5.

CARTER:

– No i jak tam randka z Brooks? – spytał Dylan, gdy wszedłem do cuchnącej fajkami piwnicy Masona.

To miejsce wyglądało jak wiecznie usyfiona ruina. Na podłodze walały się pudełka po pizzy i puszki po piwie. Co jakiś czas tu sprzątaliśmy. W sumie to dość rzadko, bo zazwyczaj nam się nie chciało. A spędzaliśmy tu większość wolnego czasu. Jednak mimo tego, że nie lśniło tu czystością i nie było zbyt przytulnie, to czułem się tu, jak w domu bardziej niż u siebie. 

Gdy graliśmy i wymyślaliśmy kolejne teksty piosenek zapominałem o całym świecie. A przynajmniej zazwyczaj, bo dziś moje myśli znowu zajmowała Brooks. 

– Kurwa, nijak – burknąłem, odpalając papierosa i zaciągając się nikotyną. Rozsiadłem się wygodnie na skórzanej kanapie obok Dylana. – Domyśliła się, że wcale nie chciałem się z nią umówić.

– Musiałeś coś zepsuć – pokręcił głową Mason.

– Taki jesteś mądry? – spojrzałem na niego z niedowierzaniem. – To sam spróbuj ją gdzieś zaprosić. Wcale nie jest taką naiwną kujonką. Jest cholernie pyskata, mądra i...

– No nie mów, że się zakochałeś – prychnął Logan.

– Oj daj spokój. 

To wszystko mnie już irytowało. Miało pójść jak z płatka. Miałem ustawić się do końca roku. Nie tracić czasu na naukę, tylko ćwiczyć do konkursu. A skończyło się na tym, że zegar tykał, a ja byłem w ciemnej dupie.

– Dobra – odezwał się Dylan. – Może jeszcze nie wszystko stracone. Co jej powiedziałeś?

– Że potrzebuje korepetycji.

– Co? Serio? – zaśmiał się Mason. – Mówiłeś, że nie chcesz się uczyć.

– No i wcale nie zamierzam. Ale jeśli zgodziłaby się na te korepetycje, to miałbym czas, żeby trochę ją zbajerować. Wiecie, wspólne czytanie książki na łóżku, jakaś nastrojowa muzyka, lampka wina. No nie wierzę, że na to nie poleci.

Skoro mój plan A nie zadziałał pora było wprowadzić plan B. Nie akceptowałem porażek. Porażki są dla słabych.

– Pewnie tylko zgrywa taką niedostępną – pokiwał głową Dylan.

– I co? Zgodziła się na te korki? – zainteresował się Logan.

– Nie – burknąłem.

– A co powiedziała?

– Że nie da się jej kupić – westchnąłem. – Zaoferowałem jej dwa razy tyle, ile zarabia w tej swojej pracy.

– Może zarabia na tyle dużo, że nie była zainteresowana – zastanowił się Dylan.

– Wątpię – Mason pokręcił głową. – Jest kelnerką w pizzerii. Raczej ma z tego jakieś grosze.

Wtedy wpadł mi do głowy pewien pomysł.

– Wiesz w której? – spytałem. – W której pizzerii?

– Ta – chłopak pokiwał głową. – W takiej małej na rogu Bailey Street. Czasami chodzę tam z rodzicami na kolację. Widywałem ją tam w weekendy wieczorami.

Zacząłem się zastanawiać, co nie uszło uwadze chłopaków.

– Co wymyśliłeś? Planujesz ją znowu błagać? – spytał z niedowierzaniem Logan.

– W końcu laska wystąpi o zakaz zbliżania się – parsknął Dylan.

– Nie będę jej błagać. Skoro nie potrzebuje mojej kasy bo ma pracę, to mocno się postaram, żeby tej pracy nie miała.

– Do końca zwariowałeś? – Logan zrobił wielkie oczy, chyba nie dowierzając że mówię poważnie.

– Stary to przesada, nawet jak na ciebie – poparł go Dylan.

– I jak niby zamierzasz to zrobić? – odezwał się Mason. – Przekupisz jej szefa, żeby ją zwolnił?

– Mam lepszy pomysł.

Chłopakom nie spodobał się mój nowy plan. Logan wyglądał, jakby chciał mnie zamordować za ten świetny pomysł, Dylan pokiwał głową z rezygnacją wiedząc, że nie odpuszczę a Mason stwierdził, że jestem psycholem. 

Mimo wszystko nie zamierzałem się zrażać. Nie potrzebowałem ich pozwolenia. Wiedziałem, że nikomu nie pisną słówka i to mi wystarczało. Zamierzałem dopiąć swego, nawet jeśli oznaczało to konieczność użycia drastycznych środków. 

W końcu "po trupach do celu" to motto życiowe ludzi sukcesu. A ja byłem człowiekiem sukcesu.

***

Przez kilka ostatnich dni Aurelia traktowała mnie jak powietrze. Ja też nie próbowałem nawiązać z nią kontaktu. Zależało mi na tym, żeby pomyślała, że już sobie odpuściłem. Musiałem jej dać trochę spokoju. 

Aż do dziś. 

Był sobotni wieczór, a więc idealny czas żeby wprowadzić w życie mój nowy plan. Zgarnąłem mojego kuzyna spod jego domu i podjechaliśmy pod pizzerie, w której pracowała Aurelia.

– Najpierw kasa – powiedział Alex, gdy byliśmy już na miejscu.

Na szczęście w przeciwieństwie do moich kumpli on nie próbował mnie umoralniać. W końcu sam nie był święty. Wręcz przeciwnie. Odstawiał jeszcze gorsze akcje niż ja i nie raz świeciłem już za niego oczami. Wiedziałem więc, że nie odmówi mi pomocy. Tym bardziej, że przedstawiłem mu tak korzystną ofertę finansową. W jego domu się nie przelewało, więc byłem pewny że nie pogardzi dobrą kasą.

– Druga połowa, jeśli faktycznie zostanie zwolniona – powiedziałem, wciskając mu do ręki banknoty.

– Wątpisz w moje umiejętności aktorskie? – wyszczerzył się. – Odwale tam taką scenkę, że gwarantuje, ci że wyleci z hukiem.

Był przekonany, że mu się uda. A ja miałem szczerą nadzieję, że faktycznie tak będzie. 

– Dobra, dobra, idź już – pokiwałem głową. – Zadzwoń jak będzie po wszystkim to po ciebie podjadę. Ale dopiero, gdy nie będzie jej w pobliżu. 

– Jasne. 

Przeparkowałem auto spory kawałek dalej, tak by Brooks nie zauważyła mojego samochodu i nie powiązała mnie z tą akcją. Czekałam ze zniecierpliwieniem na telefon od Alexa. Miałem nadzieję, że będzie ściśle trzymał się planu, który wczoraj opracowaliśmy i niczego nie spieprzy. Wiedziałem, że umie robić afery, dlatego to właśnie jego zatrudniłem do tej roboty.

Gdy prawie godzinę później rozdzwonił się telefon natychmiast odebrałem.

– Gotowe – powiedział. – Możesz podjechać.

– Nie zobaczy mnie? 

– Nie, wsiadła do autobusu.

– A więc sukces? – spytałem, choć już po jego głosie, słyszałem, że tak.

– No jasne.

Gdy podjechałem pod lokal Alex stał przed drzwiami i palił fajkę. Widziałem, że był wyraźnie zadowolony z siebie.

– Opowiadaj – powiedziałem zniecierpliwiony, gdy wsiadł do auta.

– No więc tak jak się umówiliśmy usiadłem na samym środku – zaczął streszczać przebieg wydarzeń. – Było sporo ludzi, więc idealne warunki do odwalenia takiej akcji...

– I?

– Muszę przyznać, że dość trudno było ją sprowokować. Umie nieźle nad sobą panować. Już od wejścia byłem chamski i rzucałem dwuznacznymi tekstami, na co ona tylko krzywo się uśmiechała. Ale gdy zauważyłem, że jej szef stanął na kasie i nam się przyglądał to wiedziałem, że muszę się bardziej postarać. 

– Co odwaliłeś?

– Złapałem ją za rękę i przyciągnąłem do siebie, po czym powiedziałem jej do ucha że jej tyłek wygląda nieziemsko w tej spódnicy i że mogę jej grubo zapłacić, żeby pokazała mi się bez niej po godzinach.

– O kurwa. Musiała się wściec.

Już sobie to wyobrażałem. Gdybym ja powiedział do niej coś takiego, to pewnie by mnie rozszarpała. 

– No, nieźle dostałem w twarz – pokiwał głową, wskazując palcem na swój zaczerwieniony policzek.

Zaśmiałem się. Widocznie musiała włożyć w to uderzenie całe serce. 

– I co było później?

– Zrobiło się zamieszanie, ludzie zaczęli nam się przyglądać a jej szef zaczął mnie przepraszać i powiedział, że obiad jest na koszt firmy. A ja powiedziałem mu, że to nie do pomyślenia, żeby obsługa tak traktowała klienta i że na pewno tego tak nie zostawię. Dodałem jeszcze, że mój ojciec jest dziennikarzem i chętnie opowie o tym w mediach. 

– Łyknął to? – spytałem z niedowierzaniem. 

– Stary, on był tak spanikowany, że uwierzyłby mi we wszystko. Cały lokal nam się przyglądał. Typ zrobił się cały czerwony i powiedział, że nie pozwoli na takie zachowanie pracowników, po czym zwolnił ją na oczach tych wszystkich gości. 

– No nieźle – pokiwałem głową z uznaniem. – A nie próbowała się tłumaczyć?

– Próbowała – przyznał. – Ale on chciał jak najszybciej uciąć temat i powiedział, że ma się natychmiast pakować i wynosić. W sumie nawet gdyby mu powiedziała, że spoliczkowała mnie za tą chamską odzywkę, to pewnie dla niego nie byłoby to dobre wytłumaczenie. Widziałem jak się na nią gapił za każdym razem gdy się schylała. Pewnie nie raz usłyszała od niego podobne teksty.

No cóż, skoro było tak jak mówił Alex to w sumie chyba nawet wyświadczyłem jej przysługę. Nie musiała już dłużej się męczyć, pracując u tego starego oblecha, a zamiast tego mogła zarobić więcej i to jeszcze w miłym towarzystwie. Same plusy.

– Ale muszę przyznać, że jest zadziorna. Zanim wyszła z pizzerii to krzyknęła, że pieczarki są przeterminowane. Ten stary pryk tak się wkurzył, że prawie tam szedł na zawał. 

Uśmiechnąłem się pod nosem. Miała charakterek, fakt.

– Udało ci się – powiedziałem z uznaniem.

– Zarobiłem i w dodatku najadłem się za darmo – zaśmiał się. – Ale muszę przyznać, że straszny z ciebie kutas Reed. Tylko ty mogłeś wymyślić coś takiego. 

– Z ciebie też i dlatego się zgodziłeś. 

–  Czego się nie robi dla rodziny – wzruszył ramionami. 

–  Chyba dla kasy. 

–  To też – powiedział, wyciągając dłoń. 

–  Dobrze się spisałeś – pokiwałem głową, wciskając mu w nią banknoty.  

Teraz musiałem tylko czekać, aż Brooks zaakceptuje moją ofertę. 

_______________________________

W skali od 1 do 10 jak bardzo nie cierpicie Cartera? 

Ten rozdział był krótki, więc stwierdziłam, że wrzucę dziś też kolejny :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top