34
Pov Veronica
- Stęskniłaś się za mną? - widok Louisa dosłowie mnie przeraził. On był dla mnie największym zagrożeniem. Może i Harry był teraz całkowicie trzeźwy to i tak podejrzewałam, że porządnie bym oberwała. A może znowu by mnie postanowił zabić.
- Nie, i jeśli przyszedłeś do Harry'ego to on jest na górze. Idź do niego - poleciłam mu. Pragnęłam żeby jak najszybciej zszedł mi z oczu. Może i nie powinnam, ale czułam do niego pewnego rodzaju niechęć.
- Ale ja przyszedłem do ciebie. Do Harry'ego na pewno bym się nie fatygował - trochę go rozumiałam. Przebywanie z Harry'm nie było niczym przyjemnym.
- Nie obraź się na mnie, ale ja nie chce mieć z tobą nic wspólnego. Zrozum to proszę - odrzekłam i podeszłam do płyty gazowej i zdjęłam z niej garnek. Nie chciałam przypalić jedzenia.
- Harry ci pewnie zabronił się ze mną spotykać. Szczerze to się nawet temu zbytnio nie dziwę. On zawsze nie wiem czemu traktował mnie jak zagrożenie. No i też nienawidził. Jedynie za to, że się urodziłem - rozumiałam go. Moja starsza siostra także mnie nie znosiła za nic. Nigdy jej nic złego nie zrobiłam.
- Idź już - poprosiłam go.
- Miałaś ostatnio przeze mnie kłopoty? - bardziej stwierdził niż zapytał.
- Nie chce o tym mówić. Idź w tej chwili do Harry'ego - poleciłam mu. Czułam, że coraz bardziej ryzykuje. Igrałam z ogniem.
- Okej - odpowiedział. - Ale jak będziesz potrzebować pomocy to zawsze możesz się do mnie zwrócić.
***
Czas do mojego ślubu z Harry'm leciał bardzo szybko. Nim się obejrzałam zostało mi jedynie kilkanaście godzin do tego strasznego wydarzenia. Miałam ochotę spędzić ten czas na płakaniu i modleniu się by coś się stało by nie doszło do tego strasznego wydarzenia. Byłam jednak realistką i zdawałam sobie sprawę z tego, że jest to niemożliwe.
- Denerwujesz się? - spytał Harry. Jak siedziałam przy pełnym talerzu i nie mogłam niczego przełknąć.
- Tak i to bardzo - nie było powodu do kłamstw. - A ty czemu jesteś taki spokojny? - on wyglądał tak jak zwykle.
- To mój już drugi ślub, a poza tym wszystko dokładnie zaplanowałem. Wszystko wyjdzie doskonale - powiedział pewnie i napił się soku. Ja niestety nie podzielałam jego zdania.
- No chyba, że przysięgam mi nie przejdzie przez gardło.
- Lepiej się postaraj, bo w innym wypadku życie stracą wszyscy goście z twojej strony. Nawet nie masz pojęcia jaką masakrę bym zrobił. Dużo bardziej efektowne niż niektóre horrory - wierzyłam w jego słowa. On niestety nie rzucał słów na wiatr.
- Zmieni się coś po naszym ślubie czy dalej będziesz mną tak pomiatał?
- To wszystko zależy od ciebie. Bądź dla mnie miła, a ja odpłacę ci się tym samym - zakomunikował mi, wstał od stołu i podszedł do mnie. Oparł swoje dłonie o moje ramiona i nachylił się do mojego ucha. - Gdybyś tylko postarała się mnie pokochać - szepnął i pocałował mój policzek.
Im większa wasza aktywności tym szybciej kolejny rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top