ROZDZIAŁ 4

Mam nadzieję, że właśnie odetchnęliście z ulgą, że wróciłam ^^ Spokojnie, byłam na urlopie (tak w przenośni, po prostu postanowiłam na parę tygodni odsunąć się od laptopa i watta, i się zrelaksować), ale teraz już powoli wracam do siebie. Dzisiaj już nawet wzięłam się za pisanie, więc mam nadzieję, że teraz już pójdzie z górki dokończanie tych wszystkich prac. Co z tego dalej będzie, zobaczymy. Na razie wstawiam kolejny rozdział z Ukąszenia. Liczę, że Wam się spodoba :) 

Odtworzył drzwi i wszedł do środka stanowczym krokiem. Od razu także skierował się w stronę biurka, gdzie stał odrażająco żółty fotel. Mimo jawnej niechęci w spojrzeniu, zasiadł na nim bez wahania, a potem zerknął na uśmiechniętą kobietę.

— Miło mi, że uraczyłeś mnie swoją obecnością — powiedziała na wstępie, nie ukrywając tym samym swojego zadowolenia. Poprawiała się w międzyczasie na krześle i założyła nogę na nogę, co Sasuke mógłby dostrzec, gdyby tylko wzrok opuścił niżej. Ale, szczerze mówiąc, nie miał ochoty tego robić, bowiem był zbyt zaoferowany jej lekko zamglonym wzrokiem. Mógł się założyć, że właśnie przed chwilą łyknęła parę kieliszków. Zastanowiło go też, czy inni pacjenci wiedzieli o tym, co terapeutka trzymała pod blatem biurka. On zdecydowanie wiedział.

— A mi nie — mruknął ostatecznie Uchiha w odpowiedzi na uszczypliwy komentarz. Chciał dodać coś jeszcze, na przykład to, o ukrytych procentach, niemniej uznał, że nie chce mu się strzępić języka. Poza tym nie byłoby to niczym odkrywczym. Tsunade znana była ze swoich problemów z alkoholizmem i chociaż sama sobie nie potrafiła pomóc, potrafiła pomagać innym. A przynajmniej do takich wniosków doszedł Itachi po dwuletniej terapii. I namówił do tego również brata.

Oczywiście na początku Sasuke nawet nie przypuszczał, że zgodzi się na ten absurdalny pomysł. Radził sobie z odejściem Naruto, a przynajmniej tak w jakieś mierze uważał. Potem jednak poczuł się jeszcze bardziej pusty w środku, wypruty z emocji, jeszcze więcej pił, więcej palił, jeszcze więcej doświadczał przygodnego seksu. I w końcu, w pewnym momencie, uległ Itachiemu. Bo możliwe, że dostrzegł to, co wszyscy mu mówili — powoli się sypał.

Tsunade okazała się zupełnie inna niż sądził. Itachi uprzedził go przed pierwszą sesją, że kobieta nałogowo pije od śmierci swojego męża. I tak naprawdę to spowodowało, że chciał ją poznać. Chciał udowodnić wszystkim, przede wszystkim sobie, że nikt nie może na niego wpłynąć, a szczególnie zapijaczona, obca babka. Ale po krótkim czasie życie pokazało, że się mylił. Tsunade okazała się mniej nieprzydatna niż założył. Ponadto Sasuke trochę poszperał i dowiedział się, że informacja o uzależnieniu terapeutki wybyła od ich ojca, który znał się z Tsunade od wielu lat. To z kolei znaczyło, że Fugaku musiał maczać palce i w przypadku problemu Itachiego, i w jego. Sasuke jednak nie był pewien czy jest bardziej zirytowany owym faktem, czy delikatnie poruszony tym zaangażowaniem najstarszego Uchihy. W gruncie rzeczy nie miało to jednak żadnego znaczenia.

— Ale jesteś tu — odezwała się, bazgrając coś jednocześnie w otwartym notesie. Podświadomie czuł, że wcale nie robiła notatek, a właśnie rysowała penisa na boku kartki. I miał ochotę się odruchowo skrzywić ze zniesmaczenia, aczkolwiek nie pozwolił sobie na brak kontroli — jego kącik ust drgnął sekundę później w suchym półuśmieszku.

— Sam się sobie dziwię — przyznał. Wcale tym razem nie kłamał. Nie rozumiał w pewien sposób swoich intencji, dlaczego wciąż uczęszczał na sesje i dlaczego jednocześnie pochłaniało go zirytowanie, gdy zerkał na lekko pulchną blondynkę, na te stare, czarne biurko przy przekrzywionym parapecie i na okno, gdzie miał widok z wieżowca na teraz ciemno-błękitne niebo, a jednocześnie to wszystko w małym stopniu koiło jego rozszarpane nerwy. — Właściwie stale mnie dziwi, dlaczego jeszcze nie wyremontowałaś tego obrzydliwego miejsca.

Długopis Tsunade nagle zatrzymał się. Kobieta odłożyła go do koszyczka i zaśmiała się. Nie szyderczo, ale lekko, jakby naprawdę bawiło ją stwierdzenie Uchihy.

— Coś cię śmieszy? — dopytał zimno.

Tsuande skinęła głową.

— Och, zdecydowanie mnie rozbawiłeś — powiedziała. — Itachi zapytał mnie o to samo. I Fugaku właściwie też, gdy pierwszy raz wszedł do mojego biura.

— Nie widzę w tym nic zabawnego — zauważył Sasuke.

— Chodzi o to, że tylko wy, Uchiha jesteście na tyle bezczelni, by nie mieć oporu przed wytknięciem mi tego — wyjaśniła. — Niemniej i tobie odpowiem, dlaczego przyjmuję w tej dziurze pacjentów. Otóż, Sasuke, to jest taktyka. Zazwyczaj zaglądają tu sami biznesmeni, a oni ze względu na zawód i pieniądze żyją w otoczeniu pięknych rzeczy. Drogie restauracje, hotele, zadbane żony, kochanki... mogłabym długo wymieniać. W tym pokoju natomiast są detale, które takie osoby drażnią. Zaburzają ich świat. Rozpraszają, przez co mniej kontrolują swoje reakcje i myśli. Chociaż przyznaję, że są wyjątki od tej reguły.

Tsunade wymownie zmrużyła powieki, jakby próbowała prześwietlić go samym spojrzeniem na wylot.

— Jesteś dla mnie ciekawym przypadkiem, Uchiha — wyznała na głos. — Może dlatego, że bardzo przypominasz ojca. Szczególnie z charakteru. Nieludzko opanowany, rozsądny i autodestrukcyjny. No, ale nie przyszedłeś tutaj by słuchać moich rozmyślań, prawda? Coś się wydarzyło ciekawego od naszego ostatniego spotkania?

To było pytanie rutynowe. Tsunade chciała wiedzieć, czy coś go zirytowało w przeciągu ostatnich tygodni, czy wszystko się układała w pracy, jak wyglądają jego stosunki z rodziną. I mógł odpowiedzieć tak jak zawsze, oszczędnie. Że nic się nie działo, że firma zabiera niemal cały jego wolny czas, że relacje z ojcem i bratem są coraz lepsze, że szara rzeczywistość go wciąż pochłania. Mógł, ale nie chciał.

— Wrócił — powiedział głucho Sasuke. Nie patrzył przy tym na kobietę, jego rozżarzony wzrok pognał na widok zza okna. Właśnie wtedy jakieś pieprzone gołębie poderwały się do lotu, a uścisk w piersi Sasuke stał się jeszcze bardziej uciążliwy niż wcześniej.

Miał ochotę parsknąć śmiechem. Ale jego twarz była idealną maską pozbawioną emocji. Tylko drżący kącik ust i błysk w czarnych oczach zdradzały oblicze szaleńca.

— Przypuszczałeś, że tak się może stać. — Sasuke z powrotem spojrzał na blondynkę. Twarzy już nie miała tak beztroskiej jak wcześniej. Tsunade wyprostowała się, poprawiła dwie, długie kitki i chwyciła ponownie za długopis. Tym razem musiała istotnie coś pisać, bowiem dłoń intensywnie posuwała się po całej kartce. Widocznie Tsunade nie spodziewała się takich informacji. Chociaż szybko udało się jej przełknąć zaskoczenie. Imponujące — stwierdził w myślach Sasuke.

— Przypuszczałem — potaknął. — Ale nie sądziłem, że ten dzień nadejdzie.

— Spotkałeś go? — gwałtownie zapytała.

Sasuke skłamał, kręcąc przecząco głową.

— Ale to może się wydarzyć — zaznaczył. — Prędzej czy później.

— Co wtedy zrobisz?

Nastała chwila ciszy. Sasuke intensywnie zastanowił się. Nie był głupi i wyczuł napięcie w głosie terapeutki. Nawet nie musiała mówić, co o tym wszystkim sądzi. Że to może zburzyć to, nad czym tak intensywnie pracowali. By Sasuke pogodził się z odejściem Uzumakiego, by zaczął funkcjonować bez myśli o nim. Po prawdzie nigdy nie oznajmiła, że dlatego się spotykają, ale Itachi oraz ojciec musieli kobietę wtajemniczyć w to, co się wydarzyło te pięć lat temu. W czym tkwi sedno problemu, a raczej w kim.

Zapewne też znała jego imię. Może nazwisko również. Sasuke przecież półsłówkami wspominał o nim, nie podając żadnych danych personalnych. A mimo tego rozumiała, więc spostrzeżenia z poprzednich sesji musiały być prawdziwe. Nie było to jednak zadziwiające. Wręcz przeciwnie, całkiem spodziewane.

— Nie wiem — wyznał sztywno to, co go najbardziej przerażało. Co zrobi bowiem, gdy go jeszcze raz spotka?

Tsunade na to oświadczenie westchnęła donośnie. To znaczyło tylko tyle, że już zbudowany mur posypał się niczym cholerne puzzle. Czy szło jednak odnaleźć zagubione fragmenty w tym emocjonalnym bagnie? Sasuke wewnętrznie przeczuwał, że raczej nie.

Miał silną wolę. Ta silna wola sprawiła, że przez pięć lat nie pisał do niego, nie wydzwaniał, nie szukał. A przecież dla kogoś takiego jak Sasuke wystarczył jeden telefon, by wiedział, gdzie blondyn się znajduje i co robi. Ale Sasuke miał idealną samokontrolę. Idealną, ale nie niezachwianą.

Skoro zwierzątko samo wróciło, jak miał się od tego odciąć? Od przeszłości i od tego błękitnego, zamroczonego przyjemnością spojrzenia?

***

Cholera, cholera, cholera! — w głowie Naruto tylko to jedno słowo się pojawiło, gdy zatrzymał się przed siedzibą Uchiha Company. Rozejrzał się na boki i na taksówkę, która właśnie odjeżdżała z piskiem opon. Ludzie mijali go z irytacją, gdy na środku zatłoczonego chodnika blokował ruch, z niedowierzeniem wciąż szukając w myślach odpowiedzi, jak, do cholery, to się wydarzyło. Szczerze mówiąc, miał ich wszystkich w dupie akurat w tym momencie.

Dlatego z donośnym przekleństwem wyciągnął komórkę z kieszeni marynarki i wybrał numer, który znajdował się na początku listy.

— Tato — syknął Naruto, gdy po trzecim sygnale usłyszał oddech ojca. — Dlaczego znajduję się przed siedzibą Uchiha Comapny? Mówiłeś, że to będzie znana firma komputerowa, ale nie, że właśnie ta!

— Nie cieszysz się? — zdziwił się Minato. — Jeśli chodzi o to, że się stresujesz rozmową o pracę, jestem pewny, że dasz sobie radę!

Naruto przetarł twarz dłonią. Jasna cholera — dodał w myślach.

— Naruto, wszystko w porządku? — zaniepokoił się Minato, gdy cisza po drugiej stronie przedłużała się. Naruto wzniósł oczy do nieba i odmówił wszystkie sobie znane modlitwy, by zachować spokój. Chociaż istotnie nic to nie dało. Dlatego jeszcze odchrząknął, nim znów zabrał głos.

— Chodzi o to, że znam poniekąd właściciela Uchiha Company, no i nie dogadujemy się... najlepiej — wyjaśnił oszczędnie.

— Acha — bąknął ojciec Naruto, przyswajając powoli usłyszane słowa. Szczerze mówiąc naprawdę był zdziwiony, ale postarał się szybko dojść do siebie. Potem zresztą zapewne będzie to, co powiedział mu Naruto, analizował. Ku rozpaczy syna. — To... raczej nie powinno być problemu. Z tego, co mój kolega mówił, będziesz jednym z około trzystu informatyków. Nie sądzę więc byś kiedykolwiek spotkał samego prezesa. Całe Uchiha Comapny jest naprawdę ogromne, Naruto. A takie szychy nie bardzo przejmują się niższymi piętrami. Jest zbyt wielu pracowników, by wszystkich ogarnąć. Po prostu więc tam idź, porozmawiaj i zobaczymy co dalej, ok?

W rzeczywistości Naruto słuchał Minato niezbyt dokładnie. Ostatnie jednak wypowiedzi wyłapał i doszedł do wniosku, że ojciec miał rację. Nawet teraz zerkając na potężny wieżowiec, stwierdził, że zapewne Sasuke nawet nie będzie wiedział o jego istnieniu na innych piętrach. Poza tym od przesłuchiwania nowych kandydatów zapewne nie był on, a miał od tego ludzi. Jak zresztą od wszystkiego.

— Dobra, pójdę tam — zdecydował Naruto.

— Tak trzymaj, synu! — krzyknął radośnie Minato. Naruto więc rozłączył się, poprawił trzymaną walizkę i z okrzykiem „do boju" ruszył w stronę przeszklonych drzwi. Ochroniarze przed nimi zatrzymali go, ale zaraz potem wpuścili do środka, gdy podał swoje dane osobowe i powiadomił, że jest umówiony na rozmowę kwalifikacyjną.

Był lekko przerażony, bo w holu krzątało się sporo nieznanych mu pracowników, czy kontrahentów — Naruto nie był tego pewien, bowiem wszyscy oni mieli schludne garnitury i krawaty. Niemniej nikt na niego nie zerknął, dopóki speszony nie podszedł do jakieś sztucznie uśmiechniętej kobiety przy srebrnym, nowoczesnym biurku. Obsługiwała właśnie jakiegoś faceta, więc dopiero po dłuższej chwili zwróciła uwagę na Naruto.

— Tak? — zapytała z wciąż niezwykle, kłamliwie przemiłym uśmiechem.

— Jestem umówiony na rozmowę kwalifikacyjną, Uzumaki Naruto — powiedział, starając się nie ukazać zdenerwowania. Szczerze mówiąc, nie był pewien czy wpływał tak na niego ten budynek, świadomość, że ma zaraz spotkanie o pracę, czy to, że Sasuke zapewne gdzieś na samej górze wieżowca siedzi przy biurku, nie wiedząc, że on tu, cholera, jest.

Miał tylko nadzieję, że go nie spotka.

— Och, tak — mruknęła kobieta, po czym poinstruowała — musi pan iść w prawo, tam będzie winda, piętro czternaste, pokój sto dwudziesty pierwszy.

— Dziękuję — odparł Naruto i z ulgą ruszył w tym kierunku, w którym podała mu dziewczyna. Tak, jak powiedziała, znalazł windę, z której wyszło kilku biznesmenów. Na całe szczęście żaden z nich nie wydawał się nim zainteresowany.

Z dudniącym sercem wszedł do pomieszczenia, ciesząc się, że jest sam. Jednak gdy już oparł się o lustrzaną ścianę, a drzwi się prawie zamykały, czyjaś dłoń powstrzymała ich zatrzaśnięcie. Naruto niczym w spowolnionym tempie patrzył jak drzwi odsuwają się, a przed nim staje Sasuke Uchiha. Sasuke Uchiha, który warczy do telefonu i nieświadomy wkracza do środka.

Dopiero kiedy winda ruszyła, ich oczy spotkały się w połowie drogi. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top