8. Przyjaciółka czy wróg?
Komora przyciągnęła kolejne wspomnienie - tym razem zobaczyłam twarz pięcioletniego chłopca. Jedynego syna mojego ojca, syna którego pochłonął Neptun.
Był dumą rodziny, a przynajmniej do czasu, aż przegrał Walkę z Wiatrem. Tym samym skazując siebie na klęskę.
Walka z Wiatrem była powszechną
formą sprawdzania dzieci pod kontem wytrzymałości. Neptun nie był przyjazną planetą dla wszystkich, była dla tych silnych, wytrwałych, "godnych". Dlatego też trzeba od razu sprawdzać, czy dziecko wytrzyma tę próbę, żeby być pewnym, że przeżyje klimat planety.
Z zapartym tchem trzynastolatki, patrzyłam na ruchy skrzydeł brata. Najpierw były niezgrabne, tak jak innych, ale radził sobie. Leciał.
Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, takie same miny pełne ulgi zobaczyłam na twarzach dziesięciu sióstr.
- Zostało pięćdziesiąt metrów - wyszeptała Twalla, dalej pamiętając Walki sióstr, które przegrały. - Już niedługo... NIE!
Ten straszny krzyk, słyszałam jeszcze przez cały miesiąc, kiedy opłakiwałyśmy brata. Malec spadł na drzewo, łamiąc kości i tracąc w ten sposób życie.
Oczywiście ojciec, ukarał nas za naszą żałobę. Musiałyśmy przez tydzień, codziennie latać nad sadami, przez co najmniej trzy godziny.
*******
Wpatrywałam się w widok za oknem, prawie przyklejona do szyby urara. Nasz pomarańczowy środek transportu, wydawał z siebie ciche, uspokajające mruczenie silnika i skrzydeł.
Byłam jednak zbyt pochłonięta przez myśli, aby dostrzegać zmieniające się kolory krajobrazu. Podejrzewałam, że nawet skrytobójcy bym nie wypatrzyła, nawet jeśli leciałby przy moim oknie i machał do mnie ręką na przywitanie.
Po tym, jak opowiedziałam swoją historię i pozwalałam przytulać się do siebie Kilianowi, nastała inna seria pytań. Druzjama nie chciała zbaczać na te smutne dzieje, więc przekierowała rozmowę na tory, które wydawały się bezpieczniejsze.
W tym wypadku trafiło na pytania, wybrane wcześniej przez Kiliana. Między innymi o noc poślubną - powiedział co prawda niewiele, ale jednoznacznie wskazywało to na wiadomo co, przez co zarumieniłam się jak piwonia. Bo kto normalny mówi, że JA nie dawałam mu spać?! Po czym elf, zadowolony z siebie, dodał: "Akira wydaje się i może być nieśmiała, ale wtedy... wydawało się, jakby wszystkie granice się rozpłynęły, prawda skarbie?".
Przez ten komentarz, uznałam, że jednak elf zginie tego wieczora.
Prawdopodobnie Kilian w jakiś sposób zrozumiał, iż dalsze takie ściemnianie, skończy się dla niego naprawdę źle, gdyż zaczął odpowiadać odpowiednio. Używał więcej półprawd, niż samych bajeczek wyssanych z palca. Mimo to, po wywiadzie, oboje byliśmy tak bardzo zmęczeni, iż musieliśmy się siebie podtrzymywać, aby wyjść ze studia, chociaż w połowie z gracją.
- To co powiedziałaś... było prawdą? - zapytał nagle Kilian, kopiąc mnie lekko w nogę, by zwrócić na siebie, moją uwagę.
- Po części - odparłam stukając palcem w dolną wargę. Zamrugałam skupiając wzrok na szkle okna. - Moja matka żyje. Mama Ane, mojej młodszej siostry, straciła wtedy życie. Reszta się zgadza... no prócz tych odciętych końcówek uszu.
- Przykro mi - elf pochylił się w moją stronę, przez co mój wzrok od razu do niego powędrował.
- Ojciec, po tym jak wróciłyśmy do domu, uderzył mnie za to, że się popłakałam - dodałam. - Uznał, iż jako czterolatka, powinnam wiedzieć... Po prostu niewskazane było płakanie, zawodzenie i żałoba. Mama Ane musiała zdawać sobie sprawę, jakie niebezpieczeństwo czyhało na nas w opuszczonym Świątynnym Mieście. Przez co ojciec powiedział, że zginęła z własnej winy.
Westchnęłam, dostrzegając napięcie w oczach Kiliana. Widać było, że chciał o coś zapytać, ale bał się, czy będzie to odpowiednie. Jakby przypomniał sobie, o tym, iż niekoniecznie musimy się sobie zwierzać.
- Na Neptunie można umrzeć na wiele sposobów, jeśli nie będzie się odpowiednio pilnować. Dlatego przeżyją tylko najsilniejsi, a przynajmniej tak mówi moja mama. Ojciec mawia: "Pozwól umrzeć głupcowi, albo pomóż mu, tym samym, samej ponosząc śmierć". A kto chciałby umrzeć z własnej woli? Z tego powodu nauczyłyśmy się, pilnować siebie nawzajem. Być jedynymi swoimi przyjaciółkami i sojuszniczkami, aby zminimalizować ryzyko... - pokręciłam głową. - Wiesz co jest najśmieszniejsze? Że teraz muszę nauczyć się, bronić ciebie, za cenę własnego życia. Przekomiczne - ginąć za kogoś, kto ma mnie głęboko gdzieś. I do tego pomagać ci dostać się na szczyt.
Kilian odwrócił wzrok, zaciskając dłonie w pięści. Następnie wyciągnął przed siebie nogi, uważając, aby mnie nie kopnąć ze swojego miejsca. Chociaż proponowałam mu, żeby posadził swój tyłek koło mnie, by się czymś takim nie martwić!
Srebrne spojrzenie elfa, skierowało się na sufit.
- Ty nie będziesz musiał mnie chronić - rzuciłam układając ręce na kolana. - A mnie czeka śmierć, gdybym chociażby pomyślała o nieprzyjęciu na siebie kuli, wycelowanej w ciebie. Zupełnie tak, jak gdyby twoje życie było cenniejsze, od mojego.
- To nie tak - wypalił elf. - Po prostu, ojciec chce, abym został króle, a ty, jako Neptunianka potrafisz...
- Walczyć? Uwierz mi, gdyby istniał sposób, oddałabym ci, twoją bezużyteczną moc - warknęłam. - Wtedy twój ojciec mógłby zluzować, przynajmniej odrobinę. A tak, zostałam jego wrogiem numer jedne, bo odebrałam jego synowi, jego potęgę, która jako jedyna czyniła go użytecznym, tak? Tylko, że nie bierze pod uwagę tego, iż kompletnie mnie to przerasta. Moc się pojawia, albo znika, i mnie to frustruje.
Obydwoje, jednocześnie oparliśmy głowy na oparciu, wzdychając ciężko. Widocznie także Kiliana przerastała obecna sytuacja. Tym bardziej, iż mógł, przede mną, bronić się jedynie w jeden sposób, nie wiedząc do końca, na co mnie stać i ile potrafię. Więc go również denerwowała sytuacja, na co - oczywiście - nie zwróciłam uwagi, zbyt zajęta sobą.
- Jesteśmy na przegranej pozycji - wyszeptał elf.
- Byliśmy od samego początku, idioto. Już w momencie, kiedy oznajmiono nam o dacie naszego ślubu.
- Akiro, naprawdę cenię twoje pocieszające słowa - sarknął Kilian. - Nic, tylko słuchać, jak dobijają każdego w pobliżu.
- Zawsze do usług - parsknęłam unosząc głowę, aby spojrzeć na męża. - Przychodź do mnie, za każdym razem, gdy będziesz potrzebował pocieszenia. Uwierz mi, nie zawiedziesz się.
Chłopak zachichotał, nie mogąc się powstrzymać.
*********
- Co? Nie - założyłam ręce na piersi. - Nie potrzebuję pomocy w ubieraniu się. Bez urazy - rzuciłam do, nadal zgiętej w pół, pokojówki.
- Akiro, musisz mieć swoją osobistą pokojówkę! - Kilian spojrzał na mnie ze znużeniem. - Zoya będzie też twoją powierniczką, przyjaciółką, osobą służącą pomocą w każdym problemie...
- Ale po co? Do wyżywania się mam ciebie - przerwałam elfowi. - Ja, nikomu nie powierzam swoich problemów. Zazwyczaj, po prostu używam pięści na przedmiocie, który mi ich przysporzył - uśmiechnęłam się, do męża, porozumiewawczo.
- Jak chcesz - elf machnął ręką, kiwając głową w stronę, stojącej na środku sypialni, pół elfki w czarnej sukience. - Idę dowiedzieć się o konkurencjach, które trzeba będzie przejść, aby dostać koronę królów. A w tym czasie, bądź grzeczna, dobrze?
Rozdziawiłam buzię.
Chciał mnie zostawić tutaj samą, z tą przerażoną dziewczyną?!
Tak całkiem samą? Przecież ja nawet nie wiem, jak uspokoić kogoś przerażonego!
Błyskawicznie odczepiłam breloczek, chwytając za kółeczko, które mocowało się z bransoletką; pociągając za nie, rzuciłam przedmiotem w stronę Kiliana. Nóż myśliwski, w locie, zaszumiał, nabierając odpowiednich rozmiarów, po czym wbił się w ścianę, tuż koło srebrnowłosej głowy elfa.
Pokojówka krzyknęła, rzucając się na podłogę, zaś Tallan spojrzał na nóż, szeroko otwartymi oczami. Po chwili wyrwał przedmiot ze ściany, odrzucając na ziemię i udając, że wszystko jest w porządku. Jakby codziennie widział, z bliska, ostre przedmioty, przed swoimi oczami, mogąc je kontemplować bez przeszkód.
Normalnie zwyczajne zjawisko!
- Następnym razem celuj w obraz, dobrze? - rzucił Kilian wpatrując się w dziurę. - Będzie mniej widoczny uszczerbek ściany. Poza tym ten bohomaz, wcale mi się nie podoba, więc upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu.
- Agr! - wrzasnęłam tupiąc nogą, gdy elf wyszedł - Debil!
Moje wściekłe spojrzenie, natrafiło na leżącą na ziemi, około trzydziestoletnią pół elfkę, chowającą głowę w ramieniu. Jej czarne, krótkie włosy obrysowały krąg na dywanie, przyprawiając jej, tym samym, aureolę.
Prócz tego Zoya nie miała czarnych znamion na skórze, co wyraźnie ją wyróżniało w tłumie.
Jęknęłam.
Co miałam zrobić?
O matko! Dlaczego Kilian, zostawił mnie z tym samą?!
Z drugiej strony, mogłam tak emocjonalnie się nie zachowywać.
Tyle, że taka po prostu byłam, więc albo Zoya się przyzwyczai, albo odejdzie. Innego wyjścia nie było. Tylko gorzej będzie, jeśli odejdzie, bo przecież może się wygadać... o dziwnej, wręcz podejrzanej relacji między mną a Tallan'em.
Masakra.
- Okej. Jestem Akira - dziewczyna drgnęła niczym rażona piorunem, przez co się cofnęłam. Na chwilę wstrzymując oddech.
Wmawiałam sobie, że to dla zwiększenia pewności siebie Zoyi.
- Wolałabym żebyś zwracała się do mnie po imieniu - dodałam, czując mocno walące serce. - Myślę, że skoro będziemy spędzać ze sobą mnóstwo czasu, mogłybyśmy rozważyć pomysł Kiliana. Mówię o... przyjaźni - wyrzuciłam z siebie, to ostatnie słowo, tak szybko, iż obawiałam się o jego niezrozumienie ze strony pokojówki.
Zaś ta dalej leżała na ziemi, ale tym razem coś się zmieniło.
Z nosem w dywanie, uniosła złączone jak do modlitwy dłonie.
- Błagam, nie zabijaj mnie! Zrobię wszystko! - wymamrotała drżącym, nerwowym głosem.
- Za...?
Zakrztusiłam się, mrugając pośpiesznie.
Cofnęłam się o kolejne dwa kroki, natrafiając na łóżko. Byłam tak przestraszona tym, o co podejrzewała mnie dziewczyna, że nie wiedziałam co zrobić dalej.
- Dlaczego miałabym cię zabić? - zapytałam schrypniętym głosem.
- Właśnie... właśnie...
- A nie! - pokręciłam gwałtownie głową, chwytając się skraju łóżka. - To było ostrzeżenie. Nikogo nigdy, przenigdy nie zabiłam!
Przynajmniej miałam taką nadzieję.
W moich wspomnieniach nie było zbyt wielkiego sensu, czy logiki. Jedne pokazywały mi dzieciństwo, inne ostatnie, nabyte wspomnienia, a reszta widoczna była jak przez mgłę.
- Naprawdę? - Zoya bez widocznej pewności, uniosła głowę, aby na mnie spojrzeć. Jej srebrne oczy były nieufne, pełne lęku, ale też dziwnej determinacji.
- Serio. To z Kilianem... po prostu tak się ze sobą droczymy.
Uniesiona brew, jasno dała mi do zrozumienia, co dziewczyna sądziła, na ten temat.
Roześmiałam się nerwowo, wsuwając dłoń we włosy.
W głowie kołatało mi jedno pytanie. W teorii powinno być proste do rozwiązania, w praktyce wyglądało to ciut inaczej.
Jak zawiera się przyjaźnie?
- Dobraaa - wypuściłam, wstrzymane powietrze. - Wiesz może gdzie ma swój warsztat Hangi?
- Panicz prawdopodobnie znajduje się w garażu.
- O! - klasnęłam w dłonie - W takim razie, tam pójdziemy!
Z nim powinno mi się udać, zyskać przynajmniej jakiś kształt sympatii pół elfki.
A przynajmniej się tak nie stresować.
Pewnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi, łapiąc po drodze nóż myśliwski, którym wskazałam - beztrosko i bez żadnego, wcześniejszego pomyślunku - korytarz.
- W którą to?
- Już! - wrzasnęła dziewczyna, błyskawicznie rzucając się do wyjścia.
Tak. Niezwykle dobrze mi idzie...
*********
Hangi zdziwił Zoyę. Dosłownie.
Elf ucieszył się na nasz widok w swoim garażu, kiedy próbowałam wymyślić, jakikolwiek powód szukania piętnastolatka.
Także mnie zaskoczył, kiedy z jego ust wydobyło się słowo siostra:
- Uleti! - brat Kiliana rzucił na długi, metalowy stół śrubokręt i coś dziwnego, nad czym widocznie pracował. - Cieszę się, że tu jesteś!
Zamrugałam z zaskoczenia. Nie sądziłam, że Hangi będzie tak radosny z powodu mojego najścia. Bardziej posądzałabym go o zwykłą uprzejmość, ale nie o to.
- Cześć - uśmiechnęłam się, mimo to.
- Widziałem wywiad - oznajmił, podjeżdżając do mnie i Zoyi. - Wypadliście świetnie! Mówię serio, bracia śmiali się praktycznie przez cały czas, zaś to nie zdarza się zbyt często. Również chwalili cię za to, że wyglądałaś na bardziej zakochaną w Kilianie, niż to jest w rzeczywistości.
- Ooo... - wyszeptałam, zastanawiając się co jest ciekawsze: betonowa podłoga, czy raczej sufit? - Kilian ciut przesadził - powiedziałam, obejmując się ramionami, dla zabicia zdenerwowania. - Myślałam, że padnę tam na zawał, gdy się odzywał. Momentami chciałam zapaść się - przez niego - pod ziemię, ale... ale tak. Było zabawnie, szczególnie wtedy, kiedy zagroziłam mu, obcięciem jego włosów.
- Co zrobiłaś?! - Hangi zaśmiał się, poprawiając ubrudzony smarem i innymi dziwnymi substancjami, brązowy koc. Po czym ściągnął z ramion czarną bluzę, odsłaniając skrywającą się pod nią, błękitną bluzkę. - O, jego mina musiała być bezcenna.
Ponownie uśmiechnęłam się, kiwając twierdząco głową. Hangi miał w sobie coś, co sprawiało, że człowiek nie przejmował się niczym. Po prostu trwał w chwili obecnej.
Pomógł mi się rozluźnić i zapomnieć o mojej napiętej relacji z Zoyą, która sztywno trwała przy moim boku, zważając na każdy mój ruch.
- Kto to?
- Och, to Zoya. Kilian powiedział, że zostanie ona moją nową osobistą pokojówką, lecz obawiam się, iż się mnie boi - odparłam. - Prawdopodobnie słusznie.
- Ooo - Hangi pokiwał głową, mierząc spojrzeniem ciemnowłosą pół elfkę, która przez chwilę ścierała się z nim wzrokiem. - Spokojnie, Akira nie jest osobą, która krzywdzi ludzi. Może jest odrobinę impulsywna i nie ma za dobrego kontaktu z otoczeniem, przez co wydaje się być aspołeczna, lecz to dobra dziewczyna. Nie ma się tu czego bać, nie skrzywdzi cię. Masz na to moje słowo.
Obie z Zoyą, wpatrywałyśmy się w elfa siedzącego na wózku inwalidzkim.
Mrugałyśmy oczami, próbując zrozumieć co się właściwie dzieje.
- Ty jesteś... - zaczęłam, a dokończyła Zoya:
- ...jesteś telepatą!
Spojrzałyśmy na siebie, obie tak samo przerażone możliwością tego, co mógł zobaczyć chłopiec. Przez to zapominałyśmy - przynajmniej na chwilę - że miałyśmy na siebie nawzajem uważać. Niemal chwyciłyśmy się w ramiona.
- Tak jakby - zgodził się beztrosko Hangi. - Widzę i słyszę to, o czym druga osoba myśli najintensywniej. Czasami zdarza mi się zobaczyć coś więcej, Jakieś urywki myśli czy wspomnień, jakoś połączonych z tym, co się działo. Tylko nikomu tego nie mówcie.
- Jasne - przytaknęłyśmy zgodnie, ostrożnie.
Napięcie między naszą trójką lekko zelżało, gdy piętnastolatek uśmiechnął się przyjaźnie.
Dodatkowo kołatało mi w myślach, że raczej nie jest wstanie zrobić mi większej krzywdy, co było pocieszające. W jakiś sposób.
- Moje panie, macie może ochotę, wyjść na zewnątrz? Znam przepiękne miejsce, gdzie będziemy mogli zacieśnić więzi - dodał elf wesoło.
- Prowadź - uznałam, że nie zaszkodzi odetchnąć świeżym, niezestresowanym powietrzem.
Miałam też drugi powód - zwyczajnie wolałam mieć przy sobie kogoś, kogo w jakiś sposób znałam. Odrobinę bałam się zostać, ponownie, sam na sam z Zoyą. Obie za bardzo się, siebie bałyśmy, a milczenie i siedzenie w mojej sypialni, wydawało się najgorszą opcją.
Kompletnie wyszłam z wprawy w kontaktach międzyludzkich. Nie miałam pojęcia, o czym miałabym rozmawiać, jak sprawić, by dziewczyna patrzyła na mnie bez strachu.
To było ponad moje siły. Przynajmniej na razie.
Idąc przez trawnik, przypominał mi się wczorajszy dzień, gdy wyszłam na podwórze razem z Kilianem. W słońcu wyglądał tak dostojnie, tak chłopięco. Tak prawdziwie. Był dokładnie taki, jakim widzieli go inni - wesoły, zabawny, przyjemny dla oka. Gazety mogły opisywać Kiliana w różny sposób, ale to było niezmienne, uznawali go za elfa, który mógłby wiele zdziałać. Wiele dać.
Szkoda tylko, że nie widzieli tego, jak już wiele z siebie daje. Teraz poświęca o wiele więcej, niż każdy inny byłby wstanie.
Co prawda, jeśli nie będzie się starać, jego fanan oraz mój ojciec nas zabiją, ale i tak widoczna była jego własna inicjatywa. Chociażby wspominając fakt, iż sam wpadł na pomysł w jaki sposób poprawić ścieżki lotne, tak aby elfy podczas latania, nie zderzały się ze sobą.
Tereny podmiejskie przemienił nie do poznania. To tam powstały szkoły, wśród natury, która przecież ułatwiała naukę. Poprawiała także koncentracje i sprawiała, że aż się miało ochotę uczyć.
Kilian robił to dla elfów.
A co oni dla niego zrobili?
Gdyby dowiedzieli się prawdy, zniszczyliby go.
Dlatego właśnie uważałam, że kłamstwa należało unikać. Zaś szczerość - choćby była brutalna - jest lepszym pomysłem.
- Popatrzcie - rzucił cicho Hangi, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Och! Jak tu pięknie - zawołała Zoya, składając ręce na brzuchu.
Przeniosłam spojrzenie z elfów na to, na co patrzyli.
Był to gaj. Gaj utworzony z drzew łagodnie się skręcających, o ślicznych, pomarańczowo- różowych kwiatach. Wyglądały na delikatne, gdy wiatr bawił się nimi, szturchając w nie lekko.
- Te drzewa są powszechne na Ivan'ie. To tradycyjna...
- To przypadkiem nie Kinzy? - zapytałam, przerywając Hangi'emu. Wciągnęłam do nosa słodko- gorzki zapach, unoszący się w powietrzu. - Tak, to Kinzy, mamy podobne na... - urwałam, potrząsając głową. - W mojej wiosce. Widziałam też takie w... na zdjęciach zrobionych na Neptunie. Tak konary są twardsze, mocniejsze, ostrzejsze. Kwiaty wyglądają podobnie. Mówi się, że podarowanie kwiatu z drzewa Kinzy, drugiej osobie jest jednoznaczne z wyznaniem mu miłości.
- Naprawdę? - zapytała Zoya, odwracając się w moją stronę.
- Tak. Problem polega na tym, że ciężko je zerwać tak, aby nie uszkodzić kwiatu - objęłam się ramionami. - Dlatego dostanie ich jest równoznaczne z wyznaniem uczuć. To cenny prezent, którego nigdy nie otrzymam.
- Ależ panicz... - zaczęła, marszcząc brwi pokojówka.
- Jestem uczulona na te kwiaty. Nie mogę jeść ich płatków, ani za długo stać pośród tego zapachu - zwróciłam twarz w stronę Hangi'ego i Zoyi. - Ale zawsze podziwiałam je z okna w domu. Pytałam jak smakują, jak to jest je wąchać, czy zabierać do domu i oglądać godzinami... - zamyśliłam się. - Wiecie, że każdy płatek jest inny? Nie ma dwóch takich samych.
Obydwoje wpatrywali się we mnie przez moment. Zoya z wyrazem twarzy mówiącym mi jednoznacznie, że mi współczuje. Natomiast Hangi, patrzył tak, na mnie jedynie przez pięć sekund. Później się uśmiechnął.
- Nie bój nic, uleti! - krzyknął, a ja poczułam się dziwnie, kiedy ponownie nazwał mnie siostrą. Tak szybko przywykł do tego, iż jesteśmy rodziną, a ja... ja dalej czułam się zupełnie jak intruz. - Będziemy w tym razem. Mi również nikt nie podaruje kwiatu Kinzy. Możemy ubolewać nad tym wspólnie!
Roześmiałam się.
- A... Akiro? - Zoya przegryzła wargę wyraźnie nad czymś się zastanawiając. - Może powinniśmy odejść? Robisz się czerwona na twarzy.
Uniosłam ręce do góry, choć przecież to i tak niczego by nie dało.
- Masz może jakieś inne, fajne miejsce, w tym ogrodzie? - zapytałam dziewczyny.
- Ja? - pisnęła Zoya, nieśmiało się uśmiechając. - Och. Chyba znam idealne miejsce, w którym moglibyśmy chwileczkę posiedzieć.
- A więc tak się skierujemy.
Kiedy pół elfka zaczerwieniona z podekscytowania, że ktoś zapytał ją o coś, poprowadziła nas ścieżką w głąb ogrodu; uznałam, iż to będzie dobry pomysł. Zaprzyjaźnienie się z nią.
Widać było, że dużo wie, więc mogła się przydać nie tylko jako towarzyszka podróży przez ogród.
Mogła być również idealnym źródłem informacji, gdy tylko nauczę się delikatnie wyciągać z niej to, czego potrzebowałabym w danym momencie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top