Rozdział specjalny: Boże Narodzenie
"Po kolędzie chodzimy, świętości wam życzymy."
Arka Noego "Życzenia"
Wigilia. Przeddzień Bożego Narodzenia. Atmosfera była zadziwiająco przyjemna, a Noelle ze zdumieniem przyglądała się jak jej ojciec z wnuczką na kolanach czyta bajkę. Nina w jednoczęściowej piżamce w świąteczne gwiazdki z włosami związanymi w dwa długie warkocze, śledziła czytany przez dziadka tekst, co chwilę przerywając, by wprowadzić jakiś zdumiewający komentarz.
- I w ten oto sposób Rudi przeszedł do historii jako renifer ze święcącym się nosem – zakończył opowieść Howard, a Nina zamknęła książkę i spojrzała niepewnie na mamę.
- Nawet nie próbuj czarować tymi swoimi oczyskami – odpowiedziała jej Ineborg.
- Ale mamooooo....- jęknęła dziewczynka.
- Twój wybór, ale Mikołaj wszystko widzi – dodał Henry, za co dostał kuksańca od siostry siedzącej obok – Ej, no co, a nieprawda?
- To jest manipulacja, Nina na pewno była bardzo grzeczna i Mikołaj za jeden wybryk w wigilijny wieczór nie wpisze ją na listę niegrzecznych dzieci – odpowiedziała Noelle i mrugnęła do bratanicy, która uśmiechnęła się szeroko.
- Co wcale nie znaczy, że nie może skombinować jeszcze worka węgla - odpowiedziała Ineborg – Albo naśle okropne norweskie trolle, żeby ucięły ci włosy w nocy! – Dopadła córki i zaczęła ją łaskotać – Dobra, rybko, zmykamy na górę.
Nina widząc, że stanowczość matki sięgnęła zenitu, westchnęła i ociągając się, ile tylko mogła, pożegnała się ze wszystkimi i poczłapała razem z rodzicielką na górę. Jej zachowanie wprawiło wszystkich w jeszcze weselszy, świąteczny nastrój.
- Tato? A może by tak... Sinatra? – Noelle odstawiła kieliszek czerwonego wina na stolik i spojrzała z nadzieją na metalową półkę z płytami wiolinowymi.
Howardowi złagodniały rysy i jego niebiesko-zielone oczy zaświeciły się dawnym blaskiem. Poderwał się z siedzenia i opierając się na lasce, przeszedł do swojego starego adaptera, który był starszy nawet od jego pierworodnego.
- Wasza matka uwielbiała tę świąteczną płytę – stwierdził z westchnieniem, wyjmując z niemal zabytkowego kartonu czarny wiolin i włożył ją do adaptera. Po chwili na boku urządzenia zapaliła się czerwona lampka, a spod igły wydobyły się delikatne, nieco przytłumione starością sprzętu, dźwięki.
Noelle uśmiechnęła się.
- Oraz wszystko, co wyszło od Sinatry – odpowiedziała i westchnęła – Ja chyba też to po niej mam.
- Czego po niej nie masz, to wielkie i krótkotrwałe młodociane miłostki – stwierdził Howard, odwracając się – A jednak wybrała mnie. – Rozłożył ręce, niby to od niechcenia, na co jego dzieci zareagowały śmiechem.
- Masz przestarzałe informacje, tato – wypalił Henry, a Noelle zakryła twarz dłonią jak zawstydzona nastolatka przyłapana przez ojca na pocałunku z absztyfikantem.
- Bardzo śmieszne, Henry – prychnął doktor Harris, a Noelle spojrzała na niego spomiędzy palców.
- To prawda – odpowiedziała cichutko, na co jej ojciec wybałuszył oczy i opadł na kanapę – Chociaż nie nazwałabym ich młodocianymi.
- Chcesz mi powiedzieć, że spotykasz się z mężczyznami starszymi od siebie? - zapytał.
- Z mężczyzną, jest dwa lata starszy. – Odsłoniła twarz i obserwowała twarz ojca, bojąc się, że zaraz jej tu padnie na zawał, ale zamiast tego, nieoczekiwanie, twarz Howarda rozjaśniła się i uśmiechnął się złośliwie.
- A jakże się nazywa ten nieszczęśnik?
Henry, siedzący obok niej wybuchnął niepohamowanym śmiechem, a gdy spiorunowała go wzrokiem, próbował się nieudolnie uspokoić i w efekcie dostał czkawki. Teraz to ona się z niego śmiała.
- Jean-Phillipe – powiedziała, gdy już oboje się uspokoili, a Henry próbował zapić czkawkę winem.
- Francuz.- Ojciec wykrzywił się – Ty naprawdę nie umiesz wybierać, co?
Zaśmiała się z reakcji ojca.
- Jego matka jest Kanadyjką, ojciec Brytyjczykiem – wyprostowała i drobnym ruchem wsadziła sobie kosmyk za ucho.
- Mogłaś nas z nim poznać – zauważył jej starszy brat.
- Pojechał do rodziców do Kanady na Święta, zresztą to jeszcze nie ten etap.- Wzruszyła ramionami i podciągnęła nogi na kanapę, siadając na nich – Poza tym, kto jak kto, ale to ty byłeś kochliwy. Pamiętam Dennis, pamiętam Carmę, pamiętam Mary, tą z kolczykiem w wardze...
- Bleh, nie kończ, nie wypomina się błędów przeszłości. – Skrzywił się.
- A to są błędy przeszłości?- zaśmiała się.
- Skończ, Noelle, bo ja zacznę wypominać ci związki z przeszłości.
- W mojej przeszłości jest tylko jeden związek.
- No właśnie, to jest błąd przeszłości!
- Ale jesteście dziecinni – westchnął doktor Harris, siadając w fotelu i wyciągając przed siebie nogi – Czemu ja was tak kocham?
Noelle uśmiechnęła się, przechylając głowę opartą na dłoni.
- Nie mam zielonego pojęcia, tato. – Pochyliła się, by wypić odrobinę wina, a obok niej przysiadła się Ineborg wraz z miską wypełnioną sałatką świąteczną.
- Wiesz ty która jest godzina?- burknął Henry.
- No, w pół do dziesiątej. – Wzruszyła ramionami i dalej jadła przygotowaną porcję. Noelle próbowała ukryć uśmiech, gdy brat otworzył buzię, by coś powiedzieć.
- I nie mów mi, że to niezdrowe!- Blondynka wycelowała w niego widelcem, na którego końcu czaiła się marchewka – Jestem w ciąży i jak chce jeść sałatkę w środku nocy, to będę to robić, bo tego chce twoje dziecko.
- Jakby nie było, to też twoje dziecko – odparował docinkę.
Ineborg najpierw zjadła ową marchewkę, a dopiero potem odpowiedziała:
- Ale sama go sobie nie zrobiłam.
- To prawda, kobiety tak nie potrafią – wtrąciła się Noelle.
- Tato? – Henry spojrzał na niego z nadzieją, ale Howard uniósł dłonie w geście bezbronności i dodał konspiracyjnym tonem, patrząc na najstarszą pociechę:
- Z kobietami nie wygrasz, poddaj się zanim nie śpisz na kanapie.
Obie kobiety przyjęły to ze śmiechem, a Ineborg odłożyła miskę na stolik i wstała z kanapy, mrużąc oczy i uśmiechając się do męża.
- Poddajesz się?
Westchnął.
- Niech już wam będzie.
Noelle uśmiechnęła się, przenosząc wzrok na choinkę. W złotych i czerwonych bombkach, niczym w krzywym zwierciadle, odbijała się zniekształcona rzeczywistość tego świątecznego wieczoru, wraz z załamującym się światłem lampek i hasającego beztrosko w kominku ognia. W szklanym świecie wszystko miało jakieś miększe kształty, brak było ostrych kątów. Wszystko było takie... rodzinne.
Uśmiechnęła się do siebie, obserwując, jak ojciec emocjonuje się jakąś anegdotą z czasów, gdy ona i Henry albo jeszcze robili w pieluchy albo uczyli się jeździć na rowerze bez wybicia sobie jedynek przy tym. Obserwowała niezwykle aktywną tego dnia twarz starszego brata, który tego dnia złagodniał niezwykle i był niesamowicie czuły, co nigdy mu się nie zdarzało. Przyglądała się, jak Ineborg obejmuje męża od tyłu, zawieszając się na jego ramionach, a on gładzi jej dłoni. Widziała to miejsce przeznaczone dla Andrew, który musiał zostać w swojej parafii, bo taka była zasada. Miał do nich dołączyć 26 grudnia.
Widziała w tym wszystkim także ducha swojej matki, która zawsze starała się, by ich Święta były szczęśliwe i prawdziwie rodzinne. I takie były te Święta Bożego Narodzenia. Czuć było w całym domu choinką i piernikami, które piekła popołudniu z bratanicą i bratową, w atmosferze, niczym odurzające opary, unosił się nastrój. W jej rodzinnym domu, zazwyczaj domu duchów, czuć było miłością.
Oparła głowę na dłoni i spojrzała za okno, po którym spływał gęsty deszcz. Do pełni szczęścia i magiczności tego dnia brakowało jednego...
- Niech spadnie śnieg! Niech spadnie śnieg! Niech spadnie śnieg! – zanuciła razem z Frankiem Sinatrą i uśmiechnęła się sama do siebie.
Ze względu na zbliżające się Święta Bożego Narodzenia, pragnę Wam życzyć wszystkiego, co tylko niesie radość i spokój. Życzę, żeby Wasze Święta były prawdziwie magiczne i rodzinne, żeby przy waszym stole nie zabrakło miejsca dla strudzonego wędrowca, żeby pierogi się dobrze lepiły, a karkówka nie przypalała! Żeby Mikołaj nie przeżywał kryzysu finansowego. Chciałabym Wam po prostu życzyć, by te Święta były tymi Świętami, kiedy Jezus Chrystus Nowonarodzony zamieszka w Waszych Sercach, niosąc miłość i pokój.
Wszystkiego, co najlepsze oraz do zobaczenia!
Wesołych Świąt i dopieczonego karpia,
Zosia
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top