7.

Wpatrywałam się wściekła w Reed'a, a w mojej głowie powstawało mnóstwo scenariuszy dotyczących tego, jak mogłabym go zamordować na milion sposobów. On jednak nic sobie z tego nie robił. 

- W takim razie wszystko uzgodnione, tak? - spytała nauczycielka, wyrywając mnie z letargu. 

Uzgodnione? Nic nie było uzgodnione! O nie, musiałam jej powiedzieć, że nie ma takiej opcji, żebym zrobiła z nim tę prezentację. Nie mogłam tak po prostu się na to zgodzić.

- Pani Johnson ja nie... - zaczęłam, jednak w tym momencie rozdzwonił się telefon kobiety. 

- Och przepraszam was kochani, muszę odebrać. To ze szkoły mojego syna - powiedziała, po czym odebrała telefon. - Halo? Co zrobił? Och, zaraz będę - oznajmiła, po czym podniosła się z fotela. - To dziecko mnie wykończy - westchnęła. - Muszę lecieć. Jakbyście mieli jeszcze jakieś pytania co do prezentacji to napiszcie do mnie wiadomość, dobrze? Do widzenia.

- Ale...

- Oczywiście, do widzenia - odpowiedział jej Reed, po czym jak gdyby nigdy nic odwrócił się i odszedł. 

Pani Johnson również szybko zniknęła. Zostałam sama, zastanawiając się co się tu do cholery wydarzyło.

Wściekła ruszyłam za Reed'em, który nie oglądając się za siebie, skierował się w stronę szafek. Melody, rzuciła mi pytające spojrzenie. Wiedziałam, że umierała z ciekawości i liczyła na to, że od razu opowiem jej co się stało. Ja nie miałam jednak teraz czasu na żadne wytłumaczenia. Szłam przed siebie, czując jak cała buzuje z wściekłości. 

Cholerny Reed. Nie dość, że zafundował mi załamanie nerwowe, to teraz najwyraźniej świetnie się  bawił, robiąc mi na złość.

- Ej - nagle poczułam szarpnięcie za ramię. Odwróciłam się i spojrzałam na niczego nieświadomą Mel. - A ty gdzie? 

- Idę rozmówić się z Reed'em - oznajmiłam, na co moja przyjaciółka zrobiła wielkie oczy, po czym złapała mnie za rękę, próbując odciągnąć mnie w drugą stronę.

- O nie, nie ma mowy - zaprotestowała. - Aurelia, przecież ustaliłyśmy, że to nie jest dobry pomysł - mówiła, próbując mnie powstrzymać, jednak ja nadal szłam przed siebie. - Nie możesz...

Zatrzymałam się gwałtownie, przez co dziewczyna na mnie wpadła.

- To może mam przemilczeć to, że powiedział Pani Johnson, że zrobimy razem prezentacje na jutro? - spytałam zdenerwowana, na co jej wyraz twarzy momentalnie się zmienił. Chyba była jeszcze bardziej wściekła niż ja.

Chyba się tego nie spodziewała. No cóż, ja też się nie spodziewałam.

- Że co ten kretyn niby zrobił? - spytała z niedowierzaniem. - Ale ma tupet! Niewiarygodne - parsknęła, po czym zaciskając pięści ruszyła w stronę Reed'a, który właśnie rozmawiał z Dylan'em.

O nie, to musiało się skończyć katastrofą. 

- Mel, zaczekaj. Sama z nim pogadam - powiedziałam, próbując ją powstrzymać, przed rozpętaniem trzeciej wojny światowej, jednak było już za późno. 

- Co ty sobie niby wyobrażasz?! - podniosła głos, przez co kilka osób obok nas odwróciło głowy z zainteresowaniem. - Myślisz, że po tym wszystkim możesz jeszcze sobie robić głupie żarty do cholery? - warknęła w stronę Reed'a. 

Jezu, musiałam ją jakoś uspokoić. Jeszcze tylko tego mi brakowało, żeby wszyscy zaczęli o nas plotkować.

- Mel, nie warto - powiedziałam do niej, licząc na to, że odpuści, jednak najwyraźniej ona dopiero się rozkręcała.

Dylan obserwował całą tę scenę wyraźnie skołowany. Reed z kolei wydawał się być nieporuszony. Tak jakby wszystko dookoła było mu zupełnie obojętne. 

- Powinnam dać ci w twarz za to co zrobiłeś - kontynuowała wściekła Mel. - Ale widzę, że ktoś już ci nieźle przywalił, co bardzo mnie cieszy - dodała, patrząc na jego siniaki. 

Dylan stojący obok parsknął śmiechem, co jeszcze bardziej ją podburzyło. 

- A ty się tak głupio nie ciesz, bo wiem, że też maczałeś w tym palce - powiedziała mrużąc oczy, na co uśmiech momentalnie zszedł z twarzy chłopaka. - Oboje jesteście siebie warci.

- To ja was może zostawię - Dylan podrapał się po głowie, po czym poklepał Reed'a po ramieniu - powodzenia stary. Pomodlę się za ciebie. 

- No? - Melody ponownie przeniosła wzrok na Reed'a. - Wytłumaczysz nam to? Jest jakieś inne wyjaśnienie tej sytuacji, niż to, że jesteś skończonym kretynem, którego bawi nieszczęście innych? - wycedziła, przez zęby.

- Wytłumaczę Aurelii - odezwał się w końcu Reed. Wyglądał tak, jakby słowa Mel nie zrobiły na niego żadnego wrażenia. - O ile będzie chciała, ze mną rozmawiać bez adwokata - dodał ironicznie, na co dziewczyna po raz setny posłała mu mordercze spojrzenie. 

Przyjaciółka przeniosła wzrok na mnie, tak jakby chciała się upewnić czy chce zostać z Reedem sam na sam. 

Czy chciałam? Nie miałam pojęcia. No bo jak po tym wszystkim mieliśmy rozmawiać? Czułam się jednak wściekła, przez to co przed chwilą zrobił i miałam nadzieję, że będzie miał na to jakieś zajebiście dobre wytłumaczenie. 

- W porządku Mel - powiedziałam. - Zostaw nas samych. 

- Dobra - zgodziła się, jednak nie wydawała się być do końca przekonana do tego pomysłu. - Ale jeśli nadal będziesz coś odwalał to nie będę już taka miła - zwróciła się do Reed'a celując w jego twarz palcem z długim czerwonym paznokciem. Chyba nie żartowała z tym, że chce mu wydłubać oczy.

- A więc do tej pory byłaś miła? - parsknął z niedowierzaniem. - Jakoś nie zauważyłem.

- Jak dla ciebie to i tak za bardzo - odparła, po czym odwróciła się i odeszła spory kawałek, jednak na tyle blisko by nadal mieć nas w zasięgu wzroku. 

- Więc? - spojrzałam zirytowana na Reed'a, gdy zostaliśmy sami. - Postanowiłeś nadal zatruwać mi życie, tak? 

- Zatruwać życie? - spytał zdziwiony, jakby nie rozumiał o co mi chodzi.

Czułam, że zaraz wybuchnę. Czy on był głupi, czy tylko udawał?

- A co? Może jest jakieś inne wyjaśnienie, tego, że zgodziłeś się na propozycję Pani Johnson? 

- Muszę poprawić oceny - odpowiedział, wzruszając ramionami. 

- I nagle jest to dla ciebie takie ważne? - spytałam. 

Jego wytłumaczenie było dla mnie idiotyczne. Doskonale wiedziałam, że nie zależy mu na ocenach. Może i były dla niego ważne, do czasu konkursu. Ale teraz? Przecież już dostał to co chciał, więc nie wierzyłam w to, że nagle postanowił stać się dobrym uczniem. To było po prostu niemożliwe.

- Nie, nie jest ważne - pokręcił głową. - Mam to gdzieś. Ale obiecałem ojcu, że poprawie wszystkie oceny na C i wiem, że jeśli nie dotrzymam słowa, to będę miał przesrane. Pewnie uziemi mnie na całe wakacje. A jeśli zrobienie głupiej prezentacji ma mi zapewnić święty spokój to wchodzę w to - dodał. - Nie musisz mi pomagać. Zrobię ją sam i powiem, że to była nasza wspólna praca. 

Zdziwiło mnie to, że wyszedł z taką propozycją. Byłam przekonana, że zgadzając się na zrobienie prezentacji, chciał mnie jedynie wkurzyć.

- Przeczytałeś w ogóle tę lekturę? - spytałam, zastanawiając się czy Reed podoła zadaniu. Szczerze w to wątpiłam. 

- Przeczytałem - powiedział, na co odetchnęłam z ulgą. - Streszczenie - dodał, na co zmarszczyłam brwi. - I obejrzałem film.

- Cudownie. Po prostu cudownie - westchnęłam. - W takim razie mam nadzieję, że się zajebiście mocno postarasz. 

- Ależ oczywiście - odpowiedział z ironicznym uśmieszkiem, przez który miałam ochotę go rozszarpać.

Naszą rozmowę przerwał dźwięk dzwonka. I całe szczęście, bo nie miałam już ochoty na to, żeby z nim dłużej rozmawiać. Nie miałam nawet ochoty na niego patrzeć. Zgodził się na tę cholerną  prezentację, wiedząc, że nie ma pojęcia o tej lekturze. Pewnie od początku zaplanował to, że ja odwale za niego całą robotę. 

- I co? - Melody spojrzała na mnie zniecierpliwiona. - Pogodziliście się?

- Zwariowałaś? - parsknęłam. - Nie ma takiej opcji. 

- Uff - odetchnęła z ulgą. - Bo już myślałam, że znowu będę ci musiała zrobić godzinny wykład na temat tego, dlaczego Reed to tragiczny materiał na chłopaka - dodała szeptem, tak żeby nikt oprócz mnie tego nie słyszał.

- Spokojnie, nie musisz - odpowiedziałam. - Sama to doskonale wiem. 

**************

REED:

Gdy wszedłem do biblioteki od razu ją zauważyłem. Siedziała przy komputerze, intensywnie nad czymś myśląc. Wyglądała uroczo, gdy była taka skupiona.

- Mówiłem, że zrobię te prezentację - powiedziałem, stając za jej plecami, przez co niemal podskoczyła przerażona. Wiedziałem, że się mnie tu nie spodziewała. 

Odwróciła się i rzuciła mi wkurzone spojrzenie. 

- Co ty tu robisz?

- Czułem, że cię tu znajdę  - wyjaśniłem. W końcu lubiła się uczyć w tej bibliotece. Gdy dawała mi korki, to też często tu siedzieliśmy - Zawsze musisz mieć kontrolę nad sytuacją, prawda?

Dziewczyna zmrużyła oczy. Zdecydowanie nie podobało jej się moje towarzystwo. No cóż, spodziewałem się, że tak będzie. 

- Martwiłam się, że to zadanie może cię przerosnąć - odparła sarkastycznie. - Dlatego postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. 

- Ciebie chyba też przerasta - stwierdziłem, wskazując na ekran monitora, na którym widniały niemal puste slajdy. Najwyraźniej jeszcze nic nie zrobiła. A więc istniała minimalna szansa na to, że przyjmie moją pomoc.

- Jestem zmęczona - westchnęła. - Musiałam tu przyjechać prosto po szkole. A teraz muszę sama nad tym siedzieć przez kilka godzin i...

- Nie musisz siedzieć sama. Zrobimy to razem - zaproponowałem, na co dziewczyna pokręciła głową. Najwyraźniej jednak nie widziała takiej opcji, żebyśmy współpracowali. Ja też wiedziałem, że byłoby to trudne, ale nie zamierzałem się poddawać. Czułem, że to moja ostatnia szansa na to, żebyśmy porozmawiali.

- Nie mam teraz ochoty na żadne kłótnie, Reed - odparła. Wyglądała na bardzo zmęczoną. Miała podkrążone oczy. Musiała tu już siedzieć dłuższy czas. - Muszę się skupić na prezentacji. Chcę to po prostu skończyć i wrócić do domu. 

- Nie chcę się z tobą kłócić, Aurelia - odparłem, zgodnie z prawdą. Też byłem już zmęczony całą tą sytuacją. - Chcę ci po prostu pomóc z tą prezentacją. W końcu ja nas w to wpakowałem - dodałem. - Nie musimy nawet rozmawiać. Nie chcę żebyś siedziała nad tym sama. 

- Poradzę sobie - mruknęła. 

- Nie wątpię - nie dawałem za wygraną. Tak cholernie zależało mi na tym, żeby w końcu normalnie z nią porozmawiać. - Ale może jednak na coś ci się przydam. Po prostu powiedz czego potrzebujesz i...

- Czego potrzebuje? - spytała zirytowana. - Trzech rzeczy. Kawy, ciszy i świętego spokoju. Kawy nie dostanę, bo automat na korytarzu jest zepsuty. A dopóki tu stoisz, to nie mam też ciszy i spokoju. 

- Dobra - uniosłem dłonie w geście kapitulacji. - Zrozumiałem.

I choć bardzo chciałem jakoś naprawić tę sytuację między nami, to Aurelia była na mnie tak cięta, że wiedziałem, że dogadanie się z nią graniczyło z cudem. Nie mogłem jej winić. W końcu spieprzyłem sprawę po całości. Sam na jej miejscu, pewnie zachowywałbym się dokładnie tak samo. 

Odwróciłem się, po czym skierowałem się w stronę wyjścia z budynku.

**********

Hejka! Dziś od razu wpadają dwa rozdziały. To mój prezent dla was na mikołajki :D 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top