3.

AURELIA:

Chciało mi się wyć. 

Reed doprowadził mnie na skraj załamania nerwowego.

W tej całej sytuacji pocieszające było to, że choć raz był ze mną szczery. Przyznał się do błędu i opowiedział mi o wszystkim od początku. Widziałam, że żałował. I choć tak bardzo chciałam go po tym wszystkim znienawidzić, to przychodziło mi to z niemałym trudem.

Gdy powiedział, że zaczął coś do mnie czuć, byłam w szoku. Nie sądziłam, że traktował naszą relację na poważnie. A przede wszystkim nie sądziłam, że ja poczuję też coś do niego. To wydawało się być tak głupie i nierealne. Targało mną tyle sprzecznych emocji, z którymi nie potrafiłam sobie poradzić. 

Powinnam stamtąd odejść i uciąć z nim jakikolwiek kontakt. Powinnam wykrzyczeć mu w twarz, że go nienawidzę i nie chce go nigdy więcej widzieć. Powinnam wymazać z pamięci wszystkie wspomnienia dotyczące naszych wspólnie spędzonych chwil. 

Problem w tym, że nie potrafiłam. Dlaczego nie potrafiłam wykreślić ze swojego życia tego beznadziejnego chłopaka, który tak bardzo mnie zranił?

- Wszystko w porządku? – usłyszałam głos Logana.

Skinęłam głową, próbując przybrać neutralny wyraz twarzy. 

Nic nie było w porządku. Już dawno nie czułam się tak beznadziejnie jak dziś. Może nawet nigdy się tak nie czułam.

- Jedźmy stąd, proszę – posłałam mu błagalne spojrzenie.

- Jasne – skinął głową, nie zadając zbędnych pytań, za co byłam mu wdzięczna. Nie miałam siły ani ochoty, aby teraz o tym rozmawiać. 

Na szczęście szybko udało nam się złapać taksówkę. Czułam, że nie wytrzymałabym w tamtym miejscu ani chwili dłużej. Usiedliśmy z tyłu, a Logan podał taksówkarzowi adres hotelu.

- Jak się czujesz? – spojrzałam zmartwiona na chłopaka, który przecierał chusteczką zakrwawiony nos. – Może powinien cię zobaczyć lekarz? – zaproponowałam, na co Logan się zaśmiał, kręcąc głową.

Reed nieźle go załatwił. Byłam przerażona, gdy zobaczyłam z jaką furią się na niego rzucił. Nie sądziłam, że jest zdolny do tego, żeby w taki sposób potraktować swojego przyjaciela.

Może tak naprawdę w ogóle go nie znałam?

- Daj spokój, przeżyje - Logan machnął ręką. - Trochę się poszarpaliśmy, to nic wielkiego – zapewnił, próbując mnie uspokoić. 

- Nie mogę uwierzyć w to, że tak po prostu się na ciebie rzucił - powiedziałam, nadal próbując przetworzyć w głowie to, co się wydarzyło.

- No cóż, Carter potrafi być nieobliczalny - chłopak zaśmiał się sucho. Nie wydawał się być jednak zdziwiony całą tą sytuacją. Zupełnie tak, jakby się tego spodziewał.

Resztę drogi spędziliśmy w ciszy. Oparłam głowę o szybę, wpatrując się w mijane przez nas budynki. Choć było już późno, zdawało mi się jakby miasto dopiero budziło się do życia. Nie mogłam się doczekać aż zatopie się w wygodnym hotelowym łóżku i przeleżę tam całe kolejne dwa dni. I choć początkowo byłam podekscytowana wizją zwiedzania miasta, teraz czułam, że nie starczy mi na to energii.

- Jesteśmy na miejscu – usłyszałam głos taksówkarza, który wyrwał mnie z letargu. Nawet nie zauważyłam, że podjechaliśmy już pod nasz hotel.

Wyciągnęłam portfel, żeby zapłacić, jednak Logan mnie uprzedził.

- Daj spokój, ja zapłacę - powiedział stanowczo. 

- Nie - pokręciłam głową. - I tak wiszę ci już kasę za drinki. 

W końcu to on przez cały wieczór kupował nam alkohol. W dodatku zostawiał barmanowi niezłe napiwki, żeby zgodził się sprzedać nam alkohol bez dowodu. 

- Oj tam, to drobiazg - wzruszył ramionami. - Kartą - zwrócił się do taksówkarza. 

- Mam u ciebie coraz większy dług - stwierdziłam, gdy wysiedliśmy z auta. 

- Może kiedyś się odwdzięczysz - mrugnął do mnie, posyłając mi uśmiech.

Gdy doszliśmy pod drzwi naszych pokoi czułam się już tak niesamowicie zmęczona. Nie miałam siły zupełnie na nic. I choć marzyłam tylko o porządnej dawce snu, byłam pewna, że nie uda mi się zasnąć i spędzę całą noc na rozmyślaniu o tym, co się wydarzyło.

- Dziękuję, że dotrzymałeś mi towarzystwa – posłałam słaby uśmiech Loganowi, gdy stanęliśmy pod drzwiami od mojego pokoju. Zaczęłam grzebać w torebce, szukając karty magnetycznej do drzwi. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że być może ją zgubiłam. Jeszcze tylko tego brakowało, żeby ten wieczór był totalną katastrofą. W końcu jednak udało mi się ją odnaleźć, przez co odetchnęłam z ulgą. – Pójdę się już położyć, ty pewnie też jesteś zmęczony i chcesz już iść spać, więc...

Logan zaśmiał się nerwowo, na co spojrzałam na niego marszcząc brwi.

- Mam mały problem – wyjaśnił. – Dylan ma kartę do pokoju. Dzwoniłem do niego, ale nie odbiera. Ale to nic, poczekam na nich przy recepcji. Powinni niedługo wrócić.

- Zwariowałeś? - spojrzałam na niego z niedowierzaniem. - Przecież możesz poczekać u mnie.

- Nie no, nie chce ci przeszkadzać - pokręcił głową. Widziałam, że było mu z tym niezręcznie. - Mówiłaś, że jesteś zmęczona...

Nie mogłam uwierzyć w to, że naprawdę chciał siedzieć w recepcji aż do powrotu chłopaków. Oczywiście nie zamierzałam mu na to pozwolić. Nie po tym wszystkim, co dziś dla mnie zrobił. Otworzyłam drzwi i niemal siłą wciągnęłam go za rękę do pokoju

- Aurelia, mówię serio...- próbował jeszcze protestować, ale ja nie zamierzałam dać za wygraną.

- Ja też – odparłam stanowczo, dając mu do zrozumienia, że nie zmienię zdania. – Ty mnie nie zostawiłeś w potrzebie, więc ja też nie zamierzam cię zostawić. Musiałabym być okropnym człowiekiem, gdybym kazała ci czekać na recepcji.

Logan jeszcze przez chwilę się opierał, jednak w końcu postanowił odpuścić. 

- Dzięki – posłał mi uśmiech, po czym rozsiadł się wygodnie na fotelu.

Ja za to zrzuciłam z siebie buty i kurtkę, po czym z głośnym westchnieniem rzuciłam się na łóżko, ukrywając głowę w poduszce. Byłam wykończona. Czułam się tak, jakby ktoś mnie przejechał.

- Wiesz, jeśli chciałabyś o tym wszystkim porozmawiać...- zaczął Logan, patrząc na mnie ze zmartwieniem. – To chętnie cię wysłucham. Ale jeśli nie chcesz, to też rozumiem. To musi być dla ciebie trudne. 

Czy chciałam o tym rozmawiać? Nie byłam pewna. Wiedziałam jednak, że spędzimy dziś jeszcze razem trochę czasu, więc siedzenie w ciszy nie wydawało się być najlepszym pomysłem. A ja nie potrafiłam myśleć o czymkolwiek innym. 

- Reed przyznał się do tego, że początkowo chciał mnie tylko wykorzystać – powiedziałam, czując jak te słowa z trudem przechodzą mi przez gardło. Miałam nadzieję, że opowiedzenie chłopakowi o tym wszystkim, choć w jakimś małym stopniu przyniesie mi ulgę. – Mówił, że tego żałuje i że później już nie udawał, bo naprawdę zaczął coś do mnie czuć. Przyznał się do wszystkiego, niczego się nie wypierał. Pozostawił mi decyzję, czy dalej chce mieć z nim kontakt. A ja po prostu nie wiem. Nic już nie wiem...- urwałam, czując jak łamie mi się głos. 

Logan nic nie powiedział, jedynie patrzył na mnie ze współczuciem, zachęcając, żebym kontynuowała. I choć nie chciałam już wracać myślami do tego wszystkiego, to jednak czułam, że poczuję się lepiej gdy komuś o tym opowiem. 

- Bo z jednej strony tak bardzo chciałabym, żeby to wszystko się nigdy nie wydarzyło, wiesz? - kontynuowałam. - Żebym nigdy nie miała z nim nic wspólnego. A z drugiej strony nie potrafię zapomnieć o tych wszystkich dobrych momentach – mówiłam, czując coraz mocniejszy ucisk w brzuch. Dopiero uświadomiłam sobie, że nie jadłam nic od wielu godzin, ale chyba i tak nie byłabym teraz w stanie niczego przełknąć. – Czy to w ogóle ma jakikolwiek sens?

Chłopak skinął głową.

- To ma dużo sensu – przyznał. – Nie powiem ci, co masz robić. Nie jestem dobry w udzielaniu miłosnych rad. Po prostu musisz sobie to na spokojnie przemyśleć. Dać sobie czas. 

- Myślisz, że....- zawiesiłam się na chwilę, zastanawiając się, czy powinnam mu zadać to pytanie. Czy ja w ogóle chciałam znać na nie odpowiedź? Nie byłam pewna. To jednak było silniejsze ode mnie, musiałam spytać – To co mówił było prawdą? To, że naprawdę coś do mnie poczuł?

Logan głośno westchnął.

- Znam Reed'a nie od dziś i po prostu wiem jak wyglądały jego związki z dziewczynami. Jeśli to w ogóle można nazwać związkami - parsknął. - Bawił się nimi, manipulował nimi, a gdy do nich zaczęło to docierać i były wkurzone, próbował ratować sytuacje słodkimi słówkami i obietnicami, których nigdy nie spełniał – wyjaśnił. – Czy z tobą jest tak samo? Nie wiem. Ale szczerze mówiąc wątpię, że nagle magicznie się zmienił.

To co mówił miało dużo sensu. Przecież ludzie nie zmieniają się od tak. 

Dlaczego po tym wszystkim ja nadal robiłam sobie nadzieję? Dlaczego nadal wierzyłam w to, że w tych wszystkich wypowiedzianych przez niego kłamstwach było ziarenko prawdy? Dlaczego wierzyłam w to, że mógł się we mnie zakochać?

Do moich oczu znowu napłynęły łzy. Nie chciałam rozklejać się przy Loganie, ale to było silniejsze ode mnie. Chłopak widząc moją minę, podniósł się z fotela, po czym usiadł obok mnie na łóżku i objął mnie ramieniem. Było to w pewien sposób bardzo kojące.

- Wiem, że to cholernie boli - powiedział. - Ale poradzisz sobie z tym. Jesteś silniejsza niż myślisz - dodał, po czym sięgnął po paczkę chusteczek, leżącą na szafce nocnej. - Chyba powinniśmy zrobić cały zapas na dziś - dodał, podając mi jedną. 

- Dzięki - uśmiechnęłam się do niego. - Pójdę wziąć prysznic - oznajmiłam, podnosząc się z łóżka.

Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Wyglądałam koszmarnie. Miałam rozmazany makijaż i splątane włosy. Zrzuciłam z siebie ubrania i weszłam pod prysznic. Odkręciłam gorącą wodę. Stałam tak przez dłuższy czas, czując jak łzy nadal spływają mi po twarzy. Choć bardzo chciałam, nie byłam w stanie tego kontrolować.

Od zawsze kochałam ciepłe prysznice. Gdy miałam jakiś problem i potrzebowałam wyciszenia, potrafiłam spędzić całą wieczność stojąc pod strumieniem wody. Gorąca woda w pewien dziwny sposób dawała mi ukojenie.

Nie mogła jednak ukoić złamanego serca.

***************

REED:

Odeszła.

Aurelia zniknęła z Loganem. Po prostu wsiadła do taksówki, nie zaszczycając mnie ani jednym spojrzeniem. Znienawidziła mnie, czułem to. Choć tego nie powiedziała, wiedziałem, że pragnęła, żebym zniknął z jej życia. 

Odpalałem papierosa za papierosem, próbując choć trochę się uspokoić, jednak efekt był odwrotny, bo czułem się coraz gorzej.

- Nadal nie odbiera – stwierdził Dylan, a ja poczułem jak po raz kolejny podniosło mi się ciśnienie. – Chyba w ogóle wyłączył telefon.

Gdy Logan chwilę przed tym, jak zamknął drzwi taksówki posłał mi pełen wyższości uśmieszek, miałem ochotę go rozszarpać. Wiedziałem, że będzie chciał wykorzystać sytuacje i się do niej zbliżyć. Że będzie dalej robił ze mnie potwora w jej oczach. A przecież on sam nie był święty. Tylko takiego udawał. Od zawsze zgrywał tego idealnego. Idealny uczeń, chłopak i kumpel. Zawsze odwodził nas od głupich pomysłów, mówiąc, że się o nas martwi.

Boże, byłem taki głupi, że niczego się nie domyśliłem. Jak mogłem być tak naiwny? Jak mogłem uwierzyć w to, że tak po prostu odpuścił sobie Aurelie?

- Pewnie jest zbyt zajęty – parsknąłem.

- Przykro mi stary – Mason poklepał mnie po ramieniu.

- Mam nadzieję, że jakoś się dogadacie – odezwał się Dylan. – Chyba nie zamierzasz zaprzepaścić wieloletniej przyjaźni przez jakąś laskę? – spytał, na co zgromiłem go wzrokiem.

Czułem, że będzie bronił Logana. Byli ze sobą najbliżej. Znali się od dziecka. Już od przedszkola byli najlepszymi kumplami. Ja najdłużej znałem Masona i to do niego z całej ekipy miałem największe zaufanie.

- Tu nie chodzi o jakąś laskę – odpowiedziałem zirytowany. – Przed wyjazdem kłamał mi prosto w oczy, mówiąc, że wszystko gra, po czym za moimi plecami sprowadził tu Alexa, żeby odwalić jakiś pieprzony teatrzyk i wszystko spierdolić. Jak po tym wszystkim mam nazywać go przyjacielem? 

- No dobra, to było słabe – przyznał Dylan. – Ale najważniejsze jest to, że dostałeś to czego chciałeś, nie? Poprawiłeś oceny, wzięliśmy udział w konkursie, wygraliśmy nagrodę publiczności. Brooks nie jest ci już potrzebna, prawda?

Chciałbym, żeby tak było. Ale prawda była taka, że była mi potrzebna jak pieprzone powietrze.

- O cholera – Dylan spojrzał na mnie robiąc wielkie oczy, gdy ja nadal milczałem. – Nie mów, że na serio się w niej zabujałeś. Myślałem, że nie dożyję dnia w którym nasz kochany Carter Reed się zakocha.

- Oj zamknij się Dylan – burknąłem, bo powoli zaczął mnie wkurwiać.

Jeśli zamierzał robić sobie żarty to wybrał sobie nieodpowiedni moment, bo nie miałem na to siły.

- Dobra, stary, widzę że nie jesteś w humorze – odezwał się Alex. – Kumpel cię zdradził, laska cię zostawiła.

- Próbujesz mnie pocieszyć, czy co? – prychnąłem.

- Ja nie, ale wiem kto cię pocieszy – powiedział, wyciągając z kieszeni kurtki butelkę wódki. – Doktor Smirnoff.

Spojrzałem na niego z niedowierzaniem. Skąd on to do cholery wziął? Wiedziałem, że mój kuzyn był nieobliczalny i niezwykłe pomysłowy, ale nie sądziłem, że będzie w stanie skombinować alkohol w obcym mieście.

- Sprzedali ci alkohol? – spytałem, zastanawiając się jak to możliwe. 

- Mi nie – pokręcił głową z głupawym uśmieszkiem. – Ale Williamowi tak – dodał, sięgając po portfel, po czym pokazał nam fałszywy dowód.

Mason klasnął zadowolony.

- Jesteś genialny.

- Wiem, często to słyszę – Alex wyszczerzył się w odpowiedzi, przeciągając dłonią, po swoich potarganych blond włosach.

I choć czasami niemiłosiernie mnie wkurzał to w chwilach takich jak tak szczerze go uwielbiałem. Alex potrafił załatwić totalnie wszystko. Nie było dla niego rzeczy niemożliwych.

- No to teraz musimy znaleźć tylko jakąś dobrą miejscówkę do picia – stwierdził Dylan.

- Ten park za rogiem? – zaproponował Alex.

- Chcesz, żebyśmy jeszcze dostali mandat? – Dylan spojrzał na niego jakby był niepoważny. – Wróćmy do hotelu i napijmy się w pokoju.

- Jeśli zobaczę tam Logana to nie ręczę za siebie – ostrzegłem. Nie byłem w stanie nawet na niego patrzeć, po tym co zrobił. Czułem, że znowu byśmy się poszarpali. 

Dylan głośno westchnął. Widziałem, że był już tym wszystkim zmęczony i naprawdę marzył o tym, żebyśmy się dogadali. Ja jednak nie widziałem takiej opcji.

- A więc park – stwierdził, unosząc dłonie w geście kapitulacji. Nie podobał mu się ten pomysł, ale najwyraźniej, nie miał już siły, żeby się sprzeczać. – Jak mnie przez was aresztują to się wkurwię.

- Nikt nas nie aresztuje – zapewnił go Mason. – Będziemy ostrożni. 

- A jeśli coś pójdzie nie tak to najwyżej poderwiesz policjantkę i nas wypuszczą - stwierdził Alex. 

- A jeśli to będzie policjant? - Dylan zmarszczył brwi.

- No cóż, wtedy będziesz się musiał mocniej postarać - Alex wyszczerzył się do niego, na co Dylan trzepnął go w głowę. 

I choć  ja też nie byłem przekonany do tego genialnego planu, to jednak postanowiłem się zgodzić. Powoli było mi już wszystko jedno. 

Wtedy myślałem, że ten wyjazd nie może być jeszcze gorszy. Jak się szybko okazało, mocno się pomyliłem.

******

Podzielcie się wrażeniami pod relacją na ig: aniaszubert_autorka 



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top