Rozdział piąty: Nie musisz się martwić.
Rozdział nie sprawdzony!
🥀 Valeria 🥀
Kolacja przebiegała względnie normalnie i spokojnie zważając na okoliczności. Dwójka naszych towarzyszy przed większość czasu pochłonięta była ubliżaniem obsługującej nas kelnerce, której albo to nie robiło, albo dobrze to kryła.
Vitale zdawał się dziwnie spięty, odkąd tylko weszliśmy do lokalu. Zupełnie jakby nie miał za grosz zaufania względem własnego kuzyna, co sprawiło, że i ja czułam się mniej komfortowo.
— Nie pijesz? — zapytał cicho nachylając się lekko w moją stronę.
— Bardzo rzadko — odparłam wlepiając wzrok w kartę przeróżnych win — Mój organizm nie reaguje dobrze na alkohol.
— Uginają Ci się nogi? — zapytał jeszcze ciszej, a przez jego twarz przemknęło coś dziwnego.
Raczej rozkładają.
— Coś w tym stylu — skinęłam głową zamykając kartę i odłożyłam ją na róg stolika zerkając na mężczyzn przede mną.
Cesar wyglądał na dużo starszego, od bruneta przy moim boku. Cała jego aura nie była w żadnym stopniu przyjemna, i gdyby nie to, że miałam mu udowodnić, że nadaje się na partnerkę w interesie to nie podałabym mu nawet dłoni. Miał w sobie coś niesamowicie odrzucającego, a fakt, iż za każdym razem, gdy zerkał na mnie oblizywał usta w taki paskudny sposób wcale mi nie ułatwiało spojrzenia na niego z lepszej strony.
O ile taka w ogóle istniała.
— Może przejdźmy do rozmowy — rzucił nagle pochłaniając ostatni kęs swojego steku.
Siedzący przy nim mężczyzna, który nie odezwał się słowem, odkąd usiedliśmy przy stoliku na te słowa jakby się ożywił.
— Szczerze, żaden z nas nie jest przekonany co do tego pomysłu Vitale. Kobieta jako partner do interesów to niedorzeczny pomysł — wypluł te słowa jakby z odrazą nawet na mnie nie patrząc.
Jakby mnie tam nie było. Nawet nie byłam w stanie opisać jakie to piekące uczucie. Jak to jest, kiedy słuchasz mężczyzny, któremu wydaje się, że słońce świeci mu z tyłka.
— To nie ty decydujesz Cesar — rzucił Vitale— Chciałem tylko, żebyście się poznali, a współpraca jest już dawno uzgodniona.
— Zostaniesz tutaj i będziesz zarządzać dostawami? – zapytał nie unosząc wzorku znad talerza — Czy Federico będzie to robił?
Zmarszczyłam lekko brew. Jego pytanie sugerowało, że nie brać pod uwagi tego, iż klub pozostanie w moich rękach. Dupek.
— Żaden z nas Cesare — odparł Vitale poprawiając mankiet koszuli — Valeria się tym zajmie tak samo jak robił to jej ojciec.
Te słowa spowodowały, że Cesare zastygł trzymając widelec nad stekiem i skrzyżował spojrzenie z brunetem licząc, zapewne, że ten żartował. Kiedy jednak spotkał się z jego twardym spojrzeniem odłożył sztućce i wlepił spojrzenie w moją osobę.
— Ten biznes to nie miejsce dla kobiet — rzucił — Tu potrzeba kolokwialnie mówiąc jaj.
Powstrzymałam się od prychnięcia. Przecież nie miałam zarządzać jednym z ich oddziałów, tylko raz na jakiś czas podpisać parę papierów i otworzyć piwnice pod klubem — wierząc, iż w drewnianych skrzyniach są butelki z najlepszych winnic z północno-wschodniego wybrzeża Włoch.
— Z całym szacunkiem — zwróciłam się do niego kładąc dłonie na kolanach i prostując się — Kobiety nie są tak próżne, gdy chodzi o władzę, jak mężczyźni, nie muszą demonstrować władzy. Myślę racjonalnie i nie jestem zainteresowana bitwą ani czczeniem zwycięstwa. Zapoznałam się z całą procedurą tego interesu i szczerze nie widzę przeszkód, żebym kontynuowała działalność ojca.
Po mojej wypowiedzi zerknęłam na Vitalego spodziewając się piorunującego spojrzenia, ale za to obdarzył mnie czymś w rodzaju uznania. Uśmiechnęłam się lekko widząc jego aprobatę i ponownie wbiłam wzrok w Cesara i Borisa, którzy wyglądali jakbym co najmniej obraziła im matkę.
— Lubię kobiety, które mają swoje zdanie, ale nie koniecznie, jeśli chodzi o interesy — nachylił się w moją stronę, a ja powstrzymałam się od odsunięcia — Jesteś piękną i z tego co Vitale mówił inteligentną kobietą, a więc powinnaś wiedzieć, kiedy się wycofać. To nic osobistego aniele, ale nie bez przyczyny na czele naszych oddziałów i innych ważnych spraw stoją mężczyźni.
Poczułam, jak ścisnęło mnie w żołądku ze złości. Nic nie denerwowało człowieka tak jak przeświadczenie drugiej osoby, że jest się do czego zbyt słabym – nawet jeśli było trafne.
— To nic osobistego – zadarłam brodę wlepiając oczy w jego ciemne tęczówki – Ale od zawsze zastanawiało mnie jak to się dzieje, że wszędzie na świecie mężczyźni rządzą, choć są tak niezmiennie tępi.
I po tych słowach poczułam jak powietrze między nami zgęstniało. Mimo, że przecież nie powiedziałam nic co mogłoby go personalnie obrazić, to jednak chyba mogłam nieco ostrożniej dobrać słowa. Nie wiem jak to możliwe, ale niemal poczułam napinające się mięśnie Vitalego, a kątem oka zauważyłam jak jego dłoń znika do boku jego marynarki, gdzie trzymał broń. Czy on myślał, że Casere mnie zaatakuje?
Wtedy doszło do mnie, że siedziałam przy stoliku z mężczyznami, którzy skłonni byli zabić za krzywe spojrzenie... i nagle obleciał mnie pospolity strach.
Możliwe, że mogłam tym razem ugryźć się w język.
— Mają państwo ochotę na deser? — głos kelnerki przerwał tą grobową ciszę, a ja odetchnęłam z ulgą wiedząc, że nie zginę dziś nad talerzem niedokończonego risotto.
***
Jeśli wzrok mógłby zabijać leżałaby już martwa pod stołem jakieś pół godziny temu. O ile Cesare jakby magicznie zapomniał o moim nieco nieprzychylnym komentarzu to Boris zapewne wyobrażał sobie moje tortury — a przynamniej taką właśnie miał minę.
Gdy tylko kolacja dobiegła końca poczułam dziwne uczucie ulgi, że w najbliższym czasie nie będę musiała już patrzeć na morderczy wzrok żadnego z naszych towarzyszy.
— Mimo wszystko miło było Cię poznać Valerio — zwrócił się Cesare wyciągając dłoń w moją stronę.
— Ciebie również — odparłam chwytając jego dłoń, którą on uniósł i przykleił wilgotne wargi do wierzchu mojej. Z trudem zwalczyłam pokusę skrzynia się i wytarcia jej o materiał sukienki.
Boris stojący o krok za nim jedynie skinął głową.
— Mi fido di te cugino. Non farmi stare dall'altra parte* — rzucił jeszcze Cesare na odchodne w stronę Vitalego.
Cesare i Boris, który nadal mierzył mnie posępnym wzrokiem wsiedli do auta zostawiając nas pod kasynem. Kiedy tylko czarne maserati zniknęło między innymi samochodami na drodze obróciłam się w kierunku mojego towarzysza i przygryzłam wnętrze policzka.
— Przepraszam – rzuciłam nie zwlekając dłużej. Vitale spojrzał na mnie lekko zaskoczony i zmarszczył brew.
— Za co?
— Chyba powinnam zważać trochę na słowa w ich towarzystwie.
— Cesare to dupek, który jedynie chciał Cię przestraszyć.
— Przez jego wzrok rozważałam przez chwilę, że mogłabym rozważyć rozważenie ograniczonej współpracy — odparłam śmiejąc się szczerze.
Cieszyłam się, że spotkanie przebiegło względnie spokojnie i byłam coraz bliżej wejścia w ten interes oraz powrotu do względnej codzienności. Jednak teraz marzyłam już tylko o ciepłym prysznicu po tej jakże ciekawej kolacji.
Odchyliłam lekko głowę w górę biorąc wdech, kiedy dostrzegłam młodszego Sorrentino w progu wejścia do hotelu. Kiedy tylko był w odległości kilku kroków wbił wzrok w brata.
— Mamy problem – rzucił jedynie.
Vitale bez słowa skinął głową i kładąc dłoń na dole moich pleców ruszył w kierunku auta. Wyczułam dziwne napięcie ze strony obu mężczyzn, ale nie miałam siły dociekać.
Gdy stanęliśmy przy czarnym Bentley'u Vitalego Federico utkwił wzrok w czymś za nami, ale za nim zdołałam się obrócił i zobaczyć co go tak rozproszyło rzucił się do przodu przed nas.
— Na ziemie. Już! — krzyknął wyciągając broń zza paska.
Zostałam pchnięta przez Vitalego na ziemie i przyciśnięta do karoserii samochodu. Huk strzałów wywołał panikę wśród tłumu zebranego pod kasynem. Ludzie zaczęli biec w kierunku wejścia albo do aut.
Wszystko działo się tak szybko, a jednocześnie jak w zwolnionym tempie. Ze wstrzymanym oddechem obserwowałam jak Vitale wyciąga pistolet i z wyrachowanym spojrzeniem bez mrugnięcia okiem oddaje kilkanaście strzałów przed siebie – stał wyprostowany dumnie z wypiętą piersią jakby był kuloodporny, jakby nie bał się śmierci.
Nie mogłam uwierzyć, że mogłoby tak być.
W tamtej właśnie chwili przypomniały mi się wszystkie artykułu o strzelaninach w Las Vegas, krwawych porachunkach gangów i ich ofiarach... zamknęłam oczy mając świadomość, że chwilę umrę. Życie pośmiertne, o ile mi wiadomo, może być wiecznym bólem i obłędem. I kiedy próbowałam zrozumieć, co mnie zaraz spotka poczułam na ramionach czyjś dotyk.
Mocny uścisk szorstkich dłoni.
— Nic Ci nie jest? — głos Vitalego przebił się przez chaos w mojej głowie sprawiając, że uchyliłam powieki.
Strzelanina się skończyła, ale gdy skrzyżowałam spojrzenie z Sorrentino przebiegł mnie nieprzyjemny dreszcz. Jego spojrzenie było dzikie, pierwotne - wzrok wściekłego drapieżnika, którego nic nie powstrzyma przed zrealizowaniem celu. Który nie ma sumienia, nie odczuwa współczucia i nie jest ograniczony czymś, co przyjęło się nazywać moralnością.
Odepchnęłam go od siebie nawet nie wiedząc czemu. Poczułam potrzebę przestrzeni, żeby móc złapać oddech, który do tej pory mimowolnie wstrzymywałam.
— Co to do cholery było? – tylko tyle zdołałam z siebie wyrzucić.
— Chodźmy stąd — rzucił ignorując moje pytanie. Chwycił mnie za ramię i szarpnął na tyle mocno, żeby zmusić do wstania. Na miękkich jak wata nogach przyległym do jego boku. Vitale objął mnie w pasie jakby wyczuł, że sama daleko nie zajdę i włożył spluwę za pasek spodni ze stoickim spokojem.
Przełknęłam ślinę krzyżując wzrok z Fede, który tak jak Vitale zachowywał opanowanie. Szybko omiotłam wzrokiem obszar wokół siebie – żadnej krwi, żadnych ofiar jedynie szklane kawałki szyby auta leżące na chodniku pod moimi stopami.
— Wszystko w porządku? – cichy głos Fede przebił się przez szum w mojej głowie, gdy Vitale jak lalkę prowadził mnie do podziemnego garażu hotelu.
Skinęłam jedynie głową zwalczając mdłości i świadomość, że dziś któreś z nas mogło leżeć na tym chodniku w kawałach szkła.
🥀Vitale 🥀
— Jutro masz być w Las Vegas Enzo— wydałem rozkaz ściskając w dłoni smartfon — Znaleźć tych sukinsynów, którzy ośmielili się nas zaatakować i przyprowadzić do mnie. Żywych.
Nie czekając na odpowiedz z jego strony zakończyłem połączenie i cisnąłem telefonem w materac łóżka. Chcąc nie chcąc musiałem powiadomić ojca o strzelaninie i zapewnić go, że zajmę się tym w odpowiedni sposób. Zamierzałem ściągnąć moich najlepszych ludzi i dowiedzieć się co wczoraj zaszło.
Jeśli to była sprawka Camorry naruszyli zasady umowy, co byłoby niesamowicie irracjonalne z ich strony. Lorenzo Luciano capo oddziału z Las Vegas miał wobec nas, a w szczególności mnie dług i nie sądziłem, żeby o tym zapomniał. Jednak istniała prosta zasada w świecie mafii - nie ufaj nikomu więc nie mogłem być pewien tego, że właśnie nie rozpoczęła się wojna.
— Byłeś już u Valerii? — głos Fede odbił się od ścian mojej sypialni.
— Właśnie idę – odparłem sięgając po telefon, który przed chwilą rzuciłem na łóżko.
Schowałem urządzenie do kieszeni i ruszyłem w kierunku drzwi naszego apartamentu. Zjechałem windą na dół uprzednio zamawiając taksówkę, bo moje auto po wczorajszym nie nadawało się do użytku co mnie niezmiernie rozjuszyło.
Usadowiłem się na tylnej kanapie żółtego SUV'a podając adres. Na szczęście mój kierowca całą drogę milczał – gdybym miał możliwość dałbym mu pięć gwiazdek jak w Uberze. Jednak rzucony stu dolarowy banknot za przejazd wart dziesięć na pewno ucieszył go bardziej.
Inferno było jeszcze zamknięte dla klientów, ale widząc mnie ochroniarz, który właśnie przygotowywał swoje miejsce pracy skinął głową i przepuścił mnie przez drzwi.
— Vitale — głos Thomas'a dobiegł mnie od przekroczenia samego progu. Stał na środku klubu jakby mnie oczekiwał. Zapewne wiedział już o wczorajszym incydencie — nawet jeśli nie od Valerii to zaledwie godzinę po całym zamieszaniu pojawiły się pierwsze artykuły lokalnych dziennikarzy.
— Thomas – skinąłem głową i ruszyłem chcąc go wyminąć, gdy ten złapał mnie za przedramię.
Od razu wszystkie moje mięśnie się napięły co wyczuł, bo jego postawa się zmieniła a uścisk jego dłoni znikł.
— Nie wciągaj w to jej Vitale — zwrócił się do mnie robiąc krok w tył. W jego głosie mogłem wyczuć błagalny ton — Nie wiem co obiecał Ci Matteo, ale ona nie może tak żyć.
Zacisnąłem szczękę. Sęk w tym, że cholerny Matteo nic mi nie obiecał, a nawet nie raczył powiedzieć, że interes zostawia córce.
— Valeria jest dorosła Thomas i sama podejmuje decyzję — rzuciłem spokojnym tonem — Jesteś jej wujem i darzę Cię szacunkiem, ale nie wchodź mi w drogę, bo to zawsze źle się kończy.
— Grozisz mi? – zapytał marszcząc brew.
— Ostrzegam Thomas, nie mieszaj Valerii w głowie — strzepnąłem rękaw marynarki i ostatni raz zmierzyłem go wzrokiem — Ona wie co robi.
Nie czekając na jego odpowiedź ruszyłem w stronę schodów prowadzących na piętro. Czułem na plecach palący wzrok Thomas'a. Po części rozumiałem jego obawy, ale nie mogłem ich brać pod uwagę, gdybym przejmował się każdym zatroskanym rodzicem, opiekunem, członkiem rodziny nie miałbym żołnierzy.
Od teraz życie Valerii będzie wyglądało inaczej i miałem nadzieje, że szybko to do niego dotrze, bo naprawdę nie chciałem ingerować w relacje między nimi – raczej, moje stosunki z dziewczyną nie polepszyły by się gdybym dla przykładu odciął palec jej wujkowi.
Przeszedłem przez pustą lożę w kierunku otwartych drzwi prowadzących na zaplecze. Spodziewałem się, że właśnie tam ją znajdę godzinę przed otwarciem klubu.
Drzwi jej gabinetu były otwarte na oścież przez co od razu mój wzrok padł na Valerię, która stała na palcach tyłem do mnie układając coś na regale przy biurku.
Oparłem się o framugę drzwi krzyżując nogi w kostce i bez skrupułów zacząłem się jej przyglądać. Bezczelnie zlustrowałem ją od stóp do czubka głowy pokrytej lśniącymi blond włosami, które miała upięte w kok. Przez to, że stała na palcach jej odsłonięte łydki, wyglądały po prostu fenomenalnie. Nigdy nie pomyślał bym, że kiedykolwiek będę komplementować tą część ciała.
— Ładny widok? — jej aksamitny głos rozbrzmiał w pomieszczeniu sprawiając, że niemal od razu oderwałem wzrok od jej ciała jak przyłapany na gorącym uczynku dzieciak.
Przeniosłem wzrok na wysokość jej twarzy, jednak ona dalej była obrócona do mnie tyłem. Dopiero kilka sekund później zauważyłem stojące w rogu pokoju wielkie lustro, w którym odbijała się cała moja osoba.
Dlaczego wcześniej tego nie zauważyłem?
— Możesz mi pomóc? Nie dosięgam do górnej półki — rzuciła nie czekając na moją odpowiedź i zerknęła przez ramię wydymając usta.
Bez słowa ruszyłem w jej stronę i wyciągnąłem dłonie w kierunku jej trzymających brzegi jakiegoś pudła. Nie przesunęła się nawet o milimetr przez co łapiąc za karton przywarłem swoim ciałem do jej tyłu. Ciepło jej ciała przebiło się przez materiał mojej koszuli i marynarki. Starałem się zignorować to nowe odczucie bliskości.
Zdjąłem papierowe pudło stawiając je na podłogę i odsunąłem się zwiększając dystans między nami.
— Chciałem zobaczyć, jak się masz — odparłem zupełnie szczerze.
— Mogłeś zadzwonić – rzuciła odwracając się do mnie przodem.
— Dobrze wiesz, że nie przepadam za tą formą komunikacji — rzuciłem wkładając dłonie do kieszeni spodni — Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
— Jest okej — odpowiedziała, ale jej głos nie brzmiał zbytnio przekonująco.
Oparła się o regał zadzierając głowę do góry, a jej malinowe pełne usta były lekko uchylone. Zachowałem kamienną twarz skanując jej postawę. Była bardziej rozluźniona niż zwykle. Miała dziwnie szkliste oczy i zarumienioną cerę, a to wskazywało jednoznacznie na jedno.
— Czy ty piłaś Valerio? — zapytałem unosząc brew ku górze.
Blondynka westchnęłam. Przez jej twarz przebiegł chytry uśmiech, który w żadnym wypadku mnie nie zirytował.
— A nie mogę? – zapytała marszcząc czoło i robiąc krok w przód. Znów byłem zbyt blisko niej — Będziesz mi rozkazywał Vitale?
Powstrzymałem się od przytaknięcia. Nie miałem problemu do tego, że piła, bo mogłem sobie wyobrazić, że wczorajsze wydarzenia były dla niej czymś niecodziennym i musiała w jakiś sposób odreagować. Nie podobało mi się jedynie to jak bezbronna się stała w moich oczach stojąc wstawiona z oblanymi czerwienią policzkami i maślanym spojrzeniem — chociaż możliwe, że właśnie taka była, a moje wyobrażenie o niej jako kobiecie mojego pokroju było błędne.
Było moją egoistyczną fantazją.
— Nie będę, wierzę, że sama wiesz, co jest dla Ciebie dobre.
— Ależ ty łaskawy Vitale — odparła przesadnie się uśmiechając.
Nie za bardzo wiedziałem, jak interpretować jej zachowanie. Strzelaniny dla mnie były czymś zwyczajnym i świadomość, że mogłem zginąć każdego dnia z czasem również stała się normalnością. Przy niej czułem się po prostu inny i czasami aż zbyt wyraźnie widziałem różnice między naszymi drogami w życiu.
— Mówisz, że jest okej, ale twoje oczy i ciało mówią co innego Valerio — zrobiłem krok w przód. Poczułem dziwną potrzebę przytulenia jej, jednak równie szybko zepchnąłem tą wręcz irracjonalną i głupią myśl w głąb umysłu.
Valeria jakby wyczuła moją chwilową chęć pocieszenia i zrobiła krok w przód przez co potknęła się o leżący na ziemi karton i jak długa poleciała wprost na mnie, a ja nie wiedząc czemu straciłem równowagę pod wpływem jej niepozornego ciał. Runąłem tyłkiem wprost na fotel. A ona na mnie.
Cholera.
Jej ciepłe ciało przywarło do mojego po raz drugi w ciągu tego dnia. Owinięte wokół mnie ramiona sprawiły, że cały się spiąłem. Trwaliśmy tak kilka chwil w lekkim chyba szoku ten nagłej bliskości, jednak już po chwili poczułem jak jej mięśnie się rozluźniają. Moje dalej pozostały w stanie napięcia.
— Tak teraz będzie wyglądać moje życie? – zapytała patrząc mi głęboko w oczy, jakby to w nich chciała znaleźć odpowiedź — Mam się bać wyjść na ulice w obawie o siebie lub innych?
Jej słowa sprawiły, że poczułem dziwne ukłucie gdzieś w klatce piersiowej. Jakby poczucie winy, cholera ostatni raz odezwało się, kiedy z mojej winy zginął niewinny człowiek – dokładnie dziesięć lat temu. Czy to możliwe, żebym teraz poczuł to samo. Żal, że znów wciągnąłem w swój świat osobę, która powinna trzymać się od niego z daleka.
— Nie musisz się martwić — odchrząknąłem poprawiając się na fotelu. Chciałem dać jej do zrozumienia, żeby wstała, ale zignorowała ten gest i dalej wpatrzona we mnie tymi niebieskimi tęczówki siedziała na moich kolanach z dłonią ułożoną na mojej piersi.
Nikomu nie pozwalałem, na taki dotyk, ale jej nie wydawał mi się w żadnym stopniu uciążliwy. Było mi wręcz dziwnie dobrze i nad wyraz spokojnie.
— Zgaduje, że się tym zajmiesz? — zapytała, a przez jej twarz przebiegł cień uśmiechu.
Skinąłem jedynie głową. Z początku chciałem tylko znaleźć tych sukinsynów i wyciągnąć z nich wszystko co wiedzieli, teraz w mojej głowie tworzył się plan tortur idealnych.
— Wiesz, na początku miałam Cię za strasznego dupka — zaczęła nie odrywając wzroku od mojej twarzy — Nie mogłam znieść myśli, że pojawiasz się i mówisz mi co mam robić i oczekujesz, że będę na wszystko się zgadzać, ale teraz widzę, że naprawdę robisz to, żeby mi pomóc.
— Velerio...— westchnąłem. Nie mogłem słuchać tego, jak mówiła o mnie w taki sposób.
Przewróciła oczyma i poprawiła się na moich kolanach niebezpiecznie przyciskając do mojego krocza. Naprawdę powinna już wstać.
— Przyjmij podziękowania i nie bądź fiutem Vitale.
Przekręciłem głowę i ukryłem uśmiech, który z niewidomych przyczyn pchał mi się na usta. Następnie wróciłem wzorkiem w stronę blondynki i skinąłem głową, mimo iż wiedziałem, że jestem ostatnią osobą, która zasługuje na jej wyrazy wdzięczności.
— A teraz złaź ze mnie dzieciaku — odezwałem się po chwili ciszy próbując zabrzmieć przekonująco.
Prawdę mówiąc musiałem zwalczyć pokusę, żeby nie wziąć jej na tym pieprzonym fotelu. Valeria przewróciła oczyma i odgarnęła włosy z twarzy.
— Różni nas osiem lat, nie osiemnaście Vitale — westchnęła wstając z moich kolan.
Niemal od razu odczułem brak bliskości jej ciała. Wstałem z fotela i poprawiłem pogięty przez nią garnitur zachowując kamienny wyraz twarzy. Czułem jak cała krew odpłynęła mi w dolną część ciała.
Śmieszne było to jak prymitywni my faceci potrafiliśmy być.
— Muszę iść — rzuciłem i odsunąłem się na bezpieczną odległość.
— Skoro tak mówisz — wzruszyła ramionami formując usta w uśmiech i przechyliła lekko głowę.
Ruszyłem w stronę drzwi mając w głowie scenariusze tego co mógłbym z nią zrobić przy tym cholernym regale, biurku, oknie, a nawet na tym paskudnym różowym krześle.
XX
Po długiej przerwie udało mi się coś napisać...Mam nadzieje, że się podoba! Muszę ponownie wejść w tryb pisania, bo zapomniałam jakie to cudowne uczucie coś tworzyć dla was.
Przy okazji chcę życzyć powodzenia wszystkim studentom, którzy tak jak ja od jutra zaczynają sesje!
Trzymajcie się ciepło i do zobaczenia wkrótce ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top