ROZDZIAŁ 30

Pisałam ten rozdział chyba z dwa tygodnie lub dłużej. Jakoś chyba wszystko mi tu zgrzytało, ale mam nadzieję, że ostateczna wersja Wam się spodoba ;) Pewnie też jesteście zaskoczeni nagłym rozdziałem :P Nie martwcie się... wciąż tu jestem! 

Wszedł do pustego pomieszczenia i dopiero wtedy, odgradzając się od świata zewnętrznego, uderzyła w niego świadomość wszystkich niedawnych wydarzeń. Zdawało się, że jeszcze przebywając z Uchihą, tkwił w przyjemnym kokonie. Udawał, że nic poza nimi nie istnieje, że nie ma ogromnych problemów, czających się tuż za rogiem. One jednak były, ukryte w cieniu, tylko czekały, aby go dopaść.

Naruto zatrzymał się w przyciemnionym holu. Jedyne, co udało mu się zrobić, to zatrzasnąć drzwi. Nie zapalił światła, po prostu stojąc w ciemności i oddychając głośno — cisza była tak przerażająca w mieszkaniu, że wychwycić było można tylko jego oddech oraz tykanie zegara. Oplotło go ponadto przeszywające zimno, chociaż ściany nie pozostawały aż tak opatulone chłodem.

Po chwili rzucił klucze na szafkę, a następnie osunął się po ścianie na dywan. Był dziwnie otępiały, mimo że moment wcześniej nic na to nie wskazywało. Teraz jednak był sam, sam ze swoimi myślami. Wyrwał się z tej iluzji pewności, którą wytwarzał wokół niego Uchiha. Bańka, poniekąd, właśnie pękła.

W każdym razie nie żałował żadnych z rzeczy, które go dosięgnęły — nie żałował ani seksu, ani intymności z Sasuke, ani... wszystkiego, co jego dotyczyło. I w tym głównie tkwił problem. Ponieważ Naruto powinien mieć wyrzuty sumienia, a nie odczuwać niespokojne bicie serca. Jakby znowu się w nim zakochiwał.

Niemniej nie tylko to go przerażało. Telefon, od paru dobrych godzin, udowadniał, że wiecznie nie mógł ignorować tego, co się działo wokół. Szczerze mówiąc, nawet teraz bał się zerknąć na wyświetlacz, by zobaczyć ile przyszło wiadomości. I od Saia, i od przyjaciół, i od własnych rodziców. Smartfon non stop złowieszczo wibrował, chociaż nie było się czemu dziwić — zdecydowanie wplątał się w gówno, a teraz za to płacił.

Westchnął, przeczesując włosy ręką. W końcu sięgnął do kieszeni spodni i chwycił komórkę w dłoń. Czas było się z tym zmierzyć. Wziąć odpowiedzialność za własne, cholernie głupie decyzje.

Z tą myślą, odblokował urządzenie.

Tak, jak sądził, Sai pozostał nieustępliwy. Dzwonił do niego z jakieś cztery razy, a potem zaczął wypisywać smsy z przeprosinami. Naruto wszystkie odruchowo kasował, niczym nieczuły robot. Bał się zerknąć przypadkiem na ich treść, bo była spora szansa, że poczułby skruchę. A tak tylko mdłości mu się przez niego nasiliły i uznał, że nie chce myśleć ani o nim, ani o jego wstrętnej matce.

Następnie pofatygował się, żeby odpowiedzieć ojcu. Tutaj jednak wiadomość zdecydowanie nie mogła pomóc, tak jak w przypadku przyjaciół. Wiedział, że musi zadzwonić.

Z wciąż niespokojnym kołataniem w piersi, wybrał zieloną słuchawkę. Dźwięk połączenia rozległ się w jego prawym uchu niemal natychmiast, a Naruto zaraz potem przełknął nerwowo ślinę.

— Naruto? — zapytał ojciec po kilku sekundach, z delikatnym zaskoczeniem. — Dzwoniłem wczoraj...

— Tak, wiem — przerwał mu blondyn, starając się, żeby jego głos był stonowany i nie zdradzający paniki, która narastała w środku. Nie wiedział, co się z nim działo, ale miał wrażenie, że powoli się rozpada. Ta rzeczywistość zaczęła go pochłaniać swoimi duszącymi mackami i nie potrafił nic na to poradzić. — Przepraszam, ale miałem wiele na głowie.

— Och — mruknął Minato. — W porządku. Rozumiem, że chodzi tu o całe to zamieszanie? Matka pokazywała mi przed chwilą jakiś wywiad, dotyczący waszego narzeczeństwa...

Naruto z łatwością wyłapał niepewność, czającą się między słowami ojca. Mężczyzna pozostał niewątpliwie lekko zmieszany i nie wiedział, jak rozpocząć temat.

Naruto wcale nie był zaskoczony. Minato, pomimo bycia bardzo otwartym człowiekiem, nadal niektóre sytuacje przerastały. Na przykład, nie potrafił rozmawiać z synem na takim samym poziomie, co matka Naruto. Dlatego ich konwersacje przebiegały może i gładko, ale jednocześnie nie poruszały nic konkretnego. Rozmawiali o studiach, przyszłości, pracy. Minato nigdy nie pytał o samopoczucie Naruto, ani o jego relacje z przyjaciółmi, czy chłopakiem. Może na swój sposób akceptował orientację i wybory, których dokonał, niemniej niewiele o tym mówił, jakby nie chciał go przez to peszyć. Naruto wiedział, że ojciec wcale się go nie wstydził, tylko obawiał się, że zostanie źle odebrany i wolał milczeć, niż zranić go przypadkowo źle dobranymi słowami.

Teraz jednak wszystko się posypało w życiu Uzumakiego i zrobiło się na tyle poważnie, że nie mógł już dalej zręcznie unikać prawdziwych problemów syna.

— Słuchaj — zaczął ostrożnie Minato. Naruto wyobraził sobie, że teraz przygryza wnętrze polika, jak to miał w zwyczaju. — Mama jest podenerwowana. Dowiaduje się różnych rzeczy z telewizji i nie wydaje się z tego powodu zadowolona. Chyba się obwinia, że nie chciałeś nam nic wspomnieć o... Sasuke. Naruto — długi wdech, chwila ciszy — Czy... radzisz sobie z tym?

Naruto miał ochotę właśnie wybuchnąć suchym śmiechem. Mimo tego, że nie do końca Minato wyraził, co miał dokładnie na myśli, Naruto i tak wychwycił prawdziwy sens pytania. A śmiać mu się żałośnie chciało z powodu tego, że absurdalnie to ojciec, z którym tak rzadko rozmawiał, zdawał się najlepiej pojmować w jakim szambie utkwił. Chociaż, na dobrą sprawę, nie powinien być w szoku. Bądź co bądź, Minato niegdyś sam zasmakował podobnego szaleństwa. I wiedział, jak to było być otoczonym blaskiem zabójczych fleszy.

— Staram się — odpowiedział równie cicho.

— Matka chciała, żebym zapytał czy pamiętasz o przyjeździe i czy pytałeś już Sasuke — mówił dalej Minato — ale ode mnie powiem, że nie musisz się tym przejmować. Wyjaśnię jej, że na razie nie jesteś wstanie planować ewentualnego przyjazdu. Już i tak masz duży chaos nad sobą, jak sądzę.

— Tak, trochę — potaknął Naruto, z lekkim uśmiechem.— Dzięki, tato... za zrozumienie.

— Nie musisz dziękować — odparł mężczyzna. — To mój obowiązek jako twojego ojca sprawić, byś poczuł się mniej przytłuczonym.

Potem obaj zamilkli. Nie była to jednak niezręczna cisza, ponieważ potrzebowali by ochłonąć i pozbierać myśli.

— Naruto. — To Minato pierwszy się odezwał.

— Tak?

— Rozumiem, że sprawy z Saiem są zakończone?

Blondyn szeroko otworzył oczy, zaskoczony nagłym zainteresowaniem ojca. To znaczy, oczywiście nie wątpił, że starszy mężczyzna zastanawiał się nad jego poprzednią relacją, aczkolwiek nie oczekiwał, że faktycznie zapyta o to. Nawet matka nie ośmieliła się poruszyć tego wątku. Choć zapewne korciło ją, aby to zrobić.

— Nie kochałem go, tato — oświadczył Naruto, samemu nie wiedząc, dlaczego właśnie te słowa nasunęły mu się na usta. Ostatnio za dużo w jego głowie było dziwnych rozważań, ale nie potrafił nie błądzić w tym kierunku. Zwalał to jednak na Sasuke, Sasuke, który ostatnio faktycznie był mniej dupkiem i potrafił z nim przebywać w jednym pomieszczeniu bez wiecznego dobierania się do jego tyłka. Naruto zaczął przez to mieć niepokojące urojenia, jakoby ten fałszywy związek mógł się udać. Co, oczywiście, było absurdalne na wielu płaszczyznach. Tyle że jego wewnętrzny głos nie potrafił przyjąć pewnych faktów do wiadomości i nadal pokazywał mu przed oczami scenariusze, o których nigdy nie powinien rozmyślać. — Ten związek był naprawdę toksyczny i myślę, że dobrze, że się rozstaliśmy.

— Czy on cię skrzywdził?

— Niezupełnie — wyjawił oszczędnie, następnie jednak się szybko reflektując — Sai nie był złym człowiekiem, jeśli o to chodzi. Myślę, że po prostu źle na siebie nawzajem oddziaływaliśmy.

I tak faktycznie Naruto uważał. W duchu musiał przyznać, że nie mógł przesadnie piętnować Saia, bo nawet jeśli ten świadomie go zranił, to on sam również nie był wobec niego fair. Nie ulegało wątpliwością, że na pewien sposób go zdradził — mimo że nie byli w tym okresie razem, wciąż nie było to moralnie właściwie, kiedy pozwolił sobie na kutasa Uchihy w barze. Ale nie tylko w tym popełnił błędy. Od początku ich znajomości Naruto nie postępował słusznie. Przypomniało mu się ich pierwsze spotkanie. Tak... nawet wtedy nie był wobec niego uczciwy. Ani, szczerze mówiąc, wobec samego siebie. Nieustannie się oszukiwał. Tłamsił uczucia, próbował zapomnieć i uspokoić własne koszmary. Przy tym raniąc tych, o których powinien dbać.

Brakowało mu przyjaciół. W takich chwilach, kiedy próbował iść o własnych siłach kamienną, krętą ścieżką do akademika, chyba najbardziej tęsknił za ich obecnością. Gdyby był z nim Kiba, zapewne już owinąłby ramię Naruto o swój bark i podtrzymałby, aż bezpiecznie nie dotarliby do łóżka, a potem, klnąc jak szewc, ułożyłby go do snu, jednocześnie upewniając się czy ma w razie czego miskę na szafce i butelkę wody. Z kolei TenTen, o co mógł się założyć, doprowadziłaby go do ładu, nim zdecydowaliby się wyruszyć z tej przeklętej imprezy. Wytarłaby mu twarz z krwi oraz poprawiłaby studencką koszulę, która rozdarta była w kilku miejscach. Nie tyle, że Naruto martwił się w tym momencie o swój wygląd, ale przez to, że prezentował się tak nieciekawie, tym bardziej nikt nie chciał mu pomóc.

W dodatku był zalany w trzy dupy, co też niczego nie ułatwiało. Po prawdziwe, tylko pogorszyło orientację w terenie — Uzumaki nagle miał dziwne wrażenie, że mija ten sam budynek szósty raz. A może po prostu wcale nie poruszał się tak szybko, jak sądził. Trudno było osądzić.

Właściwie to była wyłącznie wina Naruto. To jego pieprzona chcicia za kolejnym szybkim pieprzeniem sprowadziła go w te miejsce. Chciał zapomnienia, a w zamian dostał prawego sierpowego od byłego faceta Chada. Chada, a może Chrisa, czy jak mu tam było...

Zazwyczaj nie bardzo się interesował swoimi jednonocnymi partnerami, więc naprawdę nie spodziewał się aż tak brzydkiego obrotu spraw. Nigdy nie pytał o byłych kochanków, innych partnerów, albo w ogóle o życie prywatne. Jak widać, może powinien zacząć, skoro i tak mu się oberwało.

W każdym razie, ponownie się zachwiał. Naruto potknął się o cholerny kamień, a potem upadł, zdzierając twarz i ręce. Nawet w stanie upojenia, ból przyćmił na chwilę jego osąd. Trochę też potrwało, nim podźwignął się na czworaka.

A potem uniósł głowę i w półmroku dostrzegł czyjąś twarz. Ciemne włosy, czarne oczy i blada cera wydawały się tak znajome, że na sekundę Naruto zamarł, jakby zobaczył ducha. Pomyślał "On tu jest!" jednocześnie z przerażeniem, jak i zachwytem. Jakkolwiek planował uwolnić się od wspomnień z Sasuke, tak teraz dziękował wszelakim bóstwom, widząc go przed sobą. Na wyciągnięcie ręki, Sasuke tutaj był.

Ale potem mężczyzna podszedł bliżej, światło latarni mocniej objęło jego strapione oblicze, a Naruto zrozumiał, że to nie prezes Uchiha Company stoi przed nim, tylko zupełnie obca mu osoba.

Znowu coś rozdarło jego serce na pół. Ale zacisnął pięści, nie dając się przejąć nagłemu rozczarowaniu.

— Wszystko w porządku? — zapytał zaniepokojony osobnik, podchodząc bliżej blondyna. Uklęknął obok niego, a Naruto miał przyjemność zobaczyć z bliska jego przystojną twarz. Gdyby zmrużył powieki, nadal mógł dostrzec w tym licu cień Uchihy. Alkohol, krążący w jego żyłach, tym bardziej pomagał przekłamać rzeczywistość.

Naruto nie wiedział, co odpowiedzieć. Oczywiście, że nie było w porządku, ale też nie chciał się nad sobą użalać i dręczyć faceta swoją obecnością. Mężczyzna, opatulony w czarny szal i długi płaszcz, wydawał się być spoza jego ligi. Bogaty, przystojny i dostojny. Naruto czuł się brudny, patrząc na niego.

Ale obcy, kimkolwiek był, nie wydawał się prawdziwym odpowiednikiem Sasuke. A przynajmniej nie z charakteru — właśnie uśmiechnął się do niego i uklęknął. Jego miękka dłoń nagle znalazła się na twarzy Naruto, ścierając plamę krwi.

— Jesteś studentem tej uczelni, prawda? — domyślił się, a Naruto skinął niemrawo głową. Zaraz potem skarcił się za to, bo skroń mu nieprzyjemnie zapulsowała. — Chodź, odprowadzę cię w takim razie do twojego pokoju akademickiego.

Mężczyzna pomógł mu wstać, a Naruto z ulgą oparł się o podsunięte ramię. Brunet nadal przy tym się uśmiechał, jakby nie był przerażony stanem, ani wyglądem Naruto. Jakby widział nieustannie zapijaczonych, pobitych studentów, którzy o północy próbowali wrócić do swojego akademika. A może doświadczył tego na własnej skórze, pomyślał nagle Naruto. Facet zdecydowanie wyglądał na jego wiek, więc być może był tylko trochę starszy.

— Musisz mi tylko powiedzieć, jaki masz numer pokoju — odezwał się spokojnym tonem, wyrywając Uzumakiego z myśli.

Naruto zamiast odpowiedzieć, z kieszeni spodni wyjął kluczyk z przewieszką. Mężczyzna natychmiast wziął przedmiot w swoje ciepłe ręce, a potem zerknął na wygrawerowaną na nim cyfrę.

— W porządku, wiem, gdzie to jest — mruknął na głos, chowając kluczyk we wnękę płaszcza.

— Też tutaj studiujesz? — zaciekawił się Naruto, starając się przy tym skleić zdanie, które nie zawierało jąkania i było w miarę składne. Przy okazji próbował odnaleźć we wspomnieniach kogoś o takim wyglądzie, ale wydawało się to bezcelowe, ponieważ zbyt dużo uczniów mijał na co dzień. Zresztą pewnie połowę przyjętych nigdy nie miał przyjemności spotkać.

— Tak — przytaknął natychmiast chłopak. — Ale nie mieszkam w akademiku. Wynajmuję drugie mieszkanie kilka przecznic dalej.

— Drugie... mieszkanie? — powtórzył Naruto, myśląc, że źle usłyszał.

— Tak, zwykle w weekendy przebywam w swoim domu. Znajduje się trochę za daleko od szkoły — zaczął wyjaśniać spokojnie, jakby rozmawiał z nowo poznanym kolegą, a nie nieznajomym, który jeszcze chwilę temu leżał na ziemi, próbując powstać o własnych siłach. — Wolę takie rozwiązanie, niż dojeżdżać godzinami do uczelni. Poza tym w tym mieszkaniu moja mama nigdy nie bywa, co daje mi więcej komfortu, gdy pracuję.

— Rozumiem — bąknął Naruto, mimo że korciło go, żeby zapytać o jaką pracę chodzi. Nie chciał jednak być zbyt wścibski. Ku jego zaskoczeniu, obcy sam naprostował.

— Maluję — dodał z większym uśmiechem, który sprawił, że jego wąskie oczy stały się jeszcze mniejsze. Naruto pomyślał, że Sasuke nigdy by się tak nie uśmiechnął i ten wniosek spowodował poczucie goryczy. Ale potem, kiedy mężczyzna stał się na powrót poważny i wraz z nim przystanął przy drzwiach, mrok sprawił, że mógł ponownie udać, iż to Uchiha przy nim trwa. Naruto zapatrzył się na gęste brwi i wydatny nos.

— Możesz wejść do środka — powiadomił Naruto, rozchylając na oścież drzwi. Naruto nawet nie był pewien, kiedy zdążył otworzyć zamek. Niemniej nie było to istotne. Z ulgą wszedł do środka wraz z chłopakiem. Ten, nie pytając, sam odnalazł włącznik światła i ciemność natychmiast odeszła z pomieszczenia.

W pierwszej chwili Naruto zamroczyło od nagłego oślepienia. Dopiero po chwili oczy się przystosowały i spojrzał na towarzysza, który już ogarniał skromny pokój swoim wzrokiem. Szczerze mówiąc, nie było tutaj nic interesującego. Ot co, zwykła szafka na ciuchy, niewielki stoliczek oraz łóżko, które stanowiło jednocześnie największy element pokoju. Jedynie można było przyczepić się do bałaganu, bo Naruto zapomniał pościelić po sobie, a do tego kilka ubrań, głównie skarpetki, porozrzucanych trwało na szarym dywanie.

— Miło — obwieścił szatyn.

— Przepraszam za... — zaczął niezręcznie blondyn, ale drugi przerwał mu gestem ręki.

— W porządku — powiedział wyrozumiale — też mam u siebie bałagan.

Naruto jeszcze wtedy nie wiedział, że to było jego pierwsze kłamstwo. Sai nigdy bowiem nie miał u siebie nieładu. Był schludny, starał się wszystko trzymać poukładane i posortowane. Brudził się jedynie, kiedy malował, ale, jak zwykle twierdził, w malarstwie nie było zasad.

— Już się chyba lepiej czujesz? — zapytał.

I Naruto faktycznie było lepiej. Nawet mdłości przechodziły. Tylko ból stawał się coraz intensywniejszy i mógł się założyć, że jutro będzie omijał szerokim łukiem wszystkie lustra. Na chwilę obecną jednak nie było tak źle, siniak jeszcze nie wyszedł, co dojrzał w odbiciu okna.

— Więc będę szedł — dodał, już się odwracając.

— Zostań! — rzucił nieoczekiwanie Naruto. Po prawdzie, sam się nie spodziewał, że naprawdę to powie. Ale nie chciał, żeby chłopak wychodził, ponieważ... ponieważ nadal przypominał mu kogoś innego. I, chociaż zwykle próbował pozbyć się widma Uchihy, tak teraz nie miał takiego zamiaru. Chciał go przy sobie. Na krótką chwilę... na moment. Tylko namiastkę.

— Jestem Naruto — przedstawił się szybko, kiedy tylko chłopak się w zdumieniu odwrócił.

— Sai — odruchowo mruknął, ze zmarszczonym czołem. — Jednak nie jestem zainteresowany, jeśli to... właśnie sugerujesz. Nie interesują mnie „przygody", ani... związki.

I to było drugie kłamstwo Saia, które zresztą łatwo wychwycił nawet wtedy.

— Tak? — zakpił Naruto. — To dlaczego zakluczasz drzwi?

— Naruto?

Ocknął się. Zamrugał raz, drugi. Potem zaklął w duchu, ponieważ nie wiedział, ile ojciec do niego powiedział w czasie, kiedy trwał odcięty od świata realnego.

— Tak, tato?

Minato westchnął, jakby zrozumiał, że Naruto wcale go nie słuchał.

— Mówiłem o naszych sąsiadach. Są pod wrażeniem twojego przyszłego męża.

Twojego przyszłego męża — Naruto powtórzył w myślach frazę, lekko zdruzgotany tym, jak brzmiała. Kłamstwo, miał dziwne wrażenie, rosło z każdą chwilą. Zaczynał się obawiać, że nie będzie wstanie się z niego wyplątać. Media, rodzice, znajomi. Wszyscy oni wierzyli w całe to przedsięwzięciu ślubu. Najgorsze było to, że sam Naruto powoli zaczynał także się łapać na tym, że nie do końca oddzielał prawdę od fałszu. Przez to też upominał sam siebie. Mówił: „To jedynie fikcja, nic z tego nie jest prawdziwe". Ale czy naprawdę nie było?

Ostatnio Sasuke jasno wyraził, że chętnie byłby dla niego czymś więcej. Że niby tym razem udałoby się im stworzyć coś, co nazwać by można było związkiem. Ale, szczerze mówiąc, nie do końca Naruto temu ufał. Z prostej przyczyny — Sasuke lubił nabywać rzeczy. I miało się wrażenie, że jeśli znowu zdobędzie Uzumakiego, ponownie się nim znudzi.

To najbardziej druzgotało Naruto. Musiał przyznać ostatecznie, że owszem, cholernie pragnął Uchihy, ale nie pozwalał sobie na to, żeby nie zostać zranionym. Teraz niemniej wydawało się za późno, aby się przed tym uchronić. Ale może mniej bolałoby, gdyby teraz się wycofał? Tyle że — drugi głos przemówił — jak miałoby się to odbyć? Po wywiadzie, po tym, jak całemu światu sprzedał historyjkę o cnotliwej miłości? Gdyby tylko media wiedziały, jak w rzeczywistości wyboistą drogą się poruszają... Życie z Uchihą nie było na pewno lukrowe, a pełne gier, manipulacji i ognia. I nawet, gdyby faktycznie jakimś cudem narzeczeństwo stało się prawdą, nic by się z tego nie zmieniło. Naruto za dobrze znał Uchihę. I prawdopodobnie te wszystkie detale sprawiały, że tym bardziej biznesman potrafił sprawić, że drżał z podniecenia.

— Chociaż byli bardzo przerażeni różnicą wieku pomiędzy wami — mówił dalej mężczyzna, nie zdając sobie sprawy, gdzie zaszły myśli Naruto. — Mama też nie jest z tego względu zachwycona, ale powiedziała, że, jeśli jesteś tego pewny, nie będzie krytykować twoich wyborów. I oto właśnie cię pytałem, Naruto. Czy jesteś tego pewny?

Obaj raz jeszcze zamilkli. Nawet głosy w głowie Naruto uciszyły się na ten moment, przez co wychwytywał szum oddechu ojca po drugiej stronie telefonu. I zegar, który nadal drażnił swoim dźwiękiem.

— Oczywiście — odpowiedział, wypuszczając powietrze z ust. — Jestem tego pewien, tato.

Z Minato także opadło napięcie, co Naruto usłyszał po cichym, nerwowym śmiechu.

— To dobrze, synu. Bardzo dobrze...

***

Mieszkanie wydawało się dziwnie puste. To nie powinno zawracać mu głowy, bo był przyzwyczajony do samotności, a jednak na dnie żołądka coś się poruszyło. Jakby żółć podchodząca do gardła. Drażniło go to i wprawiało w nieludzki dyskomfort. Chciał zobaczyć Naruto w kuchni, albo, najlepiej, w swojej sypialni. Ta potrzeba nie chciała odejść.

Zacisnął pięści na krawędzi blatu. Raz jeszcze spojrzał na ekran laptopa oraz tablet, leżący obok. Widział liczby i zdania, ale wszystkie się zlewały. Naprawdę nie mógł się skupić. Robiło się naprawdę późno, a on nie zrobił absolutnie nic pożytecznego.

Przetarł twarz, następnie przeczesał dłonią czarne włosy. Odchylił się na fotelu i wziął głęboki wdech. Musiał oczyścić umysł z natarczywych myśli, ponieważ czekała go cała noc pracy. Powinien być zdolny, by przeczytać te pieprzone pliki. Chociaż teoretycznie mógł wyznaczyć kogoś innego do brudnej roboty, to jednak ta opcja nie wchodziła w rzeczywistości w rachubę. Suigetsu od razu zwęszyłby, że coś jest nie tak, ponieważ Sasuke samemu dopinał wszystko na ostatni guzik. Poza tym jutro, podczas ich nieobecności, zarząd miał otrzymać cały ten plik gotowy. W tym pieprzony Hyuuga, więc tym bardziej nie powinno być w nim żadnych błędów.

To zabawne, że Naruto nie dawał mu spokoju chociaż widzieli się zaledwie kilka godzin temu. I pożegnał go cudownym lodem. Cholera, na samo wspomnienie robił się twardy. Libido Uchihy, zdecydowanie, mogło go zabić. Ale nic nie mógł na to poradzić, Naruto działał na niego jak najgorętszy afrodyzjak.

Z tymże, w samym problemie nie chodziło o seks. Sasuke nie chciał tutaj tylko po to Uzumakiego; po prostu wkurzało go, że nie wie, gdzie jest i co robi. Wkurzało go, że nie może zobaczyć go w miękkim, domowym wydaniu tak, jak z rana. Może wzięliby razem prysznic? Albo Naruto zaczekałby aż skończy pracę, by mogli wspólnie zasnąć?

Cóż... wcześniej Sasuke nie miał takich myśli, ale teraz one go kontrolowały. Dogłębnie pochłaniały.

Sfrustrowany, gwałtownie poderwał się do siadu. Na nic nie czekając, ruszył do barku i natychmiast otworzył szklane drzwiczki. Odkorkował butelkę z whisky i nalał do szklanki obok. Nie powinien pić, zabierając się do takich rzeczy, ale póki nie miał zamiaru się zrelaksować, to i tak całe działanie było bez znaczenia.

W każdym razie, odwrócił się do obrazu nad biurkiem i wzniósł szklankę do góry z ostrym prychnięciem.

— Zdrówko, kochanie! — rzucił w próżnie. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top