17.
*Uwaga - rozdział 17 wyświetla się przed 16*
Próbowałam to zmienić ale nie mogę
:( jak ktoś wie jak to skutecznie naprawić to dajcie znać w kom
______________________________________
AURELIA:
Nie zależało mi na jedzeniu kolacji z rodzinką Reeda. W ogóle nie miałam na to ochoty.
Jednak gdy zdałam sobie sprawę z tego, że Carter usilnie pragnie się mnie pozbyć postanowiłam, że zostanę. Chciałam się przekonać, czemu tak bardzo mnie tu nie chciał.
No bo zabierał mnie do restauracji, zapraszał na koncerty, a teraz nagle nie życzył sobie mojego towarzystwa? Coś mi tu śmierdziało. Może faktycznie miał dziewczynę i bał się, że jego rodzina poruszy ten temat? To było jedyne logiczne wyjaśnienie, które przychodziło mi do głowy.
Zamierzałam się przekonać, czy moje domysły są prawdziwe.
– Właściwie, to chyba mogłabym chwilę zostać – powiedziałam w końcu, gdy jego mama po raz kolejny mnie namawiała. – Jeśli Carter nie ma nic przeciwko.
Reed ewidentnie nie był zadowolony z mojej odpowiedzi. Pewnie miał nadzieję, że odmówię.
– Jak chcesz – burknął pod nosem.
Brat Cartera wydawał się być całkiem miły. Podobnie jak jego narzeczona. Zagadywali mnie i często sobie żartowali, w przeciwieństwie do Reeda, który siedział naburmuszony i ledwo tknął kolacje.
Co go dziś ugryzło?
Nie to, żeby na co dzień był jakiś specjalnie miły, ale teraz przechodził samego siebie. Wyglądał tak, jakby chciał zabić każdego, kto się do niego odezwał.
– Myślałeś już, na jaką uczelnię pójdziesz? – spytał nagle Eric.
Zanim Reed zdążył mu odpowiedzieć odezwał się jego ojciec.
– Jeśli na jakąkolwiek się dostanie – parsknął mężczyzna. – W co patrząc na jego oceny szczerze wątpię.
– Myślałem – Reed spiorunował ojca wzrokiem. – Planuje iść na Akademię Muzyczną w...
– Chyba zwariowałeś! – ojciec Cartera podniósł głos. – Nie będę cię do końca życia utrzymywał. Masz sobie wybrać porządny kierunek.
– Porządny, czyli, taki jak ty i twój idealny syn? – prychnął Reed.
Zrobiło się dość nieprzyjemnie. Zaczęłam żałować, że zostałam.
– Bardzo dobre to wino – Miranda próbowała przerwać tę ostrą wymianę zdań, jednak nikt jej nie słuchał.
– Posłuchaj Carter – burknął ojciec chłopaka. – Tymi głupotami możesz zajmować się w wolnym czasie. To nie jest ścieżka kariery do cholery!
Wzdrygnęłam się. Ojciec Reeda był straszny.
– A ty Aurelia? – brat Cartera, skierował uwagę na mnie, zapewne, chcąc zapobiec rozwojowi tej kłótni. – O jakim kierunku myślałaś?
– Planowałam medycynę – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Medycyna to zawsze było moje marzenie.
Gdy moja siostra zachorowała i trafiliśmy na wielu beznadziejnych lekarzy, którzy nawet nie starali się nam pomóc jeszcze bardziej utwierdziłam się w moim planie.
Momentalnie zrobiło mi się żal Cartera. Teraz już rozumiałam, dlaczego miał taki zły humor z powodu przyjazdu swojego brata. Jego ojciec na każdym kroku z niego szydził i dawał mu do zrozumienia, że jest czarną owcą rodziny. W dodatku uważał jego grę w zespole za totalną głupotę, a patrząc na to z jaką energią chłopak występował na scenie wiedziałam, że ten zespół był dla niego całym życiem.
– O! – ojciec Cartera klasnął w dłonie. – I to jest poważny, przyszłościowy kierunek. – Może ty mogłabyś przemówić mojemu synowi do rozsądku? – spytał, wpatrując się we mnie z nadzieją.
Skrzywiłam się.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Nie mogłam tego przemilczeć, bo wszystkie oczy nagle zwróciły się w moją stronę. Nie chciałam też brać strony ojca Cartera, bo uważałam jego podejście za totalną głupotę.
– Nie chciałabym się w to wtrącać – postanowiłam bezpiecznie podejść do tematu. Nie chciałam być stawiana między młotem a kowadłem, a w dodatku mężczyzna trochę mnie przerażał. Wolałam uniknąć kłótni z nim.
– Oj daj spokój – Pan Reed machnął ręką, próbując przybrać na twarz miły uśmiech, co jednak mu nie wyszło, bo wyglądał dość fałszywie. – Nie chodzi tu o wtrącanie się, tylko o wyrażanie swojego zdania. Nie uważasz, że medycyna to znacznie lepsza opcja na przyszłość niż brzdękanie na gitarze?
Brzdękanie na gitarze? Czy on nie wiedział nawet, że jego syn jest wokalistą?
Spojrzałam na Cartera, który tylko zacisnął mocniej zęby. I choć jeszcze przed chwilą nie zamierzałam brać udziału w tej kłótni, to teraz czułam, że muszę się odezwać, bo zrobiło mi się go niesamowicie szkoda.
– Sądzę, że najlepsza opcja na przyszłość to robienie tego, co się kocha i w czym jest się dobrym – powiedziałam, czując się przy tym, jakbym wygłaszała jakiś cytat z taniej książki motywacyjnej. – A Carter w śpiewaniu jest naprawdę świetny. Nie powinien Pan go tak ograniczać – dodałam, na co chłopak spojrzał na mnie zaskoczony.
– Wy młodzi, mało jeszcze wiecie o życiu – burknął ojciec Cartera, który najwyraźniej nie był zadowolony z mojej odpowiedzi. Pewnie sądził, że go poprę.
Zrobiło się jeszcze bardziej niezręcznie, choć nie sądziłam, że to w ogóle możliwe. Postanowiłam więc oznajmić, że muszę już wracać, bo miałam już serdecznie dość tej ciężkiej atmosfery. Carter oznajmił, że mnie odwiezie, więc po chwili podziękowałam za kolację i razem wyszliśmy z domu.
Gdy byliśmy już w aucie Reed wyraźnie odetchnął z ulgą.
– Właśnie dlatego wolałem, żeby nie było cię na tej kolacji – odezwał się po chwili. – Mój stary lubi mnie mieszać z błotem. A robi to szczególnie wtedy, gdy przyjeżdża Eric. Marzy, żebym był taki jak on.
Momentalnie zrobiło mi się głupio, że tak naciskałam.
– Przepraszam – powiedziałam. – Nie miałam pojęcia że..
– Nie przepraszaj to nie twoja wina. Ostatecznie cieszę się, że zostałaś. – powiedział ku mojemu zaskoczeniu. I dziękuję – dodał, chwytając mnie przy tym za dłoń tak niespodziewanie, że niemal podskoczyłam na siedzeniu. – Mało kto ma odwagę się sprzeciwić mojemu ojcu – dodał, uśmiechając się do mnie. – Jestem pod wrażeniem.
– Powiedziałam po prostu co myślę – wzruszyłam ramionami.
Nie uważałam, że to było coś „niesamowitego", jednak dla niego najwidoczniej znaczyło to bardzo wiele.
– Więc myślisz, że jestem świetny? – spytał po chwili, szczerząc się.
Uświadomiłam sobie, że nadal trzyma moją dłoń. Natychmiast ją zabrałam i pokręciłam głową.
– To akurat zmyśliłam, żeby dał ci spokój – stwierdziłam, nie chcąc podbudowywać jego zdecydowanie zbyt dużego ego.
Co prawda moje słowa były zupełnie szczere, ale nie zamierzałam tego przyznać.
– Ach tak? – uniósł brew, udając urażonego. – A ja już poczułem się przez ciebie doceniony.
– Nie przyzwyczajaj się. I tak w 99% przypadków mam cię za dupka – powiedziałam, żeby za dużo sobie nie wyobrażał.
Nadal za nim nie przepadałam.
– A ten jeden procent to twoja miłość do mnie? – spytał.
– Co najwyżej tolerancja.
– Jasne, jasne – mruknął, zmieniając stacje w radiu na jakieś rockowe kawałki.
– Ej, wolałam słuchać Olivii Rodrigo – wyciągnęłam dłoń, żeby znowu zmienić stacje na poprzednią.
– Na twoje nieszczęście to mój samochód – stwierdził, po raz kolejny, wciskając przycisk.
Uwielbiał się ze mną droczyć. Oboje byliśmy uparci, a ja nie zamierzałam dać za wygraną, nawet jeśli chodziło tylko o głupie radio. Przełączyłam więc stacje po raz kolejny. Ku mojemu zdziwieniu Reed odpuścił sobie dalsze przekomarzanie się.
– No dobra, niech ci będzie – powiedział, na co spojrzałam na niego zaskoczona. Przecież Reed zawsze stawiał na swoim. – W nagrodę za to, że wyprowadziłaś mojego starego z równowagi.
– Ja? – spytałam z niedowierzaniem.
– Nie jest przyzwyczajony do tego, że ktoś się z nim nie zgadza – stwierdził. – Bardzo liczył na to, że go poprzesz. Już z daleka widziałem, jak z nerwów zaczęła mu drgać powieka – powiedział, uśmiechając się przy tym zadowolony. – Pewnie miał ochotę ci powiedzieć, że jesteś gówniarą i gówno wiesz o życiu, ale trochę się pohamował i ubrał to w delikatniejsze słowa.
Zaśmiałam się, myśląc o tym, że ojciec Reeda faktycznie wyglądał jakby chciał nas udusić.
– Minąłeś skręt – zauważyłam, gdy nadal jechaliśmy prosto, choć powinniśmy skręcić w boczną drogę.
Wiedziałam, że był dziś mocno rozkojarzony, ale nie sądziłam, że aż tak.
– Nie – pokręcił głową. – Wszystko w porządku.
– Ej to nie jest droga do mojego domu – zaprotestowałam.
Co on znowu kombinował?
– Bo najpierw musimy zahaczyć o jedno miejsce – oznajmił. – Muszę coś załatwić. To ważne.
– No dobra – zgodziłam się, bo w sumie nie zależało mi jakoś bardzo na tym, żeby szybko wrócić do domu. – Mam tylko nadzieję, że nie potrwa to jakoś długo – dodałam, nie chcąc, żeby pomyślał sobie, że cieszę się z tego, że spędzę z nim więcej czasu.
Bo przecież wcale się nie cieszyłam.
– Nie potrwa – zapewnił mnie.
Gdy piętnaście minut później Reed zaparkował pod moim ulubionym lokalem z burgerami byłam w szoku.
A więc to była ta jego sprawa do załatwienia.
– Przecież jesteśmy już po kolacji – zauważyłam, mimowolnie się uśmiechając.
– Oj daj spokój – pokręcił głową. – Ja nie mogłem nic przełknąć, a ty też prawie nic nie zjadłaś. Chcę ci wynagrodzić ten beznadziejny wieczór.
W sumie miał rację. Nałożyłam sobie małą porcję, a przez nieprzyjemną atmosferę ostatecznie nawet nie dojadłam wszystkiego.
– Teraz już nie boisz się zatrucia pokarmowego? – zaśmiałam się, przypominając sobie jego niechęć do tego miejsca, gdy byliśmy tu ostatnim razem.
Zarzekał się wtedy, że nic tu nie zje i uparcie twierdził, że burgery z takiej speluny na pewno muszą być niedobre. A teraz sam mnie tu zabrał.
– Dla ciebie mogę zaryzykować – mrugnął do mnie.
W lokalu było już prawie pusto. Gdy weszliśmy do środka Pani za ladą oznajmiła, że za dziesięć minut zamykają i nie przyjmują już zamówień.
No cóż, to nici z jego planu.
– Och nie – Reed udał załamanego. – Na pewno nie uda się jeszcze zamówić dwóch burgerów? Moja dziewczyna miała bardzo ciężki dzień i jedyne, o czym dziś marzyła to burger od was – dodał, obejmując mnie niespodziewanie ramieniem. – Cały dzień o tym mówiła. Miałem nadzieję, że jeszcze zdążymy – dodał.
Dziewczyna? Co on odwalał?
Reed zaczął opowiadać o moim rzekomym „fatalnym dniu", a brzmiał przy tym tak przekonująco, że na miejscu kasjerki na pewno bym w to uwierzyła.
Nie wiedziałam czy powinnam być pod wrażeniem tego, jak dobrze zmyślał, czy raczej martwić się tym, że kłamanie przychodziło mu z taką łatwością.
– Cóż, może moglibyśmy zrobić wyjątek – kobieta podrapała się po głowie.
– Jest Pani Aniołem – Reed uśmiechnął się do niej, dając jej banknot studolarowy.
Gdy kobieta zaczęła wydawać mu resztę odparł:
– Nie trzeba, to napiwek.
Byłam zszokowana, że zostawia napiwek o wiele większy niż wartość naszego zamówienia.
– Niezły z ciebie aktor – powiedziałam, gdy wyszliśmy z burgerami na zewnątrz i skierowaliśmy się w stronę auta.
– Mam wiele talentów.
– Na przykład talent do bajerowania kasjerek, żeby zamknęły lokal po godzinach?
– Zazdrosna jesteś? – spytał, unosząc brew. – Nie martw się, zrobiłem to wszystko dla mojej dziewczyny.
– Masz głupie pomysły – pokręciłam głową. – Ale tym burgerem pozytywnie mnie zaskoczyłeś – przyznałam.
– Jeszcze nieraz cię zaskoczę – mrugnął do mnie.
Doszłam do wniosku, że Carter Reed umiał być naprawdę uroczy, choć trudno było mi w to uwierzyć.
Czasem nawet lubiłam spędzać z nim czas. I trochę mnie to przerażało.
_____________________________________________________
Hejka, dajcie znać czy rozdział się podobał.
Wyjeżdżam jutro i wracam po świętach, więc myślę że kolejny wpadnie dopiero za tydzień w środę. Mam nadzieję, że wytrzymacie :D Wesołych świat :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top