ROZDZIAŁ 5
Thomas Norton był ewidentnie skończonym sukinsynem. To właśnie stwierdził Sasuke, kiedy usłyszał donośne „rezygnuję" po drugiej stronie słuchawki. Szczerze mówiąc, cała ta sytuacja zakrawała o absurd. Już nie wspomniawszy o tym, że Eden Industry współpracowało z firmą Uchiha od ponad dwóch lat i wspólnie stworzyli nie jeden, ani nawet nie dwa projekty razem, a sporo dzieł, które przyniosły znaczne dochody na zagranicznym rynku. Tym bardziej nic nie wskazywało na ten niespodziewany krok ze strony Nortona. I to w najmniej odpowiednim momencie, kiedy niebawem miał ukazać się ich nowy, naprawdę ważny projekt, w którego zainwestowali sporo czasu oraz w szczególności niemałe pieniądze.
Sasuke więc miał prawo być zły. Nie na darmo przecież sam pracował po nocach, by wszystko dopiąć na ostatni guzik. Nadzorował to przeklęte gówno, notorycznie własnym ludziom kazał robić nadgodziny, argumentując je tym, że nie chce mieć żadnych niedociągnięć. Ponadto zamiast czas w firmie spędzać we własnym biurze, spędzał je z czołowymi pracownikami na piątym piętrze. Teraz zaś, gdy już myślał, że dane mu będzie odetchnąć z ulgą i powrócić do normalnego trybu pracy, Norton odstawiał jakąś szopkę.
— Z jakiego powodu? — warknął Sasuke, wchodząc do oszklonego wieżowca. Siedziba Uchiha Company była naprawdę wielkim, porażającym ilością pięter budynkiem. Na Sasuke jednak nie robiła żadnego wrażenia. Obscenicznie ignorował bogate wnętrze i ubranych w służbowe uniformy ludzi, którzy niemal mechanicznie, jak jakieś zaprogramowane roboty, trajkotały, gdy przechodził: „Dzień dobry, panie Uchiha", „Do widzenia, panie Uchiha" czy „Jak mija dzień, prezesie?". Sasuke rzadko kiedy odpowiadał, ale tak jak on nie mrugał okiem na padające zdania lub pytania, tak oni nie przejmowali się jego brakiem odpowiedzi. Sasuke Uchiha bowiem nie od dziś uważany był za aroganta oraz oschłego drania. Drania, któremu jednak lepiej było nie nadepnąć na odcisk i witać z uśmiechem na ustach, niźli grymasem.
A kiedy bywał zdenerwowany i wracał z wizyty od terapeuty, to lepiej było w ogóle na niego nie trafić. Nie wspomniawszy już o konflikcie z Nortonem Thomasem, który podniósł mu ciśnienie jeszcze bardziej, niż zwykle. Zapewne mijane osoby wyczuwały rozgoryczenie Uchihy niemal natychmiast, dlatego też witały go znacznie ciszej. Jakby obawiały się, że właściciel firmy jednak skieruje na nich swój morderczy wzrok.
— Przesłałeś mi wczoraj ostateczną wersję, ale uważam, że to zbyt duże ryzyko. W poprzedni wtorek TE Games także wypuścili RPG-a. W starciu z nimi myślę, że nie podołamy. Dodatkowo promocja wyniesie nas kwotę, którą nie jestem wstanie pokryć.
— Jeszcze niedawno byłeś wstanie — zauważył ostro Uchiha, podchodząc do srebrnego blatu biurka. Janet od razu podała mu teczkę, którą zostawił w recepcji. Skinął jej oschle głową, po czym skierował się w stronę windy.
— Wtedy jeszcze nie byliśmy w kryzysie — wytłumaczył z niesmakiem Norton. Sasuke przypuszczał, że ledwo przeszło mu to przez usta. — Chyba słyszałeś w telewizji, że Eden Industry ma kryzys finansowy. TE Games już szykuje się, by odkupić moje udziały. I jak tak dalej pójdzie, nie będę miał wyboru...
— Naprawdę brak ci jaj, Norton — prychnął Uchiha. — Każda firma miewa kryzysy, a takie projekty służą właśnie po to, by odbić się od dna. Jedni jednak są zbyt głupi, aby zrozumieć tak proste rzeczy.
— Przecież ci mówię... — warknął mężczyzna. — Nie dam rady...
Sasuke właśnie podszedł do windy. Drzwi już prawie całkowicie się zasunęły, ale szybko przytrzymał je dłonią, w której trzymał telefon. Potem wszedł do windy, od razu wciskając guzik i ignorując osobę wewnątrz.
— Więc oby TE Games wygrało. Nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek będę im kibicował, ale właśnie nadszedł ten dzień. I nie martw się, z tobą czy bez, wypuścimy ten projekt. Zainwestuję w to pieniądze z własnej kieszeni, bylebyś zrozumiał swój jebany błąd...
Sasuke w myślach miał jeszcze więcej słów do powiedzenia i to jeszcze bardziej zjadliwych, ale wtedy jego spojrzenie zatrzymało się na postaci przed nim. Norton coś jeszcze burczał pod nosem w oburzeniu, ale Uchiha już go nie słuchał. Utopił się w niebieskich oczach z niemałą rozkoszą. Ta barwa ukoiła jego nerwy natychmiastowo i jeśli dotąd sądził, że miał piekielny dzień, tak teraz już wcale tak nie uważał.
Rozłączył się w oka mgnieniu. A pod tym badawczym, zimnym oraz ostrożnym wzrokiem uśmiechnął się niczym zwycięzca i miliarder w jednym. Oczywiście był i jednym, i drugim. Kto zresztą pomyślałby, że zwierzyna wpadnie sama w jego sidła? I to właśnie tutaj? Chociaż często mawiano mu, że najciemniej jest pod latarnią, to teraz Sasuke uwierzył w to stwierdzenie bezgranicznie.
— Wydajesz się być zaskoczony i... zaniepokojony — osądził Sasuke. W międzyczasie wsadził telefon do marynarki, a walizkę postawił na podłodze. Wolnym, acz płynnym krokiem przysunął się do swojej ofiary. Naruto drgnął i lekko odwrócił policzek, gdy ich usta znalazły się tak blisko, by nie mogło być to komfortowe. Przez to Sasuke owiewał, zamiast spierzchnięte wargi, szyję oraz ucho blondyna. Widział ciarki na odsłoniętej skórze, dłoń mocniej zaciskającą się na teczce i mógł wyobrazić sobie bicie serca, ponieważ klatka piersiowa blondyna unosiła się i opadała w niemal zabójczym tempie. A jednak oblicze Naruto nie było wcale speszone. Oczywiście młody mężczyzna zdawał się być podenerwowany, ale w tym wszystkim egzystował nienaturalny chłód, agresja, może doza nienawiści. — Przypuszczam więc, że nie zmierzasz do mnie. Co więc tu robisz?
— To nie twój interes — odparł beznamiętnie Naruto. Sasuke odsunął się lekko od niego, jednak dłoń i tak ułożył na metalowej powierzchni, tuż nad ramieniem blondyna. Zauważył na dodatek, że Uzumaki bezczelnie patrzy się na przesuwające się cyfry na wyświetlaczu. Prawie byli u celu piętra, na które zmierzał Sasuke.
Uchiha widząc to, lekko się zirytował. Dlatego bez zastanowienia, lewą ręką, agresywnie nacisnął awaryjne. Winda gwałtownie zahamowała. Dopiero wtedy zezłoszczony Naruto na niego zerknął, ku satysfakcji Sasuke.
— Co ty, cholera, wyprawiasz?! — krzyknął.
Sasuke jednak zachował swoje opanowanie. Przechylił głowę prześmiewczo, wciąż utrzymując przy tym kontakt wzrokowy.
— Jesteś w mojej firmie — podkreślił — i dlatego to jest mój interes. Dla ścisłości... ty też nim jesteś.
— Och, zrobiłeś się romantyczny po pięciu latach — zakpił Naruto. — Trochę za późno jednak na to. Zdecydowanie za późno.
— Mam chłopaka — rzucił zaraz potem. Z ognistym triumfem. Jakby ta informacja miała cokolwiek zmienić w zachowaniu Sasuke. W rzeczywistości nie zmieniła nic, oprócz tego, że Sasuke potraktował je niczym wyzwanie.
Przysunął się o ten dzielący ich cal bardziej. Jego noga wylądowała pomiędzy udami Naruto, który z zaskoczenia sapnął.
— Wiem — odparł z nikłym zadowoleniem prezes Uchiha Company. Zaczął mocniej napierać na Uzumakiego. Ten się natychmiast wierzgnął.
— Przestań — zaoponował wrogo.
— Nie udawaj, że tego nie chcesz — szepnął Sasuke, parząc z namaszczeniem jego ucho. Naruto w pierwszej chwili miał ochotę się wyrwać, zakląć i opieprzyć go za jego bezczelność. Za perfidną arogancję i to, że penis w spodniach mu się przez niego uwypuklił. W drugiej przemyślał słowa Uchihy. Zaraz potem zadarł wysoko głowę, chcąc pokazać, że nie jest tak słaby, jak Uchiha zakładał. Już nie jest tym samym Naruto Uzumakim, którym kilka lat temu był.
— Nie chcę tego, Uchiha — mruknął, gdy Sasuke nieznacznie się odchylił. — Nie chcę ani twojego pieprzonego kutasa, ani cholernych zagrywek. I nie udawaj, że będziesz z tego powodu płakał. Znam cię nie od dziś, by wiedzieć, że jesteś po prostu sukinsynem, którego jakiekolwiek morały nie obchodzą, ani, tym bardziej, czyjeś uczucia.
— Masz rację — przyznał Sasuke, choć jego twarz nie zdradzała ani nuty skruchy. Wręcz przeciwnie, ta maska była wciąż nieskazitelna i pełna ognia, który tlił się w czarnych tęczówkach mężczyzny. Nic dziwnego, że Naruto miał wrażenie iż znów patrzy w oczy samego diabła. — Masz rację, Naruto. Nie obchodzą mnie czyjeś uczucia, obchodzą mnie twoje uczucia. I to, jak na mnie patrzysz.
— Niby jak? — prychnął Naruto.
— Tak, jakbyś już rozkładał przede mną nóżki. A twój pulsujący kutas jest tego niezaprzeczalnym dowodem.
Palce Sasuke pomknęły w dół. Na całe szczęście Naruto wykazał się lepszym refleksem. Odepchnął z całej siły Uchihę tak, że mężczyzna zmuszony był się cofnąć. Zdawało się jednak, że tak naprawdę Sasuke przewidział ten ruch, ponieważ uniósł w rozbawieniu brew i, już bez najmniejszej pretensji w oczach, obserwował klnącego pod nosem blondyna, który wciskał znowu guzik winy. Najbliższy jaki był. Nie trzeba było w tym przypadku czekać zbyt długo, a drzwi się rozchyliły. Naruto natychmiast wypadł na zewnątrz i, nie oglądając się za siebie, ruszył żwawo w głąb korytarza.
Szczerze mówiąc, nie wiedział, gdzie się znajduje. Ale w tej chwili nie bardzo się tym przejmował. Po prostu przemknął obok jakiś obcych ludzi i zniknął za zakrętem. Tam mógł w końcu odetchnąć, już bez tego natarczywego spojrzenia samego diabła na sobie.
Sasuke w tym czasie stał rozbawiony w windzie. Nie dziwił się, kiedy blondyn zniknął z jego linii wzroku. Był przekonany zresztą, że skrywa się zza rogiem i czeka, aż winda znów ruszy. Aż sam Sasuke zniknie ponownie z jego życia.
Uchiha nie był również zdziwiony telefonem, który zaraz potem rozdzwonił się w kieszeni marynarki. Chwycił urządzenie prawie że odruchowo i przyłożył do ucha. Spanikowany głos Janet nie był wcale niczym dziwnym.
— Wszystko w porządku. Przez przypadek nacisnąłem awaryjne — powiedział Sasuke. — Niemniej dobrze, że dzwonisz. Trzeba zwołać posiedzenie zarządu. Norton zrezygnował ze stanowiska i udziałów. Wątpię, żebyśmy znaleźli jakiegoś sponsora w tak krótkim czasie... — westchnął znużony bardziej do samego siebie, niż kobiety. — Aha, i jeszcze jedno. Niejaki Naruto Uzumaki...
***
Naruto planował natychmiast wyjść z firmy Uchihy bez spotkania, które zainicjował ojciec. Był tak wyprowadzony z równowagi przez napotkanie Sasuke, że to wydawało się najracjonalniejszym wyjściem. A przynajmniej przez jakieś pięć sekund, w następnych minutach Naruto odzyskał na tyle rozumu, żeby jednak przemyśleć sprawę wnikliwiej. I wtedy właśnie doszedł do wniosku, że ojciec może dowiedzieć się o zrezygnowaniu z rozmowy kwalifikacyjnej. A że Naruto naprawdę nie chciał wypaść w oczach taty na tchórza, zdecydował, że po prostu pójdzie do tego cholernego pokoju sto dwadzieścia jeden, odbębni przesłuchanie i już nigdy więcej się tutaj nie zjawi. Minato będzie zadowolony, on zresztą także.
Istotnie tak zrobił. Rozmowa przebiegła całkiem zręcznie, z jakimś przesadnie szczupłym gościem w okularkach, który znużonym głosem zadawał rutynowe pytania. Naruto bez stresu na nie odpowiadał, bowiem początkowe zdenerwowanie przeniosło się na Uchihę, z którym zmierzył się w windzie. Od tamtej pory miał całkowicie gdzieś pracę w Uchiha Comapany, więc mógł być zdecydowanie spokojniejszy.
Na koniec usłyszał „Odezwiemy się telefonicznie" i z udawanym, radosnym wyrazem twarzy wyszedł na zewnątrz. Teraz jednak, gdy wchodził do metalowego pomieszczenia, uważnie rozejrzał się, by nie spotkać ponownie swej zmory. Ku własnemu zadowoleniu, Sasuke już się więcej nie zjawił na horyzoncie i Naruto opuścił wieżowiec bez żadnych dalszych problemów. Wiatr na polikach przywitał z głębokim westchnieniem, gdy podeszwy jego butów uderzyły o znajomy chodnik.
Poniekąd był z siebie dumny. Nie uległ Uchisze i wytrzymał to stracie, które nastąpiło szybciej, niż mógłby ktokolwiek sądzić. Co prawda liczył, że szczęścia będzie miał o wiele więcej, co zaowocuje tym, iż uda mu się w ogóle na Sasuke nie wpaść. Ale cuda, wiedział z doświadczenia, rzadko się zdarzały.
Dlatego też początkowa duma szybko przeistoczyła się w zaniepokojenie. Pomyślał raz jeszcze o brunecie. O tym diabelskim wzroku, który zdawał się równie ognisty, co te kilka lat temu. Może nawet bardziej.
Spokój odszedł, Naruto miał o tym przeświadczenie, stało się to dokładnie wtedy, gdy jego stopa wylądowała ponownie w przeszłości, w tym mieście. Zaburzył więc iluzję zbudowanej harmonii na własne życzenie. Poddał się emocjom, chociaż myślał, że już z tego wydoroślał, że udało mu się poukładać na tyle w głowie, iż nic nie mogło go już złamać.
Uległ diabłu tamtej feralnej nocy. Znowu, pięć lat po wyrwaniu się z sideł ciemności. A teraz na pewno przyjdzie mu za to zapłacić.
Mimowolnie obejrzał się na wysoki budynek. Może nie powinien tego robić. Może nie powinien pamiętać tak szczegółowo wszystkiego, co go spotkało. Pamiętał te cholerne pocałunki Uchihy, pamiętał wargi naznaczające bladą skórę. Pamiętał siniaki i ból. Piekielny ból rozszarpanego na strzępy serca.
Uchiha wiele go nauczył, szczególnie tego, że nie wolno było się zakochać. Nie w nim. Nie w kimś, kto potrafił tylko zwodzić oraz grać. Niszczyć wszystko na swojej drodze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top