12

Kilka dni później, Amber siedziała na strychu i wertowała kartki jednego z podręczników. Czuła się nieco lepiej po ostatniej przygodzie, jednak w dalszym ciągu zdarzały jej się momentu w których czuła się lekko oszołomiona. Podobno było to zupełnie normalne doznanie po pierwszej przemianie i powinno wkrótce minąć. Mimo tego, Amber na razie nie odważyła się po raz kolejny na zmianę formy. Choć wiedziała już jak to działa, bała się powtórki z rozrywki. Przez ostatnie dni, Nita nauczyła ją telekinezy. Umiejętność poruszania przedmiotami siłą woli, mógł z lepszym bądź gorszym skutkiem opanować dosłownie każdy. To było również dobrym ćwiczeniem na nauczenie się pobierania energii z otoczenia. Hamiltonównie szło to o dziwo całkiem nieźle. Kto by się spodziewał, że jednak posiadała do tego jakiś talent. Gdyby tylko Salomon wiedział, że ćwiczyła na portrecie jego mateczki... z pewnością nie byłby tak zadowolony z jej postępów jak reszta rodziny. Jednak tego dnia, na strych przyszedł gość jakiego wcale się nie spodziewała. Kiedy drzwi prowadzące na strych głośnio zaskrzypiały, do środka wszedł zakłopotany Jeff. Widać było, że przyjście tutaj musiało mu sprawić wielką trudność. W zasadzie od sytuacji sprzed kilku dni, w dalszym ciągu ze sobą nie rozmawiali. Amber zdawała sobie sprawę z tego, że jeszcze nie podziękowała bratu za pomoc. Gdyby nie on, pewnie już na zawsze pozostałaby lisem. Prawdą również było, że gdyby tamtego dnia jej nie zdenerwował..... Prychnęła cicho pod nosem i udawała, że nie zauważyła jego przybycia. Podniosła wzrok dopiero wtedy, gdy stanął tuż przed nią i spytał niepewnie:

- Nie potrzebujesz pomocy?

- Od kiedy zrobiłeś się taki miły? - odparła zgryźliwie nie mogąc się powstrzymać.

Jeffrey przestąpił z nogi na nogę, jakby wahał się czy dalej powinien prowadzić tą rozmowę. Amper pomyślała, że chyba jednak przesadziła.

- Bo widzisz... przemyślałem sobie to, o czym mówiłaś mi wtedy w parku... – zaczął wreszcie - i uznałem, że jestem ci winny przeprosiny. Nie tylko za to, że cię zdenerwowałem i o mały włos nie doszło do najgorszego, ale i za wszystko co do tej pory powiedziałem – wyjaśnił.

- Czy to aby nie jest jakiś podstęp? Ja ci wybaczę, a ty przy śniadaniu wylejesz na mnie herbatę? - zagadnęła podejrzliwie, zdradzając się delikatnym uśmiechem na ustach

- Nigdy bym się nie ośmielił – zapewnił – Herbert chyba zszedłby na sam widok – dodał i oboje wybuchnęli śmiechem.

- To jak, wybaczysz mi? - spytał wyciągając w jej kierunku rękę. Amber podała mu swoją i mocno uścisnęli się na znak zgody.

Poczuła jakby nagle z jej pleców spadł jeden z ciążących jej kamieni. Choć może i był niewielki w porównaniu do wielkiej skały stanowiącej Rytuał Przejścia, to i tak odczuła sporą ulgę.

- W zasadzie, to jeszcze nie podziękowałam ci za pomoc kiedy no wiesz... straciłam kontrolę - zająknęła się.

- Nie ma sprawy - uśmiechnął się wesoło Jeff – zresztą to i tak była moja wina, że w ogóle jej potrzebowałaś – dodał wzruszając ramionami - a teraz powiedz mi, czy już wiesz jaki typ mocy posiadasz? Bo ja używam żywiołu ognia - pochwalił się z dumą w głosie.

- Jeszcze nie wiem – wyznała.

Jeff spojrzał na nią z niedowierzaniem. Nie mówiąc nawet słowa, wybiegł z pokoju. Zajęło dłuższą chwilę zanim znowu się pojawił, taszcząc ze sobą kosz wypełniony różnymi przedmiotami. Usiadł obok Amber na dywanie i położył przed nią małą doniczkę ziemi, cebulkę jakiegoś kwiatka, szklankę do której nalał wody i zwykłą świeczkę. Amber już chciała zapytać po co to wszystko, ale brat był szybszy.

- Widzisz te rzeczy? - zapytał - Na ich podstawie określimy jaki masz typ mocy, bo chyba czytałaś książkę na ten temat? Wiesz co masz starać się zrobić? – zapytał wskazując na książkę którą przeglądała gdy przyszedł.

Amber kiwnęła głową. Jeff wziął świecę i przesunął nad nią dłonią tak, że ta się zapaliła.

- Jeżeli masz moc ognia to będziesz mogła zrobić to samo – powiedział po czym zdmuchnął płomyk i gestem nakazał by spróbowała.

Amber skupiła się na pobraniu esencji z otoczenia, po czym skierowała gotową do użycia moc w kierunku swoich palców. Tego właśnie uczyła ją Nita przez ostatnie dni. Spróbowała wypuścić energię w kierunku świecy, jednak nic się nie wydarzyło. Opuściła dłoń nie kryjąc niezadowolenia.

- Nie przejmuj się. Mamy jeszcze szereg innych możliwości – powiedział – Teraz spróbuj stworzyć z otaczającego nas powietrza wir - nakazał

Jednak tym razem również nic się nie wydarzyło. Tak samo jak z zamrożeniem wody czy też próbą uformowania z niej kuli. Amber nie kryła swojej irytacji.

- No cóż, a więc spróbuj z ziemią - zachęcił siostrę – W brew pozorom to bardzo silny żywioł, podobnie jak ogień.

Wrzucił do doniczki małą cebulkę i pozwolił by siostra mogła się przygotować. Amber westchnęła i bez większego przekonania położyła dłoń nad doniczką, wypuszczając z niej niewielką ilość energii. Ku jej zdumieniu, dłoń otoczyła delikatna zielona poświata a roślina wystrzeliła do góry, błyskawicznie rozwijając kolejne liście, by w reszcie z pąka zakwitł piękny krokus.

- Wow! - zawołał z wrażenia – jesteś niesamowicie wrażliwa na esencję ziemi – dodał zachwycony – nawet mnie nie poszło tak łatwo – przyznał. W oczach Amber migotały iskierki radości. Wreszcie była gotowa.

-------------------------------------------------------

Był gotowy. Czekał na ten moment niemal od urodzenia i wreszcie nadszedł czas. Nie miał pojęcia dlaczego, ale wiedział to jeszcze za nim ojciec wezwał go do siebie. Przepełniało go zniecierpliwienie i chęć do natychmiastowego działania, chociaż wiedział, że przyjdzie mu na to jeszcze poczekać. Zatrzymał się przed drzwiami gabinetu ojca i głośno zapukał.

- Wejść! - usłyszał szorstki głos.

Wszedł do środka spoglądając twardo na ojca. Choć szalały w nim teraz emocje, wiedział, że pod żadnym pozorem nie powinien ich okazywać. Ojciec zawsze powtarzał, że jakiekolwiek uczucia to słabość. Gestem ręki wskazał mu stojący przed biurkiem fotel. Podszedł do niego i z gracją dżentelmena usiadł na miękkiej skórze.

Rodziciel oparł ręce na blacie biurka i złączył ze sobą czubki palców tworząc budkę. Spojrzał na syna przenikliwym wzrokiem. Kolor jego tęczówek przywodził na myśl zimną stal, co odzwierciedlało charakter ich właściciela. Wąska i niemal żylasta twarz, otoczona sięgającymi żuchwy czarnymi lokami, nie wyrażała w tej chwili żadnych emocji. Po chwili milczenia jego wąskie usta poruszyły się mówiąc to na co czekał niemal od dziecka.

- Nadszedł czas mój synu – oznajmił spokojnie, jakby chodziło o jakiś drobiazg. Chłopak jednak wcale tak nie uważał. Rozmawiali o czymś co miało mieć znaczący wpływ na jego przyszłość w tej rodzinie. Miał zadanie do wykonania, do którego był przygotowywany od najmłodszych lat. Choć czuł, że jest bardziej niż gotowy, ojciec w przeciągu minionych lata nauczył go, że niczego nie może być pewnym. Jak dotąd sprostanie jego wymaganiom było sporym wyzwaniem i nie rzadko kończyło się fiaskiem. Wiedział, że tym razem nie może pozwolić sobie na porażkę co napawało go lękiem.

- Dziewczyna niedawno wróciła do domu – kontynuował senior – Mam nadzieję,że nie muszę ci tłumaczyć, jak ważna jest twoja misja – dodał surowo

- To nie będzie konieczne – zapewnił chłopak wstając – Przygotuję wstępny plan i przypomnę sobie kilka istotnych informacji o tej rodzinie – dodał z zamiarem wyjścia z gabinetu

- Słusznie – pochwalił go z uśmiechem zadowolenia, co bardzo rzadko mu się zdarzało. Machnął ręką w geście ponaglającym syna do wyjścia i pochylił się nad starym dziennikiem z którym nie rozstawał się niemal od dziesięciu lat.

Chłopak otworzył drzwi i wyszedł na korytarz. Gdy tylko gabinet ojca niknął za jego plecami, odetchnął z ulgą. Dopiero teraz poczuł jak bardzo był spięty podczas rozmowy z ojcem. Jako głowa rodziny pozował w towarzystwie na uprzejmego dżentelmena, jednak w zaciszu swojego domu pokazywał swoją drugą twarz, której każdy mądry człowiek powinien się obawiać. Nawet jego własny syn. Choć rozmowa którą przed chwilą odbyli dotyczyła neutralnych tematów, nigdy nie można było być pewnym, czy tylko na tym spotkanie się zakończy. Teraz zaś, gdy chłopak był poza zasięgiem swojego ojca, mógł się nieco rozluźnić. Ruszył do swojego pokoju czując rosnąca ekscytację na myśl o czekającym go zadaniu. Ta jedna misja mogła diametralnie zmienić jego życie i był pewny, że tym razem na lepsze.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top