ROZDZIAŁ 12

Wena dała znać o pieprzonej trzeciej w nocy... Nie mam nic do powiedzenia. Cieszcie się, Kochani, bo moja energia właśnie się skończyła po zakończeniu ostatniego zdania. Nie wiem zresztą czy ten rozdział jest dobry, mam nadzieję, że tak, ponieważ to jest jeden z tych bardziej znaczących rozdziałów. Nie wiem też, czy jest pozbawiony błędów, bo o tej godzinie mój umysł nie jest stuprocentowo sprawny. 

Z dedykacją dla Borutofan <3 


Janet była dla niego miła, nawet kiedy podpisał dokumenty. Naruto co prawda nadal wyczuwał sztuczność w jej serdecznym spojrzeniu, ale jednocześnie jego umysł niekiedy zdawał się aż nadto wierzyć w otwartość kobiety. Zresztą blondyn rozumiał, że ona właśnie taka miała być. Idealna w każdym calu; przyjazna, wnosząca dobrą atmosferę i skora do natychmiastowej pomocy. W otoczeniu groźnych wilków, Naruto szukał w niej opoki. Nie powinien, aczkolwiek patrząc na tych wszystkich biznesmanów, tracił na pewności siebie. Janet więc okazała się nad wyraz potrzebnym towarzystwem. Takim, który uspokajał na chwilę jego skołatane nerwy.

Pociły mu się ręce. Janet prawdopodobnie zauważyła jak niepewnie pociera o siebie dłonie, jednakże jej lico ani na moment nie wykrzywiło się w grymasie. Było gładkie, nieskalane żadną negatywną emocją. Naruto pomyślał, że pewnie mógłby dłubać w nosie, a uśmiech kobiety wcale nie zgasłby. Możliwe też, że była przyzwyczajona do nieuprzejmości klientów. Bogacze zwykle posiadali paskudne charaktery. Naruto coś o tym wiedział.

— Twoje stanowisko znajduje się na najniższym piętrze działu grafików — powiedziała Janet, nim wsiedli do windy. — Dział, do którego będzie pan należał ma trzydziestu ośmiu, teraz — poszerzyła uśmiech — dziewięciu członków. To przeważnie mężczyźni, w tym dwie kobiety. Niestety, jednej akurat nie ma w tym tygodniu z przyczyn osobistych, a druga wyczekuje dziecka.

Drzwi windy się rozsunęły, jak tylko znaleźli się na miejscu. Janet wyszła pierwsza, a jej szpilki stukały przy tym wymownie o podłogę. Naruto potulnie ruszył tuż za nią. Spodziewał się, że jak tylko wychyli się znad ramienia kobiety dostrzeże masę ludzi przy biurkach, ale ku jego zdumieniu stanowiska trwały puste. Na krzesłach nie było żadnych ludzi, choć dostrzegł jakieś kubki po kawie na blatach oraz sterty papierów przy nowoczesnych komputerach. Dodatkowo słuchawki na stołach zdawały się być na szybko odłożone.

Janet zatrzymała się przy jedynym biurku, gdzie nie było żadnych osobistych, jak i służbowych rzeczy oprócz dwóch komputerów. Ponadto trwał tutaj niezwykły porządek w obliczu tych wszystkich pustych stanowisk. Naruto nie bardzo interesowało to lokum, bardziej zastanawiał się, gdzie podziała się reszta pracowników.

Kobieta widocznie podłapała jego zdezorientowany wzrok, ponieważ szybko zdecydowała się wyjaśnić.

— Jak codziennie o trzynastej trzydzieści rozpoczyna się godzinna przerwa na lunch — odezwała się, zerkając wymownie na swój zegarek umiejscowiony na nadgarstku.

— Więc od poniedziałku będę mógł już zacząć pracę? — zapytał Naruto.

— Tak — odparła zadowolona. — W poniedziałek niech pan stawi się przy wejściu numer C, a Danny Williams, pana przełożony, postara się wszystko powoli wyjaśnić. Więc proszę się nie stresować.

Znowu się uśmiechnęła. Naruto odruchowo odwzajemnił ten uśmiech.

— Postaram się — odparł, skinąwszy głową. Jeszcze raz spojrzał pobieżnie na to pomieszczenie, które niedługo będzie mógł nazywać miejscem pracy. Pachniało tutaj głównie duszącymi perfumami, przez co Uzumaki domyślał się, że jakiś mężczyzna musiał w nich nie oszczędzać. Był to jednak mdły zapach. Lekko już przygasły, choć wciąż wyczuwalny pośród krzeseł i podłączonych urządzeń.

Z Janet z powrotem skierowali się do wyjścia. Kilka kwiatów stało przy wielkim monitorze na przeciwległej ścianie, co trochę rozbawiło Naruto. Zdecydowanie tutaj nie pasowały. Może światło dochodzące z dużych okien nadawało w środku dość przyjemnego widoku, tak ten przepych komputerów w otoczeniu roślin wyglądał dość abstrakcyjnie. Ale może to dawało choć namiastkę odprężenia personelowi, gdy zostawali na licznych nadgodzinach. Pozornie dla chętnych. Naruto domyślał się, że i jego one nie ominą. Nie w takiej firmie.

— Czy każdy dział grafików pracuje nad czymś innym, czy raczej współpracują?

— Zwykle działy nie są ze sobą powiązane — wytłumaczyła Janet, kierując go z powrotem do holu. — Każdy pracuje przy innym projekcie. Ale zdarzają się wyjątki. W zależności od potrzeb łączą siły, albo niektórzy pracownicy są dobierani przez kierowników. Niemniej nie powinieneś się tego obawiać. W dziale pana Williamsa nie działy się jak dotąd takie rzeczy.

Naruto trochę ulżyło.

— W poniedziałek dostanie pan jeszcze własną kartę firmową wraz z plakietką oraz ewentualną mapę rozmieszczenia pomieszczeń. Zapewne widział już pan tą w korytarzu po prawej stronie, ale jestem pewna, że ta w wersji kieszonkowej będzie na początek lepszym rozwiązaniem. Mimo że nie będzie pan zwykle musiał oddalać się ze swojego piętra, to jednak lepiej gdyby pan się nie zgubił w razie zaproszenia na rozmowę do któregoś kierownika.

Naruto skinął głową, że zrozumiał. Właściwie miał już dość całej tej wycieczki zapoznawczej. Nie wyobrażał sobie, by miał faktycznie tu się zaaklimatyzować i przerażała go praca tutaj. Wiedział, że go wdrążą i to nie tak, iż będzie musiał usiąść i od razu zacząć pracować. Ale wiedział, iż nie miał zbyt wiele umiejętności. Nie był z pewnością tak dobry jak z pewnością oczekiwano. Jak ktokolwiek tutaj. Jeśli w ogóle był dobry. Szczerze mówiąc nie cierpiał grafiki.

Naprawdę ucieszył się, mogąc już przekroczyć próg drzwi wyjściowych. Świeże powietrze okazało się niezwykle odprężające. Natychmiast też rozpiął pierwszy guzik marynarki i poluźnił krawat. Miał wrażenie tam, że się dusił. Uśmiech Janet trochę łagodził stres, ale nie całkiem go likwidował. Ponadto nachodziła go obawa, że zobaczy gdzieś spacerującego Uchihę. Na całe szczęście widocznie fart dzisiaj był po jego stronie. Naruto akurat z tego powodu był więcej niż zadowolony. Jego radość z nowo zdobytej pracy mogła bowiem szybko zniknąć, gdyby tylko znajoma twarz pojawiła się tuż przed nim.

Naruto nawet nie chciał o tym rozmyślać. Biorąc głębokie oddechy ruszył przed siebie. Stwierdził tym razem, że się przejdzie. Chociaż dom Kiby znajdował się całkiem spory hektar stąd, trochę ruchu — osądził — mu nie zaszkodzi. Ba! na pewno pomoże w obliczu tych wszystkich wydarzeń. I karuzeli emocji.

***

Poniedziałek nastał szybciej, niż Naruto oczekiwał. Umowę podpisywał w piątek i te dwa dni wydawały się tamtego poranka wiecznością, kiedy rozmawiał z Janet, ale teraz czuł się tak, jakby pieprzony czas sobie z niego zakpił. Wstanie o nieludzkiej porze nie było w żadnym razie czymś strasznym, ponieważ Uzumaki nie spał właściwie całą noc. Wypił za to w tym czasie dwie kawy, bowiem stwierdził, że i tak nie zaśnie, a potrzebuje jakoś dożyć powrotu z pracy. Koszmarem była świadomość, że to już dzisiaj. Dzisiaj ma rozpocząć nową podróż z Uchiha Company. A ponadto wieczną tułaczkę, by unikać przy tym z powodzeniem prezesa firmy.

Aktualnie ta myśl wydawała się mniej realna. Naruto w duchu modlił się, żeby jednak udało mu się tego dokonać. To nie tak przecież, że się wyróżniał od innych pracowników. Mógł wtopić się w tłum i pozostać niewidoczny. Nie był jedynym blondynem, a tak jak wcześniej myślał, ktoś taki jak Sasuke rzadko odwiedzał niższe piętra, jeśli nie wcale. Sasuke musiał być zabiegany. Także zaangażowany w inne rzeczy, które były najważniejszymi elementami, by ta firma prosperowała.

Te obawy zniknęły dopiero wtedy, kiedy Naruto wszedł do budynku i udał się na poszukiwanie Williamsa, a przy tym cholernego wejścia numer C, o którym to Janet wspomniała. Było tu tyle wejść i korytarzy, że stanowiło to nie lada wyzwanie. Ostatecznie mu się to udało. Myśli o Uchisze w tym wszystkim wyparowały, bo zaczął przejmować się dziwnie sztywnym, choć miło uśmiechniętym, przygarbionym facetem.

I musiał stwierdzić, że się pomylił — Sasuke nie otaczał się ładnymi rzeczami. A przynajmniej nie wyłącznie. Ci dalsi pracownicy nie szczycili się powalającym wyglądem, mimo że dalej przybierali serdecznie przyjazne oblicze. Chociaż u Janet był to wyjątkowo przyjemny dla oka widok, ten mężczyzna ewidentnie nie był do tego stworzony. Wyglądało to tak, jakby zjadł kwaśną cytrynę.

Naruto postarał się tego nie komentować. Podziękował wylewnie za plakietkę, obiecaną przez Janet, i inne dokumenty, które kazał mu Williams potem przejrzeć. Dotyczące historii firmy czy coś takiego — Naruto nie do końca dosłyszał, bo jego przełożony mamrotał do niego niewyraźnie pod nosem. Chyba do tego seplenił.

Ruszyli do windy, a potem na piętro, które wcześniej mu pokazano. Naruto tym razem wchodził tam lekko z zapartym tchem na myśl o zapoznaniu swoich nowych kolegów z pracy, a po drugie będąc zirytowany samą osobą Williamsa. Już wiedział, że się nie polubią.

Facet zatrzymał się przed jego biurkiem. Naruto miał delikatne opóźnienie w poruszaniu, bo w jeden ręce trzymał teczkę wręczoną mu przez Williamsa, a w drugiej swój karton z osobistymi rzeczami, takimi jak kubek z domu, czy zdjęcie przyjaciół. Jak się dopatrzył, niektórzy z nich to właśnie trzymali na własnych blatach. Uzumaki nie chciał odstawać od reszty.

Cały jednak plan nieprzykuwania nadmiernej uwagi zdał się na nic. Oto właśnie wszyscy graficy przy biurkach zadzierali głowy, by zobaczyć go zza oddzielających ich boksów i to z dość dziwnymi minami, które nie potrafił zinterpretować. Na pewno nie miały nic z chęci zawarcia z nim przyjaźni.

Naruto przełknął ślinę, wolno kładąc rzeczy na swój stół pod ostrzałem oczu współpracowników i samego przełożonego. Chciał coś powiedzieć, ale nie miał pojęcia co. Zresztą nawet by nie zdążył, bo drzwi winy się znowu rozsunęły, a dźwięk szpilek ponownie obił się o lśniącą podłogę w pomieszczeniu,

Janet uśmiechała się do niego radośnie. Na jej widok Williams odchrząknął niezręcznie i trochę spuścił głowę, a lekkim gestem ręki nakazał wszystkim innym wrócenie do pracy. Jak na komendę pracownicy skupili wzrok na własnych komputerach zamiast na Uzumakim.

— Przyszłam z dobrą nowiną — powiedziała Janet na wstępnie, zatrzymując się koło nich i nie pozwalając, by cokolwiek zdążył rozpakować. — Właśnie dostał pan nieoczekiwany awans, panie Uzumaki. Proszę ze mną, prezes chce z panem pomówić.

— Prezes? — Uzumaki zmarszczył brwi. — Jaki prezes?

Janet udała zdziwienie z wciąż nieskalanym uśmiechem.

— Jak to jaki? Główny prezes, oczywiście — wyjaśniła uprzejmie.

Naruto miał ochotę się poćwiartować. Ale tego też nie zdążył uczynić — Janet już się odwróciła, mówiąc donośnie: „Proszę za mną, zaprowadzę pana."

***

Do tego biura, znajdującego się niemal na szczycie wieżowca, wchodził sam. Już bez niepokoju, obaw i stresu. Pozostała tylko wściekłość, silny gniew rozpalający wspomnienia i nienawiść. Nie wiedział, co dane mu będzie powiedzieć, ale wiedział kogo tam zastanie.

Nie pomylił się. Oto przed nim stał odwrócony do niego plecami Sasuke Uchiha.

Oczywiście nie drgnął, gdy drzwi się za Naruto zatrzasnęły. Poruszył się dopiero wtedy, kiedy Naruto donośnie rzucił karton na blat jego biurka, nie bacząc nawet na swój ulubiony kubek, który, sądząc po dźwięku, właśnie się rozbił. Nie obchodziły go tym bardziej rzeczy Sasuke — jakiś pojemnik na długopisy przewrócił się.

Uchiha patrzył wcześniej przez okno, przystając blisko panoramy na miasto z rękami włożonymi w kieszeni spodni od garnituru. Choć nie miał krawata, to mimo tego daleko mu było by wyglądać mniej profesjonalnie w samej białej, rozpiętej na trzy guziki koszuli. Wciąż widać było w nim typowego biznesmana. Szczególnie z tą gładką, bezduszną maską utrzymaną na twarzy.

Był kurewsko spokojny, co sama sylwetka pokazała, kiedy przemieszczał się leniwie do biurka. Bez ani grama zdenerwowania w swoim głębokim, doszczętnie złym spojrzeniu. A to jeszcze bardziej wzburzyło Naruto. Miał ochotę rzucić w nim czymś na dokładkę, gdy Sasuke usiadł na krzesło i jawnie, omijając jego graty oraz porozrzucane długopisy, przesunął w jego stronę papiery.

Wyglądał przy tym jak pieprzony pan i władca. To wydało się Naruto tak bardzo znajome, iż mdłości podeszły mu do gardła.

— Co to ma znaczyć? — warknął Naruto, opierając dłonie na krawędzi biurka. Nachylił się tak, że dzieliło ich sporo centymetrów, ale mniej niż wcześniej. Gdyby to Sasuke się nachylił, a nie opierał głowę o obicie okręcanego fotela, to ich twarze zapewne spotkałyby się w pół drogi. Naruto odrzucił te myśli.

— Twoja nowa umowa — oznajmił swobodnie Sasuke, jakby nie rozumiał zdenerwowania Naruto. — Podpisz.

— Naprawdę uważasz, że to zrobię? — zaszydził Uzumaki, unosząc wymownie brew. Miał ochotę roześmiać się histerycznie, tylko po to, by za moment móc szlochać w niebogłosy. Do jasnej cholery, co się właśnie działo? — Zresztą, jaka nowa umowa? Będę twoim seks niewolnikiem czy czyimś takim? Jesteś popieprzony, Uchiha. — Naruto odsunął się na krok, by nie kusić losu i przeczesał nerwowo palcami swoje blond włosy. Czuł, że furię zastępowało wewnętrzne szaleństwo. Miał wrażenie, że na powrót tkwi w koszmarze.

— Będziesz moim asystentem, albo — jak kto woli — osobistą sekretarką — mruknął równie pewnie Uchiha. Nie poruszył się ani o cal, utrzymując nadal twarde spojrzenie na Uzumakim. Wydawało się, że nic innego go nie interesuje. Nie teraz, nie, gdy w końcu się znowu spotkali. Na jego warunkach.

— Och, czyli prawie to samo — parsknął sucho Naruto. Po chwili nawet po sztucznym uśmiechu nie było śladu. Zmrużył powieki. — I naprawdę sądzisz, że ci to podpiszę?

— Jestem tego pewien — odparł Sasuke. — Tak, jak zresztą ty. W ogóle zauważ proszę, że bym cię do siebie nie sprowadzał, gdybym zakładał, że będzie inaczej, racja?

— Mam wybór — rzucił Naruto gwałtownie, jakby Sasuke powiedział, że go nie miał. Jakby już zresztą przypuszczał, co dalej usłyszy.

— Oczywiście, że go masz — przyznał mu mężczyzna z zadowoleniem. — Ale dokonasz tego, który będzie słuszniejszy. A przecież potrzebujesz moich pieniędzy. Rzuciłeś studia, Naruto, naprawdę oczekujesz, że ktokolwiek zatrudni cię na takie stanowisko bez papieru oraz doświadczenia?

— Mogę znaleźć inną pracę — zauważył. Panika już gdzieś w nim rosła. Nie pokazał tego po sobie. Zakrył to kpiną. — Poza tym... przypominam, że ty mnie zatrudniłeś.

— Dobrze wiesz — odparł Sasuke głębokim głosem — czemu to zrobiłem.

— By mnie mieć — skwitował Naruto. Podjął ten temat tylko po to, by móc to jawnie powiedzieć. Oskarżyć go o to, że znów rości sobie do niego prawa. — Ale ja mam chłopaka, Uchiha.

— Jest takie powiedzenie...

— Och — przerwał mu Naruto wyraźnie zły. — Nie stawaj się jeszcze bardziej żałosny. Nie zerwę z nim. Nie dla ciebie.

— Oczekuję tylko, że to podpiszesz. — Sasuke od niechcenia pokazał na wciąż leżącą umowę. Oczy Naruto mimowolnie na nią spojrzały. — I właściwie to nie jest prośba. Wiesz, że mogę pstryknięciem palca sprawić, że twoje życie zamieni się w piekło.

Kącik ust Naruto drgnął, choć nie było mu wcale do śmiechu. Podszedł ponownie do biurka i chwycił długopis w drżące palce. Nie zamierzał tego podpisywać. W duchu. Istotnie jednak przejrzał dokument. Tylko szukając kruczka o seksie. Nie chciał być na takie usługi Sasuke. Właściwie na żadne. Ale faktycznie — teoretycznie oferowano mu pracę asystenta.

— Nic się nie zmieniłeś, Sasuke — syknął Naruto, podpisując umowę agresywnym ruchem. Sasuke wtedy splótł z jawną przyjemnością knykcie na klatce piersiowej, patrząc na niego spod wpół zmrużonych powiek.

— Nie? — Przechylił głowę, udając zaskoczenie. — Mówiłem ci przecież, czego chcę.

Naruto zamarł. A potem ich oczy się znowu napotkały. Oba pełne ostrego napięcia.

— To zabawne, bo jestem jedyną rzeczą, której nigdy nie dostaniesz — obwieścił grobowo Naruto. Jego błękitne tęczówki stały się zimne jak lód. — A poza tym moje życie, odkąd znowu się w nim pojawiłeś, już jest piekłem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top