10.

CARTER:

Przez te korki zupełnie straciłem poczucie czasu. I choć próbowałem kilka razy zbliżyć się do Aurelii, to każda próba kończyła się tym, że dziewczyna patrzyła na mnie podejrzliwie. A że nie chciałem dostać książką po głowie, co byłoby bardzo prawdopodobne, to musiałem się wtedy wycofywać. Bo gdy ja robiłem krok w przód ona robiła dwa kroki w tył.

Plus tego, że marnowałem czas na korepetycje był taki, że mój ojciec wydawał się być zadowolony, gdy przyprowadziłem Aurelie do domu. Oczywiście musiał mnie przy niej nazwać debilem, ale to akurat było dla niego typowe. Zawsze byłem dla niego tym gorszym dzieckiem. Tym, którego musiał się wstydzić i świecić za niego oczami. Nie dorastałem Ericowi do pięt. A on lubił to podkreślać przy każdej możliwej okazji. Cieszyłem się, że mój brat wyprowadził się rok temu, więc nie musiałem słuchać tego pieprzenia na co dzień.

– Muszę przyznać, że jest serio niezła – Dylan wyrwał mnie z rozmyślań, patrząc w stronę drzwi wejściowych domu Brooks.

– Co? – spojrzałem na niego nieprzytomnie.

– No Aurelia. Kojarzę ją z widzenia, ale jakoś nigdy nie zwracałem na nią uwagi – wyjaśnił. – A jest serio ładna, nie?

– Może – wzruszyłem ramionami.

Oczywiście, że była. Miała w sobie coś elektryzującego. Te duże niebieskie oczy, długie proste włosy i słodkie dołeczki w policzkach. Do tego była strasznie nieprzewidywalna. W ciągu godziny miała takie huśtawki nastroju, że nigdy nie wiadomo, czego można było się po niej spodziewać. Nie dało się z nią nudzić. Podobało mi się w niej to.

Była...

Jedynie moim środkiem do sukcesu. Musiałem o tym pamiętać.

– To co dalej? – Dylan uniósł brew, odpalając fajkę i przyglądając mi się uważnie. – Gdzie tym razem ją zabierzesz?

– Nie wiem – westchnąłem. – Chyba skończyły mi się pomysły – przyznałem zgodnie z prawdą.

Nie miałem pojęcia, co jeszcze mógłbym zrobić, żeby na mnie poleciała.

– Może zaproś ją na nasz jutrzejszy koncert? – zaproponował.

Graliśmy jutro w Dark Angel. Był to okoliczny klub, w którym dawały koncerty amatorskie kapele rockowe. Chętnie nas zapraszali, a my chętnie z tego korzystaliśmy. Szczerze to kochaliśmy, a widok dobrze bawiącego się tłumu był niczym miód na nasze serca.

– Myślisz, że przyjdzie? 

Szczerze w to wątpiłem. Takie imprezy raczej nie były w jej stylu.

– Nie wiem, ale mógłbyś jej zadedykować jakąś piosenkę – stwierdził. – To byłoby romantyczne.

No cóż, pewnie każda inna laska umarłaby ze szczęścia. Ale nie Aurelia. Oj, nie. W jej przypadku byłoby zupełnie odwrotnie.

– Tylko by się wkurzyła – pokręciłem głową. Już wyobrażałem sobie tę scenę. Gdybym powiedział przez mikrofon, że śpiewam dla niej to pewnie wykrzyczałaby, że mnie nie zna, uciekła z klubu, a na deser dostałbym sms'a z informacją, że strasznie fałszowałem.

– Może masz racje – pokiwał głową Dylan.

– W sumie to mam pewien pomysł – powiedziałem po chwili.

I choć moje ostatnie pomysły nie skończyły się najlepiej, to z każdym kolejnym liczyłem na to, że tym razem wypali.

A Aurelia za każdym razem boleśnie uświadamiała mi, że jestem tylko niepoprawnym optymistą.

***********

Siedziałem w dusznej sali biologicznej zastanawiając się, w jaki sposób zaprosić Brooks na nasz dzisiejszy koncert. Przez chwilę myślałem, żeby napisać jej karteczkę, ale pewnie, tylko by ją zignorowała. Gdy zabrzmiał dzwonek postanowiłem, więc podejść do niej i do jej przyjaciółki.

Liczyłem na to, że Melody namówi ją na to wyjście. Z tego, co zauważyłem to w ich przyjaźni to ona była tą bardziej towarzyską i imprezową.

W niej cała nadzieja.

Nie zawiedź mnie Melody.

– Macie jakieś plany na wieczór? – spytałem, zaczepiając je pod wyjściem z sali.

– Jezu Reed, czy ty musisz zawsze zjawiać się znikąd? – odpowiedział mi ten wkurzony głosik, do którego zacząłem się już powoli przyzwyczajać.

– A czemu pytasz? – zainteresowała się Melody. Podczas gdy Aurelia mierzyła mnie nienawistnym wzrokiem ona uśmiechała się do mnie przyjaźnie.

W jej głosie wyczułem ekscytacje, a to oznaczało, że mogło mi się udać, jeśli dobrze to rozegram. Wiedziałem, że nie mogę być tak nachalny jak ostatnio. Muszę je zaprosić, ale jednocześnie udawać, że nie zależy mi jakoś specjalnie na ich przybyciu. Tylko wtedy miało to szansę wypalić.

– Gram koncert z chłopakami w Dark Angel – wyjaśniłem. – Może byście wpadły?

– Pewnie – ucieszyła się dziewczyna.

– Odpada – zaprotestowała w tym samym czasie Aurelia.

No cóż, tego w sumie się spodziewałem. Mogłem jedynie liczyć na to, że zmieni zdanie.

– To wy sobie to ustalcie, a ja was zostawię – odpowiedziałem, szczerze, licząc na siłę perswazji Melody.

***

Gdy weszliśmy do klubu kręciło się w nim już pełno osób. Woń papierosów, mieszała się z ciemnym dość mrocznym klimatem. Rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu tej jednej dziewczyny, na której obecności najbardziej mi dziś zależało, jednak nigdzie jej nie widziałem.

Zauważyłem za to Laurę.

Czułem, że tu będzie. Zjawiała się na naszych wszystkich występach. Pomachała mi i już miałem do niej podejść, ale Mason pociągnął mnie za ramię w drugą stronę.

– Później – powiedział. – Nie ma teraz czasu na takie głupoty. Wchodzimy za dziesięć minut.

Skinąłem głową i poszedłem z chłopakami na zaplecze, żeby się przygotować.

– Jeśli twoja księżniczka się nie zjawi, to nasze starania pójdą na marne – mruknął Dylan.

Dobrze wiedziałem, o co mu chodzi. Wczoraj zmusiłem chłopaków do przygotowania nowej piosenki. Ćwiczyliśmy ją chyba z dwie godziny. Zwiędły nam uszy i cała ekipa miała ochotę mnie zamordować za wybór takiego utworu.

To był mój numer popisowy, specjalnie dla Brooks.

Dla Brooks, która najwidoczniej olała moje zaproszenie. Było mi nawet trochę przykro, bo tym razem serio włożyłem w mój pomysł dużo serca.

Gdy po czterech zagranych numerach nadal nigdzie jej nie widziałem straciłem nadzieje na pomyślność mojego planu. Zrobiliśmy chwilę przerwy by napić się wody, a gdy schodziłem ze sceny na widowni mrygnęły mi blond włosy. Było dość ciemno, więc nie byłem pewny, ale przyjrzałem się uważnie i już po chwili wiedziałem, że to ona.

Wyglądała... gorąco. W sumie to mało powiedziane. Wyglądała zajebiście.

Miała na sobie czarną obcisłą sukienkę, łańcuch z krzyżem, skórzaną kurtkę i czarne botki. Jeszcze nigdy nie widziałem jej w takim wydaniu. 

Cholera, musiałem się skupić. Nie było czasu na myślenie o głupotach.

Zeskoczyłem ze sceny i skierowałem się w jej stronę.

– Przyszłaś – uśmiechnąłem się do niej. – I nawet wczułaś się w klimat – przyznałem z uznaniem, patrząc na jej sukienkę.

Ciekawe, jak wyglądałaby bez niej.

– Mogę posłuchać jak fałszujesz – wzruszyła ramionami.

Czyżby wystroiła się dla mnie? Może jednak zrozumiała wczoraj, że jej się podobam? Wiedziałem, że bez powodu by się tak nie ubrała. To nie było w jej stylu. Wyglądała tak wyzywająco.

– Jeszcze cię zaskoczę – mrugnąłem do niej, po czym wróciłem na scenę.

Pora wcielić w życie mój plan. Nie wierzyłem, że ten dzień, kiedykolwiek nastąpi.

Miałem nadzieję, że nikt tego nie nagra. Nie chciałbym, żeby ludzie to zapamiętali.

– She's got, a family in Carolina, So far away, but she says I remind her of home – zacząłem śpiewać początek piosenki Harry'ego Styles'a.

Nawet z daleka w klubowej ciemności widziałem, jak Aurelia patrzy na mnie z niedowierzaniem. Przez cały utwór nie spuszczałem z niej wzroku, by dać jej do zrozumienia, że dedykuje tę piosenkę dla niej.

– A niby nie lubisz tego gówna – zaśmiała się, gdy zszedłem ze sceny.

Po raz pierwszy był to szczery śmiech. Była pod wrażeniem, czułem to. 

– Nie wszystkie jego piosenki są tragiczne – wzruszyłem ramionami.

Prawda była taka, że wszystkie były tragiczne, a ja wybrałem po prostu najmniejsze zło. Ale nie musiała wiedzieć, że tak sądzę.

– Ach tak? – uniosła brew. – A więc to twoja ulubiona?

– Nie –  pokręciłem głową. – To jedna z tych, od których moje uszy nie krwawią.

– Przyznaj, że tak naprawdę jesteś skrytym fanem Harry'ego Styles'a.

Najpierw nazwała mnie skrytym gejem, a teraz skrytym fanem Styles'a. A ja sam nie wiedziałem, co gorsze.

– Wiesz, że zagrałem to dla ciebie, prawda? – spytałem.

Aurelia wpatrywała się we mnie zszokowana, a Melody pisnęła podekscytowana.

– Ale to romantyczne – powiedziała przyjaciółka dziewczyny.

No cóż, przynajmniej ona doceniła moje starania.

Gdy z nimi rozmawiałem ciągle czułem na sobie uważny wzrok Laury. Mrużyła oczy, przyglądając się Aurelii i najwyraźniej nie była zbytnio zadowolona z tego, że widzi nas razem. I choć tak naprawdę nic nas już nie łączyło, to coś mi mówiło, że nie do końca przyjęła to do wiadomości.

Co prawda spotykaliśmy się jeszcze dwa miesiące temu. Początkowo było fajnie. Wspólne imprezy, świetny seks i niezobowiązujące spotkania. Problem zaczął się w momencie, gdy jej przestało to wystarczać. Liczyła na jakąś deklarację z mojej strony. Chciała czegoś poważniejszego. A ja? Nie byłem w stanie jej tego dać.

Nie bawiłem się w związki. Zamierzałem korzystać z życia, a nie ograniczać się w taki sposób.

Gdy dziewczyna ruszyła w naszą stronę, postanowiłem uniknąć katastrofy i pogadać z nią na osobności. Wiedziałem, że była dość wybuchowa, więc wolałam nie sprawdzać co aktualnie siedzi jej w głowie.

– Niedługo wracam – oświadczyłem, po czym skierowałem się w stronę brunetki.

– Hej – powiedziałem, uśmiechając się do dziewczyny. – Wychodzę na fajkę, zapalisz ze mną?

Nie chciałem, żeby Aurelia usłyszała naszą rozmowę. Brunetka skinęła głową i po chwili wyszliśmy razem na zewnątrz.

– Spotykasz się z nią? – spytała bez ogródek. I choć nie byliśmy razem to w jej głosie wyczułem pretensje.

– Z kim? – postanowiłem udawać głupiego, choć doskonale wiedziałem, o kogo jej chodzi.

– Z tą blondynką, z której nie spuszczałeś wzroku. To ta z filmiku prawda?

Cholera.

Zastanawiałam się co odpowiedzieć. Wyczułem w niej zazdrość. Zdążyłem już poznać ją na tyle, by wiedzieć, że gdy ktoś zalazł jej za skórę potrafiła się nieźle mścić. A przecież to ona nagrała filmik, na którym Aurelia zaświeciła majtkami. Nie chciałem, żeby w przypływie zazdrości znowu go gdzieś udostępniła. Na pewno byłaby do tego zdolna.

– Nie – pokręciłem głową, zaciągając się dymem. – Znaczy tak, to ona, ale nie spotykam się z nią. To koleżanka z klasy. Udziela mi korków. Chciałem jej oszczędzić takiej kompromitacji, bo się przyjaźnimy.

Miałem nadzieję, że nie będzie drążyć tematu.

– Och, a więc nie masz nikogo? – spytała a w jej głosie wyczułem nadzieje.

– Nie.

– To może wpadniesz do mnie dzisiaj? Stęskniłam się za tobą – powiedziała, przysuwając się do mnie. – Było nam razem tak dobrze. Moglibyśmy to powtórzyć.

– Zobaczę czy będę miał czas. Muszę wracać do chłopaków – oznajmiłem, gasząc papierosa.

Oczywiście, że miałem ochotę do niej wpaść. Była piękna, cholernie gorąca i świetna w łóżku. Ale nie chciałem powtórki z rozrywki.

A jeśli mój plan miał wypalić musiałem być ostrożny.

___________________

Hejka, jak wrażenia :)? 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top