43
Pov Veronica
Nie mogłam uwierzyć, że Harry zaproponował mi coś takiego, on chyba sam nie miał pojęcia o czym mówi. Nie wiem jak on, ale ja nie czułam się w stanie wybrać kogoś z mojej najbliższej rodziny ma stracić życie z mojego powodu. To było straszne i ja nie miałam zamiaru brać udziału w jego grze.
- Dobrze wiesz, że nikogo nie wybiorę - nie byłabym w stanie później uporać się z wyrzutami sumienia. Nie dałabym rady dalej normalnie funkcjonować.
- No to niedługo pójdziemy na pogrzeb ich obu. Na to specjalne wydarzenie kupię ci ładną czarną sukienkę - zakomunikował mi i opuścił salę szpitalną.
***
Po opuszczeniu przeze mnie szpitala pojechaliśmy od razu na lotnisko. Harry oczywiście posiadał swój prywatny samolot. Nie rozumiałam tego i pewnie nigdy nie zrozumiem, jak można wydać taką fortunę na samolot. Dużo taniej by było jakby zawrze latał pierwszą klasą. Jednak zamierzałam wykorzystać wykorzystać, że jesteśmy sami.
- Przemyśl to wszystko jeszcze - poprosiłam jak samolot wystartował.
- Nie dałem ci prosty wybór, nie chcesz z nich skorzystać, więc to już twoja sprawa. Masz jeszcze czas na podjęcie decyzji, za to co zrobiłeś trzeba zapłacić życiem, ale nie twoim.
- Ale ja naprawdę tego żałuję - skłamałam, żałowałam jedynie tego, że nie udało mi się uciec dalej. Choćby do Azji lub na biegun północny.
- Teraz to już mnie nie obchodzi. Gdybyś jeszcze nie straciła mojego dziecka, to może jeszcze by o wszystkim zapomniał - cholera, byłam na siebie sama zła, że wzięłam te tabletki poronne. Miałabym łatwiej.
- A nie możesz wybrać czegoś innego? - te słowa wypowiedziałam z bólem serca. Doskonale wiedziałam jakie on potrafi stosować kary. Właśnie przez to uciekłam.
- Nie.
- To będzie niesprawiedliwe, dlaczego ome mają cierpieć za moje błędy?
- Życie w ogóle jest niesprawiedliwe. A ty powinnaś docenić to, że jestem dla ciebie taki łagodny.
Nie ciągnęłam już z nim dalej tego tematu. Lepiej nie było już go bardziej denerwować.
***
Ciężko było mi wrócić do tego domu, w którym spotkało mnie tyle zła. Każde te pomieszczenie kojarzyło mi się z ogromnym cierpieniem. I byłam pewna, że to nie będzie koniec. Harry łatwo mi nie dopuści.
Najbardziej mnie jednak dziwiło to, że on nic nie zmienił w jego pokoju. Moje rzeczy były w tym samym miejscu co wcześniej. Najwidoczniej od początku zamierzał mnie odnaleźć i nie zamierzał się poddawać.
Cicho westchnęłam i usiadłam na łóżku. Zdawałam sobie sprawę z tego, że Harry zaraz do mnie przyjdzie i się za wszystko zemści.
Po kilku minutach moje plany się ziściły, usłyszałam głośne kroki.Moja kara była coraz bliższa.
____________________
Niestety znowu jestem zmuszona pisać na tablecie, postaram się jednak by rozdziały były tak samo jak wcześniej chociaż niczego nie obiecuje. Liczę na waszą opinię
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top