, zamknij się, pomyślała. Nie czekała długo na odpowiedź.

Gdybym się zamknął wtedy na maturze, nie zadałabyś matematyki.

- A tak w ogóle, co cię sprowadza do Gravity Falls?

Dipper poprawił czapkę z daszkiem i oparł się wygodniej o fotel. Oczywiście nadal wyglądał, jakby rozmowa go nie interesowała, ale widocznie nie chciał siedzieć w ciszy.

Polka pokiwała głową na boki. Ten paskudny nawyk wyrobiła sobie przez Della, który często odzywał się nieproszony. W ten sposób szykowała swoją odpowiedź, zamiast słuchać często bzdurnego gadania wewnętrznego głosu.

- Parę lat temu nawiązałam znajomość z taką jedną Wendy, chyba ją nawet znacie... W tym roku zaprosiła mnie do siebie na wakacje. Załatwiła mi jakąś dorywczą pracę w miejscu o którym mówi "Tajemnicza Chata"...

Reakcja kompanów była dość intrygująca - Mabel prawie zaczęła podskakiwać z ekscytacji nawet bardziej niż dotychczas, prawie wyskakując na siedzenie obok Pauli, a Dipper lekko się zarumienił i otworzył oczy szerzej.

- Wendy to nasza przyjaciółka! - powiedziała Mabel. - Wspominała, że ktoś wpada do niej z wizytą! A mówiła coś o nas?

Paula próbowała sobie przypomnieć strzępki rozmów, jakie ostatnio prowadziły. Głównie skupiały się na mechanice - w końcu to na forum samochodowym ich przyjaźń zakiełkowała - ale oczywiście w międzyczasie zdarzało im się plotkować.

- Rodzeństwo Pines? - zapytała niepewnie.

Ciemnowłosa klasnęła w dłonie z radością.

- Tak, to my! Dipper, jesteśmy sławni!!

- Wobec tego mówiła dość sporo. Wspominała coś o jakichś przygodach z duchami, goblinami i tak dalej...

- O krasnalach też mówiła? - Dipper wtrącił się do rozmowy.

- Właściwie to...

Rozmowę przerwał telefon. Paula lekko zmieszana przeprosiła i odebrała, widząc na ekranie zdjęcie swojej młodszej siostry.

- No co?... Jeszcze w trasie... Tak, zdążyłam, ale było ciężko. Spokojnie, póki co. Tak tak, mam co robić. Ucałuj rodziców i powiedz, że nie trafiłam do żadnego burdelu i nikt nie zamierza mnie sprzedać, ufo też jeszcze nie spotkałam, choć to akurat jest możliwe. No, potem ci przyślę zdjęcia. Narazie.

Rozłączyła się i zerknęła na bliźnięta. Mabel wpatrywała się w nią z konsternacją, natomiast Dipper zbladł niesamowicie.

- Co to za język demonów?! - zapytał z lekką paniką.

- Polski... - powiedziała ze śmiechem i pokręciła głową. - Dzwoniła moja siostra. Niezbyt umie angielski, nie dogadałabym się z nią.

- Musisz wybaczyć Dipperowi, Paula. Odkąd w naszym życiu zagościł pewien... demon, ma dość specyficzne podejście do życia.

Dipper spojrzał na siostrę z nutą wściekłości.

- Mabel! Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie mówiła o tym pierwszym lepszym osobom?! Tak jakby ktoś mógł uwierzyć w samo istnienie demona pokroju Cyferki...

- Czyli wy też macie jakieś powiązania z kimś od matmy? Dell nigdy mi o was nie mówił...

Towarzystwo spojrzało na Polkę z lekką obawą. Przez długą chwilę mierzyli się wzrokiem badawczo.

Ja ich nie znam!, powiedział Dell.

Ta jasne, pomyślała Paula.

- Jaki Dell?... - Dipper rozejrzał się z obawą.

Jego paranoja ostatnimi laty urosła dość znacznie. Odkąd tylko zakwalifikował się do elitarnej grupy egzorcystów, szukał sposobu, by raz na zawsze pozbyć się Billa. I właśnie to zamierzał zrobić w tym roku, póki demon był zaklęty w kamieniu i nic nie mógł zrobić, by się obronić. Jeszcze nie było za późno.

Wzmianka o jakimś innym bycie wręcz go przeraziła, do tego stopnia, że nutka sympatii jaką poczuł do nieznajomej, zniknęła nim zdążyła się dobrze pojawić.

- No... Dell. Bóg Delta, bóg matematyki.

- I co, może jeszcze masz z nim kontakt?...

- Oczywiście, że mamy ze sobą kontakt. Towarzyszę jej od końca liceum.

Delta ukazał się w całej swojej trójkątnej chwale. Dla ludzi nie zaznajomionych z charakterystycznymi cechami bogów, wyglądał jak parodia symbolu illuminati – o czym świadczył choćby ten głupawy uśmieszek, przyklejony tuż pod wielkim okiem o tak ciemnej tęczówce, jakby została stworzona z najmroczniejszych czeluści czarnej dziury. Gdyby ktoś się skupił, dostrzegłby przemijające w spojrzeniu galaktyki i gwiazdy, przez co wydawało się, że spojrzenie boga dziwnie lśni, błyszczy i skrzy. To właśnie główna cecha bytów wyższych, coś, czego nie posiadają wszechwiedzące demony – patrząc w oczy boga masz wrażenie, jakbyś tonął w przestrzeni kosmicznej.

Lewitował tuż nad ramieniem Pauli, emanując delikatnym, jasnożółtym światłem i obserwując z nutką pogardy w swoim jedynym oku nieznajomych, którzy jak jeden mąż odsunęli się znacząco. Można powiedzieć, że obecność bytu wbiła ich w fotele.

- TO BILL! - krzyknął Dipper, ściągając na siebie uwagę kierowcy.

- On mnie nie widzi, niewyedukowany baranie - powiedział bóg Delta i uśmiechnął się lekko.

- Bill... Skårsgard, ten co grał Pennywise'a, no wiecie! - krzyknęła Mabel, odwracając od siebie uwagę kierowcy.

- Jak się wydostałeś z kamienia, Bill?! - syknął Dipper, robiąc rękoma jakiś dziwny gest.

Dell przewrócił okiem i prychnął.

- Zluzuj portki, dzieciaku. Nie jestem Bill, nawet go nie znam. Jestem bogiem matematyki, obrońcą skazanych na porażkę maturzystów, nadzieją dla...

- To nie Bill - zawyrokowała Mabel beznamiętnie.

- No, widać które z waszej dwójki jest inteligentniejsze - bóg Delta uśmiechnął się krzywo.

- Nie obrażaj moich znajomych... - mruknęła zawstydzona Paula, zasłaniając oczy dłonią. Miała ochotę wyskoczyć przez okno autobusu.

- Mądrość nie idzie w parze z inteligencją, kochanieńka - powiedział Delta, przyglądając się uważnie dwójce. - Ten chłopak wykuwa się na pamięć formułek i myśli, że to mu uratuje dupsko. Dziewczyna umie ocenić sytuację i się do niej dostosować. Taka prawda, przestań patrzyć na mnie, jakbym zniszczył ci całe miasto.

Dipper aż otworzył usta z oburzenia.

- Ale sarkazm to ty masz podobny do Billa... - mruknęła Mabel.

- Bo sarkazm to humor dla ludzi inteligentnych. Mierzyłaś sobie kiedyś IQ? Jak twoje wyniki z matematyki?

- Dell, błagam... - Paula była coraz bliższa załamania.

- Nie no, on nie jest taki zły - zapewniła optymistycznie ciemnowłosa. - Do najwyższych nie należą, ale rozumiem podstawy.

- Masz potencjał, moja droga. Jeśli kiedyś będziesz potrzebowała magicznej mocy liczb, wyliczenia różniczki czy równania kwadratowego, nie omieszkaj zwrócić się do mnie.

- Dell, mówię poważnie. Chcę się odchamić, a nie gadać o tym przeklętym przedmiocie w czasie, gdy jadę na wakacje!

Bóg Delta zamilkł urażony i przycupnął na ramieniu Polki.

Wyglądało na to, że czekała ich długa podróż...

-+-+-

Autobus wtoczył się niespiesznie na piaszczystą drogę po środku lasu. Strzeliste sosny i góry rozciągały się jak okiem sięgnąć, chroniąc specyficzną dolinę, w której założono miasteczko Gravity Falls.

Paula z zachwytem patrzyła przez okno, chłonąc wspaniałe widoki - tak różne od szarości ulic i zgiełku tłumów, jakie zwykle jej towarzyszyły w Polsce. Nawet niebo wydawało się jakoś bardziej błękitne, trawa bardziej zielona, a powietrze elektryzujące.

Westchnęła z uśmiechem i wbiła się głębiej w fotel, gdy dostrzegła stojący przy drodze znak. "Welcome to Gravity Falls", głosiły równe, ozdobne litery, a ją samą rozpierała duma i radość.

Pierwszy raz wyruszyła sama za granicę i udało jej się dotrzeć tam, dokąd planowała. I to nawet w zamierzonym czasie! Nikt jej nie porwał!

Dipper głównie milczał przez większość drogi, co jakiś czas posyłając podejrzliwe spojrzenia Dellowi. Bóg Delta i Mabel pogrążyli się w wesołym trajkotaniu o wszystkim i niczym, co szczerze mówiąc nie przeszkadzało Pauli. Jej wybawca od maturalnej zagłady był zwykle zamknięty w klatce jej umysłu, więc kiedy znalazł okazję by poznać kogoś nowego, nie zamierzał zaprzepaścić szansy.

- Właściwie, to jak się poznaliście? - zaszczebiotała wesoło Mabel, swoje pytanie kierując do Polki.

- Cóż... Pisałam właśnie egzamin z matematyki. Gdybym go nie zdała, prawdopodobnie nie skończyłabym szkoły. Z całego arkusza wyliczyłam poprawnie jedynie zadania z delty... I wtedy pojawił się Dell.

- Musiałem coś zrobić! Z moją pomocą Paula zdała egzamin z dość wysokim wynikiem, chociaż marudziła ile wlezie - uzupełnił Delta, zerkając z dezaprobatą na swoją uczennicę. - Zawarliśmy wtedy układ.

- Super, czyli ty też bawisz się w umowy - mruknął zirytowany Dipper.

- To był bardziej dług wdzięczności... - brązowowłosa lekko pokręciła głową na boki. - Obiecałam, że jeśli zdam, Delta będzie mógł ze mną zwiedzić świat i będę znosić jego towarzystwo tak długo, jak on będzie chciał znosić moje.

- I tak to się ciągnie od pięciu lat. Pomogłem jej nawet przetrwać studia!

- Chociaż momentami było ciężko - stwierdziła ze śmiechem dziewczyna.

- Co właściwie studiowałaś? - zainteresował się Dipper.

- Inżynierię. Z takim nauczycielem poszło mi lepiej niż sądziłam, chociaż matmy nadal nie znoszę. A jak z wami?

Chłopak wyprostował się nieco. Na jego twarzy pojawił się wyraz determinacji, a w oczach błysnął ognik pasji.

- Prawo - wtrącił Dell, co wywołało falę śmiechu ze strony Mabel.

Dipper spojrzał na niego spod byka.

- Ukończyłem z wyróżnieniem kierunek nauk ścisłych i zdałem kursy językowe z łaciny i starożytnej greki, jeszcze nim skończyłem osiemnastkę. Wkręciłem się w kółko nauk paranormalnych i ostatnie dwa lata terminowałem w Watykanie u boku egzorcystów.

- Nigdy nie słyszałam, żeby ktoś tak młody zainteresował się czymś tak... Nadnaturalnym. To poważna sprawa... Ponoć mija parę lat, zanim człowiek stanie się pełnoprawnym egzorcystą.

- Jeszcze nie skończyłem nauk, ale jestem na tyle przeszkolony, że poradzę sobie z unicestwieniem Billa - odparł Dipper, lekko drapiąc się po koziej bródce. - Zwłaszcza, że jest osłabiony.

- A jak z tobą, Mabel?

Ciemnowłosa przez moment wydawała się zagubiona we własnych myślach. Dopiero ponowienie pytania sprowadziło ją na ziemię. Uśmiechnęła się szeroko, jakby nic się nie stało.

- A, wiesz... Skupiam się bardziej na językach współczesnych, sztuce i kontaktach z ludźmi. Chciałam iść na uczelnię wyższą, ale ostatecznie zajęłam się własnymi sprawami...

- Wyszywaniem swetrów i sprzedawaniem ich na aliexpress - zażartował Dipper, trącając siostrę w bok.

Dziewczyna zachichotała.

- W głównej mierze tak... Chociaż miałam parę propozycji, jeśli chodzi o projektowanie ubrań. Myślę, że mogłabym iść w tym kierunku, jeśli tylko wszystko się ułoży.

I w tym momencie autobus się zatrzymał. Oznaczało to tylko jedno: ich tymczasowa podróż dobiegła końca.
Paula zarzuciła sobie torbę na ramię i ruszyła w kierunku wyjścia. Tuż za nią bliźnięta walczyły z bagażem, jednak życzliwy kierowca postanowił im pomóc.

"To mały krok dla Pauli, ale wielki dla Gravity Falls", pomyślała Polka schodząc wprost na wysoką trawę, zieleniącą się przyjemnie w promieniach popołudniowego słońca.

Pierwsze, co zauważyła dziewczyna, to czystość powietrza. Z lubością wciągnęła do płuc wspaniale rześki aromat sosen i natury. Zaraz potem została zmiażdżona w uścisku szczupłych, ale silnych ramion.

- Paula! Dotarłaś!

Dziewczyna odsunęła się na pół kroku i dostrzegła szeroki uśmiech na bladej, pokrytej piegami twarzy. Rude włosy rozwiał lekki wietrzyk, ale dzięki czapce uszance nie spowodował na rudej głowie spustoszenia.

Polka musiała lekko zadrzeć głowę - sama nigdy nie była najniższa, ale jej metr sześćdziesiąt osiem było niedostateczne w porównaniu z siedmioma centymetrami więcej przyjaciółki. A może to tylko przez czapkę?...

- Ano, jakoś mi się udało... Cieszę się, że wreszcie mogę cię zobaczyć, pogadać twarzą w twarz! - Brązowowłosa przytuliła wyższą koleżankę.

- Mam nadzieję, że podróż minęła ci znośnie...

- Oczywiście, to wszystko za sprawą...

- Mnie!

Bóg Delta podleciał do Wendy i zmierzył ją krytycznie. Rudowłosa przez moment miała usta otwarte w formie idealnego kółeczka, ale po chwili je zamknęła.

- Łoooo, to jest Dell? Czad! Chociaż w pierwszej chwili pomyliłam go z kimś... Innym...

- Tak tak, nasłuchaliśmy się już o Billu od tych tam, Mabs i Dipciaka.

Dziewczyna spojrzała na autobus, z którego właśnie wyszło wspomniane rodzeństwo.

- Hej, Mabel, Dipper! Czemu nie powiedzieliście, że przyjedziecie dzisiaj?! Już dawno byśmy czekali na was z całą ekipą!

Bliźnięta Pines podeszły do dziewczyn, przy czym na twarzy chłopaka wystąpił lekki rumieniec.

- H-hej Wendy... - zająknął się niczym pierwszoklasista przy swoim szkolnym crushu. W sumie nie było to aż tak dalekie od prawdy.

- Właściwie dopiero wczoraj stwierdziliśmy, że przyjedziemy dzień wcześniej! - Mabel uśmiechnęła się radośnie i dała bratu sójkę w bok. - Dipper nalegał i tak jakoś wyszło.

- Skoro tak, co powiecie na podwózkę? - Wendy skinęła głową w stronę starego, zielonkawego pickupa, który stał pomiędzy drzewami. Wyglądał, jakby przeżył w swoim życiu niejedną dziurę i wybój, a do tego stuknął w parę drzew i słup, ale jakoś się trzymał.

- Z chęcią - odpowiedziała Mabel za Dippera, który jak zwykle zapomniał języka w gębie.

- No to zapraszam do powozu!

Ludzie wrzucili swój bagaż na niewielką, odkrytą pakę, a potem władowali się do środka. Wendy za kółkiem, obok niej Paula przejmująca rolę DJa, a za nimi rodzeństwo Pines. Dell początkowo lewitował sobie nad wszystkimi, jednak się zmęczył i usiadł na kolanach swojej byłej uczennicy.

- Kierunek: Mystery Shack! - krzyknęła ruda i przekręciła kluczyk w stacyjce.

Silnik zawył z desperacją, jednak załapał po dłuższej chwili. Pickupem wstrząsnęły delikatne turbulencje pracującej maszynerii, a pasażerowie zapięli pasy. Mabel dodatkowo założyła leżący na tylnym siedzeniu kask, ignorując pytające spojrzenie Pauli i Della.

- Komu w drogę, temu glany! - Wendy wcisnęła gaz i...

Samochód nagle zmienił się w demona szos. Pruł przed siebie, jakby gonił go sam szatan, a kierowca śmiała się w głos, widząc przerażenie na twarzy Polki, zobojętnienie Dippera i spokojny uśmiech Mabel. Dziewczyna obok niej włączyła jakże adekwatne do sytuacji "Highway to Hell" zespołu AC/DC.
Sytuacji nie poprawiał fakt, że pędzili ledwo przejezdną drogą, w wielu miejscach zarośniętą przez trawę i niskie paprotki. Wendy tylko cudem uniknęła zderzeniem z jeleniem, przy czym żałowała że nie będzie mogła zrobić pieczeni. Co ciekawe, jednocześnie prowadziła jedną ręką, drugą oparła o opuszczoną szybę, a jeszcze rozmawiała z pasażerami.

Paula miała wrażenie, że to wszystko jej się śni. Jeszcze nigdy nie była tak szczęśliwa: sunęła drogą przy boku przyjaciółki, co chwilę zerkając to za okno, to na drogę, przeskakując z tematu na temat jak zawodowy skoczek olimpijski. Wendy co jakiś czas zarzucała ciekawostką w stylu "Tutaj pierwszy raz prawie kogoś potrąciłam", "W tym miejscu z ledwością wyhamowałam przed stadem łani", albo "Tam nad tym lasem pewnego razu otworzyło się niebo i rozpoczął się Dziwnogeddon a po mieście biegały krasnale i demony. Piękne czasy".

- Więc już się poznaliście? - zagaiła, omijając wiewiórkę, która na pewno dostała zawału na widok pędzącego samochodu.

- Trzy po trzy... - Dipper oderwał wzrok od krajobrazu za oknem.

- Świetnie! Wobec tego co powiecie na ognisko dzisiaj wieczorem? Pójdziemy do lasu, zrobimy sobie biwak! Soos dał mi tydzień wolnego, więc nie będzie problemu!

- Jasne! Mam nawet pewne... Ciekawe miejsce, do którego możemy się udać - Dipper jakby się ożywił.

- No to gra!

- Skoro będziemy w Tajemniczej Chacie, podpiszę od razu umowę z szefem... - zaczęła Paula. - Jaki on jest? Ten Soos?

- Tak jakby... szefów jest trzech. Na samej górze są właściciele Tajemniczej Chaty, Stanley i Stanford Pines, ale oni to dziadziusie na emeryturze. Już dawno stare pierniki powinny opalać się wśród palm na Hawajach... Pod nimi jest obecny kierownik, Soos. Ale nie musisz się stresować, wszyscy to spoko ziomki! Znaczy Ford głównie siedzi w piwnicy a Stan ma słabość do pieniędzy, aaale można przymknąć oko.

- Aleś mnie uspokoiła - mruknęła Paula ironicznie, czując, że zaczynają jej się pocić dłonie. Zerknęła za siebie. - Czy panowie Pines to wasza rodzina?

- Wujkowie - odpowiedziała Mabel jakoś tak... Machinalnie. Bez życia.

Nagła zmiana nastroju została wyłapana przez Dippera, który położył dłoń na ręce siostry.

- Nie martw się, Mabs. Wszystko pójdzie po naszej myśli.

Dziewczyna skinęła głową, nadal nieobecna. Tak... Musiało pójść. Po jej myśli.

-+-+-

Kiedy Paula stanęła w oficjalnym wejściu do sklepu Tajemniczej Chaty, miała wrażenie, że nogi ma jak z waty. Serce tłukło się niemiłosiernie o żebra, nie mówiąc już o spoconych ze strachu dłoniach, które non stop wycierała w spodnie. Rodzeństwo Pines weszło jak do siebie.

- Hej dzieciaki! - zawołała urocza kobietka, stojąca akurat za kasą. - Nie spodziewaliśmy się was tak wcześnie! Zaraz zawołam pana Stanka, żeby...

- Co to za raban, Melody?

W przejściu pojawił się starszy pan, szeroki w barach, o wielkim nosie i chytrych oczkach skrytych za grubymi szkłami okularów. Wyglądał jak typowy Janusz, w przepoconym podkoszulku i na gaciach, tylko ten fez na głowie jakoś odbiegał od januszowskich norm.
Mabel i Dipper od razu rzucili się w ramiona mężczyzny.

- Wujek Stanek!

- Pędraki! A wy co, nie łaska dać znać staremu wujowi, że będziecie już dzisiaj? Popsuliście mi plany oglądania powtórki ostatniego sezonu „Ducktective'a”!

Paula nie wiedziała, jak się zachować. Zgodnie z tym, co usłyszała, przed nią stał właśnie jeden z właścicieli jej miejsca pracy... A właściwie nie stał, a był przygniatany przez ramiona siostrzeńców.

Wykorzystała tę chwilę, aby rozejrzeć się po sklepie.

Półki zapełnione były dziwnymi pamiątkami o wygórowanych cenach, jednak nie zamierzała zadawać zbyt wielu pytań. Kasa była niewielka, lada szeroka - na niej stały słoiki z różnymi drobnymi gadżetami oraz słoik na napiwki, wypełniony w trzech czwartych. Na drugim końcu sklepu, tuż obok przejścia łączącego sklep z resztą domu, stała maszyna z napojami.

- Więc to tak będzie wyglądać moje nowe miejsce pracy... - mruknęła do siebie Polka, rozglądając się z zaciekawieniem.

- Wendy! Kogo tam przyprowadziłaś, co?

Starszy pan skupił na dziewczynie uwagę obecnych. Nagle do Pauli wrócił cały stres i nieco się zmieszała - Janusz czy nie, to był jej pracodawca.

- A to właśnie dziewczyna, o której panu opowiadałam, panie Stanek. Paula Belt, moja psiapsi z Polski.

- A, teraz rozumiem! To dlatego wygląda, jakby lada moment miała zemdleć z nerwów! Hehe, w sumie się nie dziwię. Pewnie opowiedzieliście jej o tym, jak walczyłem z pterodaktylem, hę?

Stanek podszedł do dziewczyny, zmierzył ją z góry na dół, pokiwał głową, podrapał się po zadku i spojrzał w stronę Melody.

- Soos zostawił gdzieś umowę?

- Mam ją tutaj, panie Stan - kobieta wyjęła papier spod lady i podała go szefowi.

Mężczyzna przeleciał umowę wzrokiem.

- No... Soos trochę poleciał z tą wypłatą. Jaka stawka cię interesuje?

- Eee... - dziewczyna spanikowała.

- Taka jak moja, panie Stan - powiedziała Wendy, przychodząc przyjaciółce z pomocą. – Lepiej, żeby nie biedowała!

Stanek przewrócił oczami.

- Spodziewałem się tego... - mruknął, po czym poprawił coś na papierze. - Czy taka kwota wystarczy?

Paula wzięła do ręki papier i zaniemówiła z wrażenia.

- Oczywiście, szefuniu! - powiedziała entuzjastycznie. Wendy tylko pokręciła głową z dezaprobatą, jednak dla Polki taka wypłata była wręcz kosmiczna. - Zrobię wszystko co tylko w mojej mocy, aby pomóc przy rozkręcaniu biznesu!

- No i to mi się podoba!

Ku zaskoczeniu wszystkich, nagle maszyna do napojów odsunęła się samoistnie, ukazując ukryte przejście. Z przejścia wyszedł mężczyzna podobny do Stanka, w laboratoryjnym fartuchu i ochronnych goglach. Widząc zgromadzonych, zdjął gogle i zmierzył zebranych nieco krytycznie. Na widok bliźniąt uśmiechnął się szeroko, rozkładając ręce.

- Dzieci! Jesteście wreszcie!

- Wujek Ford!

Rodzeństwo Pines teraz rzuciło się na drugiego z wujków, praktycznie go zgniatając w uścisku. Ten roześmiał się dość niezręcznie i odsunął od siebie młodzież, przyglądając im się uważnie.

- Mabel, jak zawsze wyglądasz pięknie! No i ten sweter, na pewno trochę nad nim posiedziałaś... - skomentował, patrząc na skomplikowany wzór na niebieskim swetrze dziewczyny.

- Chciałam upamiętnić Nabokiego, wujku. Po tym, jak starość dała mu się we znaki... Sam wiesz, jak krótko żyją swinki. Może w tym roku przygarnę nową, choć żadna nie będzie tak cudowna, jak Naboki - powiedziała ze śmiechem, po czym pobiegła do Stanka i zaczęła mu opowiadać niestworzone historie z całego roku.

Ford tymczasem wziął Dippera bardziej na bok i założył swoje normalne okulary.

- Widzę, że zainwestowałeś w kamizelkę ze skóry wampirów, tak jak ci radziłem w liście.

- Kosztowała majątek, ale udało mi się ją dostać! - chłopak złapał się za poły bezrękawnika i obrócił wokół własnej osi. Wyglądał, jakby zdecydowanie bardziej się ożywił, zaczęła go wypełniać ekscytacja. - Trochę martwią mnie te łączenia z tyłu, ale sprzedawca zapewniał, że to przez włosy jednorożca.

- Hmmm... Zapewniają magiczną ochronę przed złymi mocami. Według moich ostatnich badań...

Paula stała skołowana, nie wiedząc do końca, co ze sobą zrobić. Dzięki Delcie wiedziała, że istnieje coś poza ludźmi, ale zderzenie z tą nową rzeczywistością było niczym kubeł zimnej wody.

Kubeł bardzo zimnej wody. Takiej z kostkami lodu. W sam raz do ice bucket challenge.

Wampiry? Jednorożce?! Dopiero co zaakceptowała istnienie demona, a tu nagle dowiaduje się, że większość bajek zasłyszanych jako dziewczynka jest prawdziwych!

No i o co chodziło z tymi pterodaktylami?!

Wendy położyła jej dłoń na ramieniu, podbudowując ją nieco.

- Zbierajmy się. Pokażę ci, gdzie będziemy mieszkać!

- Dobry pomysł - westchnęła z wdzięcznością Paula.

Nawet bardzo dobry! Wreszcie będę mógł się przemienić w człowieka. Zabrałaś moje ubrania?, zapytał Delta.

Gdybym ich nie wzięła, miałabym mniej bagażu do tachania. No, ale w najgorszym wypadku...

Jakoś przed tym, jak weszli do Chaty, wrócił spowrotem do mózgu byłej uczennicy. Był zdania, że jej pracodawcy mogliby nieco sfiksować na jego widok, skoro ten cały Bill był dość znanym w okolicy gościem.

Coś by się znalazło, jeśli lubisz chodzić w sukienkach, pomyślała Paula z chorą satysfakcją. Zobaczyć Della w takim wdzianku - to byłoby coś! Widok wart każdej kary, nawet tygodnia koszmarów o matematyce!

- Mabs, Dipper, będziemy po was o ósmej wieczorem! - zawołała Wendy na odchodnym.

Odpowiedziało jej chóralne "dobra!", po czym dziewczyny wyszły z Chaty.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top