18

Wpatruje się w ekran telefonu i mam ochotę go roztrzaskać o podłogę. Powstrzymuje się jednak przed tym. Potrzebuje tego numer by namierzyć tego pierdolonego Louisa.

Wysłał mi zdjęcie, na którym całuje Avę. Jego parszywe łapy są owinięte wokół mojej żony.

Z moich ust wyrywa się głośny krzyk.

Dlaczego w moim życiu musi się wszystko pierdolić!

Dopiero co miałem ciężarną Avę w moich ramionach, a teraz jest u niego.

− Zapierdole go! – wrzeszczę na cały głos. Jak tylko go dorwę to go zamorduje. Tym razem nie odpuszczę. Zabije go, a później osobiście zakopię by mieć pewność, że on już nigdy nie zniszczy mojego szczęścia.

− Niall – dociera do mnie zmartwiony głos matki. Wróciłem do domu, bo nie było sensu zostawać w tym domu bez Avy. Widok Laury i Briana, którzy na pewno pomogli uprowadzić moją żonę nie działa na mnie dobrze.

Podaje jej komórkę, a następnie wstaje i zaczynam przechadzać się po pokoju.

Przynajmniej po tej wiadomości wiem, że ona żyje.

− Czyli jednak ta dziwka od początku cię zdradza – gwałtowanie się odwracam do niej i patrzę na nią wściekłym wzrokiem. Jak ona śmie tak nazywać Avę.

− Nie mów tak o niej! – cedzę przez zęby.

− Na tym zdjęciu widać, że ona dobrze się ma i nic jej nie dolega. Znudziła się tobą i wróciła do swojego kochanka.

Nie, to nie możliwe.

− Ava by mi tego nie zrobiła. Ona mnie pokochała – mówię pewnie. Moja ślicznotka nie należy do kłamców. Jestem pewien, że wszystkie jej słowa były szczere.

− Jesteś naiwny synu. Zapomnij o niej, jedyne co trzeba będzie zrobić to odzyskać twoje dziecko jak się urodzi. Ktoś taki jak ona nie może wychowywać członka naszej rodziny – przykładam dłoń do czoła. Już mnie głowa boli od tego pieprzenia matki.

Od kilku dni ona umyślnie doprowadza mnie do szału.

− Bądź już cicho. Ava została przez niego porwana, muszę ją uwolnić.

Wzdycha i oddaje mi komórkę.

Muszę jak najszybciej namierzyć gdzie zostało to zdjęcie zrobione.

***

Przystawiam puszkę energetyka do ust. Jest już po trzeciej w nocy, a ja nadal czekam na telefon od informatyka.

Moje ciało jeszcze szybciej się męczy, ale nie mogę sobie teraz pozwolić na odpoczynek. Odeśpię sobie gdy w moich ramionach będzie już Ava.

Nagle telefon zaczyna dzwonić, a ja szybko odstawiam puszkę i odbieram komórkę.

− Tak?

− To zdjęcie zostało wykonane w jednym z parków. Obok niego znajdują się cztery małe miasta – kurwa, no zrobił to specjalnie. Teraz muszę sprawdzić każdy dom w każdej miejscowości.

A równie dobrze mógł ją przywieźć tam z daleka.

− A może udało ci się namierzyć IP tego telefonu – wiem, że ktoś inny zrobił im to zdjęcie, ale jeśli będę miał namiar na tego człowieka to spróbuję go przekonać by dał mi kontakt do Louisa.

A jak nie uda mi się go przekupić to po prostu zastraszę.

− Tak i z tego co wiem to ten telefon nadal znajduje się w tym parku. Musieli go tam porzucić – ściskam pięść ze złości, że nic nie idzie po mojej myśli.

− Rozumiem. Dalej jej szukaj – polecam i kończę połączenie.

Ze snu wyrywa mnie głośny dzwonek do drzwi. Gwałtownie podskakuje czego od razu żałuję, bo cholernie napierdala mnie kręgosłup przez to, że zasnąłem na krześle.

Spoglądam na zegar, który wskazuje za dwadzieścia szóstą rano. Czyli spałem tylko półtorej godziny.

Kto do cholery przychodzi o takiej godzinie.

Zwlekam się z fotela i idę otworzyć. Naciskam na klamkę i widzę Briana. Jeszcze mi jego tu brakowało.

− Spierdalaj – chce zamknąć mu drzwi przed nosem, ale mnie powstrzymuje.

− Poczekaj. Miałeś rację, Laura pomogła Louis'owi.


Liczę na waszą opinię.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top