28

Raz po raz po moim policzkach spływają łzy. Nie mogę się pogodzić ze swoim losem. Ilekroć tylko moje życie zaczyna się minimalnie układać to dzieje się coś takiego, że wszystko się pieprzy.

Kurwa przecież pogodziłam się ze swoim przeznaczeniem, pokochałam narzuconego mi męża i teraz gdy już miało nam się urodzić dziecko to jak zwykle musiało się coś stać. Ze mną chyba jest coś nie tak skoro przyciągam same nieszczęścia.

— Louis! — wołam go. Muszę z nim porozmawiać, do cholery byłam z nim przez tyle czasu, więc musi mu przynajmniej odrobinę zależeć na moim szczęściu.

— Co się stało? — pyta i kuca obok mnie. Odgarnia włosy z mojej twarzy.

On nadal na swój pokręcony sposób mnie kocha. Muszę to wykorzystać, nie mogę zawieść.

— Musisz mi pomóc wstać. Potrzebuję się przejść, cała zdrętwiałam.

— Pewnie brzuch ci przeszkadza.

— To dziewczynka, malutka wersja mnie — powiem dosłownie wszystko byleby tylko ocalić moje dziecko. Jakie to szczęście, że nie noszę syna, bo w takim wypadku dużo trudniej by mi było przekonać Louisa do ocalenie mojego dziecka. — Nie chce oddawać jej tej wariatce Laurze. Ona skrzywdzi moją córeczkę.

— Będziemy mieli własne dziecko.

Biorę jego dłoń i przenoszę na mój brzuch.

— Ona jest moja. Jeśli ją ocalisz to ona stanie się też twoja. Jeśli się nami zajmiesz to nigdy ci tego nie zapomnę, zawsze będę ci wdzięczna — uśmiecha się na moje słowa i zaczyna głaskać mój policzek.

— Uwielbiam cię skarbie. Od momentu gdy pierwszy raz cię zobaczyłem to wiedziałem, że będziesz moja. Nie zmieniło się to też po tym jak mnie dźgnęłaś nożem. Jestem w stanie ci wybaczyć wszystko, ale nie jestem aż tak głupi i wiem, że znowu coś kombinujesz.

Kurwa. Trzeba przyjąć inną taktykę.

— Jestem po prostu matką, która chroni swoje dziecko. I okaże wdzięczność każdemu kto mi pomoże.

Po wyrazie jego twarzy widzę, że bije się z myślami. Dobrze, że zasiałam w nim ziarno niepewności, teraz powinno iść z górki, bo ja na pewno będę próbować. Nie poddam się. Będę walczyć o swojego maluszka.

Wstaje i odchodzi.

— Niall chciał cię znaleźć i zabić, ale mu na to nie pozwoliłam, bo nie chcę byś umarł.

Na chwilę się zatrzymał, ale nie wrócił do mnie tylko znowu odszedł.

Znam go i wiem, że teraz będzie się zastanawiał nas moimi słowami.

Pov Niall

Jadę nie zwracając uwagi na przepisy drogowe, pewnie dostanę horendalne mandaty, ale to nie ważne. Jak tylko Brian do mnie zadzwonił, że Ava zniknęła to od razu wsiadłem do auta.

Mam nadzieję, że do tylko chwila buntu i przez to, że jest na mnie wściekła za ten służbowy wyjazd gdzieś zniknęła. Jak to się okaże prawdą to najpierw ją uściskam, a później o ile ktoś mnie nie powstrzyma to zleje jej tyłek.

Oczywiście tak by moja córeczka nie ucierpiała.

Podjeżdżam pod dom Briana, bo tu właśnie miał na mnie czekać. Po cichu liczę na to, że zaraz zobaczę moją naburmuszoną żonę, która jeszcze będzie ode mnie oczekiwała przeprosin.

Jeśli będzie trzeba to kurwa na pewno to zrobię.

Wchodzę do domu nie bawiąc się w żadne kurtuazje. Mam na to teraz zbyt wiele na głowie.

— Wiesz coś? — pytam jak tylko zauważam go w salonie.

— Nie — odpowiada poważnym tonem. Cholera, przecież nie mogła się zapaść pod ziemię. — Niepotrzebnie mu wtedy odpuściliśmy.

I właśnie w tej chwili uświadamiam sobie, że za tym wszystkim musi stać ten pierdolony Louis. Tym razem już nic go nie uratuje przed moim gniewem.

Liczę na waszą opinię.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top