25.

Witam w kolejnym rozdziale <3 Będzie mi miło jak zostawicie coś po sobie :) Zapraszam na autorskiego ig: aniaszubert_autorka

______________________________________________________

AURELIA:

- Może wyskoczymy gdzieś po szkole? - zaproponowała Melody, gdy po dzwonku wychodziłyśmy z sali. - Mają dziś dostawe w tym nowym second handzie. Pewnie o tej godzinie i tak nie będzie już nic ciekawego, ale...

- Dziś nie mogę - pokręciłam głową, przerywając jej, zanim za bardzo się nakręci na swój pomysł. - Idę z Loganem do domu seniora - wyjaśniłam.

- Znowu? - przyjaciółka spojrzała na mnie zaskoczona. - Tak cię kręci towarzystwo tych dziadków? - prychnęła. - A może raczej towarzystwo Logana? - dodała, unosząc znacząco brwi.

- Daj spokój - zaśmiałam się, choć było w tym trochę prawdy. - Przecież wiesz, że wolontariat dobrze wygląda na świadectwie...

- Logan też dobrze wygląda - stwierdziła, na co walnęłam ją w bok. 

- No co? - oburzyła się. - Tylko stwierdzam fakty. 

- Ciszej bądź - wskazałam w kierunku Dylana, który właśnie przechodził obok nas. Chłopak minął nas, jakbyśmy były niewidzialne. 

Spojrzałam na Mel, która jedynie wzruszyła ramionami. Wiedziałam, że to z jej powodu chłopak ignoruje nas na korytarzach. Pewnie nadal nie przebolał tego, że moja przyjaciółka dała mu kosza. 

- Chyba mocno zraniłaś jego ego - stwierdziłam, na co pokiwała głową.

- I tak nic by z tego nie było - stwierdziła. - Wiesz, to taki typ chłopaka, który nie traktuje związków na poważnie. A ja mam już takich serdecznie dość. 

Wiedziałam, że ma na myśli swojego byłego, który choć był z nią w związku, to jednocześnie pisał z dziewczynami z Tindera. Pieprzony dupek. Nic dziwnego, że teraz miała problemy z zaufaniem. Tymbardziej, że Dylan faktycznie nie wyglądał na godnego zaufania. 

- Za to Logan...- zaczęła. - On jest inny niż reszta tej ich paczki. Jest taki sympatyczny i poukładany. Pasujecie do siebie...- kontynuowała, jednak w tym momencie zadzwonił dzwonek na lekcje. - Wrócimy jeszcze do tej rozmowy - oświadczyła, po czym skierowałyśmy się w stronę sali matematycznej.

************

Po ostatniej lekcji zaczęłam wypatrywać Logana na korytarzu. Wiedziałam, że kończymy o tej samej godzinie a do domu seniora mieliśmy jechać od razu po szkole. Zależało mi na czasie, bo planowałam jeszcze odwiedzić Riley. Pomimo jej wyraźnego sprzeciwu nie zamierzałam pozwolić na to, żeby przesiadywała sama w szpitalu całymi dniami. Wiedziałam, że gdyby sytuacja się odwróciła ona też by do mnie przyjeżdżała.

Zastałam Logana przy szafkach, gdzie stał i rozmawiał z Reed'em. 

Ugh, świetnie. 

Od razu ruszyłam w ich stronę.

- Jedziemy? - spytałam, na co oboje przenieśli na mnie wzrok, przerywając rozmowę. 

- Nie przypominam sobie, żebyśmy byli umówieni, ale jeśli chcesz to jakoś cię wcisnę w mój napięty harmonogram - zaczął Reed z uśmieszkiem.

Oczywiście od razu założył, że mówiłam do niego.

- Pytałam Logana - przerwałam mu, na co uśmiech od razu zszedł mu z twarzy a na jego miejscu pojawił się grymas niezadowolenia.

- A więc to dlatego, jesteś tak zajęty że opuszczasz próby? - Reed zaśmiał się sucho, patrząc oskarżycielsko na Logana. - Bo umawiasz się z Brooks?

Był wyraźnie wkurzony. Czyżby stwierdził, że nie jestem odpowiednią partią dla jego kumpla? 

Nie, żeby mnie to obchodziło, bo jego zdanie miałam totalnie gdzieś.

- Nie umawiamy się - postanowiłam się odezwać, żeby załagodzić sytuację, choć tak na prawdę nie czułam potrzeby tłumaczenia się mu z tego z kim spędzam czas. - Jeździmy na wolontariat do domu seniora. 

- Wolontariat? - Reed spojrzał na kumpla z niedowierzaniem. - Od kiedy tak ci się na dobroczynność zebrało, co? - parsknął.

- Daj spokój, dyrektorka nas poprosiła, żebyśmy tam pojechali. Poza tym są za to dodatkowe punkty na świadectwie i...

- Oh, świetnie - skomentował Reed. - W takim razie chętnie dołączę. 

- Jedziemy już teraz - powiedział Logan, wyraźnie niezadowolony z propozycji kumpel. - Mówiłeś, że umówiłeś się z chłopakami na próbę. 

- Próba i tak nie ma sensu w niepełnym składzie - Reed posłał mu złośliwy uśmieszek. - A dobrze wiesz, że przydadzą mi się te dodatkowe punkty. 

- Jak chcesz - Logan wzruszył ramionami, jednak czułam, że towarzystwo kumpla nie jest mu na rękę. 

Mnie zresztą też nie było. Lubiłam spędzać czas z Loganem i liczyłam na to, że będziemy mieli chwilę dla siebie. A Reed czasem był jak taki irytujący komar, który latał nad uchem i od którego nie można było się odgonić. 

Nie cierpiałam komarów.

Dziesięć minut później siedzieliśmy razem w aucie. Ja z przodu obok Logana, a Reed z tyłu. Cały czas czułam na sobie jego wzrok.

- Wątpię, że ci się tam spodoba - stwierdziłam, odwracając się by na niego spojrzeć. - To raczej nie jest twój typ "rozrywki". 

- Ah tak? - Reed uniósł brew. - Niby czemu?

- No wiesz...granie z babciami w karty...

- Uwielbiam karty. 

- Słuchanie ich historii życiowych - kontynuowałam. 

- Jestem świetnym słuchaczem.

- Słuchanie o problemach - nadal próbowałam go zniechęcić, licząc na to, że jednak pojedzie do domu. 

- Doradcą też jestem wybitnym. 

Niewiarygodne. 

- A jest coś w czym nie jesteś wybitny? - spytałam niedowierzając w to, że można być aż tak zadufanym w sobie. 

- Musiałabyś mi dać dłuższą chwilę, żebym się zastanowił - powiedział, na co Logan parsknął. 

Gdy byliśmy już na miejscu okazało się, że Reed o dziwo faktycznie całkiem nieźle dogadywał się z babciami, które niesamowicie chętnie z nim rozmawiały i co chwilę śmiały się z jego idiotycznych tekstów. 

- I wtedy oni podeszli do mnie w trzech...- znowu zaczął coś opowiadać a ja spojrzałam na niego z niedowierzaniem. - Wiecie, trzech na jednego a ja...

- Jaki odważny młodzieniec - odezwała się jakaś babcia, która była zachwycona "wyczynami" Reed'a. 

Szczerze wątpiłam w to, że jego historie mają dużo wspólnego z prawdą, ale trzeba było przyznać, że zapewnił tym staruszkom świetną rozrywkę w ich smutnym, monotonnym życiu. 

Podeszłam do Logana, który właśnie niósł jakiemuś dziadkowi kubek z herbatą. 

- Carter nadal się popisuje? - spytał rozbawiony. 

- Ta - przyznałam. 

- Jak zaraz zacznie opowiadać o jakichś smokach to nawet się nie zdziwię - stwierdził. 

- Ale trzeba przyznać, że jest przy tym tak przekonujący, że te babcie wierzą mu we wszystko. 

Logan pokiwał głową, przyznając mi rację. 

- Właściwie to liczyłem na to, że porozmawiamy na osobności - powiedział, na co na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. - Chciałem..

- I jak się bawicie? - spytał Reed, który nagle pojawił się obok nas. - Bo ja świetnie. Właśnie będziemy grać w Monopoly. Chyba się dołączycie?

- Jasne - pokiwałam głową. 

Zastanawiałam się o czym Logan chciał ze mną porozmawiać. Miałam ochotę go spytać, jednak Reed łaził za nami krok w krok. 

- Nie cierpię Monopoly, jest strasznie monotonne - jęknął Logan, gdy usiedliśmy przy stole, przy którym siedziało już kilkoro staruszków. - Zagrajmy w coś innego.

Też nie przepadałam za tą grą, ale domyślałam się, że to jedna z niewielu w którą starsi ludzie umieli grać. 

- Oj nie zrzędź - Reed przewrócił ozami. - Kto jest za Monopoly? - spytał, na co wszyscy przy stole z wyjątkiem mnie i Logana podnieśli rękę. - Przegłosowane.

Oczywiście musiał postawić na swoim.

Gra była całkiem przyjemna, ale faktycznie ciągnęła się w nieskończoność. Ostatecznie skończyło się na tym, że dwóch dziadków pokłóciło się o zasady. Chcieli sprawdzić w instrukcji kto ma rację, ale okazało się, że instrukcja się zgubiła. Skończyło się więc na tym, że oboje oznajmili że już nie grają i obrażeni odeszli od stołu. 

- W takim wypadku chyba wygrywa ten kto ma najwięcej hajsu, nie? - spytał zadowolony Reed, machając Loganowi zabawkowymi banknotami przed twarzą. 

- Raczej ten, kto ma najwięcej majątku - stwierdził Logan, zerkając na planszę, gdzie miał porozstawianych sporo hoteli. 

Oboje spojrzeli na mnie chyba czekając aż rozstrzygnę ten niezwykle poważny spór.

- Logan ma rację - odezwałam się, na co Reed zmarszczył brwi, wyraźnie niezadowolony. - Musicie policzyć wasze wszystkie akty własności, domki i tak dalej. Pewnie długo to zajmie, a powinniśmy się już zbierać, więc może uznajmy że macie remis? - zaproponowałam patrząc na godzinę. 

Miałam nadzieję, że odpuszczą sobie rywalizację i za chwilę wrócimy do domu.

Szybko jednak uświadomiłam sobie, że moja nadzieja była złudna, gdy Reed włączył kalkulator na telefonie.

Spojrzałam na niego rozbawiona.

- No co? - spytał. - Niełatwo policzyć taki majątek. 

Logan po chwili zrobił to samo. Siedzieli przez dobre dziesięć minut w totalnym skupieniu, obliczając wszystkie swoje własności. Ostatecznie okazało się, że Logan wygrał o sto dolarów. 

- Na pewno się gdzieś pomyliłeś - stwierdził Reed, wskazując na swoje banknoty. - Liczenie chyba nie jest twoją mocną stroną. 

- To nie ja potrzebuje korków z matmy - odparł Logan. 

- Boże, uspokójcie się - powiedziałam, czując się przy tym jakbym rozdzielała dwójkę kłócących się bachorów. Domyślałam się, że z bachorami mogłoby być nawet łatwiej. - Ustalmy, że macie remis i tyle. Jedziemy do domu - dodałam, podnosząc się z krzesła i kierując w stronę drzwi. 

Po chwili oboje niechętnie ruszyli za mną. 

W aucie panowała grobowa cisza. Było na tyle niezręcznie, że co chwilę coraz bardziej podgłaśniałam radio. Dopiero gdy odwieźliśmy Reed'a, który na pożegnanie mruknął pod nosem "cześć atmosfera trochę się oczyściła. 

- Nie wierzę, że pokłóciliście się o głupie Monopoly - zaśmiałam się, gdy jechaliśmy już w stronę mojego domu. 

- Po prostu wkurwia mnie to, że Carter za wszelką cenę chce być we wszystkim najlepszy. Nigdy nie może pogodzić się z przegraną. 

Pokiwałam głową, rozumiejąc co ma na myśli. 

- To faktycznie irytujące - przyznałam. 

- Jestem zdziwiona, że w ogóle chciał tam z nami pojechać. To raczej nie w jego stylu - stwierdziłam. - Musiał się mocno wkurzyć, że opuszczasz próbę i pewnie dlatego..

- Myślę, że wkurzyło go coś innego - powiedział, parkując pod moim domem.

- Co takiego? 

- To, że spędzam z tobą czas - odpowiedział, na co spojrzałam na niego zaskoczona. 

- Dlaczego miałoby go to wkurzyć? - spytałam z niedowierzaniem. 

- Bo chciałby cię mieć tylko dla siebie. 

Poczułam jak moje serce zaczęło mocniej bić, choć sama nie byłam pewna dlaczego.

Reed chciałby mnie mieć? Tylko dla siebie?

Słowa Logana wydawały się być niedorzeczne, jednak wypowiedział je z taką pewnością, jakby był o nich święcie przekonany. Chłopak patrzył na mnie wyczekująco, jakby czekał na moją odpowiedź. A ja zupełnie nie wiedziałam, jak mam zareagować. 

- O czym chciałeś ze mną porozmawiać? - postanowiłam zmienić temat. 

Logan przez chwilę się zawahał, po czym wyjął z kieszeni spodni małe pudełeczko. Spojrzałam na niego zaskoczona. 

- Wiem, że pojutrze masz urodziny i pomyślałem....- powiedział niepewnie. Był widocznie zestresowany. - Chciałem ci dać coś drobnego. 

Zdziwiło mnie to, że coś mi kupił. Zupełnie się tego nie spodziewałam. Miałam nadzieję, że faktycznie było to coś drobnego i nie wydał na mnie dużo pieniędzy.

Wręczył mi pudełeczko, które po chwili otworzyłam. To co było w środku zaparło mi dech w piersi. Złoty naszyjnik z malutkim czerwonym kryształem. I choć nie przepadałam za biżuterią to musiałam przyznać, że ten naszyjnik był jednym z najpiękniejszych jakie widziałam. 

- Wow - powiedziałam, przyglądając się z zachwytem zawartości pudełka. - ja...nie wiem co powiedzieć. 

- Podobno symbolizuje odwagę i siłę walki - dodał, na co uśmiechnęłam się do niego. - Wiem, że jesteś podłamana ostatnimi wydarzeniami, ale wiem też, że poradzisz sobie z tym wszystkim. 

Byłam naprawdę wzruszona jego słowami i tym uroczym prezentem. Przypomniało mi się, jak ostatnio zwierzyłam mu się na temat Riley. 

- Dziękuję - powiedziałam, bo tylko tyle byłam w stanie z siebie wykrztusić. 

Wyciągnęłam naszyjnik z pudełka i zaczęłam mu się przyglądać. 

- Wiesz, jeśli ci się nie podoba to..- zaczął niepewnie Logan, gdy przez dłuższy czas się nie odzywałam.

- Jest cudowny - powiedziałam zupełnie szczerze, podnosząc naszyjnik na wysokość szyi. - Pomożesz mi? - spytałam, odwracając się do niego plecami. 

Chłopak odgarnął mi włosy z pleców. Poczułam jego palce na swojej szyi. Jego dotyk sprawił, że po moim ciele przeszedł dreszcz. Przybliżył się na tyle, że poczułam jego oddech na swojej szyi. Gdy zapiął mi naszyjnik odwróciłam się by na niego spojrzeć. Chłopak nieco się odsunął, ale nadal był bardzo blisko. Patrzył mi prosto w oczy, a ja poczułam przyspieszone bicie swojego serca. 

Przeniosłam wzrok na jego usta. Chciałam, żeby mnie pocałował. Myślałam tylko o tym. Czułam, że on też tego pragnie, jednak z jakiegoś powodu nadal tego nie zrobił. 

Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Przysunęłam się do niego, by po chwili złożyć pocałunek na jego ustach. Chłopak po chwili oddał pocałunek. Całował naprawdę świetnie. 

Wyczułam jednak, że jest też trochę zestresowany. Czy to przez Reeda? Bał się reakcji swojego kumpla?

Przypomniałam sobie jego wcześniejsze słowa. 

"On chce cię mieć tylko dla siebie"

No cóż, nawet jeśli Reed faktycznie mnie chce, to mocno się rozczaruje, bo jestem przekonana, że nigdy mnie nie dostanie. 

*********************************







Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top