27.

Witam w kolejnym rozdziale :) Będzie mi miło jak zostawicie coś po sobie.

___________________________

AURELIA:

Wgapiałam się w ekran telefonu, zastanawiając się, czy odebrać. Nie mogłam się doczekać, aż w końcu szczerze pogadam z Loganem o tym, co ostatnio zaszło między nami. I choć byłam strasznie ciekawa, czemu dzwoni i co ma mi do powiedzenia po tym, jak wczoraj się do mnie nie odzywał, to jednak wiedziałam, że to nie jest najlepszy czas na taką rozmowę. W końcu nie chciałam, żeby Reed podsłuchiwał.

A znając Reeda, z pewnością by to robił. Po chwili zastanowienia odrzuciłam więc połączenie.

Niemal natychmiast przyszedł SMS od chłopaka:

Spotkamy się wieczorem?

Naprawdę chciałam się z nim zobaczyć, mimo tego, jak mnie potraktował. Liczyłam na to, że wyjaśni mi swoje zmienne zachowanie i nie będzie między nami już żadnych niedopowiedzeń. Czułam jednak, że Reed dotrzyma słowa i pomimo mojego sprzeciwu odwiezie mnie do domu dopiero jutro, więc po chwili odpisałam:

Dzisiaj raczej nie dam rady. Zobaczymy się jutro?

Czekałam na odpowiedź, która jednak nie nadeszła. Miałam jeszcze coś napisać, ale postanowiłam, że odpuszczę. W końcu nie chciałam wyjść na desperatkę, a zresztą to on był mi winien przeprosiny. Nie zamierzałam go błagać o spotkanie.

Wyszłam z domu i zamknęłam za sobą drzwi. Spojrzałam na Reeda, który siedział na tarasie i palił fajkę.

- No w końcu - spojrzał na mnie wyraźnie zniecierpliwiony. - Już myślałem, że zwiałaś przez okno.

- Szkoda, że na to nie wpadłam.

- I tak za daleko byś mi nie uciekła - stwierdził, na co zmarszczyłam brwi.

- Gadasz jak jakiś psychol - powiedziałam, na co Reed uśmiechnął się pod nosem.

Chłopak rzucił papierosa na podłogę i przydepnął go butem. Następnie zamknął drzwi na klucz i skierował się w stronę auta. Wiedząc, że nie mam innego wyjścia niechętnie ruszyłam za nim.

- A więc? - spojrzałam na niego wyczekująco, gdy zajęłam miejsce pasażera. - Co to za atrakcje?

- Zobaczysz - odparł, odpalając silnik. Najwyraźniej nie zamierzał zdradzić, gdzie mnie zabiera, co nie do końca mi się podobało.

Wiedziałam jednak, czego mogę się po nim spodziewać. Pewnie zarezerwował stolik w jakiejś wykwintnej restauracji, rejs jachtem albo inne drogie rozrywki, na które nigdy w życiu nie byłoby mnie stać. Reed lubił popisywać się kasą, o czym już nie raz się przekonałam. Byłam pewna, że właśnie coś takiego wymyślił. Jeśli myślał, że zrobi tym na mnie wrażenie to grubo się mylił, bo jego pieniądze zupełnie mi nie imponowały.

Trochę się jednak przeliczyłam, bo po dwudziestu minutach drogi wchodziliśmy przez bramę do wielkiego parku rozrywki. Spojrzałam zaskoczona na Reeda.

I trochę przestraszona.

Ostatnio w parku rozrywki byłam jako małe dziecko. Weszłam wtedy z rodzicami na jakąś karuzelę, a gdy z niej zeszłam zwymiotowałam jakiemuś obcemu facetowi na buty. Pewnie zemdliło mnie od deseru lodowego, który zjadłam chwilę wcześniej, ale od tamtego czasu i tak miałam uraz do karuzel i kolejek górskich.

No cóż, jeśli obrzygam Reeda to będzie miał za swoje. I może w końcu da mi spokój.

Postanowiłam jednak nie dzielić się z chłopakiem tą niesamowitą historią z mojego dzieciństwa. Stwierdziłam też, że jeśli nie zjem nic przed wejściem na karuzele to powinnam czuć się dobrze.

- To co? Chcesz od razu iść na Rollercoaster? - spytał chłopak, wskazując w kierunku wielkiej kolejki górskiej z wieloma zakrętami.

Przełknęłam nerwowo ślinę.

- A może na początek coś mniejszego? - zaproponowałam, zerkając w stronę karuzeli łańcuchowej z kolorowymi siedzeniami.

Wyglądała jak coś na miarę moich możliwości.

Reed parsknął, patrząc na mnie pobłażliwie.

- To atrakcja dla dzieci - powiedział, wskazując na chłopca, któremu mama właśnie pomagała wejść na jedno z krzesełek. - Obawiam się, że nas nie wpuszczą.

- To może to? - spytałam, wskazując na koło widokowe, które też wydawało się być dość bezpieczną opcją.

- To jest nudne - stwierdził. - Ale jeśli chcesz to chodźmy.

Podeszliśmy do kas biletowych. Wyciągnęłam portfel by zapłacić za swoją wejściówkę, na co Carter pokręcił głową.

- Daj spokój, ja stawiam.

- Nie musisz...

- Ale chcę. W końcu to ja cię zmusiłem, żebyś tu ze mną przyjechała - powiedział, po czym zwrócił się do kasjerki. - Dwa bilety poproszę.

Po chwili siedzieliśmy już w wagoniku, naprzeciwko siebie. Koło ruszyło, a wagoniki zaczęły bardzo powoli wznosić się do góry. Miałam wrażenie, że trwało to wieczność, zanim znaleźliśmy się na samej górze. Ze szczytu doskonale widać było jednak całą okolicę, co robiło spore wrażenie.

- Wow - powiedziałam, wyciągając telefon i nachylając się w prawo, aby zrobić zdjęcie. - Widoki są naprawdę piękne.

- To prawda - przyznał Reed.

Odwróciłam głowę, by na niego spojrzeć. Patrzył wprost na mnie.

- Nie podziwiasz krajobrazu?

- Znam go na pamięć.

- Och, byłeś tu już?

- Milion razy - powiedział, na co mimowolnie się skrzywiłam.

Przez chwilę pomyślałam, że naprawdę postarał się z tą niespodzianką, jednak szybko dotarło do mnie, że zabrał tu już niejedną dziewczynę. Ale czego ja się spodziewałam? W końcu to był Carter Reed - największy podrywacz w szkole. Z pewnością wiedział, co zrobić, żeby każda kolejna dziewczyna poczuła się dla niego wyjątkowa.

Potrząsnęłam głową, myśląc, że niepotrzebnie zaprzątam sobie myśli takimi głupotami.

Gdy zeszliśmy z koła Reed znowu spojrzał w kierunku rollercoastera. Musiałam szybko coś wymyślić, żeby nie domyślił się, że tak naprawdę strasznie się tego boję. Rozejrzałam się dookoła, a mój wzrok przykuła atrakcja, którą doskonale znałam z dzieciństwa.

- O... samochodziki - powiedziałam, patrząc na Reeda z uśmiechem.

- Serio Aurelia? - spojrzał na mnie wyraźnie rozbawiony. - Chcesz, żebym tu zasnął? Chodźmy w końcu na coś szybszego.

- To moje urodziny - powiedziałam, krzyżując ręce na piersiach. Wiedziałam, że zachowuje się jak obrażone dziecko, ale nie zamierzałam dać za wygraną. - I chce samochodziki.

- Może jeszcze lizaczka w pakiecie?

- A mają truskawkowe?

Reed głośno westchnął, ale najwyraźniej nie zamierzał się ze mną sprzeczać.

- Dwa bilety poprosimy - powiedział, do faceta sprzedającego bilety.

Oprócz nas w kolejce czekały same dzieci. Poszliśmy, żeby zająć dwa ostatnie wolne samochodziki. Jeden był zielony, a drugi różowy. Usiadłam w zielonym i patrzyłam z rozbawieniem, jak Reed wsiada do różowego. Wyjęłam telefon, żeby zrobić mu zdjęcie.

- Uśmiech - powiedziałam, nakierowując obiektyw w jego stronę.

- Serio? - spojrzał na mnie i przewrócił oczami.

W różowym autku z naburmuszoną miną prezentował się całkiem słodko.

Ale to były tylko pozory, bo Carter Reed z pewnością nie był słodki.

- Wrzucę na insta jak mnie wkurzysz - stwierdziłam.

- Wrzuć, niech laski wiedzą, że uroczy ze mnie facet - powiedział, puszczając mi oczko.

Nagle wszystkie samochodziki ruszyły. Schowałam więc szybko telefon i złapałam za kierownicę. Zanim zdążyłam się rozpędzić poczułam silne uderzenie od tyłu. Odwróciłam się i zobaczyłam zadowolonego Reeda, który właśnie wjechał w moje autko.

O nie! Musiałam się zemścić. Przez cały przejazd bawiliśmy się w kotka i myszkę. Ja próbowałam go dogonić, a on ciągle mi uciekał. W końcu prawie mi się udało. Zaczęłam się rozpędzać, a gdy byłam blisko Reeda, gwałtownie skręciłam kierownicą i wtedy...

Wjechałam w jakąś małą dziewczynkę, która spojrzała na mnie przestraszona, po czym zaczęła płakać. Cholera. Nie do końca wyszło, tak jak planowałam.

Czas się skończył i wszyscy zaczęli wysiadać.

Chciałam przeprosić tę dziewczynkę, jednak ona wybiegła z autka i pobiegła do mamy, która posłała mi niezadowolone spojrzenie.

- Czułem, że to nie był dobry pomysł - stwierdził Reed. - Ale, szczerze mówiąc, myślałem, że prędzej ja staranuje jakieś dziecko niż ty.

- Och zamknij się - powiedziałam, waląc go w ramię. - Przecież wiesz, że nie chciałam.

Zerknęłam w stronę mamy dziewczynki, która nadal łypała na mnie groźnym wzrokiem.

- Może powinnam ją przeprosić - powiedziałam zmartwiona, kierując się w ich stronę, na co Reed momentalnie złapał mnie za rękę.

- Oj daj spokój - pokręcił głową. - Pobeczy chwilę i przestanie. Zresztą to wina tej matki. Skoro wiedziała, że jej córka się boi to mogła jej nie wpuszczać na taką atrakcję.

Pokiwałam głową, myśląc o tym, że może Reed faktycznie ma racje i nie powinnam się przejmować takimi bzdurami.

- Dobra to teraz rollercoaster - powiedział po chwili Reed, na, co się skrzywiłam.

- Musimy?

- No tylko raz - spojrzał na mnie błagalnie. Najwyraźniej niesamowicie mu na tym zależało. Albo po prostu niesamowicie lubił się nade mną znęcać. - A później do końca dnia już ty możesz wybierać, na co pójdziemy. Spełnię każde twoje życzenie.

Skinęłam głową, myśląc o tym, że może jakoś dam radę. Przecież tyle osób na to chodzi i jakoś żyją. Nie mogło być tak źle.

Najwyżej zamknę oczy.

Reed był widocznie podekscytowany i sprawiał wrażenie, jakby w ogóle się nie bał. Może to tylko wyglądało tak źle na filmach?

Z tym pozytywnym nastawieniem podeszłam z chłopakiem do kasy biletowej. Moje pozytywne nastawienie zupełnie wyparowało, gdy usiedliśmy na swoich miejscach. Zaczęłam się stresować. Zastanawiałam się, czy mogę jeszcze zrezygnować, czy jest już za późno.

- To na pewno bezpieczne? - spytałam, patrząc na ogromną konstrukcję.

- Kiedyś dwie osoby tu zginęły, ale to było dawno - odpowiedział mi, wzruszając ramionami.

Spojrzałam na niego przerażona.

- C-co?

Reed parsknął, wyraźnie rozbawiony moją reakcją.

- Żartuje, nikt nie zginął. Ale ktoś musi być pierwszy, nie? - spytał, na co spiorunowałam go wzrokiem. - Wyluzuj, jesteś strasznie spięta - dodał, rozsiadając się wygodnie, jakby siedział na fotelu do masażu, a nie na pieprzonym rollercoasterze.

Zaczęliśmy powoli jechać do góry, a ja poczułam jak ogarnia mnie panika, a żołądek podchodzi mi do gardła. Całe szczęście, że przed wejściem nic nie zjadłam, bo białe buty Reeda za chwilę nie byłyby już tak białe.

Nigdy nie jechałam czymś takim i czułam się mocno przerażona, mimo tego, że próbowałam sobie tłumaczyć, że to nie będzie nic aż tak strasznego.

Przecież nie mogłam zginąć w swoje urodziny na cholernym rollercoasterze z Carterem Reedem u boku, prawda? Chyba nie byłam aż tak złym człowiekiem, żeby czekał mnie taki koniec?

Po chwili poczułam, że nie dam już dłużej rady. Ręce mi się trzęsły i zrobiło mi się jeszcze bardziej niedobrze.

- Chce wyjść - powiedziałam, przełykając nerwowo ślinę.

- Obawiam się, że już za późno. No chyba że wyskoczysz - zażartował Reed, jednak gdy na mnie spojrzał uśmiech zszedł mu z twarzy. - Jezu, jesteś blada jak ściana. Dobrze się czujesz?

Byliśmy już naprawdę wysoko, a ja z każdą minutą panikowałam coraz bardziej.

- N-nie... czuje się okropnie...- próbowałam coś powiedzieć, ale łamał mi się głos. - Nigdy tym nie jechałam i... boję się. Strasznie się boję.

Sądziłam, że Reed zacznie się ze mnie nabijać, jednak on złapał mnie za dłoń i mocno ją ścisnął.

- Zanim się obejrzysz będzie po wszystkim. Tylko nie zamykaj oczu.

Kiwnęłam głową, nie będąc w stanie nic odpowiedzieć. Czułam się, jakbym zaraz miała stracić przytomność.

Zaczęłam głęboko oddychać, próbując, choć trochę się uspokoić.

- Spokojnie, jestem przy tobie - usłyszałam głos chłopaka, gdy na chwilę zatrzymaliśmy się na górze.

Nie miałam nawet szansy, by cokolwiek odpowiedzieć, bo nagle kolejka gwałtownie ruszyła i pędziliśmy już z ogromną prędkością. Byłam przerażona. Zaczęłam piszczeć jak małe dziecko. Nie dbałam już o to, co ktokolwiek sobie o mnie pomyśli.

Gdy było już po wszystkim moje serce nadal waliło jak oszalałe. Przy zejściu oferowali nam pamiątkowe zdjęcie. Wyglądałam na nim strasznie, miałam otwarte usta i łzy w oczach, podczas gdy Reed siedział obok mnie, jak gdyby nigdy nic z uśmiechem na twarzy.

Oczywiście musiał kupić to cholerne zdjęcie.

- Oprawie sobie w ramkę i powieszę nad łóżkiem - powiedział rozbawiony.

Nie byłam nawet w stanie zareagować na jego głupi żart, bo nadal było mi strasznie słabo.

- Cholera, mam nadzieję, że mi tu nie zemdlejesz - powiedział, patrząc na mnie zmartwiony. - Ale w razie czego to świetnie robię usta, usta.

- Obejdzie się, już mi lepiej.

- Wątpię, wyglądasz koszmarnie. Chodź, usiądziemy.

Reed złapał mnie za ramię i zaprowadził na ławkę. Po chwili przyniósł mi też wodę. Gdy już się jej napiłam wyciągnął z kieszeni coś jeszcze - truskawkowego lizaka. Posłałam mu słaby uśmiech. Gdy mi go podawał, zauważyłam czerwone ślady na jego dłoni.

- To przeze mnie? - spytałam, przypominając sobie jak mocno trzymałam go za rękę podczas jazdy. Miałam długie paznokcie, które pewnie niechcący wbiłam mu w skórę.

- Ta - przyznał. - Ale nie przejmuj się. Przyzwyczaiłem się już do tego, że dziewczyny zostawiają mi ślady po paznokciach na skórze.

- Jesteś obleśny - skrzywiłam się, gdy dotarło do mnie, o czym mówił.

- Po prostu szczery, słońce - mruknął. - To co? Chcesz jeszcze na coś pójść?

Pokręciłam głowią, myśląc o tym, że po kolejnej ekstremalnej atrakcji już na pewno puściłabym pawia.

- Ja sobie odpuszczę, ale jeśli ty chcesz to poczekam tu na ciebie.

- A więc idziemy stąd. Mam nadzieję, że kolejne miejsce, w które cię zabiorę spodoba ci się bardziej niż to. Mamy jeszcze trochę czasu, więc możemy skoczyć do pobliskiej kawiarni na naleśniki albo...

Spojrzałam na niego zaskoczona. Zaplanował coś jeszcze?

- Kolejne miejsce? - spytałam, przerywając mu. - Myślałam, że wrócimy do domu.

Reed chyba wyczuł niezadowolenie w moim głosie, bo momentalnie się skrzywił.

- W porządku Aurelia - kiwnął głową. - Obiecałem, że spełnię każde twoje życzenie. Jeśli chcesz to cię odwiozę. Nie chcę jeszcze bardziej spieprzyć ci urodzin.

Gdzieś wyparowała, cała ta jego pewność siebie. Wydawał się być naprawdę smutny i rozczarowany. Momentalnie dopadły mnie wyrzuty sumienia.

Może faktycznie się postarał i nie powinnam być dla niego taka ostra?

Wyjęłam telefon, żeby sprawdzić, która godzina i wtedy zauważyłam, że Logan odpisał mi na SMS-a odnośnie naszego spotkania:

Może być jutro. Ale jeśli coś by się zmieniło i dałabyś jednak radę zobaczyć się ze mną dzisiaj to daj znać.

Zagryzłam usta, zastanawiając się co zrobić. Czy powinnam zostać z Reedem i sprawdzić, co jeszcze zaplanował na dziś? Czy raczej kazać mu się odwieźć i spotkać się z Loganem?

I choć zdrowy rozsądek podpowiadał mi, że ta druga opcja byłaby dla mnie znacznie lepsza, to mimo wszystko po chwili zastanowienia odparłam:

- Chodźmy na te naleśniki. Umieram z głodu.

*******************

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top