Rozdział jedenasty; Esatto, tenente.


🥀 Vitale 🥀

Siedziałem przy biurku ze szklanką whisky po prawej stronie i otworzonym przed sobą laptopem, wlepiając spojrzenie w jego ekran. Za oknem zdążyło się już ściemnić, ale Valeria nadal nie wróciła do posiadłości. Próbowałem skupić myśli na czymkolwiek innym, żeby zwalczać pokusę polecenia Enzo załatwienia mi dostępu do kamer w klubie mojego najstarszego brata. Chciałem się tylko upewnić, że nic jej nie było.
Uniosłem dłoń, pocierając brodę i chwyciłem za szklankę, zdając sobie sprawę, jak szalenie to brzmiało. Nie miałem pojęcia co się ze mną działo. Bezpieczeństwo Val zawsze było dla mnie ważne, ale teraz myśl o nim dosłownie spędzała mi sen z powiek. To nie było normalne.

Dorobiłem się cholernej obsesji.

Stukot szpilek na marmurowej posadzce dochodzący zza lekko uchylonych drzwi sprawił, że momentalnie poderwałem głowę. Przez ułamek sekundy myślałem, że mój własny umysł płatał mi figle, popychając mnie w paranoje bardziej niż do tej pory, ale tak nie było. Gdy tylko skupiłem spojrzenie na tej niewielkiej przestrzeni między drewnianą powierzchnią a framugą dostrzegłem burzę blond włosów.
  Wróciła.

Jednym dużym haustem opróżniłem zawartość szklanki i odstawiłem ją z powrotem na blat biurka gotowy podnieść się z fotela i iść zamknąć drzwi. Nie musiałem już oczekiwać powrotu Valerii, więc mogłem, chociaż spróbować zasnąć.
W momencie, gdy dźwignąłem się z fotela drzwi mojego pokoju uchyliły się nieznacznie. Ściągnąłem brwi, zamierając w bezruchu, gdy dosłownie chwilę później sylwetka Val zaczęła wyłaniać się zza ich powierzchni coraz to śmielej.

— Przeszkadzam? — jej delikatny głos wypełnił ciszę, która towarzyszyła mi do tej pory.

Nigdy.

— Nie — pokręciłem głową, prostując się — Coś się stało? — zapytałem od ruchowo pozwalając przemówić przeze mnie tej chorej obsesji.

Przystanęła w progu z ręką zaciśniętą na klamce i spojrzała na mnie, przewracając oczami. Brakło mi tego.

— A musi coś się stać, żebym mogła Cię zobaczyć?

Kącik moich ust poderwał się w lekkim uśmiechu. Obawiałem się, że dłużej będzie trzymać mnie na dystans po wczoraj, ale zdawało się, że tylko ja sięgałem po coś tak niedojrzałego.

— Masz ochotę?— wskazałem na karafkę whisky.

Przeniosła spojrzenie na trunek, po czym skinęła głową.

  — Nie wypada pić w samotności — uśmiechnęła się ruszając w moim kierunku, a ja nie mogłem powstrzymać się przed zlustrowaniem jej sylwetki.

Miała na sobie czerwony kombinezon bez ramiączek i czarne szpilki, których wiązanie znikało pod prostą nogawką kombinezonu kończącą się tuż przed kostką. Gdybym kiedykolwiek ktoś zapytał mnie, jaki kolor przychodził mi na myśl, patrząc na blondynkę bez zastanowienia odpowiedziałbym, że właśnie czerwień.
    Do tej pory ta barwa kojarzyła mi się, jedynie z krwią, która nie raz plamiła moje dłonie, jednak czerwień przypisana do Valerii była zupełnie inna. Delikatna, jak płatki róż. Właśnie... róże. Powinienem jej kupić róże.

— Piłaś? — zapytałem, odwracając się w stronę barku.

Zawsze, gdy sięgała po alkohol w jej oczach pojawiał się dziwny błysk, który sprawiał, że jej błękitne tęczówki mieniły się, jak gwiazdy na nocnym niebie. Dokładnie, taki jak ten, który dostrzegłem, gdy tylko przekroczyła próg mojego gabinetu.
Znałem więc już odpowiedź.

    — Esatto, tenente.

Ściągnąłem brwi, zerkając na nią przez ramię szczerze zaskoczony. Nie zdziwiło mnie tylko to, że odpowiedziała na moje pytanie po włosku, a że użyła słów, które do tej pory słyszałem od tylko jednej osoby. Gloria.

— Naprawdę musiała nauczyć Cię akurat tego? — zapytałem z lekkim grymasem, podając jej do połowy pełną kryształową szklankę.

Valeria uśmiechnęła się szczerze.

— Ja nauczyłam ją, jak się pije w Vegas — zaśmiała się krótko odgarniając rozpuszczone kosmyki włosów do tyłu.

   — To znaczy że dobrze się bawiłaś? — zapytałem.

   — Lepiej niż wczoraj — rzuciła, siadając na jednym z foteli.

Zacisnąłem lekko szczękę na wspomnienie tego, co stało się przed naszą kłótnią. Nawet nie mogłem zaprzeczyć, że gdy tylko dostrzegłem obtarcia na nadgarstkach Valerii miałem w planach morderstwo. Wiedziałem, że gdyby tylko, chociaż wspominała o mnie komukolwiek na tym pieprzonym komisariacie sprawa potoczyłaby się zupełnie inaczej. Jednak to nadal nie była jej wina.
Cholerny Chad Smith zarażał innych swoją chęcią zbawienia świata, sprawiając, że coraz trudniej było mi przymykać oko na jego egzystencje.

   — Nie zdążyłem Cię wczoraj przeprosić — powiedziałem nadal wyczuwając pewne napięcie między nami.

   — Nie potrzebuję przeprosin — założyła nogę na nogę, patrząc na mnie — A potwierdzenia wczorajszej obietnicy, którą mi złożyłeś.

   — Mówiłem szczerze — zapewniłem ją niemal od razu — Od teraz będę Ci mówił o wszystkim co się dzieje tu i w Vegas.

   — Cieszę się — skinęła głową, po czym upiła łyk bursztynowego trunku.

   W milczeniu wpatrywałem się w jej usta, które zostawiły czerwony ślad szminki na rancie szklanki. Moje spojrzenie oczywiście nie umknęło jej uwadze, chociaż wcale nie starałem się, żeby je ukryć.
Uwielbiałem na nią patrzeć. Uwielbiałem ją podziwiać i uważałem, że każdy powinien to robić, jeśli tylko nadarzy się ku temu okazja.

    — Mógłbyś...? — jej pytanie sprawiło, że podniosłem wzrok, zrównując go z jej błękitnymi tęczówkami.

Już miałem uchylić usta, żeby zapytać co miała na myśli, gdy dostrzegłem wyciągniętą w moją stronę czarną szpilkę. Skupiłem wzrok na czarnym pasku, wokół jej łydki, który widocznie się poluzował.

   — Zdjąć czy poprawić wiązanie? — zapytałem, odkładając szklankę na szklany stolik tuż obok.

— Zdjąć — odpowiedziała, odchylając lekko głowę, by oprzeć się o zagłówek.

Wysunąłem się na krawędź fotela, wyciągając dłonie by złapać jej stopę, gdy ona cofnęła ją na tyle, że musiałem wychylić się jeszcze bardziej. Kącik moich ust powędrował ku górze. Czy ona sobie ze mną pogrywała?
Zdążyłem musnąć palcami jej szpilkę, gdy ponownie cofnęła nogę, sprawiając, że tym razem, żeby ją dosięgnąć musiałbym wstać.

Kątem oka dostrzegłem, że Valeria przygląda mi się uważnie w milczeniu, upijając kolejny łyk alkoholu.
Nie przerywając ciszy podniosłem się z siedzenia, po czym zrobiłem krok w jej kierunku znacznie, zmniejszając między nami odległość. Val zadarła głowę, żeby nie przerwać kontaktu wzrokowego, a kącik jej ust lekko drgnął. Gdy tylko złapałem za jej nogę, opierając szpilkę o swoje udo jej pierś uniosła się gwałtownie. Bardzo podobała mi się jej reakcja.
   Patrząc jej w oczy owinąłem dłoń wokół jej kostki, a następnie delikatnie i powoli przesunąłem po jej skórze, aż pod materiał nogawki do wiązania na łydce. Kiedy moje palce musnęły zapięcie, jej stopa zsunęła się niżej wysuwając się z mojego uścisku. Musiałem powstrzymać się przez uśmiechem. Doskonale wiedziałem, o co jej chodziło; widziałem to w jej oczach.
Pragnęła widzieć mnie przed sobą na kolanach. A skoro właśnie tego chciała nic nie mogło mnie powstrzymać przed spełnieniem tej fantazji. Klęknąłem przed nią bez słowa i bez zawahania mimo, że do tej pory nigdy tego nie zrobiłem.

— Nie przywykłeś do czegoś takiego prawda? — zapytała, patrząc na mnie z lekko zadartym podbródkiem.

   Domyśliłem się, że miała na myśli te niecodzienną pozycje.

— To mój pierwszy raz — odpowiedziałem, rozwiązując pierwsze sznurki — Mam nadzieję, że dobrze mi idzie.

— Vitale Sorrentino przeżywa ze mną swój pierwszy raz... — westchnęła z nutką rozbawienia w głosie, odchylając głowę do tyłu — Kto by pomyślał.

Nie mogłem powstrzymać już dłużej uśmiechu. Cieszyło mnie, że miała taki dobry humor.
Zdjąłem jej szpilki, szpilki i odłożyłem je na podłogę, jednak nie podniosłem się z kolan. Wpatrywałem się w Valerię, czekając, aż to ona mi powie, co mam zrobić.
Posiadanie kontroli było cudownym uczuciem dopóki nie odkrywałem, że oddanie jej kobiecie, takiej jak ona podobało mi się jeszcze bardziej. Nie było nic atrakcyjniejszego niż kobieta u władzy.
   A Valeria ją miała — zawładnęła mną, odkąd tylko nasze spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy lata temu, kiedy jeszcze żadne z nas nie miało pojęcia, że los postanowi skrzyżować nasze drogi.

— Następnym razem, jeśli będziesz chciała, żebym padł przed tobą na kolana wystarczy poprosić — powiedziałem, muskając palcami jej łydkę.

Spuściła wzrok ponownie, zrównując ze mną tęczówki.

— Och tak? — odłożyła szklankę na stolik i nachyliła się lekko w moim kierunku — Proszę i zrobisz co zechce?

Oparłem jedną z dłoni na fotelu tuż obok jej ciała.

— Właśnie to powiedziałem — skinąłem głową, czując, jej słodki zapach perfum.

Valeria uśmiechnęła się, a jej dłoń musnęła moją, czemu towarzyszył dreszcz przebiegający po moim kręgosłupie.

— W takim wypadku mam jeszcze jedną prośbę... — powiedziała znacznie ciszej zrównując nasze twarze w odległości zaledwie kilku cali — Załatw mi takie biurko jak ty masz, bo to moje nie nadaje się do pracy.

Parsknąłem śmiechem, spuszczając na moment głowę. Klęczałem przed nią na kolanach, dając jej możliwość poproszenia mnie o wszystko, a wybrała akurat to.
Naprawdę ze mną pogrywała.

Westchnąłem cicho nieco zawiedziony, że ta rozmowa nie obrała innego kierunku i odsunąłem się nieznacznie, żeby po chwili dźwignąć się z podłogi.
Valeria uśmiechnęła się obserwując, jak unoszę się z podłogi. Jej oczy nie odstępowały moim, gdy również podniosła się z miejsca. Przez brak szpilek nasza różnica wzrostu sprawiła, że blondynka musiała zadrzeć głowę jeszcze bardziej niż dotychczas, żeby patrzeć mi w oczy. Oczywiście mogłem się odsunąć, żeby jej to ułatwić, ale sęk w tym, że wcale nie chciałem.
Potrzebowałem jej bliskości.

— Mogłaś poprosić mnie o cokolwiek innego, a zdecydowałaś się na biurko — powiedziałem, nie mogąc oderwać spojrzenia od jej oczu.

Uśmiechnęła się ponownie, a jej ręka wylądowała na mojej klatce piersiowej wywołując kolejny przyjemne dreszcze na mojej skórze. Valeria miała ten dar, aby wywoływać u mnie uczucia, których wcześniej nie zaznałem.

— Na razie to wystarczy — poklepała mnie delikatnie po piersi, po czym odsunęła się zabierając dłoń — Pójdę już, padam na twarz.

Ściągnąłem brwi. Nie mogłem pozwolić, by poszła. Nie chciałem by poszła. Chwyciłem jej dłoń, zanim zdążyła ją całkowicie odsunąć i ponownie przyciągnąłem do swojej piersi.

— Zostań ze mną.

Valeria zmrużyła oczy, a w jej spojrzeniu zamigotało coś, co wskazywało na wewnętrzny konflikt. Jakby nie była przekonana co do tego.
    Czy naprawdę aż tak zniszczyłem to, co mieliśmy?

— Proszę — szepnąłem, patrząc na nią z gorączkowym pragnieniem — Chcę tylko się koło Ciebie obudzić. To wszystko.

Jej dłoń delikatnie drgnęła w mojej, co sprawiło, że serce jeszcze szybciej zabiło mi w klatce piersiowej.
Gdy tylko skinęła głową poczułem się, jakby stado pieprzonych motylków przetoczyło się przez całe moje ciało.

— Dobrze — uśmiechnęła się — Pójdę tylko się przebrać i wziąć szybki prysznic.

Powstrzymałem się przed zaproponowaniem jej, żeby zrobiła to w mojej łazience, bo nadal widziałem w jej oczach odrobinę niepewność.

— I wrócisz? — upewniłem się.

— I wrócę — skinęła głową.

Niechętnie puściłem jej dłoń, po czym schyliłem się podnosząc z podłogi jej szpilki. Wzięła je ode mnie, muskając przy tym moje dłonie, po czym powolnym krokiem ruszyła w stronę drzwi.
Obserwowałem ją, aż nie zniknęła za drzwiami po przeciwnej stronie korytarza. Teraz to, że miała osobną sypialnię zdawało się fatalnym pomysłem.
Nie powinna spędzać nocy sama. Powinna być ze mną.

Ruszyłem w kierunku dwuskrzydłowych drzwi, za którymi znajdowała się moja sypialnia. W porównaniu do tej Valerii była ciemna i zdecydowanie bardziej minimalistyczna. Zrzuciłem z siebie koszulę i chwyciłem za pasek od spodni, pozbywając się go równie szybko, po czym wszedłem pod prysznic umieszczony na otwartej przestrzeni pomiędzy sypialnią a garderobą.
Woda trysnęła z deszczownicy, w jednej chwili, rozlewając się ciepłem po moim ciele, a ja wypuściłem głośno powietrze z płuc, starając się zapanować nad tym, jak podziała na mnie bliskość Valerii.

Nietrudno było się domyślić, że pewna część w odróżnieniu od mojego serca przy niej nie miękła.

Wyszedłem z kabiny po kilku minutach, wycierając ciało ręcznikiem, po czym założyłem dresowe szorty, przechodząc do sypialni. Położyłem się po prawej stronie łóżka, przypominając sobie, że do tej pory Val zawsze wybierała lewą.
Nie miałem pojęcia, która była godzina i nieszczególnie mnie to obchodziło. Telefon zostawiłem w gabinecie, gdzieś przy laptopie bądź w marynarce zawieszonej na fotelu. To nie było teraz istotne.

Zamknąłem oczy, zakładając ramiona za głowę. Spędziłem jeszcze kilka minut w całkowitej ciszy, wsłuchując się w szum fal dobiegający zza uchylonych drzwi balkonu, gdy usłyszałem ciche kroki na drewnianych panelach. Kącik moich ust poderwał się w uśmiechu.
Wróciła.
Nie otwierając oczu sięgnąłem do zapalonej przy łóżku lampki, gasząc ją jednym pstryknięciem, gdy druga strona materaca ugięła się lekko. Odczekałem moment, po czym uchyliłem powieki, zerkając w jej stronę.

Blondynka leżała na boku z twarzą ułożoną na poduszce i kołdrą podciągniętą do połowy brzucha. Nawet w ciemności, jaka nas otaczała dostrzegałem burze jej jasnych włosów i błękitne tęczówki wpatrzone wprost we mnie.

— Myślałam dziś o tacie — odezwała się przerywając ciszę — Dlatego do Ciebie przyszłam. Nie chciałam znów wracać do pustej sypialni — uśmiechnęła się niepewnie, wsuwając jedną z dłoni pod policzek.

Ułożyłem się na boku, zrównując z nią spojrzenie i odgarnąłem kosmyk włosów z jej twarzy. Nie dbałem o to z jakiego powodu do mnie przyszła tego wieczora. Ważne było, że to zrobiła.
Delikatnie przesunąłem opuszkami palców po jej ramieniu i odnajdując jej dłoń, która spoczywała na pościeli splotłem nasze palce.

— Tęsknisz za nim? — zapytałem, chociaż odpowiedź na to, była oczywista.

— Każdego dnia — skinęła głową, przygryzając lekko wargę — Ale tutaj to się nasiliło. Chyba mam zbyt dużo wolnego czasu na myślenie.

— Gdybym mógł coś zrobić... — westchnąłem, gładząc wierzch jej dłoni kciukiem.

— Wiem — szepnęła, wlepiając spojrzenie w nasze splecione razem dłonie, a jej usta ułożyły się w subtelny uśmiech.

Nie mogąc dłużej się powstrzymywać wyciągnąłem rękę i oplotłem ją ramieniem w tali, przyciągając do swoje ciała jednym stanowczym ruchem. Na szczęście nie wyczułem, żeby Val się spięła albo walczyła z moim dotykiem. Wręcz przeciwnie; wtuliła się w mój bok, a ciepło jej ciała i delikatny zapach jej wilgotnych włosów sprawił, że od razu poczułem, jak całe moje ciało się rozluźnia. Gdy jej dłonie delikatnie przesunęły się moim torsie, uśmiech na mojej twarzy pogłębił się. Rozmazane światło księżyca wpadające przez uchyloną zasłonę odbijało się na jej skórze, sprawiając, że wydawała się jeszcze piękniejsza
Nie mogłem sobie wyobrazić lepszego zakończenia tego dnia.

Mi sei mancato, tesoro — szepnąłem, muskając ustami czubek jej głowy.

— Wiesz, że nie mam pojęcia co powiedziałeś? — mruknęła równie cicho kładąc dłoń na mojej piersi.

— Dobrej nocy — odpowiedziałem.

— Dobrej nocy? — powtórzyła pytająco — Dużo słów, jak na coś tak krótkiego.

Zaśmiałem się krótko zamykając powieki. Nie zamierzałem wyprowadzać jej z błędu.
Kiedyś zrozumie.
Owinąłem ramiona wokół jej ciała mocniej, czując, że to będzie pierwsza od dawna noc, której nie zaburzy mi bezsenność. Gdy i ona oplotła moje ciało swoim poczułem, jak wszelkie wątpliwości co do tego, czy dobrze postępowałem, dopuszczając ją do siebie rozpłynęły się niczym poranna mgła. Wszystko było tak, jak być powinno.

I ja byłem w odpowiednim miejscu — w jej ramionach.

🥀 Valeria 🥀

Obudziłam się przytulona do męskiej piersi w żelaznych objęciach, które oplatały moje ciało niczym metalowe kajdany z tym wyjątkiem, że one wcale mi nie przeszkadzał. Wręcz przeciwnie. Przyjemnie było czuć ciepło drugiego ciała.
Uchyliłam powieki, unosząc delikatnie głowę.
Vitale spał ze spokojnym wyrazem twarzy, a jego klatka unosiła się równomiernie pode mną. Nie miałam pojęcia, która była godzina, ale pierwsze promienie słońca wpadały już przez uchyloną zasłonę.
Sypialnia Vitalego była dokładnie taka, jak ją sobie wyobrażałam. Minimalistyczna w stonowanych barwach nadających pomieszaniu wyrafinowania i elegancji. Jednak tym, co najbardziej przypadło mi do gustu była otwarta łazienka, a raczej sam prysznic, którego szklana kabina była w całości widoczna z łóżka.

Zsunęłam wzrok z twarzy mężczyzny na jego klatkę. Jasnoróżowa blizna po postrzale na piersi zdawała się już całkowicie zagojona, jednak na jej widok znów lekko ścisnęło mnie w piersi. Chyba już zawsze będę wspominać tamten wieczór, patrząc na nią.
Podniosłam dłoń z jego brzucha i przesunęłam opuszkami po jego tatuaż tuż nad blizną, co sprawiło, że Vitale wydał z siebie cichy pomruk.

Uśmiechnęłam się.

— Chyba nigdy nie wstałam przed tobą — szepnęłam, opierając głowę na zgiętym łokciu tuż obok jego twarzy.

Vitale uchylił oczy, zrównując ze mną spojrzenie. Po zmęczeniu na jego twarzy widocznym przez ostatnie dni nie było śladu. Rozłożyłam dłoń na jego piersi, a delikatne drżenie przebiegło przez jego ciało.

— Myślę, że powinnaś robić to częściej. Może nawet codziennie — odparł lekko ochrypniętym głosem, kładąc dłoń na moim udzie, które miałam przerzucone przez jego tors całą noc.

Uśmiechnęłam się pod wpływem jego dotyku. Cała złość, jaką w sobie miałam do tej pory odeszła.
Prawda była taka, że nie tylko myśli o ojcu mnie wczoraj do niego przywiodły, ale i rozmowa z Glorią gdzieś pomiędzy trzecim a piątym martini. Kobieta wprost wyznała mi, że ani trochę nie wierzy, iż nasze zaręczyny miały związek z tym, co przed laty zrobił Matteo, a już całą pewnością nie zostałam w żaden sposób do nich zmuszona.
Nie potwierdziłam ani nie zaprzeczyłam jej słowom, ale nie mogłam zignorować tego, co powiedziała mi później; a mianowicie że na moim miejscu nie odpuszczałaby, jeśli w grę wchodziło coś tak prawdziwego, jak to udało nam się stworzyć w Vegas.

— Masz dziś jakieś plany? — zapytałam, odgarniając kosmyki włosów z jego czoła.

— Ja nie — pokręcił głową — Ale my mamy.

Ściągnęłam brwi.

— My?

— Niespodzianka — uśmiechnął się tajemniczo.

— Czyli mi nie powiesz? — usiłowałam wydusić z niego informację.

— Wtedy nie byłaby to niespodzianka.

Odsunęłam się z lekkim westchnieniem.

— Ale możemy jeszcze chwilę poleżeć? — zapytałam, odczuwając niewielkie skutki wczorajszego wyjścia z Glorią.

Skinął głową, zaciskając dłoń na moim udzie, a ja położyłam głowę na jego piersi.

— Zasłużyliśmy na trochę spokoju — odparł spokojnie, głaszcząc moje włosy.

To była jedna z tych rzadkich, beztroskich chwil, które udało się przemycić między chaosem codziennego życia.

***

Tuż po śniadaniu, które dla odmiany zjedliśmy wspólnie w naszym salonie, a nie z całą jego rodziną przyszykowałam się do wyjścia.
Vitale oczywiście nie zdradził mi dokąd się wybieramy, ale kiedy zobaczyłam, że wybrał znacznie lżejszy ubiór, niż ja zazwyczaj odetchnęłam z ulgą. Nie miałam ochoty na żadne eleganckie lokale.

— Gotowa? — zapytał, gdy tylko spotkaliśmy się korytarzu tuż przy wyjściu z naszego skrzydła.

Skinęłam głową, lustrując jego sylwetkę. Zamiast trzyczęściowego garnituru miał na sobie luźne spodnie w kolorze khaki i białą lnianą koszulę z podciągniętymi rękawami.

— Zależy co mamy w planach — uśmiechnęłam się kierując do wyjścia.

Sierpień na Sycylii był naprawdę upalny.

Wyszliśmy z budynku, przechodząc do garażu, gdzie Vitale chwycił za kluczyki od niebieskiego cadillaca. Również i tym razem to on usiadł za kierownicą.

W trakcie jazdy malowniczymi ulicami Katanii, żadne z nas się nie odzywało. Jednak po wczorajszej nocy i dzisiejszym poranku cisza nie był niczym niepokojącym.
Kiedy tylko Vitale zwolnił oderwałam wzrok od niebieskiego nieba i przeniosłam na budynek, który wyrósł przed nami znikąd. Powiodłam wzrokiem po fasadzie z jasnego kamienia i wysokim kolumnom ciągnącym się aż do sklepienia dachu. Szerokie kamienne schody prowadziły wprost do dwuskrzydłowych drzwi, w których jedna z szyb była wybita.

— Co ty na to? — zapytał, parkując wprost przed budynkiem.

— Piękny — przyznałam, bo choć wyglądał na opuszczony widziałam w nim potencjał. Wystarczyło odrobiony wyobraźni.

Vitale uśmiechnął się odpinając pas, po czym przełożył ramię przez kanapę, obejmując mnie tym samym.

— Więc mam nadzieję, że się nada.

   Uniosłam brew, patrząc na niego spod szkieł okularów przeciwsłoneczny

— Na co? — zapytałam.

— Na klub, jaki tu otworzysz — powiódł palcami po moim ramieniu — Stworzysz tu drugie Inferno Val, a ja Ci w tym pomogę.

XX

Chyba nikt nie zaprzeczy, że Vitale nie umie w prezenty... ❤️‍🩹

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top