12. Wiedza
- Po prostu to zrób - wyszeptała mama, wpychając moje rzeczy do ładowni na Świetlnym Promie. - Wiem, że tego nie lubisz, ale twój ojciec... To źle się skończy, jeśli będziesz dalej się opierać, a ja naprawdę nie chce cię stracić, skarbie. Zostałaś mi tylko ty.
- Mamo - syknęłam, rozglądając się na boki. W ładowni nikogo nie było prócz nas, jak zwykle będących przed czasem. - Mówimy tu, o zabiciu niewinnego. To morderstwo w biały dzień.
- Akiro...
- Ja zajmuję się zbieraniem informacji, nie zabijaniem na życzenie. - Pokręciłam głową, próbując opanować drżącą, dolną wargę. - Nie jestem morderczynią, może zostałam tak wyszkolona, ale to nie jest coś, co zrobię bez zmrużenia oka. To takie trudne do zrozumienia?
Granatowe oczy mamy uciekły, przed moim błagalnym spojrzeniem. I choć wiedziałam dlaczego tak się zachowuje, nie mogłam wyzbyć się wrażenia, że robi to z jakiegoś innego powodu.
- Jeśli to zrobisz, dostaniesz się na inna planetę, będziesz mogła...
- Mamo! - cofnęłam się o krok. - Chyba nie myślisz o mojej dezercji? Jestem żołnierzem w każdym calu, bo tak mnie wychowano, bo mnie przed tym nie uchroniłaś. Wolę zginąć, niż zdezerterować! Tym bardziej, że mój kapitan potrzebuje informatora, takiego jak ja.
- Kochanie, to jedna z opcji, jeśli pomyślimy nad tym, może wykreuje nam się coś lepszego.
Pokręciłam głową. Istniał jeden sposób na ucieczkę przed ojcem, Neptunianami i moim wychowaniem. Była to śmierć. Lecz mama nie chciała jej brać pod uwagę, ponieważ to była ostateczna ostateczność. Coś na co się piszą osoby, które nie widzą innego wyjścia.
- Po prostu o tym pomysł, skarbie, dobrze? Marzy mi się, żebyś miała lepsze życie niż ja, czy ty, teraz.
Ostatecznie pokiwałam głową.
I tak wiedziałam, co muszę zrobić.
Ucieczka przed ojcem nigdy, nikomu się nie udała. Chyba, że po prostu zrekapituluję w połowie drogi, prom. Takie wyjście byłoby bardziej opłacalne, nawet jeśli oznaczało opuszczenie sióstr i matki.
Było lepsze od świadomości przegranej. W końcu nie znalazłam sposobu na zniszczenie komór.
"Nic dziwnego, że je zakopali".
******
Nieruchomym wzrokiem wpatrywałam się w punkt nad głową Hangi'ego. Wspomnienia wróciły jedno po drugim, tworząc logiczna całość. Całość, która wcale mi się nie podobała, bo... działałam momentami zbyt egoistyczne i bez większego przemyślenia, co skończyło się tragedią.
Westchnęłam boleśnie. Moje plany jak zwykle szlak trafił.
Chociaż jedno mi się udało - w końcu uciekłam od ojca i przed swoją planetą. Teraz pozostało wydostać się z tego małżeństwa, następnie uciec gdzie pieprz rośnie, co skończy się moją wolnością.
- Akira? - Zoya podeszła bliżej biurka, następnie wrzasnęła, kiedy ktoś wpadł do pokoju.
Wszyscy troje staliśmy w bezruchu, wpatrując się w osobę stojącą przy drzwiach. Osobę, która oparła się o nie i udawała, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Znałam tego faceta.
I on mnie.
- Włamywaczka! - ucieszył się blady chłopak o czarnych oczach z fiołkowymi plamkami.
- Akira - syknął Hangi.
Tylko dlatego zauważyłam, co nieznajomy trzymał w dłoni - pistolet laserowy.
Tutaj bardziej zadziałały lata wojskowej musztry.
Rzuciłam sztylet tak szybko, że tylko wyćwiczony żołnierz, byłby wstanie zauważyć moje ruchy. Zaskakujące było to, iż chłopak spostrzegł lecący w jego stronę przedmiot, uchylając się na czas. Wobec czego, sztylet uderzył w drzwi, po czym spadł na ziemię.
- Hej! - ciemnowłosy uniósł pistolet - Nie mam żadnych złych zamiarów!
Przez wpatrywanie się we mnie, nie zauważył zbliżającej się do niego, od samego jego wtargnięcia, Zoyi. Dziewczyna zręcznie chwyciła spadający sztylet i precyzyjnie uderzyła chłopaka w skroń. Tak szybko poruszającej się pokojówki, jeszcze nie wiedziałam.
- Zoya! - zawołałam, wstrząśnięta zachowaniem dziewczyny - Powiedział, że nie ma złych zamiarów.
- Ale uniósł dłoń z bronią! - zawołała przyglądając się bezwładnemu ciału, leżącemu u jej stup. - W twoją stronę!
- Każdy normalny żołnierz, robi właśnie w ten sposób! Widzisz niebezpieczną osobę i dla pewności, nie chowasz swojej. Logiczne.
- Więc sądzisz, że nie zamierzał w ciebie wycelować?! Jesteś tego stuprocentowo pewna? - warknęła z wściekłością Zoya.
- No... Nie do końca... - zawahałam się wpatrując w leżącego. - Ale, o dziwo, nie miałam ochoty go uderzyć.
- Tym bardziej, że to właśnie on pomógł Akirze - dodał Hangi odzywając się po raz pierwszy. - Jest godny zaufania, mogę to stwierdzić, już teraz. Chociaż muszę przyznać, że nie widzę jego myśli, wspomnień, kompletnie nic. Jest dla mnie, mojego umysłu, niewidzialny.
Zmarszczyłam brwi. Nie sądziłam, iż coś takiego jest w ogóle możliwe. W prawdzie, telepaci, to zupełnie inna historia, od tego co czytałam w książkach, ale... Raczej zawsze widzieli wszystko to, co pozostawało niewidoczne dla innych. Dlatego też byli wykorzystywani w wojsku - byli idealnymi szpiegami, ludźmi działającymi pod przykrywką.
Więc...
Spojrzałam w stronę ciemnowłosego chłopaka z ambiwalentnymi uczuciami. Z jednej strony, byłam pewna, że nie zrobi mi krzywdy, zachowywał się zbyt przyjaźnie, żeby było to możliwe. Lecz z drugiej - musiał mieć coś, co powstrzymywało moc telepatów.
...kim on był?
- To co z nim robimy? - zapytałam krzywiąc się. - Wolałabym, żeby Kilian pozostał błogo nieświadomy tego wszystkiego. - Zamachnęłam się wokoło ręką. - W końcu mogło się zdarzyć, że ten facet, był gościem zaproszonym na tę, jego, imprezę.
- Proponuję go związać - oznajmiła Zoya, rozglądając się po pokoju zamyślonym wzrokiem. - Pomimo waszych przeczuć, ten mężczyzna jest jakiś inny. Lepiej ryzykować z czymś drobnym, a nie tak dużym.
- Mnie tam wszystko jedno - Hangi założył ręce na piersi, mlaszcząc językiem. - O ile będę mógł, później, z nim porozmawiać. Chciałbym rozwiązać tajemnicę.
- No dobra, ale gdzie my go schowamy? Kilian może wrócić w każdej chwili - zauważyłam dość trzeźwo, dalej wpatrując się w leżące ciało.
Miałam dziwne wrażenie, podpowiadające mi, iż powinnam zauważyć, co jest nie tak.
*********
- Stać na czatach, też mi coś - mruczałam pod nosem, wiążąc chłopakowi ręce.
Jako, że nieznajomy był stosunkowo ciężki, dowlekliśmy go jedynie do łóżka, by w razie czego, wepchnąć go pod nie. To oczywiście, był mój pomysł. Wolałam sama też schować się przed Kilianem, by obmyślić spektakularną ucieczkę, wraz z podłożeniem do podpisu papierów rozwodowych. Po prawdzie najpierw musiałam je wytrzasnąć, lecz to mogła dla mnie zrobić Zoya.
Sprawdziłam sznurek, aby upewnić się, co do skuteczności więzów, gdy poczułam powiew powietrza. Za późno zorientowałam się, że jakaś noga leci w moją stronę, zaraz potem wylądowałam na podłodze przygnieciona męskim ciałem.
Z moich ust wydarło się powietrze.
Spojrzałam w górę, by ze zdziwieniem odkryć przytomne spojrzenie ciemnych oczy, z rozpraszającymi fiołkowymi plamkami.
- Aha - mruknęłam. - To to nie dawało mi spokoju. Oddychałeś normalnie, mimo że Zoya uderzyła cię sztyletem.
- Mam twardą głowę - odparł przyciskając moje dłonie do ziemi. - Często obrywałem od rodzeństwa i kuzynostwa, to się przyzwyczaiłem. Na twoje nieszczęście.
Uniosłam brew.
- Czy ja wiem? Nadal mam nad tobą przewagę - rzuciłam spokojnie wpatrując się w twarz chłopaka. - Nie masz broni, jesteś związany, w nieznanym ci miejscu... mam wymieniać dalej, czy łapiesz o co mi chodzi?
- Broń jest dla mięczaków - odparł. - Ze związanymi rękoma i nieznanym miejscem, też sobie poradzę, ale dzięki za troskę.
Zachichotałam mimowolnie, słysząc sarkazm z jego ust.
- Widzę, że dobrze się bawisz.
- Znakomicie, chociaż zazwyczaj robię inne rzeczy znajdując się w takiej pozycji. - Pod koniec zdania, cmoknął powietrze, jakbym potrzebowała demonstracji tego, o czym mówił.
Mogłabym mu wytknąć, że jest idiotą, żartując sobie właśnie w tej chwili i zapewne właśnie bym to zrobiła, gdybym nie usłyszała cichego kliknięcia otwieranych drzwi. Nawet z takiej odległości, byłam wstanie spostrzec kto chce wejść do środka.
- Porozmawiamy o tym później - wyszeptałam pośpiesznie spychając ciemnowłosego z siebie, następnie siłą - zaskoczonego - wepchnęłam pod łóżko. Akurat w momencie, kiedy Hangi wrzasnął:
- Kilian co ty tu robisz?!
- To mój pokój, zapomniałeś? W zasadzie, to ja powinienem pytać, co cię tu sprowadza.
- Cóż... - przez uchyloną nieco pościel, spostrzegłam wjeżdżającego do środka elfa, który panicznie rozglądał się po pomieszczeniu. - Chciałem zapytać gdzie jest Akira?
- A skąd mam wiedzieć? Pewnie znów gdzieś się włóczy i wróci obsmarowana całym możliwym świństwem - prychnął Kilian, kierując się w stronę łazienki.
- To się nie martwisz?
- Czym? - mąż zatrzymał się niedaleko łóżka, obracając w stronę brata - Ona cała jest bronią. Jej zadaniem jest chronienie mnie, zapewnianie bezpieczeństwa i zdobywanie dla mnie informacji. Nie jesteśmy przyjaciółmi. Jedynie żyjemy ze sobą, za sprawą aranżowanego małżeństwa.
Czułam na sobie wzrok nieznajomego, przez co czułam się jeszcze bardziej skompromitowana, niż mogłabym, gdyby nikt się na mnie nie patrzył. Dodatkowo poczułam gorąco zalewające moje policzki.
- Musiał go ktoś wkurzyć, bo potrafi być miły - wydukałam próbując udawać, że wszystko jest w porządku.
- Jasne - zawahanie w przyjemnym głosie chłopaka, dało mi do zrozumienia, iż wątpi w moje słowa.
W pokoju zaległa cisza, ciężka i nieprzyjemna, z tych, które wolałoby się unikać.
- A ty? Co ty dla niej robisz? Nawet na tę swoją imprezę, jej nie zaprosiłeś! - wybuch Hangi'ego, sprawił, że poczułam się odrobinę zadowolona. Widać słowa Kiliana, uraziły także uczucia piętnastolatka.
No, ale był w mojej głowie, wie co mogłabym czuć. Lub poczuł potrzebę bronienia mnie, ponieważ nikt inny tego nie zrobi.
- Ja? - zdziwił się elf - Zabrała mi moc, zabrała mi wolność i samotność w pokoju! Czego ty oczekujesz? Że zaproszę ją na ważne spotkanie? Tam była cała śmietanka towarzyska! Naprawdę sądził, iż zabiorę na nie, ją? Żeby wszystko schrzaniła? Na dobrą sprawę, nie nadaje się do pokazywania w takim towarzystwie. Jest zbyt dzika, nieopanowana i nieokrzesana. Nawet jeśli próbuje uczyć się tego wszystkiego, to dalej widać, że obce jej jest to, co dla nas jest codziennością. To rzuca się w oczy!
- To... - Opuściłam pościel, opierając przedramiona na ziemi, a na nie opadł podbródek. Wolałam uniknąć słuchania dalszej części. Nasłuchałam się wystarczająco, by wiedzieć, co tak naprawdę myśli o mnie Kilian. - To jak masz na imię?
- Hm? - chłopak przysunął się bliżej mnie, dalej przypatrując się scenie, rozgrywającej na naszych oczach. - Roch.
- Roch? - obróciłam głowę w stronę ciemnowłosego.
- Wiem jak to brzmi - posłał mi zmęczone spojrzenie, dalej opierając podbródek na ziemi. - Prababcia postanowiła zemścić się na mnie, po tym - ponoć tak było - jak ugryzłem ją w policzek, mając dwa miesiące. - Dostrzegłszy moje spojrzenie, dodał: - W mojej rodzinie jest taka tradycja, którą ustaliła prababcia. Mówi ona, że najstarsza kobieta w rodzinie, nadaje dzieciom imiona. To po części, uszczęśliwia młode matki, które nie muszą martwić się nadawaniem imion. Tym bardziej, że prababcia zawsze wymyśla naprawdę ładne imiona.
- Nie w twoim wypadku - rzuciłam uśmiechając się.
W powietrzu dalej roznosiły się głosy Hangi'ego i Kiliana, które uporczywie ignorowałam wpatrując się w Rocha. To imię jakoś dziwacznie do niego pasowało.
- Prababcia jest dość wybuchową osobą - rzucił, poprawiając ułożenie związanych rąk. - Uwierz mi, pokochałaby cię, gdybyś tylko na nią wpadła. Uwielbia osoby, które we mnie celują.
Przycisnęłam rękę do ust, chichocząc.
- Mówię poważnie, ilekroć widziała, jak ktoś celuje we mnie z broni - albo jak od kogoś obrywam - śmiała się i całowała delikwenta. Potem stawała nade mną z wszystko wiedzącą miną, mówiąc: "Kiedy nauczysz się nie podskakiwać starszym?". - Przy ostatnich słowach, uśmiechnął się.
- Kochasz ją.
- Hm? A, no tak. Niemożliwe jest, niekochanie jej.
Aż mi się ciepło na sercu zrobiło, kiedy wyobrażałam sobie tę kobietę. Zawsze chciałam mieć babcie, ale na Neptunie starsze osoby, po prostu nie dawały rady przeżyć. Na mojej planecie żyli tylko młodzi ludzie, maksymalnie do czterdziestki, więc albo reszta uciekała, albo ginęła.
- Ja jestem Akira - przedstawiłam się, wyciągając dłonie w stronę związanych rąk Rocha. - Już cię rozwiązuję, widać nie było potrzeby do paniki. Jesteś...
- ...jesteś jak ojciec! - wrzasnął Hangi - Zachowujesz się dokładnie jak on! Akira nie zrobiła ci nic złego, a ty ją tak traktujesz?! Poświęciła się dla ciebie...!
- Bo to był jej obowiązek! - krzyknął Kilian. - Jej zasranym obowiązkiem było wymyślenie linii obrony!
Zamarłam, zamykając na chwilę oczy, czując przeszywający ból uszu.
Kto, by pomyślał, że aż tak mało znaczę?
Można mnie wymienić w każdym momencie...
- Chyba będziemy musieli tu trochę posiedzieć - powiedziałam cicho, mocując się ze sznurkiem. - Tak w ogóle to czemu przefarbowałeś włosy? - zapytałam, ignorując w ten sposób, rozpętaną kłótnie.
- Skąd wiesz? - Roch, pochylił się w moją stronę - Nikt inny tego nie zauważył!
- Cóż, kiedy wiązałam ci ręce, zauważyłam ledwo widoczne odrosty... Chociaż to nie do końca wyglądało jak odrosty, bardziej... Hm, no nie wiem...
- To wynalazek prababci. Kiedyś musiała przemalować włosy, ale bała się odrostów, więc szukała wszędzie czegoś, co mogłoby przefarbować jej włosy, bez nich. Nie chciałem się rzucać w oczy, także zapytałem ją o recepturę.
- Rzucać w oczy? - dopytywałam odrzucając w bok sznur i patrząc jak rozmasowuje nadgarstki.
- Moim naturalnym kolorem włosów jest rudy - odparł. - Po dziadku. W ogóle wyglądam jakbym był mieszanką genów dziadków. Oczy, kształt twarzy i jakaś część umiejętności po babci, zaś wzrost, reszta umiejętności i koneksje po dziadku. Ach, no tak! Zapomniałbym o jego uroku osobistym.
Zaśmiałam się, kręcąc głową.
Istnieje szansa, że nie będzie nudno.
********
Przysypiałam, kiedy usłyszałam, że ktoś wchodzi do pokoju, gdy Kilian siedział przed biurkiem.
Roch zasnął długo przede mną, moszcząc swoja głowę na moim ramieniu, uznając zapewne, że urok osobisty uchroni go, przed uderzeniem nią w ziemię. Na jego szczęście, mój humor był dokładnie taki sam, po wyjściu Hangi'ego, który ewidentnie cierpiał po kłótni.
Czułam się zbyt parszywie, żeby jeszcze wyładowywać się na Rochu.
Wyciągnęłam rękę, odgarniając odrobinę prześcieradło. Przed Kilianem stała Zoya z cierpiącą miną i drżącymi ramionami.
- O, już jesteś - mruknął elf, chowając do koperty zapisane kartki. - Wiesz gdzie to zanieść.
- Panie...
- Zoya, wiesz co zrobię, jeśli się sprzeciwisz, prawda? Na twoim miejscu, po prostu zabrałbym się do roboty, a potem znalazł Akirę - dodał. - Nadal jej nie ma.
- Oczywiście - wyszeptała pół elfka spuszczając głowę. - Panienka Akira... pragnie zmienić pokój. Nie czuje się komfortowo śpiąc przy panu. Właśnie jest szykowany jej nowy pokój - kontynuowała wpatrując się w kopertę. - Pani Katia wyraziła na to zgodę. Mówię o tym, ponieważ zaraz przyjdą tu służące po rzeczy panienki.
Kilian wpatrywał się przed długie minuty w ścianę. Następnie podniósł się, odwracając w stronę okna.
- Rozumiem, w takim razie udam się na spoczynek. Możesz odejść.
Wystarczyło, aby drzwi za Zoyą się zamknęły, by mąż z całej siły uderzył w biurko. Widać nie było mu tak obojętne, gdzie się znajduję. Albo uznawał, że lepiej mieć mnie na oku.
Szturchnęłam Rocha, to była nasza szansa.
- Obudź się - wyszeptałam. - Zaraz będziemy mogli się stąd wydostać!
W duchu dziękowałam przyjaciółce. Widocznie rozmawiała z Hangi'm, postanawiając ratować mnie niemal natychmiast. Tylko jak udało jej się dostać do Katii? Słyszałam, że tego dnia ciężko było ją znaleźć...
Ale i tak najważniejsza była ucieczka oraz przeprowadzka. To dawało mi możliwość, wymyślenia na spokojnie planu zdezerterowania z tego miejsca.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top