1. Parszywa znajomość

Bóg mi świadkiem, że ta opowieść prześladowała mnie. Naprawdę! I to przez pewien czas, co chwila zmieniając swój wygląd. Nie jestem pewna ile razy ją zmieniałam, sześć może siedem? Albo i więcej. 

Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu :)

"Nie zapominaj, nie zapominaj" - powtarzałam sobie jak mantrę, czując jak komora zaczyna budzić się do życia.

Może, gdyby tylko nie było tak zimno, udałoby mi się spełnić własne żądanie. Wtedy byłoby to wykonalne... albo po prostu się okłamywałam.

Do małego okienka, w tej przeklętej puszce, zbliżył się cień. Po chwili zobaczyłam wyraźnie wściekłe, niezadowolone spojrzenie ojca.

- Zawiodłaś mnie, córko. Obiecuję ci, że to będzie ostatni raz, gdy nie wykonasz mojej woli. Ostatni, Akiro - powiedział uśmiechając się paskudnie. - Kiedy się obudzisz będziesz tak posłuszna, jak jeszcze nigdy!

******

Moim domem od zawsze był Neptun. Ta powietrzna, gazowa planeta pozwalała przeżyć tylko najsilniejszym z nas, tym, którym wykształciły się skrzydła i wszelka odporność na porywiste, szaleńcze wiatry. Przynajmniej tak mówią stare księgi.

Dlatego też byliśmy najlepszym materiałem na małżonków dla elfów każdego rodzaju. Elfów, którzy potrzebowali silnych, potężnych istot, aby mieć ochronę i zdrowe elfie dzieci. Zaś najbardziej ceniono Neptunki, jako że były idealnym materiałem na żony dla wysoko postawionych. Tym bardziej, że rodziły praktycznie idealne kopie swoich mężów. Nikt do końca nie wiedział jak to możliwe, ani za bardzo się tym nie przejmował, bo dzięki temu elfy mogły rozmnażać się z nimi bez obaw, iż urodzi się Neptunianin.

I taki właśnie los czekał także mnie. Miałam wyjść za mąż za jakiegoś elfa, rodzić mu dzieci i pilnować, żeby włos mu z głowy nie zleciał.

Jedyny problem był w tym, że nie miałam na to najmniejszej ochoty. Szkolono mnie na wojowniczkę, nie na konia rozpłodowego!

A jednak... ojciec zawarł umowę z jakimś swoim starym przyjacielem (oczywiście Czarnym Elfem), który poszukiwał żony dla jednego ze swoich synów. Jako, że owy syn potrzebował dość silnej kobiety - nawet nie wyjaśniono mi o co z tym tekstem chodziło! - wybór padł na mnie. Jakżeby inaczej!

- Przestań się smucić - matka uderzyła mnie długopisem w ramię. - Czarne Elfy są znane ze swojej urody...

- Ta, srebrnych włosów, srebrnych oczu i szarej skóry - mruknęłam. - Muszą przez to być doprawdy urodziwe.

- Akira! - mama wbiła we mnie mordercze spojrzenie granatowych, chmurnych oczu - To wielki zaszczyt. Razem z twoim ojcem i resztą jego żon, długo zastanawialiśmy się, którą z naszych dziewcząt poślemy. Ale wiadome było, że tylko ty się nadajesz do tej roli. Pamiętaj, że syn Erwina jest jednym z możliwych kandydatów na króla tego zakątka wszechświata. Władca Triwan, nie posiada dzieci więc istnieje szansa, że któryś z królów zasiądzie na Wielkim Tronie.

- No i? - parsknęłam - Wszyscy wyrażają się o tym chłopaku jakby był jakąś kaleką, więc istnieje naprawdę mała szansa, iż posadzi swój tyłek na tronie królów, a co dopiero na Wielkim Tronie! Poza tym ja nie chcę się mieszać w tą idiotyczną rozgrywkę z tym idiotycznym kaleką.

- Kilian nie jest kaleką!

- W takim razie zapewne kowalem, jak każdy inny Czarny Elf!

Tym razem mama odgarnęła z twarzy granatowe włosy, mamrocząc pod nosem swoją uspokajającą litanię do nieżyjącej już babki. Zapewne prosiła o siłę, żeby przypadkiem nie zabić mnie podczas podróży Promem Świetlnym, ale podejrzewałam, że mogło też chodzić o to, by przypadkiem nie wpaść w furię. W końcu Neptunianie byli znani ze swojej impulsywności i dlatego wszyscy znajdujący się w promie, cały czas się nam przyglądali. Jak tykającej bombie.

- Mamo, wiesz że cię kocha, lecz przesadą było wybieranie mnie. Wybór powinien paść na Mitrę - powiedziałam już spokojniej, zaciskając dłonie na kolanach. - Jest bardziej uspołeczniona, zna zasady i normy panujące na dworze, wie te wszystkie pierdoły jakie powinna wiedzieć przyszła żona. Ja się do tego zwyczajnie nie nadaję.

- Akiro, przypomnij sobie podróż sprzed trzech lat - mama ścisnęła moje ramię. - Wtedy bałam się, że cię stracę, ale ci udało się przeżyć wybuch, co więcej uratował cię Czarny Elf. W podzięce za to powinnaś wyjść za kogoś z jego rodzaju.

Gwałtownie zwróciłam wzrok w stronę czarnej pustki za jajowatym oknem. Niestety przez światło włączone na pokładzie, dostrzegałam jedynie swoją twarz. Twarz o ostrych rysach, dużych, granatowo- czarnych oczach, w których odbijał się dawny ból. Twarzy okolonej granatowymi, długimi, falowanymi włosami, przez które mogło się wydawać, że wyglądam w miarę znośnie, ale nie na standardy elfów. Miałam za szeroką twarz, za ostrą, za bardzo... swoją.

No i ten ubiór!

Na Neptunie już, od dwóch lat, byłam zmuszona podziękować za wszystkie krótkie spodenki, bluzki i inne, przez ten konkretny wypadek. Przez wybuch Promu Świetlnego jadącego do ośrodka szkoleniowego Neptunian, podczas którego przeżyło tylko pięciu pasażerów, ze stu jadących. Wybuchu, który połączył się z falą słonecznego wiatru tworząc wybuchową mieszankę.

Tę mieszankę wciągnęło moje ciało, dając mi coś nad czym musiałam nauczyć się panować.

Coś, co upodobniło mnie bardziej do elfów, niż do swoich.

Coś, co sprawiło, że ratujący mnie Czarny Elf, stracił swoją moc, którą wciągnęłam.

Coś tak groźnego, iż ojciec zamroził mnie na rok, aby mnie dokładnie zbadano i ustalono czy da się mnie wyleczyć. Oczywiście na marne.

Czarne znamiona oplatały całe moje ciało. Jedynie na twarzy mogłam nimi manipulować na tyle, żeby się nie pojawiały, a przynajmniej wtedy, kiedy było to absolutnie konieczne.

Prawdopodobnie dlatego ojciec postanowił mnie wydać za mąż, znajdując odpowiedniego kandydata. Kogoś, kto nie będzie Elfem Światła lub Mrocznym Elfem, bo oni nie tolerowali inności.

Jedynie u Czarnych Elfów wpasowałabym się jak ulał.

- W podzięce mam wyjść za jakieś beztalencie, bosko - rzuciłam, ponownie spoglądając na mamę. - Będą mnie uznawać za swoją, przy czym wytykać palcami, bo nie jestem dostatecznie piękna.

- Bzdury! Pokochają cię! - mama ponownie powachlowała się książką, smukłymi palcami pocierając swoje szczupłe nogi.

- Naprawdę to widzisz? - zapytałam wyciągając rękę do góry - Raczej mnie znienawidzą. Sama mówiłaś, że mój charakter jest... - mały kwadratowy, lśniący na pomarańczowo bot, podleciał w moją stronę, przez co musiałam przerwać. - Poproszę sok pomarańczowy i babeczki z białą czekoladą.

Bot pośpiesznie się oddalił, zaś mnie zaatakowała fala dźwięków - głośnych rozmów innych pasażerów, śmiechów i krzyków. Oni cieszyli się z możliwości udania się na Ivanę, ponieważ mieli z niej powrócić z powrotem do domów. Oni chcieli pozwiedzać, a ja uciec gdzie pieprz rośnie.

Tak naprawdę stresowałam się bardziej niż można byłoby po mnie przypuszczać. Dlatego też trzymałam dłonie na kolanach, by nogi nie zaczęły mi chodzić z nerwów. Ledwo też panowałam nad swoim głosem, czy utrzymywaniem czarnych znaków z dala od twarzy, ale one walczyły, jakby wiedziały, że moim losem od dawna było właśnie to - bycie pół Neptunianką, pół Czarnym Elfem. Chociaż w moich żyłach nie płynął ten szlam, który sprawiał, iż ich skóra wyglądała na szarą.

- Mamo, a co z moją bladą twarzą? - zapytałam - Po jakimś czasie zrozumieją, że coś jest nie tak.

- Już o tym rozmawiałyśmy, skarbie - mama odwróciła się w moją stronę, a na jej owalnej twarzy pojawił się lekki uśmiech. - Kiedy pojawiają ci się te... wzory, twoja skóra nabiera dziwnej, niezdrowej barwy, przypominającej skórę Czarnych Elfów. Nie poznają, że pochodzisz z Neptuna, dlatego też mówię ci, że cię pokochają - kobieta położyła dłoń na moim policzku. - Nawet jeśli twój charakter jest dość trudny w obejściu.

********

Moim głównym i jedynym zadaniem przy spotkaniu przyszłych teściów, było trzymanie rodowej wazy mojej rodziny. Właściwie jednego z jej egzemplarzy, jako podarek dla rodziny przyszłego męża.

Był to jeden z naszych Neptuniańskich zwyczajów, niosący wielki zaszczyt i tak dalej. Tym bardziej, że miałam go postawić w wystawowym salonie, gdzie każdy mógłby wazon podziwiać, zaś takie saloniki u elfów były... cóż bardzo piękne. A przynajmniej tak wyglądał salon w domu Tallanów - miał wielki kominek, w którym obecnie nie płonął ogień, choć na palenisku znalazło się drewno. Prócz tego w pomieszczeniu znajdowały się skórzane kanapy, szezlong, biblioteczki oraz wyjście na taras. Że nie wspomnę o dużej ilości kwiatów i obrazów zgromadzonych w pomieszczeniu.

Ale wracając do najważniejszych spraw...

Ten wielki zaszczyt jaki mnie spotkał, spowodował jedno - ta waza po prostu wyleciała mi z rąk! To był wypadek, ale... Ale miałam ku temu ważny powód! I to jaki. Otóż zobaczyłam kogoś, kogo wydawało mi się, że nigdy więcej nie zobaczę. Do tego, właśnie w tym momencie, przypomniałam sobie, iż widziałam go już wcześniej, nim uratował mnie wtedy w tej pustce.

- TY! - wrzasnął stojący w drzwiach srebrnowłosy chłopak o atletycznej budowie ciała, pięknej, delikatnej twarzy prawdziwego anioła albo nawet boga!

W tej chwili także zaczęli ze sobą ciche rozmowy sześcioro młodych elfów, będących synami Erwina.

Wydawało mi się do tego, iż to ja jestem głównym obiektem tych rozmówek.

- Cześć? - rzuciłam krzywiąc się i spoglądając na rozbite szczątki wazy. - Mnie też miło cię widzieć?

Mój wzrok dalej spoczywał na ziemi, głównie z powodu tego jednego wspomnienia. Nie o ratunku i jego przerażonej twarzy, kiedy zrozumiał, że moje ciało wchłonęło jego moc, jego prawdziwe Ja. Myślałam o tym jak pewnego wieczora, próbowałam uratować dziwnego typa chowającego twarz za pomocą kaptura. Dziwnego typa o charakterystycznych czarnych znamionach, próbującego walczyć z co najmniej dwudziestką bandziorów, chcących go obrobić.

Tylko, że wtedy przez przypadek złamałam mu nos łokciem, gdy brałam zamach. W celu pomocy biednemu, samotnemu chłopakowi, oczywiście.

I zdaje się, że on też może o tym pamiętać.

- Akira znasz swojego narzeczonego? - zapytała mama jak zwykle zwracając uwagę tylko na to, co dla niej, wydawało się być najistotniejsze.

- To on mnie uratował - wykrztusiłam.

- To ta dziewczyna pozbawiła cię mocy?! - krzyknął przyszły teść w akompaniamencie cichych chichotów pozostałych swoich synów.

- Oj, Erwinie dajże spokój - przyszła teściowa, lady Katia podeszła do mnie, przyglądając mi się tak wnikliwie jak to tylko możliwe. - Dzięki temu, że to się stało, chociaż jeden z naszych synów, stał się odrobinę mniej arogancki. Przy czym nasza dammi - przyszła córka, albo po prostu córka, jak czytałam o zwyczajach nazewnictwa elfów. - będzie uznawana za jedną z nas. Nie będzie wykluczana i łatwiej pomoże naszemu synowi w osiągnięciu tytułu.

- Ale ona... - zaczął Kilian wskazując mnie ręką, gdy podniosłam wzrok. - Ona... sprawiła, że jestem słaby!

- To teraz, dzięki niej, będziesz silny - oznajmiła Katia obejmując mnie w pasie ramieniem. - Będzie idealna jako twoja żona. Niezwykle utalentowana dammi, to rzadki klejnot. Już chyba nawet wiem jak to można wykorzystać i co trzeba zrobić, żeby nikt nie uznał jej za obcą. Moja droga, Otti - zwróciła się teraz do mojej mamy - może porozmawiamy na osobności? Chciałabym o tyle rzeczy zapytać!

- Wcale nie chcę być silny dzięki dziewczynie, przez którą straciłem...!

- To przecież nie moja wina! - zawołałam mocno już zirytowana. Normalnie rozmawiali jakby mnie w salonie nie było! - Nie prosiłam się o to, by Prom Świetlny został zaatakowany, ponieważ jakieś elfie idioty, postanowiły ze sobą walczyć! To są właśnie konsekwencje waszych durnych walk, więc się z tym pogódź.

Kilian wbijał we mnie nieprzeniknione spojrzenie, swoich srebrnych oczu. Przyglądał mi się tak długą chwilę, związując swoje długie, srebrne włosy w koński ogon. To, że sięgały za jego tyłek oznaczało, iż jak dotąd nie został pokonany, przez co nie rozumiałam dlaczego...

I wtedy to dostrzegłam. Elf zwyczajnie zgrywał się przed swoimi starszymi i młodszymi braćmi. Nie chciał pokazać...

Właśnie czego mógłby nie chcieć im pokazać?

Przekrzywiłam głowę, zagryzając dolną wargę, dopiero teraz zauważając, że mama wraz z Katią odeszły, zaś ja zostałam sama w pokoju z samymi facetami, którzy cały czas, coś do siebie szeptali.

Ośmiu mężczyzn wpatrujących się we mnie takim wzrokiem, jakby już wiedzieli, że może być ciekawie. Znaczy Erwin wbijał we mnie wzrok mówiący: "Z nią mogą być jakieś problemy, lepiej trzymać ją na krótkiej smyczy". I to było naprawdę przerażające.

- Akiro? - przyszły teść zwrócił na siebie, moją uwagę - Chciałbym ci przedstawić swoich sześciu pozostałych synów, jako że zostaniesz moją pierwszą synową, powinnaś wiedzieć jak nazywają się twoi przyszli bracia.

Moje spojrzenie przesunęło się po twarzach pozostałych elfów, dwóch ewidentnie starszych od Kiliana i czterech młodszych. Właściwie tylko po twarzach i wzroście można było odróżnić mniej więcej ich wiek. Co i tak było wyczynem, gdyż dalej nie wiedziałam kto mógłby mieć ile lat.

Z tego co wiedziałam o elfach, to już dawno temu utracili zdolność nieśmiertelności i czytania w myślach (niezmiernie mi to pasowało). W niektórych tekstach była mowa o tym, iż ciężko było się nauczyć samego czytania więc młodzi coraz bardziej zapominali jak to się robiło. Ale nigdzie nie znalazłam wzmianki o tym, co się stało z ich nieśmiertelnością. Chodziły słuchy, że najpotężniejszym udawało się zdobyć jakaś namiastkę długowieczności, ale nie samą nieśmiertelność.

- To dla mnie wielki zaszczyt - powiedziałam ostrożnie. - Niestety obawiam się, że będzie mi dość trudno rozpoznać poprawnie każdego z pańskich synów. Wszyscy są bardzo podobni do siebie. Potrafiłabym wyróżnić z nich Kiliana, gdyż jako jedyny ma tak długie włosy, ale obawiam się, że będzie problem z resztą.

Po pokoju rozniosła się fala śmiechu.

- Hmm, imiona tak czy inaczej powinnaś poznać. Będziesz należeć do rodu Tallanów.

Ukłoniłam się przed Erwinem, którego srebrne oczy wydawały się lśnić jakimś tajemniczym blaskiem. Przerażającym blaskiem.

- Jak... fanan uważa - powiedziałam pospiesznie, ciesząc się, iż przypomniałam sobie słowo określające ojca.

Teraz, jednak w salonie zaległa cisza.

Wydawało się nawet, że wszyscy wstrzymują oddech.

Ale dlaczego? Chyba się nie pomyliłam, prawda?

Wobec tej wszechogarniającej ciszy, dalej zgięta w ukłonie, uniosłam głowę, aby rozeznać się w sytuacji. I właśnie wtedy zaczęłam żałować tego co zrobiłam.

Cała szóstka chłopców zamarła w bezruchu, wpatrując się we mnie z przerażeniem w srebrnych oczach. Nawet Kilian rzucał mi nerwowe spojrzenia, wygładzając pospiesznymi ruchami czarno- złotą tunikę. Zaś jego spojrzenia przeskakiwały ze mnie na swojego ojca. Ojca, który wbijał we mnie przeszywające spojrzenie, które za grosz nie było ani przychylne, ani miłe.

Zdobyłam się z nerwowy uśmiech.

- Przepraszam, rozumiem, że...

- Masz nazywać mnie per: "pan", zrozumiałaś? Zwracać się jedynie per "pan", nie po imieniu i nie ojcem.

- Oczywiście! - przytaknęłam, czując lekki niepokój i strach.

Wyglądało na to, iż Erwin był przerażającym typem, którego wolałoby się nie mieć za wroga.

- Nie jesteś i nie będziesz moją córką. To, że przyjaźnię się z twoim ojcem nie oznacza, iż będę lubił ciebie. Twoim zadaniem jest wspierać mojego syna, chronić go, nawet za cenę swojego życia, rodzic mu dzieci i nie przynosić wstydu.

- Oczywiście - przytaknęłam, znów opuszczając głowę, by ten nie zauważył wściekłości na mojej twarzy.

Erwin zdecydowanie zaczynał działać mi na nerwy. Zachowywał się tak, jakbym była czymś, co należy tolerować, ale nie oznaczać jako coś wartościowego. Co więcej oznaczało to, iż będę traktowana w dość oryginalny sposób, zaś...

Hmm, ciekawe jak będą tolerowane moje dzieci. O ile będę je kiedykolwiek mieć.

- Akira - w salonie rozbrzmiał czysty głos Kiliana - może poskładasz do kupy ten wazon, a potem udalibyśmy się do pokoju, w którym będziesz dziś spać? Później mama przyjdzie ci powiedzieć wszystko to, co powinnaś wiedzieć na jutrzejszy ślub. Dopiero po tym zajmiemy się zapoznawaniem z naszą kulturą, zwyczajami i tradycjami.

Super. Teraz miałam zostać jakimś pionkiem w ich grze? Ale czy w ogóle miałam jakiekolwiek inne wyjście?

Właśnie wyrzucono moją figurkę do gry, której zasady są, dla mnie, dalej nie do końca znane, a jedyne co mi pozostało to pozostać w grze i...

Mój wzrok padł na wyciągnięta dłoń Kiliana, wraz z jego wyczekującym spojrzeniem.

...i utrzymać przy życiu osobę, która już niedługo zostanie moim mężem.

Przecież od jutra stanie się jedyną osobą, której będę musiała zaufać. Jedyna osobą, przed którą będę musiała pozostać szczera, wierna i posłuszna. Bo tego uczono mnie od dziecka. Postawić jedną osobę ponad siebie, moją rodzinę.

Być lojalna tylko mężowi - jak to mawiała Nadia tuż po swoim ślubie. Zawsze przy tym dodawała, że jedynie tak uda nam się przeżyć w obcym miejscu - polegać jedynie na tym konkretnym facecie; tak jak on może polegać na nas.

Odetchnęłam głęboko, nim machnęłam dłonią nad szczątkami wazy. Fala gorąca przepłynęła przez moje ciało, skupiając się w dłoni, rozjaśnionej przez wypływające z niej światło. Przy czym nie skupiałam się na łączących się fragmentach tego strojnego, dziwnego czegoś, a na wyciągniętej w moją stronę ręce oraz niezachwianej pewności na twarzy Kiliana, że ją chwycę.

Chociaż przecież nie musisz tego robić - szepnął jakiś zdradliwy głosik w mojej głowie. - Masz jeszcze możliwość ucieczki.

Już nie - pomyślałam chwytając wazon, przyciskając go do piersi, zaś na koniec chwytając dłoń Czarnego Elfa o szarej skórze i takich samych czarnych, przeplatanych wzorach na ciele, jak te moje.

Kilian posłał mi smutne spojrzenie, ściskając pewnie moją rękę.

Czekała nas batalia na nieznanym polu gry.

I musieliśmy ją wygrać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top