Rozdział dziesiąty; To nie jest ochrona, Vitale. To kontrola.
Rozdział nie sprawdzony!
Wybaczcie ewentualne błędy.
🥀 Valeria 🥀
Te dwa zdania, które padły z ust Vitalego sprawiły, że na moment zapomniałam o naszej bezsensownej kłótni. Moment ciszy pozwolił nam na powrót trzeźwości umysłu.
W oczach mężczyzny nadal dostrzegałam czysty gniew, ale przynajmniej teraz wiedziałam, że nie był on tak naprawdę skierowany w moją stronę. Niemniej jednak nie usprawiedliwiało to jego słów, które, mimo iż ciężko było mi przyznać mnie zabolały. Krytyka co do moich działań przez innych nigdy mnie nie obchodziła, ale z jakiegoś powodu ta z ust Vitalego brzmiała jak najgorsza obelga i sprawiała że czułam, jak pionek w grze, w której jedynie on znał zasady.
Jakby moja obecność tu jedynie wadziła.
— Kiedy się dowiedziałeś? — zapytałam znacznie bardziej opanowanym tonem, starając się wyzbyć zbędnych emocji, które w niczym nie pomagały.
— Godzinę temu — odpowiedział niemal od razu, po czym uniósł dłonie i przetarł twarz. Odkąd przyjechałam, miałam wrażenie, że ciągle chodził zmęczony — Synowie Lorenzo leżą na oiomie, przez co Vincent przejął władze. To wszystko jest bardziej skomplikowane, niż myślałem — dodał, a ton jego głosy stał się naprawdę zaniepokojony.
— Jaki masz plan? — zapytałam, nie spuszczając z niego wzroku.
— Póki co obserwacja. Vincent czegoś ode mnie chce i zapewne niedługo spróbuje nawiązać kontakt.
Zacisnęłam na moment usta w wąską linie, starając się zachować spokój. Vincent, nie będąc u władzy był zdolny do wielu rzeczy, więc nawet nie chciałam myśleć, co będzie teraz, kiedy takową posiadał.
I, mimo że dzieliło nas tysiące kilometrów i miałam pewność, że Thomas był bezpieczny obawy co do planów Luciano nie odeszły. W Vegas nadal były osoby, na których mi zależało, i którym mój ojciec obiecał bezpieczeństwo.
Nie zamierzałam złamać tej obietnicy za nic.
— Chcę mieć pewność, że nie zbliży się do Inferno — powiedziałam, po czym zrobiłam krok w stronę czarnego maserati, które stało tuż obok — Reszta mnie na chwilę obecną nie obchodzi.
Vitale uchylił usta i ściągnął brwi, jakby zdziwił go mój stanowczy, ale zarazem spokojny ton głosu, po czym skinął głową.
— Nie musisz się o to martwić — zapewnił mnie również, obracając się w stronę auta — Alexander o to zadba.
Na samo wspomnienie upiornego mężczyzny, który zajmował się teraz moim klubem i wszystkimi pracownikami omal się nie skrzywiłam. Gdyby nie zapewnienie Vitalego, że darzył go zaufaniem nigdy nie pozwoliłabym mu się nawet zbliżyć do Vegas.
Było w nim coś, co wzbudzało we mnie szczery niepokój i pospolity strach. Nigdy nie znałam człowieka, którego sama obecność wzbudzała we mnie takie uczucia i nigdy więcej nie chciałam poznać.
Zajęłam miejsce na tylnej kanapie auta, po tym, jak dostrzegłam siedzącego za kierownicą Federico. Nie odezwał się nawet słowem, gdy zrównałam z nim spojrzenie w lusterku wstecznym. Domyślałam się, że słyszał całą moją rozmowę z jego bratem przez uchyloną lekko szybę. Mimo że ostatnio zdawało mi się, że jego rady dotyczące mojej relacji z Vitalem były pomocne teraz nie miałam ochoty słyszeć niczego na ten temat.
Federico ruszył z parkingu, gdy tylko Vitale usiadł po drugiej stronie kanapy z tyłu.
Pojazd sunął ulicami, a jedynym towarzyszącym nam dźwiękiem był szum opon na asfalcie. Jechaliśmy w grobowej ciszy, której żadne z nas nie miało zamiaru przerwać. Wszystko, co miałam do powiedzenia na temat tej żałosnej sytuacji powiedziałam na parkingu, a reszty nie miałam najmniejszej ochoty poruszać przy Federico.
Mimo że Vitale siedział obok mnie, dystans między nami wydawał się większy niż kiedykolwiek. Miałam świadomość, że jego priorytetem były teraz myśli o obowiązkach związanych z rodziną i biznesem, ale nie mogłam uwierzyć, że aż tak zmieniły one stosunek do mnie.
Gdy tylko po kilkunastu minutach samochód skręcił w ulicę prowadzącą do rezydencji, poczułam ulgę. Raczej jeszcze długi czas nie poczuję się tutaj, jak w domu, ale przynajmniej będę mogła zaszyć się w sypialni wśród tego, co znałam, bo aktualnie siedzący obok mnie mężczyzna zdawał się tym nie być.
Otworzyłam drzwi samochodu, kiedy tylko Federico zatrzymał się na dziedzińcu i wyszłam na zewnątrz. Stawiając pierwszy krok w stronę rezydencji zatrzymał mnie głos Vitalego, który rozbrzmiał znacznie bliżej, niż się spodziewałam.
Nie miałam pojęcia, jak tak szybko i bezszelestnie obszedł auto.
— Możemy porozmawiać? — zapytał, przystając tuż przy moim boku.
Zadarłam brodę i przekręciłam lekko głowę w jego stronę by zrównać z nim tęczówki. W jego oczach dostrzegałam coś, czego wcześniej tam nie było — skruchę. Jednak, i to nie sprawiło, że byłam na niego mniej zła.
Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy może nie powinnam skończyć z próbą przebicia się przez jego mury. Może to, co mieliśmy w Vegas przepadło bezpowrotnie, gdy przyszło nam zmierzyć się z nową rzeczywistością.
— Nie — odpowiedziałam, na co on uniósł brew kompletnie zdezorientowany.
— Nie?
— Nie — powtórzyłam, nie spuszczając z tonu — Rozmowa teraz nie przyniesie nic dobrego. Spróbujemy jutro — powiedziałam gotowa ruszyć przed siebie, jednak jego głos znów mnie zatrzymał.
— Mogę, chociaż powiedzieć dwa zdania? — zapytał i tym razem stanął nie obok, a naprzeciw mnie — Proszę.
Spojrzałam na niego starając się nie pokazać swoich emocji i westchnęłam cicho, ale mimo wszystko dałam mu znak, że może mówić.
Byłam na niego zła, ale nie zamierzałam się od niego izolować, tak jak on ode mnie.
— To wszystko... — zaczął, patrząc mi głęboko w oczy — Jest zdecydowanie trudniejsze dla mnie, niż myślałem. Chcę, tylko żebyś wiedziała, że się przejmuję wszystkim co myślisz i masz do powiedzenia. Zawsze się przejmuję i chcę Cię chronić. To, co powiedziałem wcześniej... — przerwał na chwilę, jakby, szukając właściwego wyrażenia — Nie myślałem tak. Wiesz to prawda?
Jego słowa brzmiały szczere, ale to nadal były tylko słowa bez żadnego pokrycia i obietnicy na przyszłość.
Nie przerywając kontaktu wzrokowego zrobiłam krok w tył, żeby zwiększyć między nami odległość.
— To więcej, niż dwa zdania — powiedziałam całkowicie, ignorując jego pytanie.
Vitale uchylił usta, a jego spojrzenie nabrało desperacji.
— Valerio proszę, musisz mnie zrozumieć... — zaczął, ale nie dałam mu dokończyć.
— Ty też musisz zrozumieć mnie Vitale — spojrzałam na niego twardo — Dobrze wiedziałeś, że nie będę jedną z tych kobiet, która będzie stać w kącie, gdy ty będziesz zajmował się tym, co dotyczy również mnie. Musisz zaakceptować, że jestem częścią tego świata nie tylko ze względu na nasz układ, ale i mojego ojca.
— Po prostu chcę, żebyś była bezpieczna — powtórzył po raz kolejny. Jego głos brzmiał teraz bardziej ugodowo, ale nie miałam zamiaru ustąpić.
— To nie jest ochrona, Vitale. To kontrola — odpowiedziałam, a w jego oczach niemal od razu pojawiła się nuta żalu, ale też pewnego zrozumienia — Zgodziłam się na ten układ, żeby być równą partnerką w tym wszystkim, a nie obiektem Twojej troski.
Brunet odwrócił na chwilę spojrzenie, jakby, próbując przetrawić moje słowa, po czym po chwili milczenia, znów przeniósł na mnie wzrok.
Zauważyłam, że jego ramiona rozluźniły się nieco, a w oczach pojawiła się nuta akceptacji.
— Obiecuję, że od teraz tak będzie — zapewnił mnie skinieniem głowy.
Mimo że jego odpowiedź mnie zadowoliła nie okazałam mu tego w żaden sposób. Wcześniej też tak mówił, a robił zupełnie inaczej.
— To wszystko, co chciałam usłyszeć — odpowiedziałam i ruszyłam przed siebie, tym razem bez przeszkód.
Nie miałam dziś siły na więcej.
***
Wpatrywałam się w falującą na wietrze białą firanę, leżąc na łóżku przykryta kołdrą po sam czubek nosa. Do południa zalegałam w takiej pozycji, nie mając ochoty wychodzić z rezydencji, a nawet z własnej sypialni. W końcu, ile mogłam spacerować po posiadłości, czy ogrodzie, udając, iż to niesamowicie zajmujące czas zajęcie.
Przez to całe wczorajsze zamieszanie i dziwne uczucie, jakby ktoś chodził po korytarzu niemal całą noc zmrużyłam oko dopiero o świcie na zaledwie kilka godzin. Więc nie dość, że byłam dziś podenerwowana, to jeszcze niewyspana. Cudowne połączenie.
Puknie do drzwi sprawiło, że poderwałam się do siadu, naciągając kołdrę na piersi okryte jedynie koronowym biustonoszem. Było dziś cholernie gorąco.
— Mogę wejść? — głos Glorii roznoszący się po wnętrzu sypialni sprawił, że ściągnęłam brwi zaskoczona.
Była chyba ostatnią osobą, której wizyty się spodziewałam.
— Tak, proszę — odpowiedziałam głośno sięgając po leżący na pufie przy łóżku szlafrok.
Gloria weszła do pokoju, gdy tylko wstałam z łóżka i zakryłam się satynowym materiałem szlafroka.
— Nie zeszłaś na śniadanie. Dobrze się czujesz? — zapytała, przystając kilka kroków ode mnie.
— Vitale Cię przysłał? — uniosłam brew, krzyżując ramiona na piersi.
— Nie — pokręciła głową — W przeciwieństwie do innych nie zawsze robię to, co mi każą.
Uśmiechnęłam się na te słowa. Odkąd tylko zaoferowała mi pomoc na przyjęciu zaręczynowym zaczęłam myśleć, że mimo wszystko może nasz łączyć więcej, niż początkowo myślałam.
— A więc witaj w klubie — mruknęłam, podchodząc do sofy, na której usiadłam, patrząc na szatynkę — Co Cię sprowadza?
— Nuda — wzruszyła ramionami, siadając po drugiej stronie — Valentina pojechała po dzieci, a mój mąż zniknął gdzieś z rana razem z całą resztą.
— Gdzieś? — zrównałam z nią spojrzenie, nie mogąc powstrzymać ciekawości.
Vitale oczywiście mnie nie uprzedził o swoim wyjściu, chociaż zważywszy na naszą ostatnią rozmowę nie było to nic dziwnego.
— Nie pytałam dokąd, jeśli do tego zmierzasz — odparła, domyślając się, że właśnie o to zamierzałam zapytać — Lepiej ty mi powiedz co się między wami wczoraj stało. I nie próbuj mi wmówić, że nic.
— Vitale coś mówił? — uniosłam brew zaskoczona jej słowami.
Gloria uśmiechnęła się pobłażliwe.
— Oczywiście, że nie, ale nie jestem ślepa — powiedziała, jakby była to najbardziej oczywista rzecz — Dodatkowo faceci są prości do przejrzenia nie uważasz?
Zaśmiałam się na jej słowa. Gdyby nie moje ostatnie problemy ze zrozumieniem Vitalego przyznałabym jej rację.
— To jak? — nachyliła się bliżej — Była wielka kłótnia?
Milczałam przez moment, po czym uznałam, że przecież nie musiałam mówić jej wszystkiego, a jedynie tę część, która zaspokoi jej ciekawość.
— Trochę się posprzeczaliśmy — wzruszyłam ramionami, ogarniając włosy do tyłu.
— Trochę? — uniosła brew, na co westchnęłam cicho.
— Po prostu mam wrażenie, że Vitale stara się mnie trzymać z dala od wszystkiego, co się tu dzieje. I w innych okolicznościach naprawdę bym to doceniała, ale denerwuje mnie to, że popróbuje zrobić ze mnie kogoś, kim nie jestem — wyjaśniłam, starając się nie podawać żadnych konkretów — Brzmi to sensownie?
Gloria przez moment wpatrywała się we mnie w milczeniu, po czym skinęła głową.
— O dziwo tak — oznajmiła — Jednak na twoim miejscu była bym mu za to wdzięczna — dodała, na co uchyliłam usta, jednak, zanim się odezwałam ona kontynuowała — Wychowywałam się w tym świecie i widziałam wiele okropnych rzeczy, które nie powinny mieć miejsca. I wierz mi, że gdyby ktoś kiedyś, chociaż spróbował mnie przed tym uchronić doceniłabym to. Ten świat jest pełen niebezpieczeństw, o których nie masz pojęcia.
Nie potrafiłam wyczuć, czy w jej głosie była odrobina pogardy, czy po prostu brak zrozumienia. Jak sama wspominała wychowałyśmy się w różnych światach, więc pomimo prób żadna z nas nie mogła w pełni zrozumieć tej drugiej.
— Wiem to — skinęłam głową — I nie chodzi mi o sam fakt, że Vitale próbuje mnie chronić, a raczej sposób, w jaki to robi. Nie chcę, żeby ktokolwiek dyktował mi, kim mam być, bez względu na to, jakie są okoliczności. Nie potrafię zmienić swojego życia ot tak — wyjaśniłam, widząc, jak na jej twarz powraca lekki uśmiech.
— Cóż, z tym mogę Ci nieco pomóc — rzuciłam, na co uniosłam brew.
— W jaki sposób?
Uśmiech Glorii jeszcze bardziej się poszerzył.
— Przyznaje się, że nieco poczytałam w internecie o twoich podbojach w Vegas, czy Nowym Jorku i dowiedziałam się, że nie próżnowałaś z zabawą... — spuściła wzrok na swoje pomalowane na bordowo paznokcie — Może warto by było odświeżyć te wspomnienia?
Zrównałam tęczówki z kobietą naprawdę zaskoczona jej propozycją.
— Chcesz wyjść na miasto? — zapytałam, upewniając się, że dobrze zrozumiałam jej słowa.
— Tak — skinęła głową — Pomyślałam, że ty również.
— Musimy iść z jakąś ochroną? — zapytałam, na co pokręciła głową.
— Pojedziemy tam, gdzie nie będzie nam potrzebna.
Kąciki moich ust wyciągnęły się w uśmiechu. Nie cieszył mnie sam fakt, że będę mogła wyjść na miasto bez uczucia bycia obserwowaną, a raczej to, że będę mogła zająć czymś myśli. Nie przywykłam do spędzania dni na nicnierobieniu i odkąd tylko tu przyjechałam starałam się robić cokolwiek żeby pozbyć się natrętnych myśli, które tutaj się tylko nasilały.
— Musisz dać mi chwilę na doprowadzenie się do porządku — rzuciłam, podnosząc się z sofy co ona również uczyniła.
— Ależ oczywiście — skinęła głową, ruszając w stronę wyjścia.
Zanim, jednak zniknęła za drzwiami przystanęła i zerknęła przez ramię, zrównując ze mną jeszcze raz spojrzenie.
— Mogę o coś jeszcze zapytać?
Skinęłam głową, patrząc na kobietę.
— Czy to prawda, że Matteo wysłał Cię do szkoły z internatem? — zapytała z wyczuwalną nutką niepewności w głosie.
Jej pytanie było dziwne, ale nie było niczym, na co nie mogłabym odpowiedzieć szczerze.
— I to niejednej — potwierdziłam — Samą pierwszą klasę szkoły średniej przerabiałam w pięciu różnych krajach.
— Nie miałaś do niego o to żalu? — dopytała, nie odrywając ode mnie spojrzenia.
— Nie bardzo rozumiem — uniosłam brew, patrząc na nią badawczo.
— Nie spędzałaś z nim dużo czasu — wyjaśniła — Nie czułaś się w jakiś sposób przez niego pominięta?
Nie odpowiedziałam na jej pytanie od razu, bo na początku nie mogłam zrozumieć, dlaczego Gloria tak bardzo interesowała się moją relacją z ojcem.
Dopiero, gdy połączyłam fakty zapewne widoczne na mojej twarzy napięcie ustąpiło. Gloria miała czwórkę dzieci i z tego, co mówiłam mi Valentina każde z nich uczyło się w szkole w internetem w Szwajcarii.
— To prawda, że nie spędzałam z nim zbyt wiele czasu — odpowiedziałam spokojnie — Ale nigdy nie miałam do niego o to żalu, bo zawsze wiedziałam, że robił to dla mojego dobra. I nigdy nie zwątpiłam w jego miłość do mnie. Naprawdę nigdy — zapewniłam ją, mając dziwne przeczucie, że potrzebowała tych słów.
To, że sama często musiałam je sobie powtarzać na przestrzeni ostatnich tygodni przemilczałam.
Nikt nie musiał wiedzieć, jak źle się czułam z tym, że nigdy tak naprawdę nie znałam człowieka, który mnie wychowała, a jedynie jego część.
🥀Vitale 🥀
— Co się dzieje młody? — pytanie brata rozbrzmiało nad moją głową chwilę po tym, jak moje plecy spotkały się z twardym podłożem naszej domowej siłowni.
Wziąłem głęboki oddech, po czym uchyliłem powieki, widząc lekko rozmazany obraz brata pochylającego się nade mną z uniesioną wysoko brwią.
Dzisiejszy sparing z, nim nie był dobrym pomysłem.
— Dałem Ci fory — rzuciłem jedynie i podniosłem się do pozycji siedzącej chwytając za leżącą obok butelkę wody.
— Nie chrzań — pokręcił głową, siadając na ławce postawionej tuż przy macie do ćwiczeń — Ostatni raz znokautowałem Cię, kiedy miałeś siedemnaście lat.
Zacisnąłem usta, ścierając pot z czoła.
— Niepokoi mnie sprawa z Vincentem — westchnąłem, biorąc solidnego łyka wody.
— Z Vincentem? — spojrzał na mnie widocznie nieprzekonany moją odpowiedzią — A nie przypadkiem z kimś innym, kogo imię zaczyna się na literę V?
Ściągałem brwi, zrównując spojrzenie z bratem, ale nie odezwałem się. Odłożyłem butelkę i przetarłem twarz, rozmasowując obolały kark. Po wczorajszej zupełnie niepotrzebnej kłótni z Valerią nie zmrużyłem oka nawet na godzinę. Jak ostatni kretyn pół nocy kręciłem się pod drzwi jej sypialni, chcąc ją przeprosić i zapewnić, że już nigdy więcej nawet nie pomyślę o tym, żeby podnieść na nią głos, jednak tego nie zrobiłem. Prosiła o chwilę oddechu i zamierzałem jej ją dać.
Z tego też powodu opuściłem dziś rezydencje od razu po śniadaniu, a gdy wróciłem w południe zaszyłem się na siłowni, gdzie dołączył do mnie najstarszy z braci.
— Chcesz rozmawiać o uczuciach? — zapytałem, patrząc na niego z nieco aroganckim uśmiechem.
Antonio przewrócił oczami, po czym westchnął, jak ostatni męczennik.
— Ja nie, ale muszę zaspokoić żonę najnowszymi plotkami, żeby była zadowolona — oznajmił, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
— Nie możesz jej zaspokoić w inny sposób? — zapytałem, unosząc brew, nie szczędząc sobie dwuznaczności w głosie.
— Mamy czwórkę dzieci Vi — westchnął ponownie — I spokojnie wieczory zaczynają być czymś zaskakująco przyjemnym.
— Po prostu przyznaj się, że kondycja siada z wiekiem — rzuciłem, nie mogąc powstrzymać się od śmiechu.
Antonio chwycił za ręcznik przewieszony przez ławkę i cisnął nim we mnie z całej siły, kręcąc głową z politowania.
— Pogadamy, jak ty się dorobisz dzieciaków — mruknął, sięgając po swój telefon leżący na ławce — A po za tym skoro mi kondycja siada, w tym wieku nie zostało Ci zbyt wiele czasu — spojrzał na mnie nie kryjąc rozbawienia.
Nie kontynuowałem tematu, bo na samą wzmiankę o dzieciach musiałem powstrzymać grymas, jaki chciał wykrzywić mi twarz. Nie, żebym ich nie lubił. Dobrze odnajdywałem się w roli wujka dla dzieci Antonio i Michael'a, ale nie koniecznie widziałem się jako ojciec.
Miałem świadomość, że wszyscy właśnie tego ode mnie oczekiwali; godnego potomka, tym bardziej teraz, kiedy miałem już kandydatkę na żonę, ale na samą myśl o tym czułem nieprzyjemne kołatanie w piersi.
Miałbym sprowadzić na ten popaprany świat niewinną istotkę? Wystarczająco już złego narobiłem.
— Nieprędko się to stanie — odparłem, podnosząc się z podłogi by po chwili podejść do wiszącego na haku worka.
— Wracając do tematu... — dźwignął się z ławki — To jak? Kłopoty w raju na skalę światową?
Tym razem ja przewróciłem oczami. Naprawdę nie sądziłem, że kiedyś będę rozmawiał z nim na takie tematy.
— Nie — zaprzeczyłem krótko uderzając w worek — Idiotyczna sprzeczka z mojej winy.
— Z twojej winy? — uniósł brew, łapiąc za worek, żeby ten nie latał na wszystkie strony i spojrzał na mnie przenikliwie — Czyli wystarczy, że ładnie przeprosisz i znów wyjdzie słońce?
— Mniej więcej — skinąłem głową, wymierzając kolejny cios. Naprawdę nie chciałem go wciągać w nasze sprawy.
— No to dobrze, już się bałem, że kolejna panna młoda nie dojdzie do ołtarza — rzucił zaczepnie.
— Nigdy mi nie odpuścicie prawda? — mruknąłem, zaciskając pięści.
— Tego? Nigdy — potwierdził — Francesca na zawsze pozostanie moją idolką.
Pokręciłem głową.
— Lepiej, żeby twoja żona tego nie słyszała.
— Bez obaw — zaśmiał się — Podobija właśnie scenę w moim klubie razem z twoją narzeczoną.
Wycelowana w worek pięść zastygła mi w bezruchu tuż przy skórzanym materiale.
Zrównałem spojrzenie z bratem, widząc, jak lekko mruży oczy zaskoczony moją reakcją.
— Valeria jest w Platinum? — dopytałem, upewniając się, że dobrze zrozumiałem jego słowa.
Antonio skinął głową.
— Nie napisała Ci? — zapytał zdziwiony, po czym dodał znacznie ciszej; — Może jednak same przeprosin nie wystarczą.
Opuściłem dłonie, podchodząc do ławki, na której leżał mój telefon. Oczywiście nie miałem żadnej wiadomości od Valerii. Mimo że w przeciwieństwie do wczorajszej sytuacji wiedziałem, gdzie była znów poczułem nieprzyjemny skręt w żołądku, gdy tylko doszło do mnie, że nie było jej tutaj.
Nie było jej obok.
— A ty gdzie? — głos Antonio rozbrzmiał tuż za moimi plecami, gdy tylko zrobiłem krok w stronę wyjścia.
— Do klubu. Nie powinna być tam sama — mruknąłem nawet na niego nie patrząc.
— Nie jest sama. Jest z Glorią.
Uniosłem spojrzenie na brata.
— Twoja żona nie jest towarzystwem, które sprawia, że jestem spokojny o Valerię.
Twarz Antonio nabrała powagi.
— Wyjaśnijmy sobie coś — zbliżył się do mnie, stając na wyciągnięciu dłoni — Gloria jest, jaka jest, ale to moja żona i matka moich dzieci, więc jeśli jeszcze raz usłyszę, że mówisz o niej bez szacunku załatwimy to w inny sposób.
Spojrzałem na niego czując przypływ irytacji.
— Grozisz swojemu capo? — zapytałem, na co Antonio pokręcił głową.
— Swojemu bratu, który mija się ostatnio z rozumem — cofnął się o krok — Wiesz, że nic im tam nie grozi, więc możesz odpuścić zgrywanie księcia na białym koniu i dać im się pobawić.
— Ty będziesz mi dawał porady? — prychnąłem, zaciskając usta w wąską linie.
— Będę — rzucił stanowczo — Moje małżeństwo jest dalekie od ideału, ale przynajmniej nigdy nie starałem się zmienić Glorii. Nie możesz zamknąć Valeri w rezydencji i śledzić jej każdy krok tylko dlatego, że istnieje szansa, że może coś się stać.
Uchyliłem usta, żeby zaprzeczyć jego słowom, ale wtedy dotarło do mnie, że nie mogłem. Kurwa. Przecież odsuwałem Valerię od tego, co działo się na Sycylii, myśląc, że to niesamowicie dobry pomysł. Chciałem, żeby nie musiała przejmować się tym całym syfem, który nas otaczał całkowicie, zaprzeczając tym moim wcześniejszym słowom. Mieliśmy być w tym razem. Moja obsesyjna kontrola nad Valerią, która miała przecież ją tylko chronić teraz wydawała się absolutnie egoistyczna.
I, mimo że sam na początku myślałem, że ten dystans będzie dobrym pomysłem wiedziałem, że nie dam rady tego ciągnąć dłużej. Nie mogłem normalnie spać, kiedy nie było jej obok, a to przekładało się na to, że nie potrafiłem myśleć trzeźwo.
Nie powinno tak być. Nie mogłem pozwolić, żeby moje osobiste problemy wpływały na to, jak kierowałem, oddziałem.
— Musisz zaufać jej tak, ja zaufałem Glorii, mimo naszych różnic — dodał jakby uważał, że w tym tkwił mój problem.
— Ufam jej — odpowiedziałem niemal od razu.
Antonio zmrużył lekko oczy i przechylił głowę.
— Nie pokazujesz tego.
Spojrzałem na niego, znów, nie mogąc zaprzeczyć. Irytowało mnie, że nagle wszyscy inni stali się dla mnie głosem rozsądku, ale przecież to była tylko i wyłącznie moja wina.
Naiwnie próbowałem cofnąć naszą relację z Valerią do początku, gdzie miały nas łączyć tylko i wyłącznie interesy. Jednak po wczorajszej rozmowie z nią nie mogłem już ignorować tego, iż to nie była dobra droga ani dla mnie, ani dla niej.
— Daj jej żyć swoim życie Vi — poklepał mnie po ramieniu — Przecież od Ciebie nie ucieknie.
Odwróciłem spojrzenie od brata nie chcą, żeby zobaczył, czego naprawdę się obawiałem. Nie chodziło o to, żeby Valeria nie uciekła, a o to, że kiedy będzie chciała ja jej na to nie pozwolę.
Bo mimo że wiedziałem, że nie mogła tu zostać, że nie mogła żyć obok mnie to było to, czego najbardziej pragnąłem. I to właśnie tego miał mnie wyzbyć dystans; pragnienia żeby ją tu zatrzymać na zawsze.
XX
Vitale wraca na właściwe tory...❤️🩹
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top