1
Reed:
Czułem się tak, jakbym siedział pod tymi cholernymi drzwiami całą wieczność. Nie wiedziałem już, czy Aurelia jest w środku i uparcie się do mnie nie odzywa, czy może jednak gdzieś wyszła i to dlatego nie daje znaku życia. Nie zamierzałem jednak się poddać. Musiałem z nią porozmawiać. Musiałem jej to wszystko wyjaśnić.
I liczyć na to, że jest choć minimalna szansa na to, że mi wybaczy.
- Tu jesteś – usłyszałem nagle nad sobą głos Mason'a.
Nie odpowiedziałem. Nadal siedziałem na podłodze, chyba czekając na jakiś pieprzony cud.
– Jezu, wszędzie cię szukam. Zaraz ogłoszą wyniki – powiedział zniecierpliwiony. - No rusz się do cholery - ponaglił mnie.
Spojrzałem na niego nieprzytomnie. Zupełnie straciłem rachubę czasu. Zerknąłem na zegarek. Niemożliwe, żebym spędził tu dwie godziny.
- Kłopoty w raju? – spytał, patrząc z rozbawieniem, jak z trudem podnoszę się z podłogi. – Brooks wyrzuciła cię z pokoju?
Posłałem mu pochmurne spojrzenie. Nie byłem w nastroju do żartów.
- Co jest? - chłopak spoważniał, widząc moją niezadowoloną minę.
- Nic.
Nie zamierzałem zadręczać go swoimi problemami. Nie teraz. Nie na chwilę przed ogłoszeniem wyników. Miał teraz ważniejsze sprawy na głowie.
- No gadaj - Mason najwyraźniej nie zamierzał odpuścić. - Co się stało?
- Kurwa, Alex się stał – burknąłem, wlokąc się za kumplem, w stronę sali koncertowej. – Zjawił się tu nagle bez zapowiedzi, a Aurelia go rozpoznała. Zaczęła się z nim kłócić o tę akcję w jej pracy i spytała czy o tym wiedziałem. A ja nie mogłem jej już dłużej kłamać prosto w oczy.
- Oj stary – Mason popatrzył na mnie ze współczuciem, klepiąc mnie po ramieniu. – Masz u niej przejebane.
- Dzięki – zgromiłem go wzrokiem. – Nie ma to jak pocieszenie od kumpla.
- Wolisz, żebym ci słodził, mówiąc, że wszystko będzie dobrze? – spytał, unosząc brew.
Głośno westchnąłem w odpowiedzi. Nie będzie dobrze, wiedziałem to.
Jak mogło być dobrze po tym wszystkim co jej zrobiłem?
- Ale to wszystko nie ma znaczenia, wiesz? - Mason odezwał się znowu, gdy weszliśmy do dużej zatłoczonej sali. - Przecież masz to, na czym najbardziej ci zależało. Brooks pomogła ci poprawić oceny. A starzy puścili cię na konkurs. Wszystko poszło zgodnie z naszym planem.
Miał racje. Wszystko poszło zgodnie z planem. Szkoda tylko, że w tym planie nie przewidziałem niespodziewanych komplikacji w postaci uczuć do Brooks. I choć początkowo byłem w stanie zrobić wszystko, żeby znaleźć się w tym miejscu, to teraz...
Wiedziałem, że cena, którą poniosłem za swoje działania była zbyt wysoka.
Szedłem jak w amoku nie zwracając uwagi na ludzi wokół. W głowie miałem tylko jedną osobę.
- Siadaj. Zaczyna się – Mason pociągnął mnie za ramię, sadzając na miejsce obok niego. Po drugiej stronie siedział Dylan i Alex, który od razu posłał mi przepraszające spojrzenie.
Byłem na niego wkurzony. Zamierzałem się z nim rozmówić, ale nie to było teraz najważniejsze. Zacząłem się rozglądać z nadzieją na to, że zobaczę gdzieś w tłumie Aurelie. Moja nadzieja jednak prysła tak szybko jak się pojawiła, bo nigdzie jej nie widziałem.
- Udało ci się w końcu dodzwonić do Logana? – usłyszałem głos Dylana.
- Nie, nadal nie odbiera – odpowiedział mu Mason.
Zmarszczyłem brwi, patrząc na puste miejsce obok Alex'a. Przez to, że ciągle myślałem o Brooks nie zwróciłem uwagi na nieobecność kumpla.
Może byli razem? Może właśnie teraz ją pocieszał? Może wypłakiwała mu się w ramie?
Momentalnie się spiąłem, myśląc o wszystkich możliwych wytłumaczeniach.
- Pójdę go poszukać – oznajmiłem, podnosząc się z miejsca, jednak Mason, momentalnie pociągnął mnie za ramię w dół. Najwyraźniej nie zamierzał mnie nigdzie puścić.
- Siedź, nie mamy już na to czasu – powiedział stanowczo. Niechętnie opadłem na krzesło obok niego. - Już wystarczy, że Logan gdzieś wyparował.
Odpuściłem, bo nie chciałem się z nim kłócić na chwilę przed ogłoszeniem wyników. Wystarczy, że ja miałem spieprzony humor. Nie zamierzałem psuć go też innym.
- Panie i panowie – usłyszeliśmy w tym samym czasie głos prowadzącego. – Pora poznać wyniki konkursu. Najpierw jednak, chcielibyśmy podziękować wszystkim uczestnikom za udział...- wysoki mężczyzna w garniturze zaczął przemowę. Ja jednak zupełnie się wyłączyłem, myśląc o tym, gdzie do diabła jest Logan.
Miałem złe przeczucia. I tak bardzo nie chciałem, żeby okazały się być prawdziwe. Nie po tym jak dobrze ostatnio się dogadywaliśmy. Nie po tym jak w końcu oczyściła się atmosfera między nami.
– Jednogłośną decyzją Jury trzecie miejsce z nagrodą dwudziestu tysięcy dolarów zajmuje zespół – usłyszałem po chwili. Wstrzymałem oddech czekając na werdykt. - Pulse!
Odetchnąłem. Cieszyło mnie to, że nie zajęliśmy trzeciego miejsca. W końcu chcieliśmy wygrać.
Wszyscy zaczęli wiwatować, a zespół wszedł na scenę, żeby odebrać nagrodę. Byli tak strasznie podekscytowani. Zastanawiałem się jakie to uczucie, stać przed tymi wszystkimi ludźmi i odbierać nagrodę. Miałem nadzieję, że już wkrótce się przekonamy.
- Drugie miejsce i pięćdziesiąt tysięcy dolarów trafia do niesamowitej Victorii Longwood – oznajmił prowadzący. Na widowni ponownie rozległy się brawa, a dziewczyna wstała z miejsca i płacząc ze wzruszenia ruszyła w stronę sceny.
Zerknąłem na chłopaków. Oboje siedzieli jak na szpilkach, czekając na ogłoszenie zwycięzcy. Ja też się stresowałem. Przecież wygrana w tym konkursie byłaby dla nas spełnieniem marzeń. Dałaby nam rozgłos, którego tak bardzo potrzebowaliśmy. Może udałoby się nam nawiązać współpracę z jakąś wytwórnią muzyczną? Wydać płytę? Może nawet ruszyć w trasę koncertową? Boże, byłoby cudownie.
- Zwycięzcą konkursu i zdobywcą głównej nagrody o wartości stu tysięcy dolarów jest....- prowadzący urwał zdanie w połowie, tworząc napięcie, które było nie do zniesienia. – Zespół.....- poczułem jak coraz mocniej wali mi serce. – Euphoric – dokończył – a ja poczułem bolesne ukłucie w sercu.
Przegraliśmy.
Spojrzałem na chłopaków, którzy wydawali się być równie zrozpaczeni jak ja.
Być może wcale nie byliśmy tacy dobrzy, jak nam się wydawało? Może byliśmy jedynie przeciętni? Może powinniśmy dalej grać w piwnicy i koncertować tylko w okolicznych klubach? A może ojciec miał rację i powinienem porzucić muzykę i zostać prawnikiem tak jak on i mój idealny brat?
Może to wszystko nie miało tak naprawdę sensu?
Czy w ogóle cokolwiek w moim życiu miało jeszcze sens?
Gdy zwycięzcy przyjmowali nagrody i wygłaszali podziękowania, które ja puszczałem mimo uszu, pogrążałem się w coraz większym smutku. Wiedziałem, że było to z mojej strony cholernie samolubne i podobnie jak cała widownia powinienem bić brawa zwycięzcom, ale po prostu nie potrafiłem. Byłem tak cholernie zawiedziony.
Alex próbował nas pocieszyć, mówiąc, że byliśmy świetni, jednak każdy z nas wydawał się być na tyle zrezygnowany, że nie do końca go słuchaliśmy. Już mieliśmy podnieść się ze swoich miejsc i wyjść na zewnątrz, gdy nagle prowadzący ponownie się odezwał, przez co jeszcze się wstrzymaliśmy.
- Chcielibyśmy przyznać dziś jeszcze jedną, dość szczególną nagrodę, a konkretnie nagrodę publiczności za najgłośniejszy aplauz, który został zmierzony specjalnym decybelomierzem – oznajmił mężczyzna. – Serca publiczności i nagrodę w postaci dziesięciu tysięcy dolarów zdobywa zespół Ultraviolet! Zapraszamy na scenę!
Spojrzałem zszokowany na chłopaków, którzy wydawali się być równie zaskoczeni jak ja. Nie mieliśmy pojęcia o nagrodzie publiczności.
Alex zaczął się drzeć i bić nam głośne brawa, podobnie jak wszyscy na widowni. Zszokowani tym co się wydarzyło, w niepełnym składzie, ruszyliśmy w stronę sceny. Podeszliśmy do prowadzącego, który wręczył nam statuetkę i czek, składając przy tym gratulacje.
- Chcielibyście coś powiedzieć? – spytał mężczyzna. Dylan i Mason spojrzeli na mnie, chyba licząc na to, że to ja się wypowiem, jednak ja byłem tak skołowany, że zupełnie zabrakło mi słów.
Byłem w takim szoku, że zupełnie nie docierało do mnie to co się właśnie stało. Wziąłem mikrofon i przez dłuższą chwilę milczałem. Na szczęście sytuacje szybko uratował Dylan, który zabrał ode mnie mikrofon i zaczął przemawiać.
- Jesteśmy strasznie wdzięczni. Zupełnie się tego nie spodziewaliśmy. Ta nagroda jest dla nas cholernie ważna. Dziękujemy i cieszymy się, że nasza muzyka podbiła wasze serca – powiedział, na co publiczność zareagowała głośnymi brawami.
Byłem wzruszony.
Jeszcze przed chwilą chciało mi się wyć, bo przegrałem to na czym tak bardzo mi zależało. A teraz? Miałem ochotę popłakać się ze szczęścia. Bo choć sędziowie nie przyznali nam żadnej nagrody, to ludzie nas pokochali, a to było najważniejsze. To znaczyło dla mnie o wiele więcej niż zdobycie głównej nagrody.
Po tym jak bardzo Dylan i Mason się cieszyli mogłem stwierdzić, że mieli podobne odczucia.
Od kiedy zaczęliśmy grać dwa lata temu marzyliśmy o tym, żeby ktoś nas zauważył. Żeby do ludzi trafiała nasza muzyka. A teraz to marzenie zaczęło się spełniać. W tym momencie nie mogłem czuć się bardziej spełniony.
Dylan i Mason zbiegli ze sceny, kierując się w stronę Alex'a, który wydawał się być równie podjarany tą nagrodą jak my.
- Gratulacje – wydarł się, po kolei przytulając każdego z nas. Nadal byłem na niego wkurzony, ale nie zamierzałem teraz o tym myśleć. Chciałem pozwolić sobie choć na chwilę szczęścia – Ludzie was pokochali. A sędziowie to frajerzy i chuja się znają – podsumował, czym ściągnął na siebie wzrok kilku osób siedzących niedaleko nas.
Parsknąłem śmiechem na ten niezwykle subtelny komentarz. Alex miał niewyparzony język o czym wiedziałem od zawsze.
- Ciszej – Dylan posłał mu ostrzegawcze spojrzenie. – Bo jeszcze nas stąd wywalą.
- No co? – Alex spojrzał na niego wzruszając ramionami. – Przecież mówię prawdę.
- Dobra, chodźcie. Lecimy opijać wygraną - odezwał się Mason.
W przeciwieństwie do reszty ja nie miałem teraz imprezowego nastroju. Musiałem najpierw pogadać z Aurelią, co patrząc na to, że dziewczyna uparcie mnie olewała wydawało się być niemożliwe.
- Możemy pogadać? – zwrócił się do mnie Alex.
Skinąłem głową. W końcu olewanie go i obrażanie się jak dziecko nie było dobrym rozwiązaniem.
- Idźcie, dogonimy was – oznajmiłem chłopakom.
- Będziemy na was czekać w pokoju - odpowiedział mi Dylan. - Tylko się pospieszcie, bo chce już wyjść na miasto.
- Słuchaj, głupio wyszło – zaczął zmieszany, gdy reszta ekipy znacznie się oddaliła.
- No co ty kurwa nie powiesz – burknąłem, nie mogąc się powstrzymać. – Co ci strzeliło do głowy, żeby tu przyjeżdżać bez uprzedzenia?
Alex zamrugał i spojrzał na mnie zaskoczony, jakby zupełnie nie rozumiał o co mi chodzi.
- Sądziłem, że się ucieszysz. Nie miałem pojęcia, że ona tu będzie.
- Może, gdybyś wcześniej spytał to...- zacząłem, jednak chłopak szybko mi przerwał.
- Jezu, serio, ja nie chciałem między wami namieszać – wytłumaczył. – Logan nic o niej nie wspominał.
Spojrzałem na niego zszokowany.
- Że co? Co ma z tym wspólnego Logan? - spytałem, choć chyba znałem już odpowiedź na to pytanie.
- No...to on mnie tu zaprosił. Kazał ci nic nie wspominać, bo to miała być niespodzianka – tłumaczył, a ja czułem jak coraz bardziej podnosi mi się ciśnienie. – Początkowo nie chciałem się zgodzić. Znaczy chciałem przyjechać, ale wiesz, że cienko u mnie z kasą. Powiedziałem mu to, a on zaproponował, że opłaci mi lot i hotel. Było mi głupio, ale tak nalegał, że w końcu przyjąłem jego propozycję. Nie miałem pojęcia, że ta blondyna tu będzie. Logan wspomniał tylko o waszej czwórce.
Zacisnąłem palce na statuetce tak mocno, że aż mnie rozbolały. Miałem ochotę rzucić nią o ścianę. Byłem wściekły. Logan zgrywał mojego przyjaciela, a tak naprawdę czekał tylko na dobry moment, żeby zniszczyć mi życie.
Sprowadził tu Alex'a, wiedząc że skłóci mnie w ten sposób z Aurelią. A teraz pewnie siedział z nią gdzieś, a ona wypłakiwała mu się w ramie. Nerwowo oddychałem, przez dłuższy czas się nie odzywając a Alex patrzył na mnie z przerażeniem.
- To może ja to zabiorę – powiedział, wyrywając mi z dłoni statuetkę. – Jestem za młody, żeby teraz umrzeć - dodał dramatycznie.
- Zabije go – wycedziłem przez zęby.
- Kogo? – Alex spojrzał na mnie nic nie rozumiejąc. – Znaczy wiesz, bardzo się cieszę, że nie mnie, ale trochę mnie martwi ta agresja z twojej strony.
Spiorunowałem go wzrokiem. Nie miałem teraz ochoty na żarty.
- Jezu stary, może ci meliski zaparzę, co?
- Alex, zamknij się do cholery.
- Dobra, dobra, chciałem tylko rozładować napięcie.
Nie zwracając dłużej uwagi na kuzyna, nabuzowany ruszyłem w stronę naszego pokoju. Musiałem znaleźć Logana. Chyba jeszcze nigdy w życiu nie byłem na nikogo tak wściekły. Naprawdę uważałem go za przyjaciela. Tak samo jak Dylana i Masona. Nie byliśmy tylko kumplami z zespołu. Za każdego z nich dałbym sobie rękę odciąć.
Wtargnąłem do pokoju, w którym zastałem jedynie Dylana i Masona, którzy śmiali się, oglądając jakiś filmik na telefonie. Oboje spojrzeli na mnie zdziwieni.
- A tobie co? – spytał Mason.
Nie miałem jednak teraz ani siły, ani chęci na rozmowę. Wyszedłem z pomieszczenia, trzaskając za sobą drzwiami, odrobinę za mocno i zapukałem do drzwi naprzeciwko, czyli do pokoju Aurelii. Tak jak wcześniej odpowiedziała mi jednak głucha cisza.
Moje wkurwienie coraz bardziej rosło.
Skoro nie było ani Aurelii ani Logana, to oznaczało, że musieli wyjść gdzieś razem.
- Chyba jej nie ma – usłyszałem za sobą głos Dylana. – Logan też od kilku godzin nie daje znaku życia.
Mason posłał mi znaczące spojrzenie. Chyba domyślił się już, co jest powodem mojej złości.
- Może poczekamy aż wrócą i wtedy wyjdziemy razem na miasto? – zaproponował, próbując załagodzić sytuacje.
- Nie – pokręciłem głową. – Nie wiadomo ile to potrwa – parsknąłem zirytowany. – Chodźmy ich poszukać.
Przecież nie mogli zniknąć daleko. A przynajmniej taką miałem nadzieję. Liczyłem na to, że jak najszybciej znajdę Logana i sobie z nim „porozmawiam".
************
Hej!
Witam w pierwszym rozdziale :D Rozdziały będą wpadać co sobotę, tak jak przy pierwszej części. Dziś wrzucam dwa 💗
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top