19


Pov Veronica

Dałam sobie kilka minut na dojście do siebie. Następnie obtarłam łzy z policzków i weszłam do pokoju. Nawet nie spojrzałam na Stylesa. To on był winny całej tej tragedii. Przez niego mój tata nie mógł znaleźć nowej pracy, załamał się przez to. On zniszczył moją rodzinę. Już nigdy nic nie będzie tak samo. Lecz teraz gdy już Harry nie miał czym mnie szantażować to ja zamierzałam wyprowadzić się od niego jak najszybciej się tylko da. Nie chciałam spędzić z nim nawet minuty dłużej niż to konieczne.

- Co się stało? - spytał jak mnie tylko zobaczył. Możliwe, że było to spowodowane tymi moimi zapuchniętymi oczami od płaczu. Chociaż wątpię by się mną przejmował.

Nie odpowiedziałam mu, a jedynie wyciągnęłam z szafy moją walizkę. Zabierałam jedynie swoje ciuchy, nie chciałam tych go on mi kupił. Nie potrzebowałam niczego co by mogło mi o nim przypominać.

- Co ty robisz? - zapytał z wyraźnie podniesionym głosem. Wstał także z łóżka i szybkim krokiem do mnie podszedł. - Straciłaś język? - jego palce mocno zacisnęły się na moim ramieniu. Syknęłam z bólu, nikt tak jak on nie potrafił mi zadać bólu. Jedyne co mnie w obecnej chwili pocieszało to, to, że się od niego uwolnię.

- Wracam do domu - oznajmiłam mu. Starałam się być pewna swoich słów. Choć nie wiem czy wyszło mi to dobrze. On ciągle wzbudzał we mnie ogromne przerażenie.

- Oszalałaś?! - nie mam pojęcia czy on to bardziej stwierdził czy zapytał. - Doskonale wiesz co wtedy zrobię. I bądź pewna, że nie zawaham się nawet minuty - zapewnił mnie.

- Już i tak nie możesz mi nic zrobić. Mój tata przez ciebie popełnił samobójstwo. Już nic na mnie nie masz - powiedziałam do niego. Zrobiłam to z satysfakcją, choć moje serce krwawiło z bólu.

- Mylisz się kochanie. Od kiedy zgodziłaś się ze mną zamieszkać to stałaś się już moją własnością. Tylko moją. Jesteś doskonałą kandydatką na moją żonę i nie zamierzam z ciebie rezygnować.

- No to masz ogromny problem. Bo ja nie zostanę tu ani dnia dłużej - zakomunikowałam mu wściekłym tonem. Nie liczyłam się ze słowami.

- Nie odejdziesz! - wrzasnął i rzucił mną o ścianę. Moje ciało się boleśnie od niej odbiło. Uderzyłam o nią także tyłem głowy, w której mi przez to zawirowało. Ledwo utrzymałam się w pozycji stojącej.

- Jeśli sądzisz, że w taki sposób uda ci się mnie przekonać bym z tobą została to słabo ci wychodzi.

- Ja ci jedynie pokazuje co cię czeka, jak jeszcze raz przyjdzie ci tak idiotyczny pomysł żeby mnie zostawić. Teraz mnie przeprosisz i obiecasz, że już nigdy czegoś takiego nie powiesz, a nawet o tym nie pomyślisz. A ja zastanowię się czy pozwolę ci pójść na pogrzeb ojca - tym co powiedział dosłownie przeszedł samego siebie.

- Opowiem twojej mamie o wszystkim - zaszantażowałam go. To jedyne co mogłam zrobić.

- Jeśli napomkniesz o tym nawet słowem to zabije na twoich oczach twoją siostrę i matkę. Ty też umrzesz, ale po ogromnych cierpieniach!

Jego cierpienie mnie przerażało tak jak i on sam.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top