41
Pov Veronica
Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, sądziłam, że Harry mnie obwini o utratę dziecka i co byłoby zupełną prawdą. Nie zamierzałem jednak go o tym informować, póki miał wyrzuty sumienia byłam minimalnie bezpieczna, a gdybym mu wszystko opowiedziała to on miałby jeszcze kolejny powód żeby mnie zabić. A ja nie chciałam umierać, byłam na to stanowczo za młoda.
Moje przemyślenie zostały przerwane przez wejście Harry'ego. Było dopiero kilka minut po dziewiątej. Sądziłam, że przyjdzie dużo później.
- I jak się dzisiaj czujesz? - spytał biorąc krzesło z pod ściany i przyniósł jej i postawił obok mojego łóżka i na nim usiadł.
Muszę przyznać, że jego zachowanie mocno mnie zdziwiło, zaskakujące było dla mnie to, że on po tym jak go zostawiłam w dniu ślubu to on tak łatwo mi odpuścił. Po tym jak mnie próbował utopić i nie miał żadnych wyrzutów sumienia to po prostu nie chce mi się wierzyć, że utrata przeze mnie dziecka tak na niego wpłynęła.
- Średnio - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Nie było to jednak spowodowane stratą ciąży tylko tym, że znowu będę musiała wrócić do Stylesa. Oczywiście śmierć dziecka poruszyła mnie, ale nie aż tak bardzo. Nie kochałam go, ale ono też było częścią mnie.
- Rozumiem. Lekarz stwierdził, że dziecko miało osiem tygodni. Jeszcze siedem miesięcy i by się urodziło. Bardzo tego żałuje - albo naprawdę było mu żal lub był bardzo dobrym aktorem. Jego twarz wyrażała smutek. - Dasz radę wytrzymać trzy godziny w samolocie? Bardzo bym chciał wrócić już do domu.
No i właśnie tego bałam się najbardziej. Tak bardzo nie chciałam wracać do tego przeklętego domu, w którym spotkało mnie tyle zła. I coś przeczuwałam, że wszystko tam wróci do normy, czyli on zacznie się na mnie wyżywać.
- Pewnie tak, ale nie wiem czy to dobry pomysł żebyśmy wracali do siebie. To co ostatnio się wydarzyło powinno dać ci do zrozumienia, że nie pasujemy do siebie - zabrałam się na odwagę i mu to powiedziałam. W szpitalu raczej by mi nic nie zrobił. A ja musiałam zaryzykować.
- To, że straciłaś nasze pierwsze dziecko nic nie znaczy. Rodzinie wytłumaczyłem, że potrzebujemy jeszcze czasu żeby się upewnić, że do siebie pasujemy. Za kilka miesięcy będzie ślub, tylko ten na pewno się odbędzie - ostatnie zdanie mocno podkreślił ostrym tonem. Czym pewnie chciał mi dać do zrozumienia, że nie chce słyszeć żadnej dyskusji.
Lepiej było odpuścić.
- Dobrze - odpowiedziałam posłusznie. Nie było sensu dalej testować jego cierpliwości. I tak powinnam się cieszyć, że tylko tak mnie uszkodził. Mogłam skończyć dużo gorzej. A mam jedynie dwa siniaki.
- Mam też do ciebie jedno ważne pytanie, obiecaj, że odpowiesz szczerze.
- Obiecuję - musiałam to zrobić, nie miałam innego wyjścia.
- Doskonale wiem, że nie dałabyś rady sama uciec, ktoś musiał ci pomóc. Powiedź mi kto to zrobił.
_____________________
Pamiętajcie jak chcecie szybciej rozdział to piszcie komentarze dotyczące rozdziału i fabuły. I wiecie co dziś myślałam, że nie zdołam nic napisać, ale dzięki mojemu ukochanemu karmelowemu latte odzyskałam wenę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top