9.

U was też te rozdziały są w jakiejś dziwnej kolejności? U mnie tak i nie wiem co tu się wydarzyło:(

________________________________________

AURELIA:

Reed był nieznośny, arogancki i nie dotrzymywał słowa!

Nie to, żebym spodziewała się po nim czegoś innego, ale ten człowiek mimo wszystko i tak potrafił mnie jeszcze bardziej rozczarować swoją osobą, choć nie sądziłam, że to w ogóle możliwe.

Przez całą drogę zapewniał mnie, że zabierze mnie na kebaba. Nawet zachwalał sos czosnkowy w jego ulubionej kebabowni, czym uśpił moją czujność, bo przecież sos czosnkowy to jedna z moich absolutnie ulubionych rzeczy na świecie.

Tymczasem wylądowaliśmy w pieprzonej pięciogwiazdkowej restauracji, w której jeden obiad był pewnie więcej warty niż miesięczna pensja w mojej starej pracy.

W dodatku w swojej różowej piżamie wyglądałam jak landrynka. No i nie zdążyłam wziąć prysznica. Podsumowując: cuchnąca landrynka.

Nie rozumiałam co miały na celu te jego chore zagrywki, ale zupełnie mnie to nie interesowało. Miałam ochotę zrezygnować z korepetycji z tym nadętym pajacem, ale wizja zarobienia dużej sumy pieniędzy kazała mi zacisnąć zęby jeszcze choć przez chwilę.

Jeszcze tylko chwilę. Zdobędę kasę dla Riley i kopnę go w dupę.

- Co będzie dla Państwa? - moje rozmyślania przerwał kelner, który podszedł do nas, by zebrać zamówienie.

Wszystko było tu eleganckie i strasznie drogie. A ja zdecydowanie tu nie pasowałam.

- Woda - odpowiedziałam krótko. Nie zamierzałam pozwolić na to, żeby Reed cokolwiek mi stawiał, a mnie nie było stać na żadną pozycję z menu. No może oprócz herbaty. I to byłaby chyba najdroższa herbata w moim życiu.

- Dla mnie będzie zestaw numer trzy - oznajmił Reed. - I dla tej pięknej Pani to samo.

- Powiedziałam, że chcę tylko wodę - podkreśliłam ostatnie słowo, jednak chłopak nic sobie z tego nie robił.

Domyślałam się, że kelner pewnie widzi we mnie wariatkę, jednak nie zamierzałam się tym przejmować. To nie ja tu byłam chora psychicznie.

- Proszę wybaczyć - brunet uśmiechnął się przepraszająco. - Jest nerwowa, bo mamy ciche dni.

Oj, ja mu zaraz dam ciche dni.

- Oczywiście - mężczyzna ukłonił się, po czym szybko się oddalił.

W takim miejscu pewnie niecodziennie miał tak specyficznych klientów, więc chociaż zapewniliśmy mu trochę rozrywki.

- Ciche dni? - spojrzałam na niego z niedowierzaniem. - Serio? Jesteś normalny?

Pytanie retoryczne. Przecież wiedziałam, że nie jest.

- To nie ja siedzę w pięciogwiazdkowej restauracji w różowym dresie - wyszczerzył się. - Ale muszę przyznać, że wyglądasz w nim uroczo.

Rozejrzałam się dookoła i zauważyłam, że ludzie byli ubrani bardzo elegancko. Carter pewnie wstydził się mojego stroju, choć udawał, że jest inaczej. I wtedy wpadł mi do głowy pomysł, jak, choć trochę mogę mu dopiec. Zamierzałam go zawstydzić jeszcze bardziej.

Akurat w robieniu siary byłam mistrzem.

Gdy kelner przyniósł nam nasze sushi, czując na sobie wzrok innych ludzi bez zawahania wzięłam pierwszy kawałek w rękę.

- Wiesz, że od tego są pałeczki? - spytał, patrząc na mnie z rozbawieniem.

- Tak jest wygodniej - oznajmiłam, po czym sięgnęłam po szklankę z wodą i głośno siorbnęłam, czym zwróciłam w naszą stronę kolejne spojrzenia.

Nie zależało mi na tym, co ci obcy, obrzydliwie bogaci ludzie sobie o mnie pomyślą. Byłam pewna, że jestem w tym miejscu pierwszy i ostatni raz. Jednak domyślałam się, że skoro Reed wybrał właśnie tę restaurację, to musiał być ich częstym klientem. Zamierzałam więc zrobić mu na złość i zachowywać się tak, żeby najadł się wstydu.

Skoro on mi robił na złość, to ja zamierzałam mu odpłacić tym samym.

- Tylko na tyle cię stać, czy zaczniesz jeszcze głośno bekać w proteście? - zaśmiał się, obserwując moje zachowanie.

- Nie rozumiem o co ci chodzi - wzruszyłam ramionami.

- Daj spokój Aurelia - spojrzał na mnie pobłażliwie. - Kumam, wkurzyłaś się, że jesteśmy w pięciogwiazdkowej restauracji, a nie w budzie z kebabem. Ale założę się, że w życiu nie jadłaś lepszego sushi.

Oczywiście miał racje. Sushi było obłędne.

Ale absolutnie nie zamierzałam przyznać mu racji!

- Powiesz mi w końcu o co ci chodzi? - westchnęłam.

- Nie rozumiem - wzruszył ramionami, jakby zupełnie nie miał pojęcia o co mi chodzi.

- Przecież masz to, co chciałeś - wyjaśniłam. - Zgodziłam się udzielać ci korków. Po co ta cała szopka z zapraszaniem mnie do restauracji?

- Skoro i tak będziemy spędzać razem sporo czasu, to możemy chyba, choć spróbować się polubić?

Czy mogłam polubić Reeda?

Po długiej i dogłębnej analizie byłam w stanie stwierdzić, że nie.

Ledwo byłam w stanie go tolerować. Prędzej polubiłabym brukselki, które od dziecka były moim najbardziej znienawidzonym jedzeniem. Do dziś obrzydliwa tarta z brukselką, którą mama kiedyś zrobiła mi na obiad śni mi się po nocach. Rodzice oczywiście wmówili mi wtedy, że to pizza, przez co do dziś mam problemy z zaufaniem.

- Żyjesz? - Reed pomachał mi dłonią przed twarzą, przerywając moje rozmyślania na temat brukselek.

- Wolałabym, żeby nasza znajomość ograniczyła się jedynie do korepetycji - wyjaśniłam zupełnie poważnie. - To tylko czysty biznes.

- Biznes? - uniósł pytająco brew.

- Tak.

- No dobrze - pokiwał głową. - To skoro już rozmawiamy o kwestiach biznesowych - zaczął z rozbawieniem. - To, czy możemy dziś pouczyć się matmy?

- Czemu akurat dziś?

- Bo mam przeczucie, że ta baba zrobi jutro kartkówkę.

- Biblioteka jest zamknięta - oznajmiłam.

- Pouczymy się u mnie - zaproponował. - Albo u ciebie, jak wolisz.

- No nie wiem.

- Błagam cię Aurelia, nie mogę pozwolić sobie na kolejną pałę.

- No dobra - powiedziałam w końcu po chwili zastanowienia. I tak nie miałam na dzisiaj żadnych planów, a mogłabym, chociaż zarobić - Ale krótko. I u ciebie - dodałam, myśląc o tym, że wolałabym uniknąć pytań rodziców na temat tego, co mnie łączy z Reedem.

Jego zjawienie się w moim domu dziś rano wyglądało już dość dwuznacznie.

Mama zachwyciła się tym jego tandetnym bukietem, a jeśli jeszcze zaczęłabym go zapraszać do siebie, to pewnie już zaczęłaby nam ustalać datę ślubu.

****************

Dom Reeda wyglądał jak pieprzony pałac. Wszystko było cholernie ekskluzywne i piękne. Drogie dywany, marmurowe ściany, złote żyrandole i tyle pomieszczeń, że na spokojnie mogłyby tam mieszkać trzy rodziny. Przed domem miał nawet duży basen!

Dlaczego życie było tak niesprawiedliwe?

Drzwi otworzył nam jego ojciec, który od razu obrzucił mnie nieprzyjemnym spojrzeniem, na co momentalnie cała się spięłam. Już samym wzrokiem dał mi do zrozumienia, że nie jestem tu mile widziana, a przecież nawet jeszcze nie zdążyłam się odezwać. Od razu poczułam, że to taki typ człowieka, z którym nie chcesz mieć nic wspólnego.

- Dzień dobry - powiedziałam, trochę zestresowana tym, że mężczyzna patrzy na mnie z taką niechęcią.

- Carter na litość boską - podniósł głos. - Mówiłem ci coś o spraszaniu panienek do domu. Co chwilę inna. Zdecyduj się do cholery...

Och, a więc to o to chodziło. Niemal się oplułam, słysząc te słowa. Jego ojciec założył, że jestem jedną z jego kolejnych panienek.

A to, że co chwile miał inną akurat mnie nie zdziwiło. Wiedziałam to doskonale.

- Tato to Aurelia - wyjaśnił. - Udziela mi korepetycji.

Od razu wyczułam między nimi napięcie.

- Och - mężczyzna zmienił wyraz twarzy na zdecydowanie łagodniejszy. - W takim razie zapraszamy - podał mi rękę. - Wiem, że mój syn to debil, ale może uda ci się coś z niego wykrzesać - dodał żartobliwie, na co parsknęłam śmiechem.

No cóż, może jednak się polubimy? W jednym się zgadzaliśmy.

Carter posłał ojcu lodowate spojrzenie.

- Nie boję się trudnych wyzwań - oznajmiłam.

- No i to mi się podoba, zuch dziewczyna - oznajmił. - Lećcie już. Zamówić wam coś do jedzenia?

- Dzięki, jedliśmy już - powiedział lodowato Reed, po czym minął ojca bez słowa, kierując się w stronę pokoju. Poszłam za nim.

Jego pokój różnił się od reszty tego domu. Był w sumie dość przytulny. Miał jasnoszare ściany, duże wygodne łóżko, na którym leżało kilka poduszek i całą kolekcje płyt muzycznych na szafce. W rogu pokoju stała też gitara.

- Umiesz grać? - spytałam, wskazując na instrument. - Myślałam, że tylko śpiewasz.

- Mam wiele talentów słońce.

- Szkoda, że nie masz talentu do nauki - mruknęłam, na co jego szeroki uśmiech zmienił się w grymas.

Nauka z Reedem nie była wcale taka trudna. Szybko wszystko łapał i dobrze rozwiązywał kolejne zadania. Zanim się obejrzałam zdążyły minąć dwie godziny.

- Tutaj musisz wpisać... - tłumaczyłam chłopakowi kolejne zadanie, gdy nagle drzwi od pokoju niespodziewanie się otworzyły i pojawił się w nich przystojny blondyn, którego kojarzyłam z Instagrama Reeda.

To chyba ten Dylan, którym zachwycała się Melody.

- Stary dzwonię do ciebie już chyba piąty raz i - chłopak wparował do pokoju, jakby był u siebie. Jednak gdy mnie zauważył początkowo spojrzał na mnie zdziwiony, po czym szeroko się wyszczerzył. - Nie wiedziałem, że masz towarzystwo, hej - dodał, podając mi dłoń.

- Cześć - uśmiechnęłam się do niego.

- To jest Aurelia - odezwał się Reed. - Udziela mi korepetycji.

- Ach tak Aurelia, ta Aurelia, o której tak wiele słyszałem - blondyn puścił mi oczko.

Zamurowało mnie. Wiele o mnie słyszał? Czyżby Reed mu opowiadał? Ale po co? Dlaczego?

- Carter mówił, że jesteś piękna, ale nie sądziłem, że aż tak - powiedział, na co niemal się oplułam zaskoczona.

Widocznie tandetne teksty to nie tylko specjalność Reeda.

- Dobra Dylan wystarczy - mruknął Reed, marszcząc brwi. - Czego chcesz?

- Tak witasz kumpla? Czekamy na ciebie w piwnicy. Od pieprzonej godziny!

- Cholera - zaklął Reed. - Próba.

- Właśnie, próba - kolega rzucił mu oskarżające spojrzenie.

- I tak mieliśmy już kończyć - stwierdził Reed. - Odwiozę Aurelie i...

- Poradzę sobie. Mogę wrócić autobusem.

- No co ty - pokręcił głową Dylan. - Podrzucimy cię.

Postanowiłam przystać na tę propozycję, więc chwilę później siedzieliśmy już w aucie kolegi Reeda. Jego samochód też wyglądał na strasznie drogi. Podobnie jak u Reeda z głośników leciała rockowa muzyka, a kwiatowy zapach odświeżacza powietrza mieszał się z wonią dymu papierosowego.

- Jak tam obiad? - spytał nagle chłopak.

Spojrzałam na niego zszokowana. A więc wiedział, że Reed dzisiaj zabrał mnie do restauracji. Widocznie chłopak relacjonował przebieg zdarzeń swoim kumplom.

- Trochę się nie dogadaliśmy co do wyboru restauracji - zaśmiał się brunet.

- Trochę to mało powiedziane - mruknęłam.

- I gdzie w końcu zjedliście? - zainteresował się Dylan.

- W Yashin Sushi.

- Wow - powiedział z uznaniem blondyn. - Mają najlepsze sushi w mieście. Wiedziałem, że nie zabierze cię byle gdzie - mrugnął do mnie, posyłając mi uśmiech.

O co tu do cholery chodziło?

Najpierw Reed upierał się, żebym udzielała mu korków, później chciał mnie zabierać do restauracji, a teraz okazało się, że zaczął opowiadać o mnie swoim kolegom?

- Dzięki - mruknęłam do chłopaka, wysiadając z auta, gdy stanęliśmy pod moim domem.

- Do zobaczenia! - krzyknął Dylan. - Miło było poznać.

Szłam do drzwi, myśląc o tym, że coś mi tu nie grało. I zamierzałam się dowiedzieć co.

______________________________

Kolejny we wtorek <3



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top