Epilog
Dedykowane wam wszystkim, którzy dotrwali do końca.
Kiedy przychodzi koszmar, nie możesz się przed nim bronić i jedyne, co możesz zrobić, to drżeć ze strachu przed kolejną marą twojej podświadomości, która czeka. Co innego możesz zrobić? Jedynie czekać świtu.
Lecz są też sny, które są wybawieniem. Świat nie zawsze oferuje same przyjemności i wtedy nasze marzenia pod płaszczem gwiazd są bezpiecznym azylem. Schowani przed okrucieństwem i bólem, błagamy, by pozostać tam na zawsze.
Jednak sen jest tylko snem. Jest tylko jeden sen, który trwa wiecznie. A jego imię to śmierć.
Gdy odsłoniła twarz, zalało ją światło. Intensywnie mrugała, dopóki nie dojrzała rozpostartego przed nią widoku na górską dolinę. Otoczone ze wszystkich stron górskimi zboczami, błyszczało czerwoną tonią jezioro. Mieniło się niby kryształ cenny. Dookoła szumiały drzewa o smukłych i gibkich ciałach, odpowiadających tańcem na muzykę wiatru.
Wiatr nie był zimny, ani porywisty, ani nachalny. Delikatny, ale zdecydowany, dmuchał, rozwiewając jej włosy. Łaskotały ją w policzki, gdy wpatrywała się swoimi kocimi oczami w roztaczający się przed nią widok.
Po przeciwnej stronie słońce barwiło wszystko swoją czerwienią. Zalewało niebo, chmury, wodę jeziora. Ale stopniowo, im bardziej chowało się za górami, tym kolory bardziej się tonowały. Czerwony przeistaczał się w intensywny róż. Intensywny róż przechodził w łagodny fiolet. Fiolet ciemniał w granat nocnego nieba.
Nie wiedziała, ile tak stała, ale tarcza słońca zdążyła prawie całkowicie skryć się za górami. Gdy podniosła głowę, nad nią swoje panowanie obejmowały gwiazdy. Tak daleko od miejskich świateł, błyszczały swoim światłem, nie niepokojone przez nic ani nikogo, oddawały się w radości tańca.
Wszystkie one nieustannie poruszały się. Miały swoją drogę, swój cel, swoją przyszłość. Miały plan i jak każdy plan dążył do końca. Do ciemności, z której powróci światło. A ono znów zacznie wędrować, by zakończyć tak, jak jego poprzednik.
Wszystko było nieustannie w ruchu, wszystko dokądś zmierzało. Nikt nie pozostawał sam sobie porzucony. Samotny i nieistotny. Nie. Każdy miał swoją rolę do odegrania. Dla każdego przychodziła pora, gdy grał pierwsze skrzypce swojego życia – tak jak każdej nocy Księżyc zastępował Słońce na nieboskłonie, kiedy ono odkładało swój instrument do futerału, dając westchnienie palcom utkanym z blasku i ciepła.
- Cześć, Noelle.
Odwróciła się na pięcie i uśmiechnęła się na widok jej anioła siedzącego na pieńku przed płonącym wesoło ogniskiem. Odbijało się ono w jego oczach, nadając im złote, zadziorne błyski jak u małego chłopczyka, który coś kombinował.
- Proszę, usiądź. – Poklepał miejsce obok siebie, a ona chętnie się przysiadła.
Przez chwilę siedzieli tak, grzejąc nagie stopy i ogołocone dłonie, wyciągnięte wprost do ognia.
- Jakie pytanie chcesz mi zadać jako pierwsze?
Przez chwilę zastanawiała się, obserwując przeskakujące z patyka na patyk ogniki, bawiące się i tańczące do muzyki trzaskającego ogniska.
- To nie koniec?
Uśmiechnął się, kręcąc głową.
- Nie. To dopiero początek. Jeszcze długa droga przed tobą.
Pokiwała głową na znak, że się zgadza.
- Wrócisz do mnie?
- Nie mogę. Byłem z tobą tylko tymczasowo. – Spojrzała na niego zaskoczona – Nic nie jest dane na wieczność. Zwłaszcza taki niesamowity duchowy przewodnik, prawda?
Zaśmiała się.
- Drugiego takiego skromnego nie znajdę, co, Rafael?
- Nie poznałaś jeszcze moich braci. – Mrugnął do niej – Nie wiem, czy ich poznasz, ale to są idealne wzory skromności.
- Czy jako archanioł nie powinieneś być mniej... ludzki?
- Wiesz, anioły nie są ludźmi, bo nasza miłość nie jest tak... delikatna. Kiedy raz pokochamy – wtedy kochamy na wieki. Nie potrzebujemy też fizycznych doznań tej miłości. Mamy uczucia, a im dłużej przebywamy ze swoimi podopiecznymi i im bardziej się do nich zbliżamy... Tym bardziej ludzcy jesteśmy. Widzisz, wszystkie dusze zrobione z tego samego. Miłości i światła. Nie różnimy się od was, tym co kryje się pod skorupą. To, co niewidoczne dla oka, jest wieczne. Zarówno u mnie, jak i u ciebie... – Wziął ją za rękę i uśmiechnął się ciepło – Myślałam, że będziesz zła za imię.
- Czemu? Każdy artysta potrzebuje pseudonimu scenicznego – parsknęła – To w nawiązaniu do Biblii, prawda? Chciałeś jeszcze raz odegrać rolę przewodnika.
- Jak ją oceniasz?
Przekrzywiła głowę, patrząc na niego z ukosa, mrużąc jedno oko i wykrzywiając usta.
- Oscara za to nie dostaniesz, raczej...
- Dzięki, naprawdę to doceniam, kochana.
- ... Ale mi się podobało. – Pokazała mu język, a Rafael roześmiał się, przytulając ją.
Zapadło milczenie. Drzewa szumiały, wiatr wiał, a ogień odprawiał swój taniec, wznosząc się ku gwiazdom – dalekim kuzynom, którym zazdrościł conocnego blasku.
Noelle przez chwilę zastanawiała się, czy zadać to jedno jedyne pytanie, które ją nurtowało. Od samego początku je sobie zadawała, ale teraz nie śmiała niszczyć tej radości i ciepła. Niezwykłej więzi między nią a jej przyjacielem-archaniołem.
- Na to jedno pytanie, nie śmiem odpowiedzieć – odezwał się wreszcie.
- Nie ciebie powinnam pytać.
Pokręcił głową, głaszcząc kciukiem jej dłoń. Oparła głowę o jego bark, wzdychając. Wpatrywała się w błyszczące jezioro, w góry za nim. W nocne niebo i ognisko. Zapamiętywała każdy szczegół – miękkość białej sukienki i twardą ziemię. Zapach igliwia i szum wiatru. Ciepło anielskiej dłoni, dotyk jego miękkich włosów, nieogolony policzek drapiący jej ucho.
- Zostań ze mną tę jedną, ostatnią noc.
Uniosła błyszczące oczy i przyglądała się nocnemu niebu. Gdziekolwiek byli, gdzieś tam daleko ktoś się o nią martwił i troszczył. Czy jadła, czy się nie przepracowywała, czy się nie bała.
Uśmiechnęła się, zamykając oczy.
Nie. Na pewno się nie bała.
- Dziękuję ci – szepnęła.
Świecie nasz -
Daj nam wiele jasnych dni!
Świecie nasz -
Daj nam w jasnym dniu oczekiwanie!
Świecie nasz -
Daj ugasić ogień zły!
Świecie nasz -
Daj nam radość, której tak szukamy!
Świecie nasz -
Daj nam płomień, stal i dźwięk!
Świecie nasz -
Daj otworzyć wszystkie ciężkie bramy!
Świecie nasz -
Daj pokonać każdy lęk!
Świecie nasz -
Daj nam radość blasku i odmiany!
Świecie nasz -
Daj nam cień wysokich traw!
Świecie nasz -
Daj zagubić się wśród drzew poszumu!
Świecie nasz -
Daj nam ciszy czarny staw!
Świecie nasz -
Daj nam siłę krzyku, śpiewu, tłumu!
Świecie nasz -
Daj nam wiele jasnych dni!
Świecie nasz -
Daj nam w jasnym dniu oczekiwanie!
Świecie nasz -
Daj ugasić ogień zły!
Świecie nasz...
Z piosenki „Świecie Nasz", Marek Grechuta
Poderwała się z łóżka. Czuła jak mimowolnie spod powiek wymykają się jej łzy wzruszenia. Przez chwilę próbowała uspokoić oddech, a zaniepokojona Penny podniosła łeb, przyglądając się pani w ciemności.
Patrząc w niebieskie oczy kota, zalała ją fala spokoju. Uśmiechnęła się i odrzuciła kołdrę. Sięgnęła do lampki, by ją zapalić. W pokoju wciąż panował półmrok. Nawet nie wiedziała, która jest godzina.
Podeszła do okna i rozpostarła zasłony. Za oknem padał deszcz, słońce może już wstało albo dopiero się szykowało. Wszystko było szare i brzydkie.
- Ta, to wciąż Anglia, Penny – zwróciła się do kotki – Nie przeniosłyśmy się do krainy Oz.
Odeszła od okna, wędrując na dół, a kot, któremu się sporo urosło od kiedy ją dostała, froterował długim futrem podłogę, biegnąc za swoją panią do kuchni. Noelle nastawiła tam wodę na herbatę i przeszła się do gabinetu.
Zasiadła za biurkiem i przez chwilę wpatrywała się przed siebie. Wciąż było jej ciężko. Nie mogła uwierzyć, że Azariah się z nią pożegnał. Pfu, Rafael. Wzdychanie i mruganie nie pomagało – wciąż chciało się jej płakać. No bo jak tu nie płakać? Pożegnała się z najwspanialszym przyjacielem, jakiego dane jej było mieć. W końcu był poświęcony jej dobru bezgranicznie jako jej dobry duch.
Pociągnęła nosem. Nie. Na to na pewno nie była przygotowana. Jedyne, czego pragnęła, to zachować ostatnie chwile z archaniołem na zawsze w pamięci. Ale znała zasady pamięci – nic w niej nie zostawało na wieczność. Na pewno nie te szczęśliwe chwile. Znała ludzki umysł – w końcu poznawała go przez całe studia – i była świadoma, że raczej zachowa w pamięci te przykre lub bolesne wspomnienia. Nie było to dla niej jednak powodem smutku. W końcu bez przeszłości, nie ma przyszłości.
Ona zostawiła przeszłość za sobą, unosząc głowę i patrząc prosto w blask przyszłości. Nikt nie powiedział, że będzie ona łatwa, ale na pewno przyniesie jej coś nowego. Nowe doznania, nowe uczucia, nowe wspomnienia.
Otworzyła szufladę, by wyjąć chusteczkę higieniczną i ze zdumieniem zobaczyła, że na wierzchu leży srebrny wisior na białej kartce. Obok wisiora leżał pędzel, do którego przyklejono na żółtej karteczce samoprzylepnej wiadomość.
Wzięła do ręki to wszystko i wyłożyła to na blat. Nie za bardzo wiedziała, co z tym fantem począć. Miało być przecież pożegnanie.
Podniosła drżącą dłonią pędzel, który naturalnie się jej ułożył w dłoni od wieloletniej praktyki. Obróciła go tak, by widzieć schludne, aczkolwiek męskie pismo.
Namaluj nim wszystko, co pamiętasz. Każdy gest i pejzaż. Nie zapomnij o kolorach. Kolorach radości, miłości, nadziei. Kolorach smutku, gniewu i zazdrości.
Noelle, namaluj ten jeden kolor, od którego się to wszystko zaczęło.
Kolor Strachu
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top